Kilka tygodni temu uczestniczyłem w ciekawym wykładzie dotyczącym sztucznej inteligencji i jej wpływu na otaczającą nas rzeczywistość. Rzecz miała miejsce w jednym z gdańskich biurowców. Konkluzje pełne nadziei na rychłą współpracę pomiędzy człowiekiem, a maszynami rozbijały się jednak moim zdaniem o jeden prosty fakt, który umykał gdzieś panelistom – o emocje. Bo to właśnie emocje często decydują o ostatecznym kształcie decyzji, nawet tych skrupulatnie wymuskanych algorytmami zaawansowanych programów. Na koniec dnia, ten czy inny menedżer mówi – dobrze, nich się stanie tak, jak podpowiada maszyna lub przeciwnie, blokuje jakiś projekt, mniej lub bardziej świadomie ulegając swoim sentymentom. Jakież to ludzkie! Podobne mechanizmy kierują nami przy drobnych decyzjach, jak i w wypadku tych wielkich wpływających na życie tysięcy, podejmowanych często przez polityków.
Nie trzeba sztucznej inteligencji, ani nawet zbyt wielkich pokładów tej naturalnej, żeby zrozumieć zależność, którą idealnie opisuje przysłowie: „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. Jeśli władze samorządowe w Trójmieście toczą otwarty spór z rządem, kłócą się o wszystko co możliwe, trudno się spodziewać specjalnej otwartości na ich propozycje po stronie sejmowej większości. Najnowszą ofiarą tych sporów, a może bardziej emocji, jest właśnie ustawa metropolitarna.
Pomysł na ustawę metropolitarną to dobry kierunek. Niestety mam wrażenie, że same zapisy niewiele by zmieniły. Obecne władze Gdańska, Gdyni i Sopotu pokazały, że nie potrafią realizować projektów złożonych, skomplikowanych nawet w niewielkim stopniu. Dowód? Projekt Mevo, którego druga rocznica śmierci właśnie upłynęła we wstydliwej ciszy i bilet metropolitarny na jaki czekamy od lat. Dlaczego tak się dzieje? Czy to kwestia braku odpowiednich przepisów - ustaw? Niestety nie albo raczej, nie tylko. To kwestia braku lidera, który byłby w stanie poprowadzić do sukcesu metropolię, a nie poszczególne miasta. Prezydenci walczą dziś o interesy własne i swoich miast. I trudno, żeby któryś z nich zaczął nagle postrzegać cele całości ponad własną społecznością, własnym elektoratem.
Przyczyną porażek jest również nieumiejętność zarządzania innego niż jednoosobowe wydawanie poleceń służbowych. Widać to wyraźnie, że w sytuacji, w której przedsięwzięcie wymaga współpracy wychodzącej poza poklepywanie się po plecach, talenty naszych włodarzy kurczą się gwałtownie.
Kompetencją jest również zdolność do budowania koalicji wokół składanych propozycji. To jest właśnie polityka – czyli dogadywanie się. Można mieć najwspanialszy pomysł, ale jeśli obraża się ciągle tych, którzy mogą pomóc w jego realizacji lub wręcz go zablokować, to rzeczywiście pozostaje bezsilne „hańba” wrzucone w uniesieniu na facebooka. To niestety zwykła dziecinada, na której pewnie stracimy wszyscy – bo jak podkreślam ustawa byłaby przydatna nie tylko ze względu na środki finansowe, ale i mechanizmy zarządzania i tzw. wartość dodaną, np. w obszarze promocji czy ściągania inwestorów. A tak jesteśmy tylko świadkami kolejnej potyczki, w której górę bierze krótkodystansowa perspektywa.
Paweł Szrot ostro o "Zielonej Granicy"."To porównanie jest uprawnione"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?