Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie bądź jak Basia. Felieton Wojciecha Wężyka

Wojciech Wężyk
W moim ulubionym sopockim antykwariacie uzupełniam regularnie swoją biblioteczkę za ułamek kwoty, jaką musiałbym zapłacić za nowe książki. Tekst nie będzie jednak dotyczył rynku księgarskiego, chociaż trzeba przyznać, że to temat na pewno godny uwagi. W takim Sopocie na przykład zostało już raptem kilka miejsc, gdzie można kupić książki. A rzeczony antykwariat musiał się ewakuować do mniejszej przestrzeni pod wpływem inwazji sieci spożywczaków, które nadają hasłu reklamowemu „Zielony Sopot” zupełnie nowego znaczenia.

Kupiłem sobie w cenie butelki coli wspomnienia Jarosława Iwaszkiewicza. Dobrnąwszy do opisu wojny polsko-bolszewickiej z 1920 r., w której autor nie walczył na froncie, będąc oddelegowanym do wojsk rezerwowych, czytam: „dojechaliśmy do Ostrowa, gdzie – jak się okazało – nic nie było przygotowane na nasze przyjęcie i musieliśmy parę godzin stać w dwuszeregach w obcym i nieprzychylnie nastawionym miasteczku. Ludzie, gromadząc się naokoło nas, wymyślali nam za Warszawę, za Piłsudskiego i za bolszewików, a myśmy ponuro zacisnąwszy usta, potwornie zmęczeni, stali bez słowa i bez ruchu.”

Coś Ci to przypomina, drogi Czytelniku? Mnie tak.

To te same reakcje, które towarzyszą części publiki z jej symboliczną ikoną – aktorką, panią Barbarą Kurdej-Szatan, autorką haniebnego wpisu szkalującego wojsko i straż graniczną. Publiki niechętnej wszelkim burzom i naporom, obawiającej się o swoje status quo, wierzącej głęboko w to, że co złego, to na pewno wina tych z Warszawy, a już na pewno tych z „tamtej partii”, bo wiadomo, że nie „naszej”. Publiki, która zaklina rzeczywistość w nadziei, że ta jej nie dogoni, że może jeszcze nie tym razem, że to nie będzie tak źle, że po co robić afery?

Czytam dalej, że po wiktorii warszawskiej, nastroje uległy jednak zmianie, jak pisał autor „w mgnieniu oka, my, ochotnicy, staliśmy się ulubieńcami publiczności, zaczęto nas sobie rozrywać, ugaszczać, całe życie koszarowe przemieniło się w jakąś sielankę”.

Oczywiście, łatwo się ocenia z perspektywy czasu. Przecież między politycznymi podziałami, reakcjami tłumu a obowiązkiem wobec ojczyzny w chwili zagrożenia jest jednak kilka znaczących różnic.

Najważniejsza to przede wszystkim świadomość realiów. Wypieranie zagrożenia, często w sposób agresywny i infantylny, jest bardzo ludzkie. Duża część moich znajomych, ludzi zdolnych, odnoszących sukcesy, uważa, że z tym, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej, nie ma co przesadzać, że to nic złego. I oczywiście, że to wina Warszawy. Bardzo chciałbym to zrozumieć, per analogiam z 1920 rokiem, kiedy też rzekomo, zdaniem wielu, niepotrzebnie „podskakiwaliśmy”. Chciałbym nawet, żeby moi znajomi mieli rację z tym „przesadzaniem”, ale intuicja historyka podpowiada mi jednak coś przeciwnego.

Jeśli nie chcemy, żeby ktoś wyrównał za nas podziały, które są widoczne właśnie w takich reakcjach, zróbmy to dziś samodzielnie i jak najszybciej. Najlepiej zacząć od siebie. Od unikania błędów mieszkańców Ostrowa, opisanych przez Iwaszkiewicza lub, jak kto woli, od tego, by nie być jak pani Kurdej-Szatan. Może czasem nie zaszkodzi po prostu zamilknąć w obliczu obowiązków wykonywanych przez tych, którzy stoją w naszym interesie twarzą w twarz z prawdziwym zagrożeniem. Nie powtarzać tych samych błędów. I przede wszystkim - nie dzielić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zmiany w rządzie. Donald Tusk przedstawił nowych ministrów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki