Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska - Rosja na granicy w Gronowie: Oni kupują mniej, my zaczynamy mieć problem

Tomasz Słomczyński
Tomasz Słomczyński
Granica. Coś się kończy, coś się zaczyna. Tu, w Gronowie, kończy się Unia Europejska, o czym skwapliwie informują niebieskie tablice. Tam, za szlabanem, jest Rosja. Ta sama, która w telewizji ma twarz Putina i żołnierzy specnazu.

Granica to stan ducha. Jakiś niepokój, napięcie, uczucie nieokreślonej zmienności. Szczególnie granica z Rosją. Tu wszystko jest przewidywalne, tam zaś, kilkaset metrów dalej - groźne i złowrogie.

Ale nie dla tutejszych. Dla nich granica jest po prostu ścianą z zamontowaną wąską furtką. Ciągle otwartą. Choć coraz węższą.

* * *

Przed szlabanem, jeszcze w Polsce, bar Kalinka. Dwa naleśniki za siedem dziewięćdziesiąt, piwko, telewizor, "M jak miłość". Dwójka Rosjan posila się przed powrotem do kraju. Pani w fartuchu nie ma nic do powiedzenia, poza tym, że różnie jest. Raz jest dużo klienta, raz mało. A o embargu się nie wypowiada, bo za bardzo to nie wie. A nasi to jadą dziesięć kilometrów i zaraz wracają. Po paliwo głównie.

Kalinkę, raz po raz, mijają rosyjskie auta. Widać ruch na granicy spory.
Przed Kalinką, na poboczu, przysiadł wąsacz. Wąsy sięgają brody, á la James Hetfield z zespołu Metallica. Pali, czeka, spogląda to na szlaban, to na swojego wysłużonego passata.

- Osiem godzin trzeba stać, kurwamać.
Wypluty jednym tchem wulgaryzm brzmi mniej obscenicznie, jak przecinek.
- Ja dzisiaj wyjechałem o piątej rano, a zobacz pan, która jest godzina. Ruskie mają w dupie nas, Polaków, i mają nas za nic, kurwamać.

Słowo po słowie, jak lawina złości - jedno przekleństwo napędza kolejne.

Pytam coraz bardziej zirytowanego wąsacza o szczegóły odprawy celnej. - Jak Ruskie zajadą po ich stronie, to Polak weg, na bok. Bo Ruskie muszą u nich jechać pierwsze, nie? Ja bym im tak samo zrobił, nie? Ale nasi nie robią.
- Nasi puszczają Rosjan i Polaków po kolei?

- Zobacz pan, po naszej stronie są trzy pasy Ruskich i jeden tylko dla Polaków. U nas idą trzy ruskie samochody i nasz od czasu do czasu jeden. I to nasi tak robią, Polaki. A tam Ruskie swoich biorą od razu, a Polaków na bok. Tylko się korek zrobi, to Ruskie jadą, a Polaki stoją. To czemu my tak samo nie robimy? Oni o swoich dbają, a Polaki nie potrafią.

Wąsacz jeździ głównie po paliwo. Są limity: dwie paczki fajek, pół litra wódki i bak paliwa oraz jeszcze 10 litrów w kanistrze. Zarobek jest na paliwie. Wąsacz ze swoim passatem po takim kursie jest w sumie 130 złotych do przodu. Zrobił w lipcu 10 tysięcy kilometrów po całej Polsce. Jak się wali tyle kilometrów, to opłaca się jeździć po paliwo. Flaszka kosztuje u nich 70 rubli, to jest niecałe 7 złotych, a viceroye 45, to jest cztery złote z groszami. Takie to zarobki są - jedna flaszka i dwie paczki fajek, więcej nie można. Czyli pieniądze z tego żadne.
Wąsacz twierdzi, że ostatnio na granicy się zmieniło. - Był spokój, ładnie się przejeżdżało, w trzy godziny w te i we w te, a teraz...

Wąsacz nie wie, po co oni do nas przyjeżdżają. - Po zakupy do nas walą, no bo po co? A jakie samochody mają! Same terenówki. Tylko ichnie przemytniki jeżdżą takimi passatami jak ja, a reszta to widzisz pan. Taka to, widzisz pan, bieda jest w tej Rosji, kurwamać.

* * *

W 2012 roku rząd Rzeczypospolitej Polskiej i Rząd Federacji Rosyjskiej, "pragnąc wspierać i umacniać dobrosąsiedzkie relacje między obu państwami, a także współpracę gospodarczą, handlową, techniczną, kulturalną oraz w innych dziedzinach, pragnąc wspierać rozwój kontaktów między mieszkańcami strefy przygranicznej poprzez wprowadzanie ułatwień we wzajemnych podróżach", uzgodniły wprowadzenie "małego ruchu granicznego" dla "podtrzymywania więzi rodzinnych, społecznych, kulturalnych, a także uzasadnionych kontaktów ekonomicznych i innych". Mały ruch graniczny został uruchomiony w lipcu 2012 roku.

* * *

Wjeżdża Rosjanin do Unii Europejskiej w Gronowie i czyta w swoim języku reklamy, "obmeń waluty" (najczęściej), a także "produkty". Mija hurtownię z wjazdem dla ciężarówek z dużym banerem, na którym różowieje świeże mięso. Po kilku minutach dojeżdża do Braniewa. Miasteczko wita parkingiem przed francuskim supermarketem, odwołującym się do tradycji muszkieterów.
Podjeżdża czarne auto. Obok stoją już dziennikarze z kamerą. Z auta wysiada postawny mężczyzna w białej koszuli pod krawatem. Wieje dziś, krawat łopoce to w lewo, to w prawo.

Holenderska ekipa telewizyjna kręci materiał o polsko-rosyjskich stosunkach przy granicy. Henryk Mroziński, burmistrz Braniewa, staje przed kamerą na tle supermarketu. Dziennikarz holenderski:
- Czy ruch przygraniczny jest ważny dla Braniewa?

- Ruch przygraniczny jest bardzo ważny, codziennie odwiedza nas kilka tysięcy mieszkańców obwodu kaliningradzkiego. Zyskują na tym sklepy, lekarze, fryzjerzy, zakłady naprawy samochodów... Gdyby ograniczać lub zlikwidować mały ruch graniczny, to byłaby dla nas katastrofa. To byłaby utrata kilkuset miejsc pracy. To byłaby tragedia. Nie wyobrażamy sobie, żeby narody, które żyją obok siebie, nie handlowały.

Bo rynek w Braniewie przestawił się już na klienta z Rosji. Są tu nie tylko sklepy, ale i terminale przeładunkowe. Stąd rosyjskie towary trafiają na Zachód Europy. A gdyby nagle przestały tu trafiać? Wtedy będzie zapaść.

Ustalam w rozmowie z burmistrzem (poza holenderską kamerą), że jednak są pierwsze symptomy pogorszenia się sytuacji politycznej "na górze". Rosjanie wcześniej robili większe zakupy, teraz robią mniejsze. A to dlatego że na granicy zaczęto sprawdzać, ile polskich produktów spożywczych Rosjanie wwożą do Rosji. Co prawda limit pięciu kilogramów formalnie obowiązywał od początku wprowadzenia małego ruchu granicznego, ale nie był przestrzegany, a celnicy rosyjscy nie zwracali na to uwagi. W efekcie było tak, że po polskie mięso ustawiały się ciężarówki. Rosjanie dzwonili, robili zamówienia, na kilkadziesiąt albo i kilkaset kilogramów mięsa, i bez problemu wwozili to do Rosji. Ostatnio, po wprowadzeniu sankcji, rosyjscy celnicy zaczęli restrykcyjnie wymagać przestrzegania limitów i ten handel się skończył. To taki mały, lokalny przygraniczny odwet za decyzje Brukseli. - Na razie realny skutek sankcji to jest tylko pięć kilogramów artykułów spożywczych w bagażniku rosyjskiego samochodu - podsumowuje burmistrz Braniewa. I dodaje: - Mimo napięć w wielkiej polityce mamy z Rosjanami sytuację zupełnie normalną. Byłem ostatnio na święcie Mamonowa, Zielenogradska i Jantarnego, bo to nasze miasta partnerskie, i ani z naszej strony, ani z ich strony nie ma żadnego napięcia. Jest bardzo wyraźne odczucie, że na poziomie samorządów nie ma żadnych pretensji.

* * *

Holenderski dziennikarz , jak się okazuje, to Ekk Overbeek, autor głośnej książki o pedofilii w polskim Kościele. Teraz jednak zajmuje się tematem polsko-rosyjskich stosunków. Dlatego przyjechał do Braniewa.
- Braniewo jest ciekawe dla holenderskiego telewidza?

- Ciekawy jest ten kontrast: na szczycie mamy zimną wojnę, a wśród normalnych ludzi są normalne stosunki.
Pytam Holendra, który od lat mieszka w Polsce, o nas, Polaków. Odpowiada: - Niektórzy Polacy są rusofobami, tak... Ale historia zrobiła swoje. Powiedziałbym tak, że Polacy nie lubią Rosji jako państwa, ale nie mają problemu z samymi Rosjanami.

* * *

Rosjanie natomiast mają problem z rozmową z polskim dziennikarzem. Wyraźnie nie chcą się wypowiadać. W krótkich zdaniach przewijają się tylko fragmenty czytanek z podręcznika do języka rosyjskiego z lat minionych: Mir między narodami, przyjaźń, braterstwo, a zaraz potem w tył zwrot, zawartość koszyka do bagażnika i pędem z powrotem do granicy.
Na tym tle tylko jedna wypowiedź, również krótka i urwana jakby w połowie, zdaje się być bardziej wyrazista: - Wy, Polaki, odeszliście od własnej mateczki.
- Jakiej mateczki?
- Mateczki Rossiji.

* * *

Wraca taki Rosjanin z supermarketu do granicy (5 km) i widzi dwa politycznie poprawne drogowskazy (w tę samą stronę): Zgoda - 2 km i Rusy - 3 km. Skręcam więc w lewo, żeby sprawdzić, jak z tą Zgodą i z Rusami tam jest.
Zgoda jest brzydka, w popegeerowskiej wsi sterta żwiru, jakieś kupy żelastwa, spore stado krów, ogólnie - bałagan. Pani w niebieskim fartuchu wyszła z bloku, uśmiecha się, ale nic nie wie, nie może, nie powie. Zgoda jest, na razie. Co ma być, to będzie, i nikt nic nie zrobi. Więcej nie będzie mówiła o Rosjanach. Na ten temat nie rozmawia z nikim. A szczególnie z obcym.
Rusy natomiast są ładne, nawet bardzo. Sielsko tu i anielsko. Ule, stare dęby, domy toną w zieleni.
Jeden pan maluje płot.
- Dobry!
- Dobry.
- Pan tutejszy?
- No.
- Jak się w Rusach żyje, pod granicą, za którą Putin i Rosja?
- A po co mi Putin tu potrzebny, jego tu nie ma, i dobrze. Uni (czyli, jak się zaraz okaże - Rosjanie) to są normalni ludzie. Tylko polityka jest ch...owa. Kasy do nas wiozo, ile wlezie. A my paliwo se przywozimy.
Wspominam o wąsaczu, który 130 na baku miał do przodu.
- To passata miał, znaczy się - ze znawstwem odgaduje mój rozmówca. Tutaj markę samochodu rozpoznaje się po rozmiarze zbiornika na paliwo.

- Rosjanie mi uratowali pole truskawek. No bo, panie, w Polsce płaco dwa pięćdziesiąt za kilo oszypułkowanej. Za te pieniądze nie opłaca się zbierać. A przy drodze uni cztery, pięć złotych płacili. A jak sprzedam po cztery, tak jak uni przy drodze kupowali bez pardonu, to ja już mam czym płacić zbieraczowi, i dla mnie cuś ostanie.

Ma pół hektara truskawki, półtora porzeczki i jeszcze maliny. Jednak biznes przy drodze ma swoje znaczące utrudnienia. I to wcale nie ze strony Rosjan. - Bo jak stałem przy drodze, to nasi ganiali, bo mówili, że pas drogowy i nie wolno stać. I to nasi przeszkadzajo, nie uni. To było w czerwcu. Teraz to maliny bioro. Wszystko do siebie wywiozo. Uni naprawdę so dobrzy klienci, jak to się mówi. Czarna porzeczka, zobacz pan, ostała w polu niezebrana. W skupie po 40 groszy za kilogram, to jest niemożliwe zebrać. A teraz to tak ganiajo, i policja, i wopiści [Straż Graniczna - przyp. red.], że już się nie dało stać z porzeczką, to i została w polu, i gnije. A uni by kupili, na pewno.

Pan wraca do malowania płotu. Dodaje na koniec: - Zatargów żadnych z nimi nie ma. My ich może nie kochamy, ale też nic do nich nie mamy.

* * *

Rynek warzyw i owoców w Braniewie. Jest czternasta, koniec handlu, mężczyzna i kobieta ładują skrzynki do samochodu.
Kobieta pokazuje pełne skrzynki z niesprzedanymi pomidorami lądujące na pace samochodu. Jej mąż wyciąga gazetę i pokazuje mi zdanie Radosława Sikorskiego: "Sankcje Unii Europejskiej wobec Rosji są wyrazem solidarności Zachodu jako rodziny państw demokratycznych".

- Jeszcze kilka tygodni temu Rosjanie brali po 10, po 20 kilo pomidorów, a teraz, po tych sankcjach... Weźmie taki po kilka sztuk, i to wszystko.

Potwierdzają to, co słyszałem już od burmistrza: w ramach rewanżu za sankcje unijne Rosjanie ni stąd, ni z owąd zaczęli przestrzegać własnych przepisów nakazujących wwóz zaledwie pięciu kilogramów artykułów spożywczych. - No i co ja teraz z tym zrobię? Oni tam na górze embarga wprowadzają. Nas mają gdzieś.

Ostatnie skrzynki załadowane. Rodzina hodowców pomidorów odjeżdża z ryneczku swoim dostawczakiem. Nie mają żadnych umów, nie mają kontrahentów po stronie rosyjskiej, na żadne odszkodowania z Unii Europejskiej nie mogą liczyć. Po prostu, zwyczajnie sprzedawali na braniewskim rynku pomidory. Tak było do teraz. Nie wiedzą, co będzie dalej.

* * *

Granica polsko-rosyjska jest w Gronowie - ta, na której Polacy muszą czekać dłużej niż Rosjanie, ta, która nie pozwala Rosjanom wwieźć większej ilości pomidorów od handlującej na braniewskim rynku polskiej rodziny. Ale granica to również stan ducha. I takiej granicy w Gronowie mogłoby nie być. I w zasadzie by jej nie było, gdyby ktoś, przy okazji odległej wojny, sobie o niej nie przypomniał.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki