Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morda kibola-nie szklanka! Kim są pseudokibice, jak siebie nazywają i po co organizują ustawki?

Tomasz Słomczyński
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Adam Warżawa/Archiwum Polskapresse
Nie wiadomo dokładnie, ilu ich jest. Być może niewielu, ale to tylko dlatego że trudno wstąpić w ich szeregi. Z pewnością jest wielu, którzy ich podziwiają, są gotowi lać się po pyskach u ich boku. O co będą walczyć? O honor, o zasady, o barwy. Ale nie będą się bić z każdym i zawsze, co to, to nie...

Jest chudy, niezbyt wysoki, nosi okulary. Ma delikatne dłonie, długie palce.
- Nie wyglądasz.
- A czego się spodziewałeś?
Spodziewałem się niebezpiecznego dresa, chociaż wiedziałem, że Piotr studiuje, dużo czyta, ma wyraziste, prawicowe poglądy polityczne, które potrafi argumentować. I że regularnie leje się po pysku z członkami innych ekip. Kibicuje Legii od 16 lat. Pierwsze bęcki za szalik dostał w podstawówce.
- Chodzi o to, żeby się nie bać. Trzeba przełamać psychiczną barierę. Bo morda to nie szklanka. Nawet ktoś taki chudy jak ja, jeśli jest szybki i sprytny, niejednego koksa może poskładać.

Piotr się uśmiecha, ale z dystansem. Ma w pracy kolegę, który nosi lewackie koszulki. Poprosił go kiedyś uprzejmie, żeby wyszli na zewnątrz. Kolega odmówił. Dał mu spokój. Podobnie na ulicy - jak widzi barwy drużyny, z którą Legia ma kosę, albo na koszulce jakieś hasła promujące propedalską ideologię, od razu... To jest silniejsze od niego.
- Trzeba być mężczyzną. Trzeba brać odpowiedzialność za to, jakie poglądy się głosi.

***

Zauważyłem ich przed redakcją "Dziennika Bałtyckiego", tam, gdzie stoi kiosk z gazetami.
"Szliśmy blisko siebie. Większość z nas była obcięta na łyso albo miała kilkumilimetrowe włosy. Prawie każdy miał sportową sylwetkę. Gros z nas miało na sobie koszulki w czarnych kolorach. Królowały marki kibicowskie i te związane ze sportami walki. Na nogach nosiliśmy przede wszystkim dresy, choć kilkanaście osób miało także bojówki, a pojedyncze sztuki dżinsy. To było to. Moc. Siła. Duma."

W kiosku mają zasłonięte kominiarkami twarze, trzymają uniesione race i pięści. Pięści wymierzone w Rosjan. Spoglądają z wystawy, dokładniej - z okładki czasopisma "To My Kibice". Chuligani od ponad 10 lat publikują w kolorowym czasopiśmie, w jak najbardziej oficjalnym obiegu, piszą o "fajnych starciach" pod Stadionem Narodowym. Są z siebie dumni. To ci sami ludzie, którzy przez ministra sprawiedliwości są określani mianem bandytów, którym premier wypowiedział wojnę, których potępia tzw. opinia publiczna.

W miesięczniku "To My Kibice" nie ma informacji o nakładzie, jest numer telefonu do redakcji. Ale odpowiedzi zostaną udzielone drogą e-mailową.

Na stronie pierwszej kilka słów od redakcji, że pismo nie ma na celu promowania przemocy ani chuligaństwa, a jedynie ma pełnić funkcję informacyjną. Bo przecież swobodę w rozpowszechnianiu poglądów i informacji gwarantuje wszystkim Polakom Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. I dalej: "Publikowane listy, poglądy, artykuły i relacje autorstwa Czytelników niekoniecznie odzwierciedlają punkt widzenia redakcji".

Tematem lipcowego numeru są tzw. zajścia pod Stadionem Narodowym w Warszawie.
"12 czerwca 2012. Dzień jedynego naprawdę godnego uwagi meczu na Euro. Za rozbiory, za Katyń, za komunę, za Smoleńsk... Tak, to dużo więcej niż po prostu piłka. Czuł to w duszy każdy, od chwilowego wielbiciela kadry, po skończonego chuligana... Rano pobudka i telefoniczny kontakt z kolegami. Kilka fur jest już w drodze, choć do meczu jeszcze prawie cały dzień.(...)".
Autor relacji dociera do centrum Warszawy: "Po paru kwadransach Ruskich przybywa, w kilkadziesiąt osób chcą maszerować w stronę Kolumny Zygmunta. Błyskawiczna reakcja czuwających w okolicy, w sporej liczbie. Starcie, jakieś race, Ruscy cofają się do knajpy, paru obrywa, w bramie przez dłuższą chwilę trwa wymiana. Policja pojawia się dobre parę minut po wszystkim".

Inna relacja - kibica Górnika Zabrze, jest obiektywna, autor nie koloryzuje wyników starć: "Raz plus dla nas, raz plus dla nich", a kiedy "pochód dotarł pod stadion narodowy, tam już czekały duże zastępy polskich kiboli gotowych na starcie z ruskimi (pisownia oryginalna - red.)." Co dalej? "Mniejszych starć było bardzo dużo i wyglądały bardzo ostro. Co chwilę ktoś kogoś kopał, co chwilę ktoś miał z kimś solówkę". I podsumowanie: "Obrazki starć na ulicach Warszawy obiegły cały świat, a Euro zostanie zapamiętane również z kibolskiego punktu widzenia (...). Ogólnonarodowy sprzeciw wobec panoszenia się Rosjan w stolicy Polski na długo pozostanie w pamięci."

W piśmie opublikowana została również relacja chuligana rosyjskiego. "Jakiś miesiąc przed Euro byłem w Polsce i w rozmowie z liderem jednej z chuligańskich ekip dokładnie zrozumiałem: w tym kraju działać będą wszystkie tutejsze ekipy, łapiąc każdą chwilę i możliwość, aby się pokazać."

Po opisach starć z Polakami Rosjanin wyzywa na pojedynek: "Mam dla Was taki przekaz: jak to jest, że na przestrzeni ostatnich 5 czy nawet więcej lat pukają do Waszych drzwi rosyjscy chuligani, a Wy (...) ignorujecie praktycznie wszystkie propozycje i tematu nie poruszacie? (...) Niech Wam Bóg da puchary europejskie z klubami rosyjskimi i awans reprezentacji na MŚ w 2018 roku [w Rosji - przyp. red.]. Wtedy zobaczymy, ilu nienawidzących »sierp i młot« przyjedzie do Rosji, aby stanąć za cześć swojego kraju i całego polskiego ruchu hools, tak jak to uczyniły rosyjskie ekipy na ulicach Warszawy".

***

- I co, chcesz napisać kolejny miałki tekst o tym, że skandal, że to jest nawoływanie do przestępstwa, że Sodoma i Gomora? To pisz. Ale czy zauważyłeś, o czym mówi rosyjski kibic? O "ruchu hools". Nie jesteś ciekawy, co to za ruch? Ilu ludzi się z nim identyfikuje? Co to za ludzie? Jakie mają zasady i dlaczego robią to, co robią?

***

Kibic, kibol, pseudokibic - takimi pojęciami posługują się media. Tymczasem sami kibice (kibole, pseudokibice) nazywają siebie zupełnie inaczej.
Pikniki - to ci, którzy przychodzą na mecz, ale nie biorą czynnego udziału w dopingu, tym bardziej nie biorą udziału w bójkach.
Ultrasi - to ci, którzy organizują doping, przygotowują tzw. oprawy meczowe (flagi, okrzyki, przyśpiewki, race), ale nie biorą udziału w "zajęciach sportowych". Często organizują akcje charytatywne, zrzeszają się w stowarzyszeniach kibiców i oficjalnie odcinają się od przemocy.

Chuligani - czyli "ekipy sportowe" lub po prostu "ekipy", to ci, którzy w środowisku mają najwięcej do powiedzenia. To swoista elita, awangarda. Trudno się dostać do ekipy. Trzeba fanatycznie kochać swój klub i umieć się bić. Żeby nie dać plamy na ustawce.
Do której z tych grup należy siedzący przede mną na kanapie młody człowiek, wyglądający na intelektualistę?
- Jestem kibolem, który jest gotów walczyć za swój klub, jest gotów do odpowiedniej reakcji - mówi Piotr.

"Po pierwsze: kiedyś nie było ustawek. A nawet jak już pierwsza odbyła się w 1998 roku, to kolejne nie odbywały się na masową skalę. Po drugie: kiedyś sprzęt był wszechobecny. Po trzecie: kiedyś walki polegały przede wszystkim na tym, że jedna ekipa atakowała drugą w przewadze liczebnej i ze sprzętem, a druga przeważnie nie miała szans i uciekała. Było więcej biegania niż bicia się. Kiedyś częściej używało się słowa bojówka czy nabojka niż ekipa. Wyglądało to zupełnie inaczej. Bili się wszyscy, którzy siedzieli w młynie i którzy jeździli na wyjazdy. Nie było podziałów na chuliganów czy ultrasów".

***

Dziś jest inaczej. Radosław Kossakowski, socjolog, zajmuje się czymś, co nazywa kulturą kibicowania albo subświatem kibiców. Wśród akademików mówi się, że "wniknął w to środowisko". Prawda jest taka, że nigdy nie ukrywał, że jest socjologiem, badaczem. Jeździ na mecze, zna osobiście wielu z tych, którzy się identyfikują z kibicowaniem "na poważnie".
- W ruchu kibicowskim następują zmiany. W latach 90. nie było monitoringu na stadionach, nie było ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, nie było zakazów stadionowych. Kontrola była dużo mniejsza. Większość "wybryków" w latach 90. uchodziła płazem. Potem nastąpiło zaostrzenie przepisów i działań policji - i to zrodziło bunt.

Zwiększenie kontroli na stadionach z jednej strony, coraz bardziej zdecydowane działania policji z drugiej - to było impulsem do powstania "wyspecjalizowanych" grup, które się raczej nie atakują nawzajem pod czujnym wzrokiem policyjnych i przemysłowych kamer. Dziś w ekstraklasie i podczas rozgrywek pucharowych do rzadkości należy sytuacja, w której biją się na stadionie całe sektory (ostatni przykład: mecz Lecha i Legii w Bydgoszczy w maju zeszłego roku).

***

Pismo "To My Kibice", dział: "To i owo na bojowo". Artykuł zatytułowany: "Spotkali się". Jego treść: "Pojedynek 'rugby bez piłki' postanowili rozegrać przedstawiciele GKS-u Bełchatów i GKM-u Grudziądz. Obie drużyny wystawiły po 13 zawodników do lat 20. Po ponad półtorej minucie lepsi okazali się grudziądzanie".
Rywalizacja na pięści odbywa się w lasach, podczas ustawek.
Piotr mówi, że ostatnia ustawka, o której wie na pewno, miała miejsce w maju. Po Euro nie było jeszcze żadnej.

***

"Odwróciłem się do tyłu... w tym momencie dostałem cios pięścią w prawy policzek. Odbiegłem na kilka kroków. Podniosłem głowę. Zobaczyłem lecącego w moją stronę przeciwnika. Podniosłem gardę. Dostałem lekko w czoło. Wyprowadziłem całkiem dobry technicznie prawy sierpowy. Przeciwnikowi odskoczyła głowa. Nagle z boku nadbiegły dwie osoby i przewróciły go na ziemię. To był Matka i Obiad. Ten drugi zaczął go kopać.
- Nie kop! - krzyknął Matka. Sam pochylił się nad przeciwnikiem i zaczął go bić po głowie. - Bastuj, kurwo! Bastuj, bo cię zajebię!
- Basta - powiedział po chwili okładany pięściami. "

Piotr mówi szczerze, nie widać, żeby chciał coś ukryć, choć ma świadomość, że opowiada o popełnianiu przestępstw.
- Teraz najczęściej walczą małe grupy, po kilkanaście, rzadziej 20 czy 30 osób. To są fankluby zespołów ekstraklasy, takie jakby "oddziały terenowe" dużych, najbardziej znanych ekip, na przykład ekipa ... (tu Piotr wymienia nazwę klubu z małego miasteczka) jest jednocześnie fanklubem ... (pada nazwa zespołu ekstraklasy), zaś ekipa (znowu: małe miasteczko) - jest fanklubem (ponownie: zespół ekstraklasy). Jedni z drugimi mają kosę, więc ekipy - te z małych miasteczek, umawiają się ze sobą w lesie.

Często są wyznaczane kategorie wiekowe, np. do lat 20. Nie wolno używać "sprzętu" - walczy się tylko na gołe pięści. Można, a nawet trzeba pomagać kolegom. Nie wolno zaś skakać po głowie i kopać leżącego. Święta zasada - jeśli ktoś krzyknie: "basta!", przestajesz go bić.

Podczas ustawek nie ma krojenia. Inaczej jest na ulicy.
- Nie wolno kroić z niczego, co nie nosi na sobie barw klubowych. Natomiast krojenie z szalików, koszulek czy czapek z barwami klubowymi - jak najlepiej widziane. No i jeszcze zasada, że kibice nie leją się przy dziewczynach.
W internecie jest mnóstwo filmików z ustawek. Piotr odpala jeden z nich. Stoi po 20 chłopa naprzeciw siebie na jakiejś leśnej polanie. Okrzyki. Ruszają naprzeciw siebie. Biegną. Dochodzi do zwarcia. Najpierw następuje kotłowanie się, potem walczący dzielą się na pary, trójki, czwórki, wszystko trwa nie więcej niż dwie minuty. Bardziej doświadczeni w ekipie, nieformalni przywódcy, ustalają strategię walki i nawołując, starają się kierować "siłami" podczas starcia.
- Nigdy nie spotkałem się z poważniejszymi urazami. Złamane kończyny? Częściej to się zdarza na nartach. Wybite zęby? Wszyscy mają ochraniacze na zęby. Kończy się na guzach i siniakach.

***

Największe (70 - 100 członków), renomowane ekipy rzadko się umawiają na ustawki. Piotr wymienia ekstraklasę ekip w Polsce: Legia, Lech, Śląsk, Wisła, Lechia, Arka.
- Ale jeśli chodzi o ekipę Arki, to sytuacja ostatnio się zmieniła. Dwa wydarzenia miały na to wpływ. Po pierwsze, ekipa Lechii pojawiła się w Gdyni na terenie Arki i przegoniła ekipę Arki na ich własnym terenie. To jest hańba. Po drugie zaś - ten incydent z Redy... W lutym ktoś - z tego, co wiem, nie byli to członkowie ekipy, napadł jakieś dzieciaki i skroił szaliki Lechii. To nie wygląda dobrze. Bo musisz wiedzieć, że ekipy nie walczą z dziećmi, nie walczą ze staruszkami, z piknikami. To nas nie interesuje. Ekipy walczą między sobą, i to zgodnie z ustalonymi zasadami. No i każda ekipa jest odpowiedzialna za to, co się dzieje w jej mieście. Zresztą ekipa Arki sama zadeklarowała, że zrobi porządek z tymi, którzy atakują dzieci albo ich rodziców. Bo nie o to w tym chodzi.

Piotr mówi, że medialny obraz pijanego kibola nie dotyczy ekip.
- Jedną z wielu zasad jest, że kiedy noszą barwy klubu, nie mogą być pijani, z dwóch względów: po pierwsze - jest to hańba dla barw, po drugie - pijany może łatwo stracić te barwy, może łatwo zostać skrojony. Jak ktoś przyjdzie najebany na mecz, dostanie ostrzegawczego liścia i nakaz powrotu do domu.
Spotykają się na siłowni albo na treningach sztuk walki. No i oczywiście przynajmniej raz w tygodniu na stadionie, na meczu.
- Nie mam wątpliwości, że jeśli będę miał kłopoty, na przykład na ulicy, wystarczy jeden telefon i ekipa będzie na miejscu.
A sam stadion to dla niego sanktuarium. I nienawidzi tych, którzy traktują go jak teatr.

- Ruch kibicowski, zarówno chuligani, jak i ultrasi, wpisuje się w ideologię, którą w Europie określa się jako Against Modern Football. Protestują przeciwko komercjalizacji tego sportu, wielkim pieniądzom, które towarzyszą rozgrywkom i imprezom sportowym, politycznej poprawności - tłumaczy dr Radosław Kossakowski.

Piotra denerwują ci, którzy przychodzą na trybuny i jedzą popcorn. Jeśli chcą jeść popcorn, niech siedzą przed telewizorami. Ale z drugiej strony wie, że nie uda się zapełnić trybun samymi fanatykami. Ostatecznie dobrze się więc dzieje, że są wydzielone sektory - dla fanatyków i dla pikników. Jednak na nowych stadionach z pewnością nie będzie zgody na "działalność" ekip sportowych.
- Ruch kibicowski będzie dalej ewoluował - mówi Kossakowski. - Prawdopodobnie chuligani będą chcieli pozostać na stadionach ekstraklasy. Zmniejszać się będzie liczba chuliganów, zwiększać liczba ultrasów.

Jest jeszcze coś, co łączy środowiska kibicowskie.
- Są one, co do zasady, prawicowe, często skrajnie prawicowe - mówi dalej socjolog.
Na klatce schodowej Piotra - wlepka z Romanem Dmowskim. Na pulpicie komputera - patriotyczny logotyp zawierający znak Polski Walczącej. Piotr pokazuje swoją lekturę - czasopismo "Polityka Narodowa".
- Jeśli chodzi o Warszawę, o wydarzenia spod Stadionu Narodowego, to musiało się tak skończyć. Po pierwsze, dlatego że nie ma zgody na to, żeby w centrum naszej stolicy Rosjanie pod flagami z sierpem i młotem celebrowali swoje święto. Jeśli Tusk chce się pucować Putinowi, to jego sprawa, ale my na coś takiego nie pozwolimy. Po drugie zaś, musiało się tak skończyć dlatego, że z Rosji przyjechała do nas ekipa sportowa. Rosyjska ekipa na naszym terenie... Więc my musieliśmy wystawić swoje ekipy. Takie są zasady.

***

- Co jest atrakcyjnego w okładaniu się po pyskach?
Na to pytanie odpowiadają socjolog i chuligan.
Dr Radosław Kossakowski:
- Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by sięgnąć do różnych kontekstów. Pierwszym z nich jest międzyklubowa rywalizacja. To zawsze jest atrakcyjne dla młodych mężczyzn. Jest coś takiego jak liga chuligańska. Chuligani z różnych ekip mają swoje "rozgrywki", swoje miejsca rankingowe. Drugi kontekst - to chęć pokazania się, chęć zaistnienia, w węższym i szerszym środowisku. To dla wielu wydaje się najbardziej odpowiedni sposób na zdobycie czegoś, co można by nazwać rodzajem sławy. Trzeci kontekst - to adrenalina. Cofnijmy się hen w historię, do początków gatunku ludzkiego. Nasi przodkowie musieli walczyć z siłami przyrody, żeby przetrwać.

Potem element agresywnego "przecierania szlaków" utrzymywał się w kulturze przez stulecia, były wojny, działalność kolonizatorska. A dzisiaj? Nadal w jakimś sensie jesteśmy zwierzętami. Nawyki pozostały, możliwości się zmieniły. Maczugę zastąpiła karta kredytowa. Nasza kultura wciąż się zmienia - podąża w stronę sterylności, w której nie ma miejsca na przemoc. Tylko że nie każdy może mieć tę kartę kredytową. Są tacy, którzy poszukują adrenaliny w szybkiej jeździe na motocyklu, inni w skokach ze spadochronem. To jednak nie jest dostępne dla każdego - ze względów ekonomicznych. Stąd takie pomysły jak ustawki. W sterylnej kulturze znajdą się enklawy, w których przemoc będzie stanowiła jakiś rodzaj wartości.

Piotr:
- Chodzi o adrenalinę. Fanatyzm sam w sobie jest podniecający. Chodzi też o to, żeby w walce zamanifestować swoją dominację.
- Trzeba się zaraz bić?
- A co w tym złego? Zrozum, że oberwanie po pysku to nie jest żadna tragedia. Ostatnio wracam od dziewczyny. Doskoczyło trzech, dojechali mnie. Ludzie działający aktywnie na trybunach są na mieście kojarzeni ze swojej działalności. Wiadomo za kim są. Co zrobiłem? Wstałem, otarłem buzię i poszedłem dalej. Cóż wielkiego się stało? Nic wielkiego. Morda nie szklanka.

***

Piotr mówi, że potrafi rozpoznać kogoś, kto jest "kumaty", czyli kogoś, kto chce się bić za barwy.
- A ja? - pytam. - Sto kilo wagi, krótkie włosy, nieogolona twarz, bojówki, bluza z kapturem. Jakbyś mnie ocenił? Pomyślałbyś, że jestem "kumaty". A nie jestem. Bo ja jestem typowym piknikiem. I czasem wracam po meczu z szalikiem Lechii. Obiłbyś mi mordę?
- Takie ryzyko zawsze istnieje.

***

Odpisał Piotr Jaworski z redakcji "To My Kibice": "Dajemy kibicom możliwość swobodnego przedstawiania swoich relacji oraz opinii na rozmaite tematy. Tak właśnie wygląda świat kibicowski, tak kibice postrzegają rzeczywistość. Publikujemy to bez lukrowania, bez owijania w bawełnę, takie jakim jest naprawdę. My chyba jako jedyni piszemy inaczej - po prostu relacjonujemy suchą prawdę. Nie ściemniamy - polski »kibol« jest, jaki jest: czasem dobry, czasem zły."

***


Imię chuligana - bohatera reportażu, zostało zmienione.
W tekście wykorzystano fragmenty książki Krzysztofa Korsaka "Jestem kibolem".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki