Od kilkudziesięciu lat literatura i kino podsuwają nam przeróżne wizje życia w odległych galaktykach.
W "Gwiezdnych wojnach" rycerze walczą z siłami ciemności, w serialu "Star Trek" bohaterska załoga statku Enterprise ratuje zwaśnione światy, a w "Diunie" Franka Herberta legendarne rody walczą na planecie Arrakis o dostęp do melanżu pozwalającego na podwymiarowe podróże kosmiczne.
Często twórcy zapraszali obcych do nas, na Ziemię. Goście z kosmosu bywali mili jak ET Spielberga. Bywali też wściekli, jak ci z "Dnia Niepodległości" Emmericha. Czasami próbowali porywać nasze ciała, by w nich rozwinąć swoją rasę ("Inwazja porywaczy ciał"). Zdarzało się, że eksperymentowali na ludzkich organizmach - próbował im w tym przeszkodzić agent Mulder z "Archiwum X".
Do wstrząsających wizji traktujących o obcych włączyło się nawet radio. W 1938 roku Orson Welles nadał w amerykańskiej stacji CBS słuchowisko oparte na powieści H. G. Wellsa pt. "Wojna światów". Przedstawiono historię inwazji Marsjan na Ziemię. Słuchowisko było tak sugestywne, że słuchacze wpadli w panikę - dzwoniono na policję i próbowano postawić na nogi wojsko. Dziś podobna sytuacja mogłaby mieć miejsce jedynie, gdyby zaprzestano emisji serialu "M jak Miłość".
Uwielbienie dla produkcji SF wynika z osamotnienia. Wyglądamy z nadzieją kosmicznych braci
Przygody spod znaku SF zawsze znajdowały ogromne rzesze fanów, gotowych nawet nauczyć się wymyślonego na rzecz serialu "Star Trek" języka klingońskiego. Zresztą Amerykanie uważani są za najtwardszych miłośników kosmicznych przygód. Potrafią regularnie spotykać się na fantastycznych konwentach, gdzie świętują poprzebierani za ulubionych bohaterów. Spotkamy tam lekarzy, inżynierów i operatorów koparek, uganiających się ze świetlnymi mieczami rycerzy Jedi.
Uwielbienie dla produkcji SF wynika z osamotnienia. Wierzymy, że skoro matka natura stworzyła nasz gatunek, dlaczego miałaby tego nie powtórzyć w odległych zakątkach wszechświata. Wyglądamy z nadzieją kosmicznych braci. Gdyby przylecieli, wybaczylibyśmy im dwanaście macek, ogromne wypustki i ogon.
W naszych rachubach nie bierzemy pod uwagę, że obce cywilizacje mogą nas kompletnie olewać. Kto wie, czy po tysiącach lat obserwacji nie uważają nas za kompletnych głupków. Przecież nie potrafimy się nawet teleportować.
Zamiast fantastycznych obcych przyleciała asteroida. Wytłukła szyby i poraniła wielu ludzi. Przy okazji narobiła takiego huku, że zwierzęta domowe popadły w głęboką melancholię. W takich okolicznościach warto zwrócić uwagę wojskowych, by zmienili doktrynę. Zamiast szpiegować inne kraje, powinni zacząć szpiegować niebo. Tam czai się prawdziwe niebezpieczeństwo. Tam trzeba wycelować atomowe głowice.
Trzeba tylko uważać, by waląc kiedyś atomem w asteroidę, nie uszkodzić statku Enterprise.
Czytaj więcej felietonów Jarka Janiszewskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?