Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Klawiter: Doktryna gdańska a sprawa kaszubska

Kazimierz Klawiter
Przemysław Świderski
Polemika po publikacji artykułu Cezarego Obracht-Prondzyńskiego „Niepodległa, Pomorze i wypadki puckie”, opublikowanego 21 lutego 2020 roku na łamach "Dziennika Bałtyckiego".

Ostatni obszerny artykuł „Niepodległa, Pomorze i wypadki puckie” mojego zrzeszeniowego kolegi Drecha Cezarego Obracht-Prondzyńskiego wywołał moje zdumienie, a u wielu moich kolegów tak zwane wkurzenie. Nagromadzone tezy w sprawie obchodów zaślubin Polski z morzem znacząco omijają jądro prawdy, a oceny są co najmniej mocno ryzykowne. Z jednym się zgadzam: 100-lecie obchodów zakończyło się niepożądaną zawieruchą, ale według mnie łatwą do przewidzenia, wręcz zaplanowaną. Ucierpieliśmy na tym my, Kaszubi, od stu lat świętujący to wydarzenie, dla pozostałych to były tylko igrzyska.

Kontrowersje wokół setnej rocznicy zaślubin Polski z morzem

100 rocznica zaślubin Polski z morzem. Stulecie powrotu Pomo...

Żeby zrozumieć kontekst „wypadków puckich” trzeba wiedzieć, czym dla Kaszubów jest 10 lutego i symboliczna, pomnikowa data rozpoczynająca nową erę w historii Kaszub i Polski morskiej. Wiązaliśmy z tym spore nadzieje i oczekiwania, że pozwolę sobie użyć słów redaktora Mariusza Szmidki „niech to stulecie będzie nową inspiracją dla Kraju Kaszubów” napisanych w przeddzień obchodów. Uczestniczę w zaślubinowych obchodach od 42 lat i obserwuję przemiany form od bardzo kameralnych związanych tylko z garstką działaczy w oparciu o Kościół rzymskokatolicki. Tutaj pozwolę sobie przypomnieć działaczy: Stanisława Cygierta, Pawła Tarnowskiego, Władysława Torlińskiego, Romualda Łukowicza i nieustannego inspiratora Józefa Borzyszkowskiego. Pamiętne są szczególnie zaślubiny z 1985 roku, które stały się wydarzeniem ogólnopolskim, a do Pucka zjechała się dosłownie cała Polska z prymasem Józefem Glempem i Lechem Wałęsą na czele. Był to chyba pierwszy po ’81 roku odczuwalny powiew wolności w takiej spontanicznej, świątecznej skali. Liderem obchodów był wówczas młody działacz kaszubski Zygmunt Orzeł. W kolejnych następnych obchodach, zawsze uroczystych, był prezydent Wojciech Jaruzelski, a wyjątkowe mocne obchody były w 2000 roku, w których był i symboliczny pociąg z Gdańska i obecność prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, a gościem głównym był premier Jerzy Buzek. Ówczesne obchody osiągnęły chyba największy rozmiar co do zasięgu skali (msza św. Na Rynku, defilada we Władysławowie, okręty i samoloty Marynarki Wojennej). W roku 2010 tuż przed tragiczną śmiercią gościem specjalnym był prezydent Lech Kaczyński. Nic więc dziwnego, że z obchodami stulecia wiązaliśmy ogromne nadzieje i oczekiwania.

Czy obecni gestorzy sprostali wyzwaniu?

Uważam, że najważniejsza gestia przypada gospodarzowi regionu, marszałkowi województwa, który jak się później okazało, był patronem obchodów (tak głosił program i afisze). Zawsze ważnym gestorem był burmistrz miejsca - miasta Puck i jak widać z historii obchodów najważniejszym, symbolicznym gospodarzem był prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Niestety, przygotowania do stulecia szły jak po grudzie i nie rokowały dobrze. Tak się składa, że 10 stycznia obchodziliśmy stulecie w Toruniu. Tamże zastaliśmy harmonijne współdziałanie Kancelarii Prezydenta RP, rządu RP, marszałka województwa kujawsko-pomorskiego, prezydenta Torunia i biskupa toruńskiego. Tamtejsze obchody z udziałem sejmików województw kujawsko- pomorskiego i pomorskiego przewidziały dwie uroczyste sesje i stosowne przemowy liderów województw, kujawsko-pomorskiego Piotra Całbeckiego i pomorskiego Mieczysława Struka. Całość odbyła się w godnej pozazdroszczenia harmonii i miłej atmosferze. Może też dlatego, że na początku zaczęto od powołania komitetu obchodów stulecia pod przewodnictwem profesora Krzysztofa Mikulskiego. U nas takiego komitetu nie powołano, wbrew temu, co mówi kolega Cezary Obracht-Prondzyński, a przygotowania do puckiej uroczystości prowadziły niemalże cztery niezależne ośrodki bez żadnej koordynacji. Od roku jako radny województwa prosiłem marszałka Mieczysława Struka o przyjęcie programu i podjęcie działań koordynujących. Marszałek konsekwentnie odmawiał. Zgłaszałem to co miesiąc na każdej komisji kultury. Ostatecznie przysłał pismo, że projekt przedstawi jesienią. Do końca komisja kultury żadnej odpowiedzi nie otrzymała. Od początku też apelowałem o przyjęcie ambitnego programu. Niezależnie od swoich mieliśmy dobre wzorce obchodów ze Śląska czy Wielkopolski. Przypomnę choćby bardzo głośne obchody śląskie z utworzeniem wielkiego pomnika historii Śląska - Panteonu Górnośląskiego, inwestycja szacowana na 40 mln zł z udziałem rządu, województwa śląskiego, miasta Katowic i tamtejszej diecezji. Nasz program miał tylko przebłyski. Dobry koncert na Ołowiance zupełnie nie został sprzedany ani dla Gdańska, ani dla wielomilionowej publiczności poprzez kanały telewizyjne. A romantyczny pociąg z Gdańska do Pucka stał się tylko przebłyskiem dobrej koncepcji. Zabrakło tak monumentalnych wydarzeń, jak choćby monumentalna wystawa sto lat Polski morskiej czy choćby nadanie imienia stulecia jednemu ze zbudowanych portów w Gdańsku, czy Gdyni. A w niedawnej przeszłości potrafiliśmy. Przypomnijmy sobie animowane przez śp. Pawła Adamowicza obchody tysiąclecia Gdańska z monumentalną wystawą Aurea Porta Rzeczypospolitej. Obecny program obchodów choć zawiera elementy ambitne i ciekawe, jest pozbawiony wymiaru znaków ponadczasowych na miarę ambicji Kraju Kaszubów.

Czy musiało do tego dość?

To, że obchody w Pucku będą sztywne i konfrontacyjne, każdy analityk wiedział, ale sądzę, że poziom chamstwa zaskoczył każdego przyzwoitego człowieka. Nawet stojący obok mnie marszałek Struk wydawał się zakłopotany, ale byli też tacy, którzy byli szczęśliwi (Małgorzata Kidawa-Błońska, Sławomir Rybicki, Barbara Nowacka). Nas, Kaszubów, dobiło to, że stało się to w naszym domu, w czasie wielkiego święta, a nikt z gospodarzy stosownie nie zareagował. Na szczęście po uroczystościach publicznie przeprosił i wyraził ubolewanie prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Jan Wyrowiński.

Cezary Obracht-Pron-dzyński twierdzi, że do takiego scenariusza parła kancelaria prezydencka. Nieprawda, mijasz się z faktami. Wobec braku sygnałów od marszałka województwa czy burmistrza Pucka doszło z inicjatywy kancelarii prezydenckiej do spotkania wszystkich zainteresowanych samorządów pod przewodnictwem ministra Kolarskiego. Marszałek Mieczysław Struk odmówił udziału, choć pozostali (starostowie pucki i wejherowski, prezydent Wejherowa, burmistrzowie, Pucka i Władysławowa) przystąpili do opracowania programu. Tam powstały zręby programu na 10 lutego, ale po tym wrześniowym spotkaniu nadal nie była widoczna chęć zharmonizowania wszystkich podmiotów.

Jak się później okazało, Prezydent Rzeczypospolitej nie otrzymał zaproszenia od żadnego z istotnych podmiotów. Wychodzi na to, że gospodarzem uroczystości siłą faktu został prezydent, który nieformalnie zaprosił całą Polskę do swojego państwowego portu w Pucku i był goszczony między innymi przez zawsze stojącą na wysokości zadania pucką parafię św. Piotra i Pawła.

Doktryna gdańska

Dlaczego prezydenta nikt nie zaprosił i dlaczego nie doszło do koordynacji działań? Tutaj musimy się cofnąć do nieodległej historii i zaryzykuję stwierdzenie, że zadecydowała wierność czemuś, co roboczo nazwę doktryną gdańską, a zarząd województwa wpisał się weń stuprocentowo.

Zauważmy, że od czasu wygrania wyborów przez śp. Lecha Kaczyńskiego obowiązuje w Gdańsku wręcz embargo na kontakt z szeroko rozumianą prawicą.

Żeby zrozumieć kontekst „wypadków puckich” trzeba wiedzieć, czym dla Kaszubów jest data 10 lutego

Od tamtego czasu organizowane są dwutorowe obchody Sierpnia, 4 czerwca, zupełne świadome wyalienowanie ECS-u, odrzucenie idei ministra Sellina budowy muzeum II wojny światowej na Westerplatte i budowa własnej wersji budowy muzeum II wojny światowej z brakiem uwzględnienia głównego interesu narodowego.

Dość świeżym znamieniem takiego nonszalanckiego podejścia były obchody 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte, gdzie mimo wszystko premier Mateusz Morawiecki wytrzymał konfrontacyjne buczenie gospodarzy i płomiennym wystąpieniem przykrył groteskowe wystąpienie Fransa Timmermansa.

Strona rządowa nie zlekceważyła zaproszenia prezydenta Gdańska na tak symboliczną uroczystość, ale z kolei strona gdańska zupełnie zablokowała erygowanie muzeum Westerplatte, które odbyło się z udziałem władz państwowych tuż po uroczystości głównej. Tę atmosferę zupełnej blokady próbowano przenieść na uroczystości puckie.

Zaślubiny Polski z morzem. Galerie archiwalnych zdjęć

Uważam, że próba zupełnie się nie powiodła, bowiem poziom barbarzyństwa autoryzowanego przez liderów politycznych zniesmaczył niemalże wszystkich.

Oczywiście najbardziej przegranymi jesteśmy my, Kaszubi, którzy przygotowywane od stu lat wesele musieliśmy zamienić w stypę, a złe wspomnienie będzie się ciągnęło niczym trauma przez długie lata i będzie przykrywało wspaniałe karty dotychczasowych obchodów.

Nie jesteśmy samotną wyspą

Kraj Kaszubów nie jest samotną wyspą. Jest w szerszym kontekście. Prawdą jest, że doktryna gdańska stara się przewodzić tak zwanej opozycyjnej Polsce, ale całość wpisana jest w historię dość długiego zwarcia dwóch Polsk. Jak to inni określają, dwóch plemion. Pewnie szybko ten spór nie wygaśnie. Kolega Prondzyński sięga aż do „dziadka z Wehrmachtu” i ma dużo racji, że zasadnicza rysa nastąpiła wtedy, chociaż ma ona swój początek w 1945 roku. Po wyborach prezydenckich w 2005 roku nastąpiły nieobyczajne zupełnie ruchy, jak choćby akcyjna fala, że to nie jest nasz prezydent, zabieranie samolotu prezydentowi, walka o krzesło w Brukseli, aż do wielkiej tragedii smoleńskiej, gdzie premier Donald Tusk miał do wyboru: albo naturalna dymisja, albo ciąć naród na pół. Wybrał to drugie. Po tym wydarzenia przybrały prawie rytm niekontrolowany, a dwie Polski - jedną można nazwać w uproszczeniu tradycyjną, drugą też w dużym uproszczeniu Polską nowoczesną - zwarły się w wyniszczającym klinczu. Pogłębienie tego rozwarcia nastąpiło głównie po uzyskaniu przewagi politycznej Polski T nad Polską N. Polska N wydaje się obrażoną i oszołomioną, że straciła władzę polityczną, a Polska T do żywego ugodzona takimi strzałami, jak tęczowa zaraza, czy świnie w błocie, wydaje się wewnętrznie umocniona poczuciem misji. W tym kontekście pilnujmy naszego głównego interesu kaszubskiego, który przez stulecia udawało nam się upilnować, bowiem tylko dzięki Kaszubom - w Wersalu o dostępie Polski do morza zadecydowało tylko kryterium etnograficzne - czyli kaszubska ludność, która opowiedziała się za Polską. Również przez cały PRL zgrabnie zachowaliśmy swoją autonomię myśli w obrębie prywatnym, czy to na płaszczyźnie Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, z którego dokonań jesteśmy słusznie dumni. Zachowajmy tę mądrość Starków.

O autorze:

Kazimierz Klawiter, działacz kaszubski i samorządowy. Radny Sejmiku Województwa Pomorskiego obecnej kadencji, członek Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, były wicemarszałek pomorski I i II kadencji, uczestnik opozycyjnego Ruchu Młodej Polski (1979) i Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Całe Pomorze świętuje setną rocznicę zaślubin Polski z morzem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki