Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kacper Płażyński: Donald Tusk ma prawo do swoich marzeń. Nie mówi jednak Polakom po co mu władza, o którą walczy

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Reżimy białoruski i rosyjski powinny poczuć rzeczywiste, mocne sankcje. Takiej solidarności europejskiej potrzebujemy, a nie gładkich słów – mówi poseł PiS Kacper Płażyński. Rozmawiamy o budowie fregat, konserwatywnej kontrrewolucji w Europie i gdańskich sprawach.
Reżimy białoruski i rosyjski powinny poczuć rzeczywiste, mocne sankcje. Takiej solidarności europejskiej potrzebujemy, a nie gładkich słów – mówi poseł PiS Kacper Płażyński. Rozmawiamy o budowie fregat, konserwatywnej kontrrewolucji w Europie i gdańskich sprawach. Karolina Misztal
Reżimy białoruski i rosyjski powinny poczuć rzeczywiste, mocne sankcje. Takiej solidarności europejskiej potrzebujemy, a nie gładkich słów – mówi poseł PiS Kacper Płażyński. Rozmawiamy o budowie fregat, konserwatywnej kontrrewolucji w Europie i gdańskich sprawach.

Szefowie MON, MSWiA, premier i prezydent przekonują, że z kryzysem na granicy polsko-białoruskiej radzimy sobie dobrze własnymi siłami. Niemniej są deklaracje solidarności ze strony państw UE i Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Państwo polskie zdaje egzamin, jest przygotowane na tę trudną sytuację. W tej chwili na granicy jest ok. 20 tys. funkcjonariuszy służb mundurowych. Do działania jest gotowych kolejnych 10 tys. żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Zatem zdolności mobilizacyjne nadal są wysokie. Granica polsko-białoruska jest dobrze chroniona. Po wybudowaniu zapory będzie do sforsowania jeszcze trudniejsza. Wydaje się, że w na ten moment nie potrzebujemy zewnętrznej pomocy kadrowej. Przedstawiciele UE, państw Wspólnoty, są pod wrażeniem i popierają nasze działania, jak choćby szef Frontexu, który był u nas niedawno, czy szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Jednak, jeśli mówimy o solidarności europejskiej w kontekście kryzysu, jaki mamy obecnie, wykreowanego cynicznie i realizowanego przez reżimy w Moskwie i Mińsku, to musimy się zastanowić, czy o taką solidarność nam chodzi? Opartą o deklaracje i gładkie słowa, z których politycy europejscy są znani? A może jednak, po wywołaniu przez te reżimy kolejnego poważnego kryzysu, za słowami powinny pójść czyny. Mam na myśli rzeczywiste, mocne sankcje. Nie tylko wobec reżimu Łukaszenki, ale reżimu Putina, który - nie bądźmy naiwni - jest rzeczywistym reżyserem tego konfliktu.

Szef MSZ Rosji, Siergiej Ławrow powiedział, że Polska, UE i USA ponoszą winę za tę sytuację.
Putinowi chodzi o zniesienie sankcji nałożonych za aneksję Krymu, a Łukaszence za nielegalne utrzymanie władzy po niedemokratycznych wyborach prezydenckich w ubiegłym roku. Rosji zależy też na tym, by ponownie stać się partnerem dla państw europejskich, swego rodzaju mediatorem, z którym trzeba się liczyć i bez którego nie da się rozwiązywać poważnych konfliktów w Europie. To jest stan bardzo niebezpieczny. Nie możemy pójść drogą na skróty i zaakceptować moskiewskiego szantażu. Jeśli teraz skapitulujemy, jeśli pozwolimy Rosji być „mężem opatrznościowym”, to w dłuższej perspektywie okaże się, że przegraliśmy. Polska i cała Unia Europejska. Potrzebna tu solidarna, twarda postawa całej UE wobec Rosji.

Eksperci przewidują, że presja migracyjna ze strony Białorusi będzie eskalować. Powołują się na informacje, że następuje intensyfikacja lotów z krajów Bliskiego Wschodu do Mińska i innych lotnisk białoruskich.
Obserwujemy w tej chwili tendencję odwrotną. Jeszcze 2 tygodnie temu liczba lotów, którymi dostarczano na terytorium Białorusi imigrantów, głównie z Iraku, narastała. W tej chwili maleje. Z informacji, która otrzymaliśmy w Sejmie, w czasie debaty na temat sytuacji na granicy, rośnie świadomość wśród potencjalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu, że obietnice przemytników o łatwym przekroczeniu granicy z Polską to bujda. Poza tym idzie zima. To nie czas na „wędrówki ludów”, nawet takie wyreżyserowane. Mimo tego spać spokojnie jeszcze nie możemy. Biorąc pod uwagę doświadczenia poprzednich kryzysów migracyjnych należy przyjąć, że wiosną może dojść do ponownej eskalacji działań Łukaszenki związanej z presją migracyjną. Sytuacja może być dużo groźniejsza niż teraz.

Marszałek Elżbieta Witek mówiła, że jest „zbudowana” poziomem sejmowej debaty na temat sytuacji na granicy. Pan także?
Zbudowany to może za duże słowo. Rzeczywiście, było to chyba najspokojniejsze posiedzenie Sejmu od początku kadencji. Może to oznaczać, że do części opozycji, mam na myśli Lewicę i Platformę Obywatelską, argumenty w końcu dotarły. PO zmieniła ton na bardziej koncyliacyjny. Być może wpływ na to miała postawa elektoratu tej partii, jednoznacznie wskazująca, że w większości popiera ochronę granicy, nie godzi się na nielegalną migrację, czy na opluwanie polskich żołnierzy, funkcjonariuszy policji i Jednocześnie, dla uczciwości tej niezwykle istotnej dyskusji należy oddać PSL i Konfederacji, że choć w niektórych kwestiach pobocznych wyrażają inną od polskiego rządu opinię, to jednak w kwestiach fundamentalnych jak wprowadzenie stanu wyjątkowego czy budowy zapory na granicy, popierają działania nasze działania. To ważne, że część polskiej opozycji uznała, że kryzys na granicy jest sprawą będącą poza bieżącym sporem politycznym w Polsce i wymaga współdziałania a przynajmniej nie rzucania kłód pod nogi. Chciałbym, by tak jak to jest na Litwie, cała opozycja prezentowała taką postawę. Dobre, że chociaż część z niej rozumie powagę sytuacji. Rosja jest mistrzem realizowania polityki na zasadzie „dziel i rządź” i tę metodę stosuje w Europie od lat. Podsyca podziały społeczne, wykorzystuje opłacane media. Nie wątpię też, że ma wprost rozbudowaną szeroką agenturę wpływu, która uaktywnia się by ten zamęt jeszcze wzmacniać. Ewidentnym tego przykładem była próba zniszczenia wizerunku naszych służb mundurowych, podkopywania morale osób, które narażają przecież życie po to, żeby Polacy mogli czuć się u siebie bezpiecznie. Niestety, pani prezydent Dulkiewicz dała się „wmanewrować” w narrację tego typu.

Podświetlając budynki samorządowe na zielono?
Publicznie popiera i opłaca z budżetu miasta działania Grupy Granica, która w swoim manifeście politycznym dostępnym na stronach internetowych, m.in. nawołuje do tego, by szeroko otworzyć granicę wschodnią, by usunąć stamtąd znaczną część naszych służb mundurowych, czy utworzyć korytarz humanitarny do Niemiec. To wszystko byłoby złamaniem traktatu o Schengen, ale przede wszystkim byłoby śmiertelnie niebezpieczne dla naszego bezpieczeństwa narodowego. Niepohamowana imigracja ludzi z terenów, w których często uznaje się kulturę europejską czy chrześcijaństwo za coś co należy zwalczać – nie muszę tłumaczyć więcej. Prezydent polskiego miasta działająca w kontrze do polityki polskiego rządu w zakresie ochrony polskich granic. To coś niesłychanego. Dulkiewicz jako polski urzędnik popiera działania grupy, która nawołuje do realizacji postulatów grożące naszemu bezpieczeństwu narodowemu. Widać, że Pani Prezydent nie bardzo rozumie co się dzieje, sugerowałbym jej skupienie się jednak na sprawach miejskich, bo wpisuje się w narrację pisaną ręką Aleksandra Łukaszenki.

Drożyzna nie osłabi rządów Zjednoczonej Prawicy? Śledzi pan sondaże?
Nie należę do polityków „sondażowych”. Nie kreuję swoich działań politycznych na ich podstawie. Oczywiście każda partia je analizuje. Niemniej uważam, że są sprawy, w których trzeba po prostu wykonać swoją robotę i to mimo niesprzyjających okoliczności. Taką jest koronawirus. Kryzys wywołany pandemią sprawił, że polscy pracownicy i przedsiębiorcy potrzebowali ogromnego wsparcia finansowego. Rząd go udzielił – chodziło o przetrwanie. Dzięki temu wyszliśmy z koronakryzysu, na tle innych państw europejskich, obronną ręką. W efekcie jednak na rynku pojawiło się dużo pieniędzy. One pełniły zadanie ratunkowe, ale też sprawiły, że po okresie lockdownów, konsumpcja znacznie wzrosła. Wznowione zostały też zamrożone wcześniej inwestycje. Miało to skutek inflacyjny. Obserwujemy to zjawisko we wszystkich krajach UE. Inflację napędza także wzrost cen energii, na który nie mamy wpływu. To zjawisko spowodowane jest m.in. polityką rosyjską.

Rosja wstrzymała połowę dostaw gazu ziemnego do państw europejskich, powodując wzrost jego cen nawet o 200 proc. Nie możemy się temu szantażowi poddawać, bo Putinowi chodzi o to, by uruchomić jak najszybciej gazociąg Nord Stream2 i pokazać, że bez niego Europa sobie nie poradzi. Musimy się od rosyjskich dostaw jak najszybciej uniezależnić, uodpornić tym samym na energetyczne szantaże. Budujemy Baltic Pipe, a także gazoport na Zatoce Gdańskiej. Takie inwestycje wymagają jednak czasu. Pocieszające jest, że porównanie wzrostu wynagrodzeń do inflacji pokazuje, że polskie rodziny co roku zyskują znacząco więcej niż tracą w związku z inflacją. Niemniej, musimy na inflację reagować. Przygotowywane są działania, które sprawią, że w obszarach krytycznych, takich jak energia czy ceny nieruchomości, wzrosty cen nie będą tak uciążliwe.

Nadal popiera pan projekt ustawy metropolitalnej dla Pomorza? Ostatnie głosowanie w tej sprawie może temu przeczyć…
Proszę nie traktować narracji opozycji poważnie. Głosowaliśmy jednie wniosek o przyjęcie projektu do porządku obrad posiedzenia sejmu, które się zaczęło. To nie było głosowanie merytoryczne tylko formalne. To nie opozycja ustala harmonogram prac Sejmu, tylko marszałek. Z moich informacji wynika, że obradować nad projektem ustawy metropolitalnej dla Pomorza mamy w pierwszej połowie przyszłego roku. Nie widzę powodu, dla którego miałbym brać udział w pewnego rodzaju prowokacji PO - próbie wywołania niezdrowej atmosfery przy idei, która powinna łączyć posłów różnych opcji politycznych z regionu. Od początku popierałem ideę pomorskiej metropolii i nadal tak jest. Liczę, że po pracach w komisji skonstruujemy taki projekt ustawy, który większość parlamentarna przyjmie.

PiS chce osłabić samorządy? Nie brakuje takich głosów. Pan m.in. w mediach społecznościowych chwalił Polski Ład, jako szansę dla samorządów…
Przede wszystkim Polski Ład to szansa dla polskiej rodziny. Ma służyć temu, by Polacy mieli więcej pieniędzy w portfelach, by było więcej środków przedszkoli dla młodych rodzin i dla emerytów. Tych pieniędzy jest dużo na cele prorodzinne, bo musimy sobie zdawać sprawę, że przyszłością Europy jest rodzina i dzieci. Jeśli Polacy, Europejczycy, nie będą się rodzić, to nasz kontynent przestanie być taki, jakim znamy go dziś. Demografia jest nieubłagana a zagrożenia ze strony migracji, która w żaden sposób nie toleruję naszej kultury, będą się nasilać. Natomiast osłabianie samorządów przez Polski Ład to nieporozumienie. Słyszmy, że zamachem na niezależność samorządów jest ograniczanie ich finansowych wpływów. Rzeczywiście, Prawo i Sprawiedliwość obniża podatki, to sprawi, że więcej pieniędzy zostanie w polskich rodzinach kosztem budżetów samorządów ale w równym stopniu również budżetu Państwa. To po prostu straszne. Jednocześnie, w ciągu ostatnich pięciu lat rządów PiS, wpływy do samorządów - także Gdańska - wzrosły o ponad 50%. To efekt rozwoju gospodarczego, jaki za sprawą naszych rządów przeżywa Polska. Do tego dochodzą rządowe programy inwestycyjne. Dopiero co Gdańsk otrzymał z Funduszu Polskiego Ładu 80 mln. zł na przebudowę ulicy Kielnieńskiej, na co nie miał pieniędzy od lat. Dbamy o zrównoważony rozwój całego kraju, by pieniądze trafiały na ważne i potrzebne inwestycje lokalne, a nie podświetlanie budynków na zielono.

Rozumiem, że rządy pani prezydent Dulkiewicz ocenia pan negatywnie…
Tajemnicą poliszynela jest, że pani prezydent jest bardzo źle oceniania przez miejskich urzędników. Prezydent Adamowicz miał swoje problemy z prawem, ale bez wątpienia Gdańsk kochał. Miał odwagę, kompetencje… Bardzo żałuję, że przez ostatnie dwa lata swoich rządów zaangażował się w ogólnopolski spór polityczny, zamiast zajmować się miastem. Niestety, prezydent Dulkiewicz nie ma zalet swojego poprzednika. Ma za to ogromną ilość wad, których prezydent Adamowicz nie miał. Od urzędników słyszę, że otoczona jest wąskim gronem kilkorga najbliższych współpracowników, praktycznie z nikim innym nie rozmawia. To zupełnie inny styl niż ten, z którego znany był prezydent Adamowicz.

Nie powiedziałbym, że Aleksandra Dulkiewicz nie kocha Gdańska...
Nie wiem, co Pani Prezydent kocha, a czego nie kocha, ale wiem, że jest bardzo słabym prezydentem.

Pan punktuje władze Gdańska m.in. za sprawę terenów Gedanii, czy remontów lokali komunalnych.
Tych interwencji jest dużo. 90 proc. z nich nie jest upubliczniona, dotyczy często życiowych problemów mieszkańców, w mojej opinii często pokrzywdzonych przez aparat pani Dulkiewicz. W wielu takich przypadkach magistrat przyznaje się do błędu i weryfikuje nieprawidłowości. Są jednak takie polityki pani prezydent, których realizacja woła o pomstę do nieba. Należy do nich podejście do wrażliwej materii historycznej pamięci o polskości Gdańska. Gedania jest tego najlepszym symbolem. Przypomnę - to miejsce, w którym w czasach Wolnego Miasta Gdańska i niemieckich prześladowań, Polacy manifestowali swoje przywiązanie do Ojczyzny. Adamowicz sprzedał ten teren za 1 procent wartości w prywatne ręce. Nowy właściciel po kilku latach teren sprzedał, ale już za 16,5 mln zł. Tak się w Gdańsku kiedyś robiło interesy. Niestety, pani Dulkiewicz nie wprowadziła tu żadnej nowej jakości. Za rządów pani prezydent Dulkiewicz nie zmieniła się także polityka wobec gdańskich nieruchomości, których jest ok. 20 tys. Wiele z budynków, m.in. na Dolnym Mieście, zachowało się w dobrym stanie po II wojnie światowej. Wystarczyło o nie zadbać. Tymczasem przez 30 lat nie były remontowane, a moim zdaniem wręcz celowo doprowadzane do ruiny, po to, by historyczne, wyjątkowe zabudowy, mogły być zastąpione nowymi inwestycjami deweloperskimi. I tak teraz na Dolnym Mieście mamy "gargamele", które zastąpiły perełki pamiętające dawne czasy. Prawdziwe są nadal słowa Jarosława Wałęsy, że Gdańsk to jest republika deweloperów. Ich żywotny interes, sprzeczny bardzo często z interesem społecznym, nadal wygrywa. Przykładem jest choćby przyjęcie planu zagospodarowania przestrzennego terenów w Brzeźnie, zakładającego 5 krotne zwiększenie intensyfikacji zabudowy nad morzem, wraz z wycięciem ok 500 drzew. Za decyzję tę odpowiadają prezydent Dulkiewicz i radni koalicji rządzącej w mieście. Nadmienię, że za naszą sprawą plan dla Brzeźna trafił do sądu. I walczymy o jego uchylenie.

Działa pan w sejmowej komisji gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej. W „morskiej orbicie” mamy z jednej strony kontrakt na nowe okręty dla Marynarki Wojennej w ramach projektu Miecznik, z drugiej sprawę wypłat dla morskich ratowników. Ich obniżka nie przynosiła chwały rządowi i kierownictwu Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa.
Kontrakt na Mieczniki to skala inwestycji w okrętownictwo, jakiej w Polsce jeszcze nie mieliśmy. Trzeba sobie zdawać sprawę, że budowa okrętów wojennych to nie to samo, co statków cywilnych. Inne technologie, inne procedury, cały know-how. Dzięki tej inwestycji, przy wsparciu strategicznego partnera, uzupełnimy tę lukę. Zapewnimy szanse rozwoju naszemu przemysłowi stoczniowemu. Zdajemy sobie sprawę, że sytuacja naszej Marynarki Wojennej jest zła. Północna część Polski to najsłabsza flanka z punktu widzenia obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Lukę w systemie bezpieczeństwa uzupełnić mają fregaty powstające w ramach projektu Miecznik. Okręty wojenne pełnią jednak też bardzo ważną rolę w czasach pokoju. Polskie porty się rozwijają, potrzebujemy zatem jednostek, które będą w stanie zabezpieczyć nasze szlaki handlowe. W sprawie SAR w pełni się zgadzam z pańską opinią. Ta sytuacja była nie do przyjęcia. Rozmawiałem o niej z premierem, informowałem że potrzebne są środki, bo inaczej formacja ta może przestać istnieć, a jest niezbędna. Również Komisja Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej wystosowała dezyderat do ministra finansów, wspólnie – posłowie PiS i opozycji byli tu zgodni, by środki finansowe na podwyżki znaleźć. Udało się. Ratownicy SAR podwyżki otrzymali.

Pisał pan w mediach społecznościowych o konserwatywnej rewolucji wśród społeczeństw państw unijnych. Zwracał się też pan do środowisk lewicowych, że będzie pan bronił przed nimi Europy. Czy ktoś powinien się bać konserwatywnej rewolucji?
To raczej strona konserwatywna jest skłonna do dialogu, do zrozumienia innej wrażliwości. Konserwatywna Polska przez wieki była ostoją tolerancji i wolności w Europie. Chronili się u nas Żydzi, Husyci, Mennonici… Chciałbym, żebyśmy dalej byli taką ostoją. W UE dostrzegam dziś nachalną, lewicową, niektórzy powiedzieliby lewacką, agendę, prowadzącą do ograniczenia praw podstawowych, np. wolności słowa. Są tematy, jak np. imigracja, o którym zgodnie z poprawnością polityczną mówić nie wolno. To silnie wpływa na społeczeństwa zachodnie, prowadzi do autocenzury i pogłębiania się problemów z nią związanych. Francuz, bez świadków powie co myśli, ale w towarzystwie ugryzie się w język. Powoli jednak społeczeństwa zachodnie zaczynają się budzić z takiego negatywnego przewartościowania. Konserwatywna kontrrewolucja dla zachowania wolności i prawdziwej tolerancji jest Europie niezbędna.

Są głosy, że ubiegłoroczne zaostrzenie przepisów o aborcji spowodowało tragedię w Pszczynie…
To głosy nieprawdziwe. Śmierć kobiety jest wykorzystywana instrumentalnie przez część sceny politycznej. Działanie to jest obliczone na wzniecenie niepokojów społecznych. Ubiegłoroczna korekta przepisów prawa w żaden sposób nie zmieniła podejścia do aborcji w przypadku zagrożenia życia i zdrowia matki. Ona dotyczyła tylko tzw. przesłanki eugenicznej. Z SMS-ów zmarłej, które opublikowały media wynika, że lekarze nie zajmowali się nią w sposób należyty. To nie kto inny, jak Gazeta Wyborcza, która dziś instrumentalnie wykorzystuje śmierć tej kobiety do walki z polskim rządem, w 2017 roku opisywała szpital w Pszczynie jako placówkę, gdzie dochodzi do rażących patologii i lepiej omijać ją szerokim łukiem. Są granice walki politycznej. To tragiczne zdarzenie bada prokuratura. Winni muszą zostać ukarani.

Donald Tusk twierdzi, że ma sposób na pokonanie Jarosława Kaczyńskiego.
Donald Tusk, jak każdy, ma prawo do swoich marzeń. Do dzisiaj jednak nie przedstawił Polakom, po co mu ta władza, o którą walczy.

Wczoraj był dzień szczególny – Narodowe Święto Niepodległości. Chciałem zapytać o patriotyzm dzisiejszych czasów, czy patriotyzm nowoczesny…
Szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem to określenie: nowoczesny patriotyzm. Patriotyzm zawsze znaczył, i znaczyć będzie, to samo: miłość do ojczyzny i gotowość poświęcenia się dla niej. To robią nasze służby na granicy – narażają swoje życie, by zapewnić nam bezpieczeństwo. 11 listopada to rzeczywiście wyjątkowa rocznica w naszej tradycji, niezwykle wzniosła i budująca. To święto przypomina jednak też, że nasza niepodległość jest krucha i trzeba o nią walczyć każdego dnia. Naród podzielony łatwo jest rozbić. To dobry dzień, żeby wziąć sobie tę myśl do serca.

Pańska prezydentura w Gdańsku to wciąż aktualne zamierzenie?
Nie mam takich planów. Realizuję się w pracy poselskiej, ona daje mi dużo satysfakcji, zarówno w sprawach lokalnych, pomocy konkretnym ludziom, ale też międzynarodowych, choćby kwestiach dotyczących przyszłości Unii Europejskiej czy bezpieczeństwa Morza Bałtyckiego. Czuję, że mam wpływ na rzeczywistość, że realnie pomagam ludziom, to dodaje skrzydeł.

Niech żyje Polska. Obchody Święta Niepodległości w Gdańsku [ZDJĘCIA]

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki