Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książki z zakurzonej półki: Edward Gibbon, „Upadek Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie”. Koniec cywilizacji, początek chaosu

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Edward Gibbon,„Upadek cesarstwa rzymskiego na Zachodzie”, PiW, Warszawa 2000
Edward Gibbon,„Upadek cesarstwa rzymskiego na Zachodzie”, PiW, Warszawa 2000 fot. archiwum
Monumentalna monografia „Upadek Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie”, pod oryginalnym tytułem „The History of the Decline and Fall of the Roman Empire”, po raz pierwszy ukazała się w latach 1776-1789. Książka natychmiast trafiła do kanonu historiografii a jej autora obwołano jednym z ojców nowoczesnej nauki historycznej .

W polskim przekładzie książka była wielokrotnie wznawiana - w tym jednym wydawnictwie, ale w różnych tłumaczeniach. Państwowy Instytut Wydawniczy rozpoczął publikacje pierwszego tomu w roku 1960. Po raz ostatni książka ukazała się w roku 2017… Ja przeczytałem ją pierwszy raz w roku 2000. W okresie zbierania materiałów o podboju Galii przez Cezara. I nie ukrywam, byłem pod ogromnym wrażeniem. Mimo, że zagładę celtyckiej Gali do upadku Rzymu dzieli pięćset lat.

Do lektury monumentalnego dzieła Edwarda Gibbona „Upadek Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie” zachęciła mnie Wisława Szymborska, która w cyklicznym felietonie „Lektury nadobowiązkowe”, zamieszczanym w „Gazecie Wyborczej” odnotowała z satysfakcją ukazanie się trzeciej, ostatniej części tego dzieła. Zdaniem noblistki III tom, obejmujący czasy od śmierci Juliana Apostaty do ostatecznej likwidacji Cesarstwa Zachodniego w roku 476, nie mógł ukazać się w PRL ze względów politycznych.

Ówcześni cenzorzy obawiali się jakoby reakcji czytelników, którzy mogliby dojść do wniosku, że skoro upadło Imperium Rzymskie, to dlaczego nie miałoby upaść także sowieckie.

Trudno mi jakoś uwierzyć, aby cenzorzy z czasów wczesnego Breżniewa mogli w najbardziej obrazoburczych myślach przewidywać koniec pierwszego państwa chłopów i robotników. Związek Sowiecki trzymał się wówczas mocno, a rewolucja obyczajowa z 1968 roku i klęska Amerykanów w Wietnamie rodziły raczej nadzieje jednych i obawy drugich, że w starciu pomiędzy obozem kapitalistycznym i komunistycznym, raczej ten drugi odniesie zwycięstwo.

Edward Gibbon jest z pewnością jednym z najlepszych pisarzy historycznych końca XVIII wieku. Już po pierwszych rozdziałach czuć, że zna swoje rzemiosło, umie przyciągać uwagę czytelnika. Jego dzieło zdumiewa drobiazgowością w opisywaniu wydarzeń. Na kolejnych kartkach książki ukazują się nie tylko pierwszoplanowe, znane powszechnie postacie, jak Attyla czyli „Bicz Boży”, Alaryk - król Wizygotów, święty Augustyn - biskup Hippony, cesarz Teodozjusz Wielki, czy Genzeryk - król Wandalów, zdobywca Afryki.

Są tu także, jakże barwni i mili pisarzowi „ostatni prawdziwi Rzymianie” - Stylichon, Aecjusz Flawiusz, Juliusz Waleriusz Majorian, którzy swoimi zdolnościami wojskowymi przedłużyli agonię Cesarstwa, gromiąc wdzierające się w jego granice hordy barbarzyńców. Gibbon stara się przybliżyć czytelnikowi swoich historycznych bohaterów, ukazać ich cnoty i słabości, wzloty i upadki - tym czysto ludzkim podejściem tak bardzo różni się od współczesnych badaczy dziejów, których bardziej obchodzą uwarunkowania społeczno-ekonomiczne, niż indywidualne cechy ludzi żyjących w omawianym okresie.

Typowym przykładem stylu Gibbona jest charakterystyka jednego z wodzów rzymskich, Stylichona: „Błacha wzmianka o jego ojcu, oficerze konnicy barbarzyńców w służbie cesarza Walensa, zdaje się popierać twierdzenie, że dowódca, który tak długo stał na czele wojsk Rzymu, pochodził z dzikiego i podstępnego plemienia Wandali.

„Gdyby Stylichon nie był silny i wysoki, nawet najprzychylniejszy mu bard nie śmiałby - wobec świadectwa tak wielu widzów - twierdzić, że przewyższał on półbogów starożytności, i że ilekroć szedł dumnym krokiem przez ulice stolicy, zdumiony tłum rozstępował się przed obcym, który sam z siebie tchnął majestatem bohatera” - pisał Gibon. Oczywiście podobna charakterystyka nie mogłaby wyjść spod pióra historyka nam współczesnego. Ale dzięki temu dzieło XVIII-wiecznego pisarza czyta się lekko, bardziej jak opowieść o dziejach dalekich przodków, a nie dysertację naukową.

Gibbon kocha Rzym. Upadek imperium, to dla niego niemal kosmiczna katastrofa. Klęska wysublimowanej kultury i prawnego porządku. Autor jest przedstawicielem i spadkobiercą epoki Renesansu, dla której świat antyczny jawił się jako złoty wiek ludzkości, nikczemnie pognębiony przez barbarzyńców z północy.

No, właśnie… Czy to wędrówka ludów germańskich, wypartych ze swych siedzib za przyczyną pojawienia się Hunów, stała się bezpośrednią przyczyną upadku Rzymu? Gibbon unika jednoznacznej odpowiedzi, a raczej wylicza szereg czynników. Jako jedną z przyczyn widzi rozkład wynikający z nadmiernego dobrobytu, który rozleniwił obywateli imperium. Winą obarcza złożone z najemników legiony, które zamiast być podporą państwa, stały się groźne dla jego władców.

Nie oszczędza także religii chrześcijańskiej. „Duchowni z powodzeniem krzepili doktrynę cierpliwości i ostatnie resztki ducha wojennego uległy pogrzebaniu w krużganku klasztornym”. Jego zdaniem chrześcijanie wierząc w nadejście Królestwa Niebieskiego zaniedbywali państwo świeckie. Władcy finansowali Kościół, przez co budżet państwa, nie był w stanie należycie obsługiwać potrzeb obywateli. Wyznawcy Chrystusa nie palili się również do służby wojskowej, a kler otwarcie propagował pokorę wobec nieprzyjaciół.

Gibon gromi także cesarzy Rzymu. Zwłaszcza synów i wnuków Teodozjusza Wielkiego: „Nieudolni ci władcy, osiągnąwszy już wiek męski, pozostawili kościoły biskupom, państwo eunuchom, a prowincje barbarzyńcom”.

Do tej wyliczanki można by dodać wyludnienie Italii i niewydolną gospodarkę, zatrudniającą miliony niewolników. Nie bez znaczenia było też uzależnienie się Rzymu od dostaw zboża z Afryki, konkretnie z dzisiejszej Tunezji, co sprawiło, że kiedy ta prowincja wpadła w ręce Wandali ludowi dwumilionowej stolicy pozostały wprawdzie igrzyska, ale zabrakło chleba.

Gibbona mniej jednak interesuje ekonomia, to co dziś nazywamy kwestiami społeczno-ideologicznymi. Przyczyn wzrostu potęgi i późniejszego upadku upatruje w działaniach pojedynczych ludzi, bohaterskich albo nikczemnych. Spłyca to w pewnej mierze analizę upadku Cesarstwa Rzymskiego, lecz nie umniejsza faktu, że jest to wspaniała lektura, warta trudu czytania dla wszystkich, którzy interesują się początkami naszej cywilizacji. Jeżeli już miałbym do czegoś się doczepić, to do faktu, że dziełu Gibbona brakuje map i tabel genealogicznych. Szkoda, że braku tego nie uzupełniło wydawnictwo. Nie zmienia to jednak faktu, że lektura „Upadku Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie” ma w sobie coś wyjątkowego. Naprawdę jest jak rozkoszowanie się każdym słowem, każdym rozdziałem. Obcowanie z książką tak znakomitą, i to pod względem literackim jak historycznym - rzadko się zdarza.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki