Dla mnie to data słodko – gorzka, bo poza rocznicą powstania, to rocznica ślubu moich rodziców i mojego również. Staram się te wszystkie porządki w sobie zmieścić i o wszystkich pamiętać. Wszystkie są ważne, wszystkie mają swoje skutki. Coś dzięki nim ocalało, coś trwa, coś mogło się narodzić.
ZOBACZ TEŻ:
GDYNIA DO PRZEGLĄDU: Mieszkam na wakacjach. Felieton Zygmunta Zmudy-Trzebiatowskiego
Tydzień temu pisałem o pomnikach, a teraz chciałbym o innym wymiarze pamięci, a może – jej braku. Ten w wymiarze gdyńskim bardzo mnie bulwersuje. Nazywam ten wymiar dość mocno, ale tak to czuję, że Gdynia — nasze miasto — zachowuje się czasem jak paser. Mam na myśli te sytuacje, gdy władze miasta bardzo nie chcą pamiętać historii miasta i jego gruntów ani tego, jak weszły w posiadanie części z nich. Park Rady Europy – serce miasta, które wygląda dziś jak wielki wyrzut sumienia, to jedno z tych miejsc, gdzie przez bardzo długie lata urzędnicy, choć wiedzieli, że nie mają racji, próbowali zatrzymać co nienależne. Granie na zwłokę, odwołania, zaskarżania, branie na przetrzymanie dawnych właścicieli – cała machina urzędnicza w walce z kilkoma mieszkańcami, którzy chcieli odzyskać swoją własność. Gdyby jeszcze tym sporom towarzyszyły jakieś rozmowy! Nie było ich – były pisma i sprawy w sądach. Było oczekiwanie, że ktoś się wycofa, uzna, że szkoda życia, odpuści, nie wystarczy mu sił, złamie się. A tu niespodzianka – nierówna walka zakończona porażką teoretycznie silniejszego. A upokarzani przez lata właściciele teraz z miastem rozmawiać nie chcą – i chyba nie ma już o czym.
Teren w Kolibkach to bardzo podobna sytuacja – o patriotycznej postawie Witolda Kukowskiego można pięknie mówić, ale oddać spadkobiercom zagrabiony teren – już niekoniecznie, a nawet w ogóle. Należy nawet tych spadkobierców traktować jak złodziei czy oszustów.
A tereny przy ulicy Władysława IV, gdzie miasto też wie, że może przegrać, ale nie rozmawia, nie negocjuje? Włącza walec i próbuje nim jechać do skutku. Znów — ktoś umrze, ktoś odpuści, ktoś zgodzi się na ochłapy. Czasem wygląda, jakby miasto walczyło z własnymi mieszkańcami i to potomkami tych, dzięki którym miasto mogło się rozwijać. Jakby chodziło o to, że ktoś musi z kimś wygrać, pokonać i dogiąć do ziemi. Jakby nie można było razem z mieszkańcami być po jednej stronie i wspólnie szukać rozwiązania problemu, które zakłada wzajemny szacunek. Czy gdyby ktoś teraz się zatrzymał, poczułby, że przyznał się do błędu? Ktoś, kto przegrał? Nie wydaje mi się, że przegrywa ten, kto rozmawia. Ten, kto nie rozmawia, już przegrał, niezależnie od wyniku procedur i sporów. Przegrał, bo uznał, że nie chce, nie potrafi rozmawiać, nie ma na to czasu, pomysłu, motywacji, nie widzi w tym wartości.
W mieście, gdzie ludzie oddawali swoją ziemię pod kościoły, pod różne ważne funkcje, ktoś, kto rezygnuje z rozmowy, pokazuje, że jest z innej planety, że nie rozumie i nie chce rozumieć. Chce, by wszystko było na jego warunkach, niezależnie od kosztów. „Kto nie z Mieciem, tego zmieciem” – jak mawiał klasyk.
*A ponadto uważam, że Polanka Redłowska nie powinna być sprzedana i powinna być ogólnodostępna. A miasto nie powinno być paserem.
ZOBACZ TEŻ:
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?