Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Natalia Tulku: Mama jest silna, jak coś sobie postanowi, to dopnie swego [REPORTAŻ]

Agata Cymanowska
Natalia prosiła wszelkie możliwe instytucje o pomoc w ewakuacji matki. Ostatecznie Ekaterina (na zdjęciu) przyjechała dzięki życzliwości zwykłych ludzi.Cudzoziemcowi nadaje się status uchodźcy, gdy:na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem w kraju pochodzenia z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej nie może lub nie chce korzystać z ochrony tego kraju. Cudzoziemcowi udziela się ochrony uzupełniającej, gdy powrót do kraju pochodzenia może narazić go na rzeczywiste ryzyko doznania poważnej krzywdy, m.in. przez poważne i zindywidualizowane zagrożenie dla życia lub zdrowia wynikające z powszechnego stosowania przemocy wobec ludności cywilnej w sytuacji międzynarodowego lub wewnętrznego konfliktu zbrojnego
Natalia prosiła wszelkie możliwe instytucje o pomoc w ewakuacji matki. Ostatecznie Ekaterina (na zdjęciu) przyjechała dzięki życzliwości zwykłych ludzi.Cudzoziemcowi nadaje się status uchodźcy, gdy:na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem w kraju pochodzenia z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej nie może lub nie chce korzystać z ochrony tego kraju. Cudzoziemcowi udziela się ochrony uzupełniającej, gdy powrót do kraju pochodzenia może narazić go na rzeczywiste ryzyko doznania poważnej krzywdy, m.in. przez poważne i zindywidualizowane zagrożenie dla życia lub zdrowia wynikające z powszechnego stosowania przemocy wobec ludności cywilnej w sytuacji międzynarodowego lub wewnętrznego konfliktu zbrojnego Krzysztof Mystkowski
Gdyby nie determinacja urodzonej w Doniecku i od lat mieszkającej w Polsce Natalii, pomoc jej ukraińskich, rosyjskich, a nawet białoruskich przyjaciół oraz wiernych z ukraińskiej prawosławnej cerkwi, jej matka zapewne podzieliłaby los innych samotnych mieszkańców Doniecka, którzy umierają tam z braku leków, głodu i zimna.

Marzec. W Doniecku trwają intensywne walki. 73-letnia Ekaterina Tulku dwie noce spędza w łazience.

- Pociski z gradów brzmią podobnie jak sztuczne ognie - opowiada ze stoickim spokojem. - Huk, świst, ogień.

Pierwszej nocy naliczy ich ponad 80. Rano potwierdzą tę liczbę w telewizji. Budynek tak drży, że odpada elewacja.

Zaczęło się rok wcześniej na obrzeżach miasta. Potem strzały stawały się coraz głośniejsze, w sklepach zaopatrzenie było coraz słabsze, emeryturę przestali wypłacać, ceny rosły… Kubek śmietany podrożał do około 40 hrywien (ok. 7 zł), kilogram wieprzowiny do 200-300, chleb z 2,6o do 10.

- Ludzie najpierw myśleli, że to potrwa kilka dni, potem, że kilka tygodni, miesięcy… a niedługo będą już dwa lata - mówi Natalia, córka Ekateriny, która w Polsce mieszka od lat. - Kto mógł, to uciekł w głąb Ukrainy i do Rosji. Także ci, którzy mają polskie korzenie, ale nie mieli odpowiednich dokumentów, by polski rząd zechciał ewakuować ich do kraju. Donieck, który pamiętam z ostatniej wizyty, tuż po Euro 2012, był nowoczesnym, kwitnącym, zielonym miastem, pełnym młodzieży
i z pięknym stadionem. Teraz stał się miastem starych ludzi. Są gotowi cierpieć tyle, ile się da, żeby tylko nie stać się ciężarem dla rodziny.

Ekaterina początkowo też nie chciała słyszeć o wyjeździe. Do Doniecka trafiła z Litina w obwodzie winnickim, w 1958 roku, gdy ojciec górnik dostał tu pracę. Założyła rodzinę, urodziła Natalię i Aleksandra, 40 lat przepracowała w handlu. Wspomina pierwsze powojenne lata jako czas biedy i głodu. Głód znowu o sobie przypomniał, gdy się zaczęła wojna hybrydowa na wschodzie Ukrainy.

Ekaterina z domu nie wychodziła tygodniami. Córka kiedyś kupiła jej w prezencie urządzenie do wypiekania pieczywa, dzięki czemu nie musiała stać w długich kolejkach po chleb. Ale jedzenie w końcu się skończy i wyjść trzeba.

- Mama stanęła na środku ulicy i nie wiedziała, w którą stronę iść. Strzały słychać było wszędzie, więc po prostu stała jak zaklęta…

Od sierpnia 2014 do lutego 2015 roku Ekaterina nie dostawała emerytury, bo nowe władze w Donbasie uznały, że skoro pracowała na rzecz Ukrainy, to nie będą jej żadnych świadczeń wypłacać. Podobnie jak inne starsze osoby od nowych władz dostała 1000 hrywien zapomogi. Pieniądze przelewała więc Natalia. Szły głównie na telefony, żeby być w kontakcie, i na prąd. Kiedy skończyła się możliwość nadawania przekazów przez Western Union, Natalia podawała pieniądze przez znajomych
z Kijowa i Doniecka, a ci z kolei przez swoich znajomych.


Stary Kontynent w godzinie próby. Uchodźcy i neonaziści na pograniczu [REPORTAŻ]

Marchew, cebula, kałasznikow

W supermarkecie zamaskowani żołnierze z kałasznikowami na ramieniu ładują wózek do pełna i wychodzą bez płacenia.

- Nikt ich nie zatrzymuje, nikt nie chce przecież zginąć - mówi Natalia.

Ekaterinę wojna kosztuje 20 kg. Miesiącami nie je mięsa. Kupuje jabłka i twaróg, marchew i cebulę. Podsmażone warzywa kładzie na chleb. Z pomocy czasem dostaje mąkę, ryż.

Dla Ekateriny przełomowy jest 10 kwietnia tego roku. Upada pod drzwiami w przedpokoju, nie może się ruszyć. Wylew, paraliż.

- Mama krzykiem wezwała sąsiadów na pomoc, ale ci nie mogli otworzyć drzwi. Kilka razy dzwonili po karetkę. Jednak gdy
w dyspozytorni słyszeli, ile mama ma lat, to odmawiali przyjazdu. Brakuje benzyny, lekarze powyjeżdżali, ci, którzy zostali, opiekują się rannymi żołnierzami, do starszych osób rzadko jeżdżą. Ostatecznie jednak przyjeżdżają, ale też nie udaje się wejść do mieszkania. Wtedy sąsiedzi wzywają tzw. zespół ds. kryzysowych.

- Wyważyli drzwi i w końcu, po kilku godzinach, dotarła pomoc - opowiada Natalia. - Mama przez cały czas leżała w tym stanie pod drzwiami. Zaszły nieodwracalne zmiany. Ma sparaliżowaną lewą stronę ciała.

W szpitalu trzeba mieć swoje leki, warunki spartańskie. Dochodzi zapalenie płuc i oskrzeli...

Kolejne bombardowanie. Rano na piętrze, na nowym oddziale, pielęgniarka znajduje niewybuch.

Po 10 dniach Ekaterina zostaje wypisana do domu. Pomagają znajomi.

Paszport, wózek, kałasznikow

Ci, którzy mają jeszcze pracę, chodzą do pracy. Kobiety robią staranny makijaż, zakładają biżuterię, elegancko się ubierają.

- Trochę z przyzwyczajenia, trochę dla zapomnienia, że to wojna - tłumaczy Natalia.

W styczniu, gdy sytuacja w Donbasie staje się coraz bardziej niebezpieczna, Natalia, która przyjechała do Polski do pracy na początku lat 2000, razem z mężem próbują ściągnąć Ekaterinę do kraju wraz z Polakami ewakuowanymi z tej części Ukrainy. Nie udaje się, bo jak słyszą w Ministerstwie Spraw Zagranicznych RP, „Ekaterina nie jest Polką, więc nie może być ewakuowana”. W ambasadzie proponują przyjazd na zaproszenie rodziny. To potrwa krócej niż procedura ubiegania się
o status uchodźcy. - Takie są przepisy - tłumaczą im urzędnicy z naszego MSZ. - Nic nie poradzimy. Tymczasem paszport Ekateriny stracił jednak ważność, a nowy można wyrobić tylko w Kijowie. Starsza, samotna kobieta nie da rady sama tam dotrzeć. Czas ucieka, stan zdrowia Ekateriny się pogarsza. Natalia pisze do wszystkich możliwych polskich urzędów w Polsce
i na Ukrainie. Gdy możliwości się wyczerpują, postanawia pojechać do Doniecka, a następnie ściągnąć matkę do Polski. - Ale jak? Donieck jest już Doniecką Republiką Ludową... Pomagają znajomi.

Natalia leci samolotem do Kaliningradu, stamtąd do Moskwy i następnie do Rostowa nad Donem. Noc spędza na lotnisku. Nie śpi, boi się, bo ma przy sobie trochę gotówki. Rano przyjeżdża polecony przez znajomych kierowca busa, który wozi cywilów (głównie do pracy) przez front. W cenie biletu są opłaty dla strażników na block postach. Kierowca wie, kiedy wstrzymywany jest ogień, obie strony prowadzą uzgodnienia, wymieniają jeńców.

W busie strasznie trzęsie. Czołgi zniszczyły drogi. Wszyscy siedzą w ciszy, nikt się nie uśmiecha.

- Takie smutne, szare twarze - mówi Natalia. - Ale wszyscy bardzo życzliwi. - Gdy dotarłam do Doniecka, nie wiedziałam, gdzie jestem. To nie był szok, mnie po prostu zupełnie zatkało.

Słowiańsk, Kijów, Toruń

- Tacy dobrzy ludzie się nam trafili - mówi Natalia.

Ekateriny nie wolno transportować. Natalia zostawia więc matkę pod opieką kobiety poleconej przez znajomych znajomych
i wraca do Polski dalej organizować pomoc. Po 17 dniach stan Ekateriny się pogarsza. Okazuje się, że kobieta nie podawała leków. Zabierała i sprzedawała dalej. Natalia jest już zdeterminowana, by zabrać matkę do Polski. Po raz kolejny uruchamia rosyjsko-ukraińskie znajomości.

Ekaterina trafia do głęboko wierzącej, prawosławnej rodziny. Spędza tam 51 dni. Obca kobieta opiekuje się nią i modli się za jej powrót do zdrowia. Z Natalią codziennie rozmawia przez Skype’a. Przez cerkiew otrzymuje wózek inwalidzki. Nie mieści się do windy. Kolejne osoby dźwigają więc ten wózek po schodach.

Coraz częściej słyszy się o zapowiedziach ciężkich walk.

Mówią, że teraz to już w ogóle będzie ciężko o lekarza. Brat znajomej Natalii decyduje się wyjechać z Doniecka do Słowiańska. Zabierają leżącą Ekaterinę do busa. Pokonanie 120 km zajmuje im około ośmiu godzin. Ekaterina denerwuje się przy każdym z 19 block postów z workami wypełnionymi piaskiem, czołgami, żołnierzami w bałakławach i z kałasznikowami gotowymi do strzału. Nie ma pozwolenia na przejazd.

- Trzeba wiedzieć, komu i ile trzeba dać. Cywile są przeszukiwani, rewidowani, bywa, że okradani. Zdarza się, że jak już nie ma co wziąć, spuszczają paliwo z samochodów - mówi Natalia. - Przepustki można zdobyć bardziej lub mniej legalnie, za łapówkę. Ale najważniejsze jest to, że trzeba umieć odpowiedzieć na zadawane przez zamaskowanych, uzbrojonych żołnierzy pytania w lokalnym dialekcie, języku ukraińskim lub/i rosyjskim, a nawet kaukaskim.

Starszych i chorych oraz małe dzieci przepuszczają bez kolejki. Tym razem…

Docierają do kilkupiętrowego ośrodka dla uchodźców w Słowiańsku. To już terytorium kontrolowane przez władze w Kijowie. Nie ma wolnych miejsc. Ekaterina dostaje się do prywatnego ośrodka przy prawosławnej parafii. Żona popa opiekuje się nią przez dwie doby.

Znajomi zabierają Ekaterinę dalej do Kijowa. 4 lipca są na miejscu. Wózek znowu nie mieści się w windzie, w niewielkim mieszkaniu ciasno. Jest sobota, formalności paszportowe zaczną załatwiać dopiero w poniedziałek. Dokument odbierają po
10 dniach. Od razu wysyłają skan z danymi do Natalii. Na pomoc Natalia może też liczyć w Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim. Oryginalne zaproszenie szybko trafia pocztą do Kijowa. Wizę dostają od ręki.

Wtedy stan zdrowia Ekateriny nagle się pogarsza. Lekarz odradza podróż pociągiem i samolotem. Do szpitala nie chcą jej przyjąć, bo trafia nie na ten oddział, co trzeba. Znajomi Natalii sprawują opiekę nad jej matką, załatwiają formalności i jeżdżą po lekarzach, dźwigają wózek, jeszcze przez półtora miesiąca.

Larisa, znajoma Natalii, daje do dyspozycji swoje auto. Mówi: skoro już zaszliśmy tak daleko, zawieziemy mamę do Polski.
Z Kijowa, już w pozycji siedzącej i z mężem Larisy jako kierowcą, jadą do Torunia. Rano, z Ekateriną na wózku, zwiedzają miasto. Jest nim zachwycona.

- Mama jest silna, jak coś sobie postanowi, to dopnie swego. Tak się przejęła tą podróżą, że z planowanych kilku noclegów był tylko jeden - mówi Natalia.

Po dziewięciu latach od ostatniej wizyty, w czwartek, 13 sierpnia jest już u córki. Znajomi zostają na chwilę, potem wracają na Ukrainę.

- Tacy dobrzy ludzie się nam trafili - mówi po raz kolejny Natalia.

1919, 2015

Ekaterina ogląda z zięciem Maciejem rosyjskie wiadomości na kanale Ukraine Today. Ukraińskich programów nie mają.

- Czasem się coś wychwyci, ale żeby się dowiedzieć, jak jest naprawdę, dzwonimy do znajomych, którzy tam zostali - mówi Maciej.

Przyjazd Ekateriny na zaproszenie męża Natalii, zawierający klauzulę, że zapewni kobiecie opiekę medyczną i utrzymanie, przyspieszył procedurę. - Ale pozbawił nas możliwości starania się o status uchodźcy. Urzędnicy w naszym MSW i MSZ powiedzieli nam, że „takie są przepisy” - mówi Maciej.

- Wybór mieliśmy taki: albo wiza, albo mama zostaje w Doniecku - dodaje Natalia. Wiza ważna jest rok. Maciej płaci za leki, rehabilitację, ale środki się kurczą.

W pomoc zaangażowała się Magdalena Kołodziejczak, wójt gminy Pruszcz Gd. Wysłała lekarza, który zbadał Ekaterinę, pracownika GOPS, poszła na spotkanie do NFZ, zorganizowała pomoc prawną. Radca uznał, że istnieje możliwość ubiegania się o status uchodźcy, ale małe są szanse na jego uzyskanie. Wniosek do Straży Granicznej jest w przygotowaniu.

- Historia tej rodziny pokazuje, że jeśli się kogoś zaprasza do siebie, to trzeba podjąć ogromny finansowy wysiłek - mówi Magdalena Kołodziejczak. - Nie mieli jednak innego wyjścia. Stan zdrowia pani Ekateriny wymaga pilnej opieki medycznej. Będziemy wspierać tych państwa przy wnioskowaniu do kolejnych instytucji.

Ekaterina chciałaby jeszcze kiedyś ulepić, tu, w Polsce, swoje słynne pielmieni, które tak lubi Maciej… wnuk Polaka, który
w 1919 r. uciekł z płonącego i „bolszewickiego” Donbasu do niepodległej już Polski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki