Na żółtawych kartkach szorstkiego papieru powstawały dziecięce wizje - roboty, szkolne wycieczki na Księżyc, wspaniałe wieżowce wśród zieleni. Otaczały nas lata pięćdziesiąte, Gdańsk był w budowie. Pamiętam ulicę Grunwaldzką we Wrzeszczu. Niedawno zniknęły z niej drewniane budynki malowane olejną farbą. Na ich miejscu budowano dzielnicę mieszkaniową dla proletariatu. Do nieotynkowanych jeszcze domów wprowadzały się nowe rodziny, otwierając okna na główną ulicę, na której układano z granitowej kostki pas nowej zieleni. Na miejscu budek, w których było wszystko - ciuchy z Zachodu, wiejski ser, śmietana i jaja prosto od kury...
Taki obraz Wrzeszcza utkwił mi głęboko w pamięci. Lata minęły jak ponury sen. Ale w spożywczym? Krata broniąca lizaków i oranżady? No, przepraszam, FANTY. To przecież AMERYKAŃSKIE. Na bocznych ulicach stoją kolorowe budki z różnościami - od ciuchów, poprzez lizaki i grzebienie aż do skrzydełek na rosół... Znów zaczynamy od początku.
"Dziennik Bałtycki", 1990 r.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?