Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzięki odwadze rodziny tylko on miał godny pogrzeb

Tomasz Rozwadowski
Z Piotrem Brzezińskim, historykiem z gdańskiego IPN, rozmawiamy o okolicznościach śmierci i pochówku Stanisława Sieradzana, gdyńskiego 18-latka zamordowanego podczas tzw. Czarnego Czwartku 1970 r.

Stanisław Sieradzan był jedną z osiemnastu ofiar śmiertelnych Czarnego Czwartku 17 grudnia 1970 r. w Gdyni. W jakim stopniu był typowy, a w jakim wyjątkowy?
Większość ofiar Czarnego Czwartku to byli bardzo młodzi mężczyźni, głównie robotnicy, lecz także uczniowie szkół średnich, a nawet podstawowych. W tym sensie Staszek jako osiemnastoletni uczeń Technikum Chłodniczego był typowy. Nietypowe są natomiast okoliczności jego pogrzebu, wynikające zresztą z nietypowej postawy jego rodziny. Staszek należy też do nielicznych ofiar Grudnia upamiętnionych indywidualnie - jego pamięci poświęcona jest tablica pamiątkowa na murze jego dawnej szkoły, obecnie noszącej nazwę Zespołu Szkół Chłodniczych i Elektronicznych w Gdyni. W szkole rzeczywiście kultywują jego pamięć, Staszek należy do jej żywej tradycji.

O tym porozmawiamy za chwilę. Najpierw chciałbym wiedzieć, dlaczego zajął się Pan postacią Staszka? Czy ta praca jest częścią większego przedsięwzięcia badawczego?
Tak, jest to fragment szerzej zakrojonego projektu badawczego. W gdańskim IPN zbieramy i opracowujemy materiały na temat ofiar grudnia 1970 r. w Gdańsku, Gdyni i Elblągu. Pomysł jest taki, by zebrać informacje biograficzne o wszystkich zamordowanych wtedy i pokazać ich wszystkich jako indywidualne osoby, pokazać tych wszystkich ludzi.

Powszechna wiedza o nich jest skąpa.
W powszechnej świadomości istnieją dwie ofiary Czarnego Czwartku. Zbyszek Godlewski, czyli pierwowzór Janka Wiśniewskiego ze znanej ballady grudniowej, oraz Brunon Drywa, upamiętniony powstałym w 2011 r. filmem Antoniego Krauzego "Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł". Pozostali są tylko imionami i nazwiskami z apelu poległych.

Czy podczas tej pracy przeżył Pan jakieś zaskoczenia?
Zanim zacząłem gromadzić i badać te życiorysy, miałem przekonanie, że będą one do siebie bardzo podobne. To wrażenie szybko uległo zmianie. Okazało się, że każda z tych historii jest inna. Choćby Brunon Drywa, jeden z niewielu zamordowanych w Czarny Czwartek, który przekroczył trzydziestkę. Przeprowadził się do Gdyni z Sierakowic, sprowadził żonę i dzieci, niedawno dostał mieszkanie. Wydawało się, że wreszcie zaczęło im się lepiej powodzić. Jan Polechońki pochodził z Podkarpacia, od kilku miesięcy mieszkał i pracował w Gdyni. Dopiero co do Gdyni przyjechała jego żona. Józef Pawłowski, młody stoczniowiec, który właśnie kupił nowy garnitur i nowe buty, by w nich zaprezentować się rodzinie mieszkającej w Wielkopolsce... A z drugiej strony najmłodsze z ofiar miały po piętnaście lat, były dziećmi.

Wróćmy do historii Staszka.
Typowy był jego wiek i okoliczności śmierci. Prawie wszyscy zginęli od postrzałów, wielu podczas ucieczki. Nietypowe były dodatkowe obrażenia wykryte podczas sekcji zwłok - Staszek miał złamane dwa żebra i stłuczoną kostkę jednej ze stóp. Są to obrażenia charakterystyczne dla pobicia. Jego rodzina i jego nauczyciel, Edmund Gruchała, wysnuli hipotezę, że przeszedł przez tzw. ścieżkę zdrowia, czyli sesję bicia pałkami przez milicjantów w budynku Prezydium MRN w Gdyni. Niektórzy ze świadków twierdzą, że widzieli go w okolicach Prezydium ok. 10-11 rano, kiedy mógł być już wypuszczony po biciu.

Czy wiadomo, gdzie zginął?
Prawdopodobnie, tak jak większość ofiar tego dnia, w okolicach przystanku SKM Gdynia Stocznia, czyli po drodze z centrum Gdyni do jego szkoły na Grabówku. Nie wiadomo jednak, w jaki sposób tam się dostał. Najpopularniejsza wersja podaje, że dojechał kolejką, rodzina wspomina natomiast, że najczęściej dojeżdżał trolejbusem. Sęk w tym, że jest pewne, że w tych godzinach ruch kolejowy i trolejbusowy został wstrzymany przez władze.

A jak było z jego pogrzebem?
Był to jedyny przypadek, w którym rodzina wywalczyła godny pogrzeb, a nie jego parodię, którą władze PRL zgotowały innym ofiarom masakry. Pozostali zostali pochowani pod osłoną nocy na cmentarzu Witomińskim przy asyście kapelana Urzędu do spraw Wyznań. Rodzice, Wiktoria i Marceli Sieradzanowie, i brat Staszka Zygmunt wymogli na władzach uroczysty pogrzeb z księdzem.

Dlaczego tylko im się udało?
Wykazali się wielką odwagą cywilną. Prawdopodobnie wpływ miały doświadczenia wojenne obojga rodziców. Mama Staszka walczyła w Powstaniu Warszawskim, tata w brygadzie pancernej gen. Maczka na froncie zachodnim. Do godnego pochówku przyczynił się też ksiądz, o. Stanisław Antoni Frejlich, który wówczas od niedawna był proboszczem parafii św. Antoniego, do której należeli Sieradzanowie.

Ksiądz nie był zresztą postacią jednoznaczną.
Tak, z naszych badań wynika, że o. Frejlich był kontaktem operacyjnym Służby Bezpieczeństwa. Był uwikłany, ale autentycznie podtrzymywał na duchu rodzinę Sieradzanów i pomógł im w tej tragicznej sytuacji. Niewiele już na temat jego współpracy z SB da się ustalić, brakuje dokumentów, a on sam zmarł już w 1983 roku.

Jak przebiegła identyfikacja zwłok?
Rodzina, która do ostatniej chwili nie wierzyła w śmierć Staszka, została wprowadzona do pomieszczenia, w którym stało wiele trumien. Brat Staszka wspomina, że powiedział wtedy, że jeżeli Staszek nie żyje, musi leżeć tylko w największej z trumien. Był wysoki, miał ponad 180 cm wzrostu. Gdy otworzono właśnie tę wskazaną trumnę, rodzina zobaczyła Staszka. To niezwykle wstrząsający moment, traumatyczne doświadczenie.

Kto ze świadków tamtych wydarzeń żyje obecnie?
Żyje Zygmunt, brat Staszka Sieradzana, oraz jego nauczyciel i harcmistrz Edmund Gruchała. Rozmawiałem z oboma kilka lat temu i te wywiady były podstawą mojego, napisanego z Danielem Wicentym, artykułu "Serce, co nagle zgasło. Wspomnienie Staszka Sieradzana", opublikowanego na łamach pisma Pamięć.pl. Obaj także przyczynili się do kultywowania pamięci Staszka w jego dawnej szkole. W Zespole Szkół Chłodniczych i Elektronicznych, oprócz wspomnianej tablicy pamiątkowej odsłoniętej w 35 rocznicę Grudnia, w jednej z sal znajduje się wystawa ze zdjęciami Staszka. W szkolnej bibliotece można znaleźć wiele publikacji na temat Grudnia '70. Szkoła pełni też rolę miejsca spotkań ludzi, którzy pamiętają tamte wydarzenia. Obecny dyrektor szkoły Marian Deręgowski powiedział mi, że absolwent "chłodniczaka" nie może skończyć tej szkoły, nie wiedząc, kim był Staszek Sieradzan.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki