Mama jest moim "menedżerem" - wywiad z Małgorzatą Jeśmontowicz-Kreft

Co robisz na co dzień?
Jestem kosmetyczką, robię makijaż i paznokcie. Oprócz tego śpiewam z przyjaciółkami w Zespole Kaszubskim w Bytowie. Ciężko mi to pogodzić z życiem prywatnym i wychowywaniem dziecka. Mój sześcioletni synek jest niepełnosprawny, ma niedosłuch obustronny. Poświęcam mu najwięcej czasu, kilka razy w tygodniu jeżdżę z nim do Słupska na ćwiczenia rehabilitacyjne. Zaczyna dzięki nim śpiewać!
Niepełnosprawność nie jest przeszkodą w nauce śpiewu?
To nie ma żadnego znaczenia. Jedynym problemem jest jego brak zainteresowania występami. Żartujemy sobie z mamą, że jest "skazany na muzykę", bo obie kochamy śpiew od dzieciństwa, więc Lucjan nie ma wyboru. Uznałam, że będę go zachęcać do podjęcia jakieś pasji. Jeżeli nie śpiew, to taniec lub sport. Wiem, ile osiągnęłam dzięki mojej mamie, więc ja tak samo będę wychowywać swoje dziecko.
Czy to mama namówiła Cię do śpiewania?
Tak, do tej pory uczy mnie śpiewać. Nie ma żadnego wykształcenia muzycznego, pracuje w laboratorium przy szpitalu w Bytowie. Obie zaczęłyśmy interesować się muzyką jeżdżąc na festiwale. Mama obserwowała innych uczestników i na podstawie ich błędów uczyła mnie i moją siostrę, czego nie powinnyśmy robić. Jest moim "menedżerem". To ona powiedziała mi o castingu do gali "Dziennika Bałtyckiego".
Śpiewasz czasami z siostrą?
Nie, siostra mieszka w Gdyni, ja w Bytowie. Może i mamy podobne głosy, ale za to kompletnie inne charaktery. Nie mogłybyśmy razem występować, to by nas wymęczyło.
Czy jeździsz z mamą na występy?
Nie na wszystkie, bo jestem już dorosła. Jednak z przyjemnością zabieram ją na koncerty, towarzyszy mi nawet na próbach do naszej gali. Mama stwierdziła, że przyjemnie jej się ogląda naszą zgraną grupę śpiewaków.