Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina często nie pozwala bliskiej osobie odejść, podtrzymując ją przy życiu za wszelką cenę

Dorota Abramowicz
Arkadiusz Ławrywianiec/ gazeta krakowska
Dziewięćdziesięcioletnia pani Maria z Gdyni prosiła, by pozwolono jej umrzeć w domu. Rodzina nie usłuchała. Zażądała, by kobietę ze skrajną niewydolnością krążeniową i płynem w opłucnej zabrać do szpitala. Maria, podłączona do aparatury medycznej, w samotności zmarła po kilku dniach. Takich przypadków jest całe mnóstwo.

Nad Waldemarem, w terminalnym stadium raka, stała żona, która kategorycznie żądała od lekarza podłączenia męża do kroplówki. Groziła, że w przeciwnym wypadku zawiadomi prokuratora.

O prokuratorze mówił też mąż 30-letniej Alicji z rozsianą chorobą nowotworową. Jego naciski sprawiły, że Alicja, ze sztucznym odbytem, podłączona do respiratora i kroplówki, przeżyła dodatkowe dwa miesiące.

Lekarze gdyńskiego pogotowia, którzy odmawiają reanimacji osób z zaawansowaną chorobą nowotworową, często dowiadują się od rodzin, że będą odpowiadać karnie, a o sprawie zostaną zawiadomione "prasa i telewizja".

Osiemnaście miesięcy po śmierci Dawida Zapiska, 14-letniego kibica Lechii, jego matka nadal słyszy, że jest morderczynią. Ostatnio w sklepie jakaś kobieta powiedziała jej, że zabiła własne dziecko. Chory na postępujący zanik mięśni Dawid w obecności lekarza, psychologa, księdza i prawnika oświadczył, że nie chce, by w ostatnim stadium śmiertelnej choroby podłączano go do respiratora. Prośbę uszanowano, ale sprawa i tak trafiła do prokuratury.


Czytaj także: Belgia legalizuje eutanazję dzieci. Pomorscy lekarze o chorych dzieciach, cierpieniu i śmierci

- Większość ludzi uważa, że jesteśmy nieśmiertelni - mówi dr Ewa Massalska-Błęcka, specjalista chorób wewnętrznych z 30-letnim stażem. - Nie wiedzą, że żądając uporczywej terapii dla swoich bliskich, tylko przedłużają ich agonię i przysparzają niepotrzebnego cierpienia. Warto dziś, gdy nasz papież wynoszony jest na ołtarze, przypomnieć, że dał nam on lekcję mądrego umierania.

W lutym 2005 roku Jan Paweł II trafił do szpitala, gdzie został poddany tracheotomii, pozwalającej mu oddychać. Jednak 30 marca podjął inną decyzję - odmówił przewiezienia do kliniki Gemelli i poddania się dalszemu leczeniu, choć działania lekarzy mogły przedłużyć mu życie. Zmarł trzy dni później.

W walce o przedłużanie życia za wszelką cenę jesteśmy bardziej papiescy od papieża. Kościół, choć się sprzeciwia eutanazji, dopuszcza zaprzestanie uporczywej terapii.

- Po kolejnej, trudnej rozmowie z rodziną pacjenta zastanawiam się, czy wola papieża byłaby uszanowana w jego ojczyźnie - mówi gorzko jeden z trójmiejskich lekarzy.

Różnica do uchwycenia

Wszyscy moi rozmówcy powtarzają: to trudny temat. I dodają, że jest problem. Z jednej strony, Kodeks Etyki Lekarskiej traktuje uporczywą terapię jako działanie nieetyczne i dopuszcza w uzasadnionych sytuacjach niepodejmowanie lub odstąpienie od reanimacji bądź uporczywej terapii oraz niestosowanie środków nadzwyczajnych.

Z drugiej strony, ustawa o zawodzie lekarza mówi, że "lekarz ma obowiązek udzielać pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia". A kodeks karny przyjmuje, że wszelkie zachowania skracające życie są zakazane.

Stąd ryzyko oskarżenia lekarzy o stosowanie tzw. eutanazji biernej, czyli doprowadzenie do przedwczesnej śmierci pacjenta przez zaniechanie leczenia.

- Choć różnica między eutanazją bierną a zaniechaniem uporczywej terapii jest trudna do uchwycenia, to jednak te pojęcia nie są tożsame - tłumaczy dr n. med. Marek Suchorzewski, z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii UCK w Gdańsku, specjalizujący się w medycynie paliatywnej. - W przypadku eutanazji biernej ma miejsce intencja spowodowania śmierci poprzez wycofanie lub zaniechanie terapii. Natomiast zaniechanie uporczywej terapii nie ma na celu spowodowania śmierci chorego, a jedynie nieprzedłużanie cierpień w wypadku niemożności utrzymania człowieka przy życiu. Zaniechanie uporczywej terapii stosuje się tylko ze wskazań medycznych, w końcu życia chorego, jeśli lekarze dochodzą do wniosku, że bardzo obciążające leczenie nie przyniesie pożądanych, pozytywnych skutków. Przykładem może być niepodejmowanie akcji resuscytacyjnej u chorego w terminalnej fazie choroby nowotworowej. Zamiast tego wystarczą leki przeciwbólowe i uspokajające.

Medycyna paliatywna uczy, jak towarzyszyć umierającemu człowiekowi. Podąża równolegle z procesem odchodzenia, ani go nie przyspieszając, ani nie opóźniając. Kiedy ból narasta, stara się go uśmierzyć.

- Nie wszyscy to rozumieją - przyznaje doktor Suchorzewski. - Mówią, że ktoś im bliski umarł, bo zaaplikowano mu za dużo morfiny. W domyśle - przeprowadzono eutanazję.

Dlatego najważniejsza jest rozmowa z pacjentem. Dokładne wyjaśnianie sytuacji i pytanie, czego chory człowiek sobie życzy. Czy walki za wszelką cenę o kilka dni, miesiąc, może pół roku w podłączeniu do aparatury medycznej, czy naturalnego odejścia, być może wcześniej. I tę decyzję należy uszanować.
Ważna jest także rozmowa z rodziną.

- Do tego trzeba mieć dużą cierpliwość i empatię oraz czas - mówi anestezjolog. - Niestety, tego ostatniego coraz częściej nam brakuje. Lekarz stał się maszyną do wypełniania dokumentacji medycznej. Papiery przesłaniają nam drugiego człowieka.
Doktor Suchorzewski przed sześcioma laty pracował w The Prince of Wales Hospice w Pontefrect (West Yorkshire). Mówi ze zdziwieniem: - Nie rozumiem, dlaczego do tej pory Polska, w przeciwieństwie do na przykład krajów skandynawskich, USA czy Wielkiej Brytanii, nie rozwiązała tego problemu. Nie ma u nas nawet rozwiązań typu protokół DNR (z ang. do-not-resuscitate, czyli nie resuscytować). Pacjent deklaruje czy wyraża zgodę na ewentualną reanimację. Oczywiście, musi to być osobista decyzja (nie rodziny lub przyjaciół) w pełni świadomego człowieka - dodaje lekarz.

Jednym z pacjentów polskiego lekarza był 29-letni Tom, cierpiący na zanikowo-mięśniowe stwardnienie boczne, postępującą chorobę neurodegeneracyjną. Tom miał partnerkę, troje małych dzieci. Choroba jednak szybko odbierała młodemu mężczyźnie sprawność, przynosząc w zamian coraz silniejsze cierpienie. Tom poruszał się na wózku, nie mógł już samodzielnie jeść, coraz częściej zapadał na zapalenia płuc.

- Jakość jego życia stawała się kiepska - przyznaje dr Suchorzewski. - Musiałem przeprowadzić z nim rozmowę, powiedzieć, jak będzie postępować choroba.

Po tej rozmowie Tom ożenił się z matką swoich dzieci. Następnie złożył oświadczenie, że nie życzy sobie działań "w sytuacji trudnej". Zmarł dwa tygodnie później.

Strach przedroszczeniem

Doktor Marian Kentner, dyrektor gdyńskiego pogotowia, kładzie na stół dokument z wytycznymi, które zalecają, by nie podejmować reanimacji wobec pacjentów z wysoko zaawansowaną chorobą nowotworową.
- Niektórzy lekarze jednak uginają się pod presją rodziny - mówi dr Kentner. - Wiozą pacjenta do szpitala, choć i tak czeka go śmierć.
Tacy pacjenci umierają w karetkach albo niedługo po przewiezieniu do szpitala.

- Znałam osoby, które prosiły bliskich, by ich nie ratowano - mówi dr Joanna Szpajer, ordynator Intensywnej Terapii w Szpitalu Morskim w Gdyni Redłowie. - A i tak rodziny wzywają pogotowie. Przyjmujemy pacjenta na oddział, intubujemy go, zakładamy sondę żołądkową, cewnik, odsysamy go. Choć trudno u pacjenta w stanie krytycznym określić próg bólowy, to jestem przekonana, że wiele osób bardzo cierpi.

Jednak lekarze, którzy słyszą od pacjenta prośbę o zaniechanie terapii, nie zawsze są w stanie, ze względów czysto ludzkich, podjąć decyzję. Bywa również i tak, że podejmują ją bez informowania o tym rodzin pacjentów. - Boją się roszczeń - stwierdza krótko dr Szpajer. - Póki wiele spraw nie zostanie prawnie uregulowanych, sytuacja się nie zmieni.
- Pracujemy w luce prawnej - potwierdza dr Suchorzewski.

Luka mogła zostać zapełniona przed sześcioma laty, gdy bioetyczny zespół doradczy przy premierze, kierowany przez ówczesnego posła PO Jarosława Gowina, zaproponował wprowadzenie tzw. testamentu życia. Pozwalał on zastrzec, czy w razie ewentualnego wypadku życzymy sobie podtrzymywania np. życia w śpiączce. Na autorów posypały się gromy, oskarżono ich o wprowadzanie "tylną furtką" biernej eutanazji. Zmianę prawa zawieszono.

- Ostatnio pojawiły się pomysły, by w karcie medycznej pacjenta znalazł się także zapis dotyczący nieprzedłużania uporczywej terapii - mówi mec. Roman Nowosielski, znany gdański adwokat. - Musi to być jednak obwarowane bardzo dokładnymi przepisami, by nie stworzyć pola do nadużyć. Moim zdaniem, każdorazowo decyzję o zaprzestaniu terapii powinien podejmować sąd. W końcu jest to realne "być albo nie być" konkretnego człowieka.

Oprócz aspektu prawnego, pojawiają się jeszcze, mniej nagłaśniane, aspekty ekonomiczny i społeczny. Uporczywa terapia jest bardzo droga, a kasy szpitali puste. Pieniądze wydane na przedłużenie życia człowieka w agonii można przeznaczyć na uratowanie kilku istnień ludzkich. Kiedy się jednak zaczyna mówić o pieniądzach, natychmiast pojawiają się zarzuty o "zabijanie dla pieniędzy". A z takimi argumentami trudno polemizować.

Trzeba bardzo kochać

Dawid Zapisek miał dziewięć lat, gdy powstał projekt testamentu życia. Już wtedy żył na przekór rokowaniom, dającym dzieciom z jego chorobą zaledwie cztery-sześć lat przetrwania. Kilka lat później poprosił, by nie podłączać go do respiratora.
- Początkowo nawet nie chciałam dyskutować na ten temat - wspomina Sylwia Zapisek. - Dawid był jednak wyjątkowo dojrzały, jego argumentacja - bardzo logiczna. Poszłam do księdza i do psychologa, zapytałam, czy postępując zgodnie z wolą syna, nie zabiję swego dziecka. Psycholog powiedziała mi, że szczęśliwie nie jest na moim miejscu, bo nie wiedziałaby, co zrobić. Ksiądz poradził, by respektować postanowienie syna.

Ksiądz Jędrzej Orłowski, dyrektor gdańskiego hospicjum im. ks. Dutkiewicza, był świadkiem rozmów Dawida z matką.
- Potwierdzam, to była świadoma decyzja chłopca - mówi. - Matka, szanując jego wolę, nie mogła zabić Dawida. Postępując wbrew woli dziecka, przedłużyłaby mu życie o kilka dni, powodując dodatkowe cierpienie.

Jednak po kolejnym ataku, kiedy pogotowie przywiozło Dawida do jednego z gdańskich szpitali, lekarze i tak próbowali podłączyć chłopca do respiratora.

- Usłyszałam, że zostanę przymuszona do zaakceptowania respiroterapii - opowiada Sylwia Zapisek. - Dopiero po interwencji przedstawicieli hospicjum lekarze zrezygnowali z uporczywej terapii.

Chłopiec, w pełni świadomie, sporządził w obecności prawnika własny "testament życia". Nie udusił się, umarł we śnie, we wrześniu 2012 roku. Niedługo potem zostało złożone doniesienie do prokuratury przeciw jego matce. I choć dziś Sylwia Zapisek nie ma problemów prawnych, nadal spotyka się z agresywnymi oskarżeniami, także ze strony rodziców innych chorych na postępujący zanik mięśni dzieci.

- To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu - przyznaje Sylwia Zapisek. - Do tej pory tylko jedna matka chorego dziecka powiedziała, że rozważa podobne postępowanie w stosunku do córki. I spytała, jak to jest. Odpowiedziałam, że bardzo ciężko. I że musi bardzo kochać swoje dziecko...

Miłość działa też w drugą stronę. Doktor Ewa Massalska-Błęcka wspomina bardzo młodych ludzi, którzy, po zaprzestaniu leczenia onkologicznego, trafiali w stanie terminalnym na prowadzone przez nią oddziały wewnętrzne.
- Miałam u siebie 18-latka z nowotworem jamy ustnej i gardła - mówi. - Chłopak bardzo cierpiał, ale chciał przedłużyć życie. Już nie dla siebie, ale dla swojej matki.

Jednak każde przedłużanie musi mieć swój kres. Mimo ogromnych postępów medycyny nadal jesteśmy istotami śmiertelnymi.
- Wielkanoc to dobra pora na przypomnienie sobie o tym fakcie - twierdzi dr Massalska-Błęcka. - Być może zadaniem dla Kościoła jest powtarzanie wiernym, że życie to nie tylko cud narodzin, radość z dorastania dzieci, kształcenie ich, oczekiwanie na wnuki, ale także czas na odchodzenie. Każdy - i tamten cierpiący chłopak, i transportowana karetką staruszka w agonii, i Ojciec Święty - przecież ma prawo umrzeć.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki