Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorze: Piękny sen o autobusach na razie się nie spełni. Niewiele wniosków od samorządów o dofinansowanie nowych linii

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
Pomorze otrzymało 15,8 mln zł na nowe linie autobusowe,  wykorzysta z tego tylko 1,5 mln zł. Zbyt mało gmin złożyło wnioski o dofinansowanie przejazdów
Pomorze otrzymało 15,8 mln zł na nowe linie autobusowe, wykorzysta z tego tylko 1,5 mln zł. Zbyt mało gmin złożyło wnioski o dofinansowanie przejazdów fot. Kinga Furtak
Rząd zapowiedział walkę z wykluczeniem transportowym. Nowe linie autobusowe już w tym roku miały licznie powstawać przede wszystkim na obszarach oddalonych od miast. Ale z rządowych pieniędzy na dofinansowanie przejazdów skorzystało dużo mniej samorządów niż pierwotnie oczekiwano. W wielu miejscowościach ułatwienia w tworzeniu nowych kursów spowodowały wręcz turbulencje komunikacyjne. Na razie trudno mówić o sukcesie programu rozwoju przewozów autobusowych w Polsce.

Likwidowanie komunikacyjnych białych plam znalazło się w tzw. piątce Kaczyńskiego, czyli w pakiecie sztandarowych przedwyborczych obietnic PiS.

- W Polsce, w ciągu kilkunastu ostatnich lat połączenia autobusowe, głównie PKS, zostały zredukowane o połowę. Z prawie miliarda przejechanych kilometrów, do niespełna pół miliarda. Przywrócimy to! Przywrócimy ten miliard! - grzmiał prezes PiS Jarosław Kaczyński na jednej z przedwyborczych konwencji.

Prezesowi wtórował premier Mateusz Morawiecki. Stwierdził, że odtwarzając połączenia autobusowe, rząd postanowił zmierzyć się z „poważnym problemem cywilizacyjnym w kraju”. Przyjęto ustawę, na podstawie której utworzono specjalny fundusz. Służy on sfinansowaniu nowych połączeń autobusowych, przede wszystkim takich, które są społecznie potrzebne, ale nie przynoszą zysku przewoźnikowi. O dofinansowanie mogą ubiegać się samorządy. Żeby gmina mogła otrzymać dopłatę, musi posiadać m.in. wkład własny (ma on wynosić nie mniej niż 10 proc. ceny usługi). Dotowane mogą być linie, które nie funkcjonowały co najmniej 3 miesiące przed dniem wejścia w życie ustawy (czyli przed 18 lipca). Delikatna zmiana starej linii może jednak spowodować, że zostanie ona zakwalifikowana do dofinansowania.

Białych plam przybyło

Choć rządowy program był szumnie zapowiadany, to likwidowanie komunikacyjnych białych plam, przynajmniej na razie, nie wszędzie się udaje. Można nawet powiedzieć, że są miejsca, gdzie owych plam przybyło. Tak stało się w gminie Główczyce w powiecie słupskim. Niedawno tamtejszy PKS zlikwidował tam część kursów. Mieszkańcy mają teraz problemy z dojazdem m.in. do Lęborka, gdzie wielu z nich pracuje lub uczy się.

- Nie tak mieszkańcy wyobrażali sobie realizację ustawy o przywracaniu połączeń autobusowych. Mamy potężny problem - mówi Danuta May, wójt gminy Główczyce.

Danuta May opowiada nam, że w gminie były połączenia, które dobrze funkcjonowały. Twierdzi, że gdy pojawił się „fundusz autobusowy” i możliwość skorzystania z dodatkowych środków, nagle kursy zlikwidowano.

- We wrześniu dzieci nie dojechały do szkół, bo PKS nie poinformował na czas, że wycofał kursy. Linia, która wcześniej istniała, nagle okazała się być deficytowa. Bo gdy linia jest deficytowa, to można ubiegać się o dofinansowanie rządowe. U nas, z dotacji przydzielonej w pierwszym etapie ubiegania się o rządowe środki skorzysta głównie PKS. Ta spółka i jeszcze inna firma wykazały już nierentowność kolejnych kursów. Grożą nam więc kolejne cięcia linii autobusowych. Jeśli będziemy chcieli, żeby one istniały, to musimy zaplanować w budżecie kwotę ok. 130 tys. zł na pokrycie deficytu związanego z ich utrzymaniem, bo zgodnie z ustawą drugim źródłem dofinansowania takich linii są samorządy. Na razie rozmawiamy i zobaczymy, co będzie dalej - przyznaje Danuta May, wójt gminy Główczyce.

Po interwencji wójt May warunkowo zostało uruchomione połączenie autobusowe z Pobłocia do Wicka, skąd mieszkańcy mogą już dojechać do Lęborka. To połączenie jest testowe. Zostanie zachowane, jeśli będzie się opłacało pekaesowi. Gmina we własnym zakresie uruchomiła też dowóz mieszkańców z trzech miejscowości do Pobłocia.

- Z Lęborkiem mamy jeszcze połączenie z miejscowości Stowięcino, obsługuje go prywatna firma. Na tej linii realizowany jest dowóz mieszkańców do pracy i szkół. Innych połączeń nie ma. I to jest przerażająca sytuacja. Jesteśmy największą gminą w powiecie słupskim i mamy ogromny problem z dostępnością do autobusów. Tak zwane ułatwienia w tworzeniu nowych linii autobusowych okazały się dla nas wręcz szkodliwe - dodaje Danuta May.

Słupski PKS tłumaczył, że likwidacja połączeń podyktowana była ekonomią. Planuje wznowić funkcjonowanie zawieszonej linii do Lęborka, jeśli będzie na nią dofinansowanie.

Nie ma komu jeździć

Pomorski Urząd Wojewódzki poinformował, że w regionie powstaną 83 linie autobusowe z dofinansowaniem rządowym. Tyle tylko, że nie wiadomo, czy rzeczywiście powstaną. Na przykład gmina Kwidzyn jest na liście samorządów objętych dofinansowaniem. Ale z niego nie skorzysta. Owszem, gmina znalazła pieniądze, które musi dorzucić do utworzenia kursów, ale nie może znaleźć przewoźnika. Interesowało ją utworzenie dwóch linii, chodziło przede wszystkim o dowozy pracowników z Szałwinka do Kwidzyna i w drugą stronę. Samorząd liczył na to, że PKS skoryguje swoje dotychczasowe kursy. Tak się jednak nie stało.

- Żeby móc świadczyć usługi transportowe, trzeba wyłonić operatora. Próbowaliśmy się dogadać z przewoźnikami, ale niestety bezskutecznie. Żaden z nich nie chce się podjąć prowadzenia przewozów na takich warunkach, które są określone w przepisach i które nas interesują. Z kolei warunki, które nam stawiali przewoźnicy, były dla nas nie do zaakceptowania, bo oznaczałyby zbyt duże obciążenie dla naszego budżetu. Pomimo dopłaty rządowej, uruchomienie linii byłoby dla nas zbyt kosztowne - tłumaczy Marcin Rzepny, który zajmuje się transportem i sprawami drogownictwa w Urzędzie Gminy Kwidzyn.

Pieniądze, które ta ustawa przewiduje, będą pierwsze od wielu lat, jakie państwo przeznaczy na autobusy

Gmina Dzierzgoń również została objęta tegorocznym dofinansowaniem. Pomorski Urząd Wojewódzki podał, że w gminie miałoby powstać 18 nowych linii autobusowych. „Fizycznie” jeszcze ich nie ma. A to dlatego, że kursowanie autobusów w gminie zależy od pozytywnych decyzji w innych samorządach. Poza tym, i w tej gminie na razie nie ma chętnego przewoźnika.

- Złożyliśmy wniosek i uzyskaliśmy dofinansowanie rządowe. Ale procedura uruchomienia linii będzie nieco dłuższa. Linie autobusowe, które chcemy utworzyć, sięgają bowiem poza teren naszej gminy, część jednej z nich pobiegnie nawet przez województwo warmińsko-mazurskie. Dopóki nie będzie uchwał w ościennych samorządach, nie możemy wjeżdżać na ich tereny. Druga rzecz to taka, że szukamy prywatnego przewoźnika, który będzie realizował przewozy i spełni ustawowe warunki. Czynimy starania, żeby udało się uruchomić linie jak najszybciej i skorzystać z dofinansowania. Sami nie jesteśmy w stanie wozić pasażerów, piłka jest więc po stronie potencjalnych przewoźników - opowiada Wojciech Demko, zastępca burmistrza Dzierz-gonia.

Szkolny autobus

Są też gminy, które na zmianach skorzystały. Tak się stało w Osiecznej, oddalonej o 33 km od Starogardu Gd. Niedawno pojawił się tam problem ze szkolnym autobusem. Wyjeżdżał on po 6. Uczniowie, którzy mieli lekcje w starogardzkich szkołach o 8, byli na miejscu za wcześnie i musieli czekać. Rodzice sygnalizowali, że młodzież włóczy się bez sensu po mieście. Kurs udało się tak przesunąć, by był bardziej dogodny. Co więcej, wcześniej do utrzymania linii dopłacała gmina. Teraz to się zmieniło. Powiat starogardzki otrzymał dofinansowanie rządowe i pieniądze przeznaczył m.in. na utrzymanie szkolnego kursu z Osiecznej. Żeby móc linię wpisać w wymóg nowej trasy, została ona wydłużona, co również spotkało się z zadowoleniem pasażerów.

- W tym momencie możemy powiedzieć, że dojazdy autobusowe w gminie są zoptymalizowane. Pozytywnie odbieramy też to, że nie musimy dopłacać do porannego kursu. Gdyby zapytać mieszkańców, czy chcieliby, aby było więcej autobusów do Starogardu Gd., pewnie powiedzieliby, że chcą, bo wielu z nich jeździ tam np. do lekarzy. Natomiast to nie byłyby linie, które przynosiłyby zysk. Nasza gmina nie była zainteresowana ubieganiem się o pieniądze z rządowego programu, bo w tym momencie nie byłoby nas stać, żeby dofinansowywać nowe kursy - mówi Stanisław Stosik, wójt gminy Osieczna.

Bo to gminy się nie spisały?

O tym, jak udaje się likwidacja komunikacyjnych białych plam, najlepiej mówią pieniądze, które będą wydane z „funduszu autobusowego”. W tym roku wyniósł on 300 mln zł, tymczasem w całym kraju do samorządów trafi ok. 18 mln złotych.

Pomorze otrzymało w sumie 15,8 mln zł, z czego wykorzysta 1,5 mln zł. W innych województwach zainteresowanie tymi środkami jest podobne - np. Wielkopolska otrzymała ok. 20 mln zł, z czego samorządy wykorzystają milion złotych. Pojawiły się głosy, że latem, podczas pierwszego naboru wniosków, gminy miały za mało czasu, żeby przygotować plany transportowe. Ministerstwo zorganizowało więc drugi „ratunkowy” nabór, ale jego wynik był gorszy od pierwszego. W kilku województwach nie złożono żadnego wniosku. Na Pomorzu, po pierwszym etapie zbierania wniosków, dotację otrzymało 5 powiatów i 3 gminy. W dodatkowym naborze, który zakończył się w połowie października, pieniądze otrzymał samorząd województwa pomorskiego, jeden powiat i jedna gmina.

Rząd miał dużo większe oczekiwania co do liczby gmin, które wezmą udział w programie. Co więc się stało? W Ministerstwie Infrastruktury mówią nam, że winne są samorządy, których aktywność w tym względzie pozostawia wiele do życzenia.

- W ocenie Ministerstwa Infrastruktury działalność funduszu ma realny wpływ na zwiększenie liczby połączeń autobusowych. Jednakże o tempie ich odtwarzania decyduje przede wszystkim wola i skuteczność działań samorządów w tej kwestii - twierdzi Szymon Huptyś, rzecznik prasowy resortu infrastruktury.

Wątpliwości

Przedstawiciele gmin widzą to inaczej. Twierdzą m.in., że wsparcie państwa jest za niskie. Do każdego przejechanego przez autobus kilometra (tzw. wozokilometra) rząd dopłaci maksymalnie złotówkę. Tak będzie przez pierwsze trzy lata, następnie dopłata wyniesie 80 groszy. Resztę kosztu muszą pokryć gminy.

- Idea jest jak najbardziej słuszna, ale opłacalna dla samorządów, które już od dawna opłacają „nieopłacalne” połączenia. Dla nich każda otrzymana złotówka to obniżenie ich kosztów. Kiedy gmina, i tak jest w naszym przypadku, ma wiele koniecznych inwestycji i musiałaby utrzymywać nie do końca obłożone linie autobusowe, to byłaby zmuszona zrezygnować np. z budowy kolejnej drogi - mówi Marek Zimakowski, wójt Przywidza.

Przedstawiciel spółki PKS Gdynia, która obsługuje dwie linie objęte dofinansowaniem, mówi w podobnym tonie.

- Przychody z nowo uruchamianych linii są na tyle niskie, że do tej złotówki, otrzymanej z funduszu rządowego, samorządy muszą dopłacić grubo ponad kolejną złotówkę, a czasem kilka. Testowo włączyliśmy się w realizację programu z jednym z samorządów. Osobiście widzę wiele szans, ale i zagrożeń. Wątpliwości dotyczą przede wszystkim możliwości finansowych samorządów, które dotychczas tłumaczyły swój brak zaangażowania w organizację komunikacji przede wszystkim tą kwestią. Pewnie nie wszystkie gminy czy powiaty znajdą w swoich budżetach środki na organizację transportu. Natomiast chciałbym podkreślić, że bardzo pozytywne jest to, że w ogóle zaczęliśmy rozmawiać o funkcjonowaniu publicznego transportu autobusowego poza obszarami miejskimi, o wykluczeniu komunikacyjnym i jego skutkach. Z pewnością to jest zaleta tej ustawy - mówi Grzegorz König, prokurent spółki PKS Gdynia.

Nowe rozwiązanie budzi też inne wątpliwości. Pojawił się spór ze skarbówką o to, czy od rekompensat w publicznym transporcie zbiorowym, w tym od rządowej dopłaty, ma być odprowadzany podatek VAT. Kilka miesięcy temu organ skarbowy w interpretacji podatkowej stwierdził, że podatek ma być odprowadzany. To spowodowałoby, że zamiast złotówki dofinansowania przewoźnicy faktycznie otrzymywaliby 93 grosze, a 7 groszy wracałoby do Skarbu Państwa w podatku VAT. Minister infrastruktury nie zgadza się z interpretacją skarbówki i wysłał informacje do samorządów, że o opodatkowaniu absolutnie nie ma mowy.

- Kilka dni temu byłem w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym, który uchylił interpretację podatkową skar-bówki i nakazał ponowne zbadanie sprawy. Czekamy na nowe stanowisko organów skarbowych. Jeśli odwołają się one do Naczelnego Sądu Administracyjnego, to rozstrzygnięcie będzie prawdopodobnie za kilkanaście miesięcy. Przez ten czas będziemy w niepewności prawnej. Dziś nie wiemy, czy wystawiać faktury i obciążać samorządy podatkiem VAT. Jeśli tak, to dla samorządów jest to wydatek większy o 8 proc. A więc ten program nie jest wolny od problemów, ale staramy się je rozwiązywać we współpracy z samorządami - twierdzi Grzegorz König.

Lepsze to niż nic

Tworzeniu nowych linii autobusowych może przeszkodzić coś jeszcze. Na rynku jest za mało kierowców zawodowych. - Teoretycznie, gdyby chcieć wykorzystać przez 4 miesiące tego roku całe 16 mln zł z funduszu dla województwa pomorskiego, to trzeba byłoby zatrudnić ponad tysiąc kierowców. Tylu wolnych kierowców na rynku nie ma. Poza tym firmy przewozowe nie mają zwykle takich rezerw finansowych, żeby nagle móc pozyskać dużą liczbę autobusów. Istotną kwestią jest też roczny charakter programu - żaden z przewoźników nie może sobie pozwolić na zakup fabrycznie nowych pojazdów, jeśli nie ma gwarancji obsługi linii przez co najmniej kilka lat - dodaje Grzegorz König z PKS Gdynia.

Ustawa o przywracaniu linii autobusowych, która weszła w życie w lipcu, w opinii wielu ekspertów, nie została dobrze przygotowana. Była uchwalana w pośpiechu, by mogła wejść w życie jeszcze przed wyborami.

- Co tu kryć, ustawa po prostu jest zła. Ale pieniądze, które ona przewiduje, będą pierwsze od wielu lat, jakie państwo przeznaczy na transport autobusowy. Dobre takie przepisy niż żadne - mówi Bartosz Jakubowski z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, ekspert od transportu publicznego. - To było pewne, że dużo samorządów nie skorzysta z tych pieniędzy, gminy były kompletnie nieprzygotowane i nie miały zabezpieczonych środków w budżecie na wkład własny.

Poza tym, ekspert uważa, że kwota dofinansowania została źle określona. - Mamy gminy mocno wykluczone komunikacyjnie i tam nawet 2 zł dofinansowania do kilometra przewozu to może być za mało. Ale są też takie gminy, gdzie dofinansowanie na poziomie 20 groszy, byłoby wystarczające - przyznaje Bartosz Jakubowski.

W listopadzie urzędy wojewódzkie zbierały wnioski o dofinansowanie połączeń autobusowych w przyszłym roku. Wynik naboru nie jest jeszcze znany. Ale rząd nie zamierza schodzić z obranej już drogi.

- Fundusz rozwoju przewozów autobusowych to jeden z filarów walki z wykluczeniem komunikacyjnym w naszym kraju. Do tej pory wnioskami objęto 1500 linii. Walka z wykluczeniem komunikacyjnym wymaga jednak większej liczby nowych połączeń autobusowych. Dlatego w 2020 r. na ten cel zostanie przeznaczonych 800 mln zł - mówił na konferencji prasowej Rafał Weber, wiceminister infrastruktury.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki