Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konkurencja między NORDĄ i GOM może działać zabójczo

Jarosław Zalesiński
Zbigniew Canowiecki
Zbigniew Canowiecki Archiwum PP
Gdański Obszar Metropolitalny i Stowarzyszenie Norda na targach inwestycyjnych w Cannes promowały się osobno. - Konkurencja do pewnego momentu jest bardzo korzystna. Ale może stać się konkurencją zabójczą - ostrzega Zbigniew Canowiecki, prezes "Pracodawców Pomorza"

Ze Zbigniewem Canowieckim rozmawia Jarosław Zalesiński

Na zakończonych w piątek targach inwestycyjnych w Cannes promowali się i Gdański Obszar Metropolitalny, i Stowarzyszenie Norda, i parę innych agencji. Od przybytku ponoć głowa nie boli...
Jestem dokładnie przeciwnego zdania. W pewnych obszarach potrzebna jest spójność działania i jedna zwarta reprezentacja. A już szczególnie jest to potrzebne w promocji naszego obszaru metropolitalnego, jego możliwości turystycznych czy inwestycyjnych. Ma on różne funkcje i różne zakresy oferowanych możliwości.

To może dobrze promować je osobno?

Nie, bo oferta inwestycyjna czy turystyczna nie jest wówczas pełna. Jeśli miasta albo poszczególne fragmenty obszaru prezentują się osobno, u naszych partnerów powoduje to tylko zamieszanie.

NORDA i GOM będą szukać inwestorów we Francji

Spotkał się Pan z takimi reakcjami?
Mogę opowiedzieć panu anegdotę. Kiedyś pewien inwestor trafił do prezydenta Gdańska, gdzie przedstawiono mu możliwości inwestowania. Ale po paru miesiącach prezydent Gdańska dowiedział się, że ów inwestor ulokował się w Gdyni. Przy pierwszym spotkaniu zagadnął prezesa firmy: jak to, szukał pan lokalizacji w Gdańsku, a wybrał pan Gdynię.

I jak wytłumaczył się prezes?
Zrobił wielkie oczy i powiedział: nie rozumiem, to to nie jest jedno miasto? W Gdyni się na to oburzą, ale anegdota jest prawdziwa. Ten zagraniczny inwestor był przekonany, że Gdynia jest dzielnicą Gdańska.

Faktycznie oburzające...
W Gdyni stale powtarzają - my musimy mieć swoją tożsamość. Ale inwestorzy, którzy przyjeżdżają z drugiego końca świata, patrzą na Trójmiasto i jego najbliższe otoczenie jak na jeden zwarty organizm.

Patrzą na całość?
Patrzą na przykład na to, że w Gdyni są dogodne przestrzenie biurowe, w Gdańsku dobra filharmonia, w Sopocie renomowana prywatna uczelnia, a zaplecze rekreacyjne jest na Kaszubach. Natomiast kiedy widzą, że tu są toczone małostkowe spory, może ich to tylko zniechęcać, bo wydaje im się, że obszar został poprzecinany administracyjnymi barierami.

Pomorze: Metropolitalny pojedynek - NORDA czy GOM?

Ale urzędnicy przekonują, że to są komplementarne oferty, dopełniają się.
Można sobie tak mówić, ale na wizerunek regionu, jestem o tym przekonany, wpływa to bardzo negatywnie. Mówię to jako człowiek reprezentujący środowisko biznesu: my chcemy, żeby to był zwarty obszar, promowany jednakowo, mający jedną ofertę dla firm, które chcą tu inwestować. Chcemy partnera, który nie będzie opowiadał, że tu jest moje, a tam jest jego. To nie przyniesie impulsów rozwojowych dla całego tego obszaru.
Problem nie jest nowy. Gdynia i Gdańsk promują się "razem, ale osobno" od lat. Bardzo jesteśmy na tym stratni?
Moim zdaniem, bylibyśmy o wiele lepiej rozwiniętym regionem, gdybyśmy nie udowadniali sobie wzajemnie, kto jest lepszy i ważniejszy. Ta konkurencja przynosi więcej szkody niż pożytku. Konkurencja jest oczywiście bardzo przydatna...

Takie można odnieść wrażenie, że konkurencja NORDY i GOM przynosi w niektórych sprawach dobre owoce, bo liderzy obu obszarów muszą się teraz wykazywać aktywnością. Gorzej z tym, jak ta konkurencja wygląda z zewnątrz?

Nie tylko na tym polega problem. Wie pan, kiedy próbuję komuś wytłumaczyć, jakie są skutki tej rywalizacji, często posługuję się analogią z naszym hutnictwem. Kiedy po roku 1990 huty mogły samostanowić o sobie, Huta Katowice i Huta Sędzimira zaczęły się zachowywać podobnie jak Gdańsk i Gdynia - konkurować w tych samych dziedzinach.

Wyszły na tej konkurencji fatalnie.
Mimo iż do pewnego momentu wydawało się, że konkurencja między nimi działa ożywczo. Ale jak to się skończyło? Po dziesięciu latach przyszedł moment, kiedy to konkurowanie stało się groźne. Huty rywalizując między sobą o klientów, doprowadziły do tego, że narobiły sobie takich długów, iż w końcu zostały przejęte przez indyjskiego inwestora. A indyjski właściciel zaczął od tego, że połączył wszystko w jeden organizm, z jednym programem inwestycyjnym, jednym systemem sprzedaży i zakupów i tak dalej. Gdy przejmował polskie huty, wykazywały one 2 mld zł straty rocznie. Już po roku przynosiły 2 mld zysku netto.

Wszystko na temat: GDAŃSKI OBSZAR METROPOLITALNY

Jaki morał z tej historii?
Konkurencja do pewnego momentu jest bardzo korzystna. Ale może stać się konkurencją zabójczą. Oczywiście miasta to nie huty, one nie upadną, ale powinien przyjść wreszcie moment refleksji. Ktoś powinien powiedzieć: stop, panowie, tak dalej nie można. Pewne rzeczy trzeba robić wspólnie. A na razie wciąż jest tak, że kiedy mamy kolejne targi inwestycyjne w Cannes, obszar metropolii jest reprezentowany przez kilka niezależnych podmiotów.

Ponoć zgodnie współpracujących...

Tak, każdy deklaruje, że współpracuje, że to jest komplementarne, dobrze się dopełnia i tak dalej i tak dalej. Tylko że kiedy przychodzi jakiś partner, biznesowy klient, jego odbiór sytuacji jest dokładnie odwrotny. Więc o czym tu w ogóle dyskutować?

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki