18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańszczanin umiera za Unię, czyli o grobowcu Gralathów w Sulminie i wojnie secesyjnej

Marek Adamkowicz
W 2012 r. grobowiec Gralathów doczekał się wreszcie remontu
W 2012 r. grobowiec Gralathów doczekał się wreszcie remontu Marcin Tymiński
O Gralathach było w ostatnich miesiącach głośno za sprawą remontu kaplicy grobowej w Sulminie. Przy tej okazji nieraz wspominano o ich zasługach dla nauki i Gdańska. Wśród licznych wątków, jakie się wiążą z Gralathami, jest taki, który prowadzi do Ameryki...

Jeszcze rok temu kaplica grobowa Gralathów była w opłakanym stanie. Dziury w ścianach i sklepieniu, rozbita posadzka. Wszędzie śmieci i nieczystości. Na szczęście dzięki dotacji z budżetu Gdańska obiekt został uratowany. Wprawdzie w trakcie remontu nie było spektakularnych odkryć, odnaleziono natomiast ołowianą tabliczkę, która historyków przyprawiła o szybsze bicie serca. Rzuca ona bowiem światło na przeszłość grobowca. Wynika z niej, że budowniczymi kaplicy byli mistrz murarski Koenig, mistrz blacharski Trimter oraz czeladnicy murarscy Sasse i Bornack. Skądinąd wiadomo, że w Sulminie pochowano: Carla Friedricha Gralatha (zm. 1818), Jamesa Balfoura (1849), Georga Friedricha Gralatha (1853), Emilię Julię Gralath (1863), Stanislausa Carla Gralatha (1864), Ernestynę Amalię Foller (1867) oraz Marię Maquet (1907).

Z ziemi szkockiej do Gdańska

Historię grobowca oraz tych, którzy w nim spoczęli, próbował odtworzyć dr Piotr Paluchowski z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska.
- Co do siedmiu wymienionych osób zachowały się źródła mówiące o pochówkach w kaplicy - mówi dr Paluchowski. - Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że w tym miejscu spoczęło więcej osób. Niestety, ubogi materiał źródłowy nie pozwala zweryfikować tej tezy.

O ile o rodzinie Gralathów pisano już stosunkowo dużo, by przypomnieć tylko publikacje Andrzeja Januszajtisa, o tyle o losach skoligaconych z nią osób nie mówiono tak często. A szkoda. Poczynione przez dr. Paluchowskiego ustalenia wskazują, że warto również wyruszyć ich tropem.

Szczególnie intrygujące wydają się być losy Jamesa Balfoura i jego potomków.
- Balfour urodził się w Edynburgu w 1770 roku i przybył do Gdańska po roku 1795 - opowiada historyk. - Razem z nim pojawili się bracia John i Alexander Gibsonowie, u których zresztą terminował w kupieckim fachu.
Wkrótce Balfour rozwinął własną działalność i pomnożył majątek, stając się m.in. właścicielem nieruchomości przy ulicy Nowe Ogrody nr 27.

Na przełomie XVIII i XIX w. podobną karierę robiło nad Motławą wielu Wyspiarzy. Ich zbiorowy portret odmalowała Johanna Schopenhauer w "Gdańskich wspomnieniach młodości". Zanotowała ona m.in., że "od dawnych lat towarzystwo angielskich kupców osiedliło się w Gdańsku ze swymi rodzinami i z biegiem czasu do tego stopnia zżyło się z miastem, że ani z ich, ani z naszej strony nikomu nie przychodziło na myśl, aby uważać ich za obcych. Domy ich szacowano na giełdzie na równi z pierwszymi miejskimi, a w zwyczajach i obyczajach nie różnili się niczym od reszty mieszkańców. Mówili po niemiecku, z nocy nie czynili dnia, jadali zwyczajem miejscowym o pierwszej godzinie w południe, w sposób nam właściwy wychowywali dzieci, które po większej części rodziły się wśród nas, i w ogóle zachowywali się tak, jak to czynią rozumni ludzie, którym nie chodzi o to, aby przez nierozsądne zachowanie albo cudaczne dziwactwa utrudniać życie sobie i innym" (przekład Tadeusz Krzuszyński).
Centrum życia Wyspiarzy była kaplica przy ul. Świętego Ducha. James Balfour musiał się cieszyć ich zaufaniem, skoro powierzono mu funkcję przełożonego anglikańskiej wspólnoty. Ponadto był reprezentantem gdańskiej Deputacji Miejskiej Kamery oraz uczestniczył w reprezentacji mieszczaństwa. Natomiast zawodowo nadal parał się kupiectwem. Wiadomo na przykład, że w jego firmie terminował Walter Biggar, który w Szkocji stał się jednym z większych handlarzy śledzi.

Ciężkie czasy przyszły dla Anglików wraz z wojnami napoleońskimi. Wprawdzie przez lata konflikt toczył się z dala od Gdańska, ale w 1807 r. Francuzi stanęli u bram miasta. Wśród tych, którzy wyróżnili się w jego obronie, był Alexander Gibson. Stworzył on telegraf optyczny, służący do utrzymywania łączności pomiędzy miastem a twierdzą Wisłoujście. Nie uchroniło to jednak Gdańska przed kapitulacją. Dla Anglików jako wrogów Napoleona upadek miasta był równoznaczny z konfiskatą mienia.
Zanim to się stało, James Balfour wziął ślub z Caroliną Amalią Beatą von Gralath. Uroczystość odbyła się w 1804 r. w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Wkrótce przyszły na świat dzieci: Henry (1805), Charles (1806/1807?), James Aaron (1808), William (1810), Amelia Charlotte (1811), Louisa Alexandrina (1813), George Frederick (1814) i Jane Ernestine (1817).
Jak ustalił dr Paluchowski, najstarszy syn Jamesa Balfoura wyjechał na stałe do rodzinnej Szkocji. Tam w 1837 r. poślubił Anne Fulljames, z którą miał liczne potomstwo. Zmarł po 1865 r. William Balfour ożenił się z Theresą Filsz i zmarł w 1840 r. Louisa Alexandrina również wyjechała do Szkocji, gdzie w 1836 r. wyszła za mąż za Jamesa Hamiltona. Razem z dzieckiem zmarła rok później podczas porodu. George Frederick umarł jeszcze w roku swoich narodzin. Z kolei Jane Ernestine wyszła w 1839 r. za Karola Tarło, pruskiego lejtnanta, który wywodził się z polskiej rodziny szlacheckiej. Para doczekała się trojga dzieci. Losy Charlesa i Amelii Charlotte są nieznane.

Dwie rany z Tennessee

Najbardziej znanym synem Jamesa Balfoura i Caroliny Amalii Beaty von Gralath był James Aaron, który wybrał karierę nauczyciela. W 1836 r. poślubił, podobnie jak ojciec, córkę Gralathów - Mathilde Amalie, siostrzenicę matki Jamesa. Mieli troje dzieci: Jamesa Arthura (1837), Louise Amalie (1839) i Arthura Williama (1846). Po śmierci ojca James Aaron Balfour wyjechał z żoną do Edynburga. Zatrzymali się u brata Jamesa - Henry'ego. Tam Mathilde Amalie zachorowała. Zmarła w 1850 r. James wraz z dziećmi udał się do Stanów Zjednoczonych na pokładzie statku Mary Ware. W październiku 1850 r. wylądował w Nowym Orleanie. Rok później pojął za żonę Louisę Marię Hinman. Miał z nią jedno dziecko - Arthura Henry'ego, który nigdy się nie ożenił. W Stanach Zjednoczonych kontynuował zawód nauczyciela w okolicach Waszyngtonu i Nowego Jorku.
Kiedy w 1861 r. wybuchła wojna secesyjna, James Aaron Balfour wstąpił do 45 Regimentu Piechoty Illinois, jednostki walczącej po stronie Unii.

- Balfour prawdopodobnie wcześniej służył w armii pruskiej, miał więc doświadczenie wojskowe - mówi Piotr Paluchowski. - Uczestniczył w działaniach wojennych na terenie stanu Tennessee.

W lutym 1862 r. gdańszczanin został ranny w bitwie o Fort Donelson. Kule dosięgnęły go ponownie 7 kwietnia w bitwie pod Shiloh. Tym razem konieczna była amputacja ręki. Balfourowi nie było jednak dane długo cieszyć się życiem. Zmarł 19 maja 1862 r. w Waukegan w stanie Illinois. Ówczesna gazeta amerykańska tak skwitowała doniesienie o jego śmierci: "Balfour, jak sądzimy, był Prusakiem z urodzenia i brał aktywny udział w życiu wojskowym swojego kraju. Był też człowiekiem pięknej edukacji i bardzo dżentelmeńskiej postawy i w ten sposób padł ofiarą niegodziwej rebelii".
Co ciekawe, w ślady ojca poszli jego synowie. Arthur James służył w 15 Regimencie Piechoty Illinois, a Arthur William w 45 Regimencie Piechoty Illinois.

Potomkowie Jamesa Balfoura i Caroliny Amalii Beaty von Gralath do dzisiaj żyją w Stanach Zjednoczonych.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki