Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdrada, czyli o trudnych i poplątanych losach Polaków

Barbara Szczepuła
Tadeusz Dorowalski i Zygmunt Kunc na froncie włoskim
Tadeusz Dorowalski i Zygmunt Kunc na froncie włoskim Archiwum prywatne
Zygmunt i Krystyna wzięli ślub 15 czerwca 1946 roku w bazylice w Loretto. W kasynie oficerskim odbyło się wesele, ale nie było im wesoło, bo nie mieli pojęcia, co robić dalej.

Po sześćdziesięciu dziewięciu latach po raz pierwszy przyjechał do Polski. Do zupełnie innej Polski, przesuniętej na Zachód, okrojonej na Wschodzie, z takimi miastami jak Braniewo, Gdańsk, Elbląg całkiem obcymi, w których teraz mieszkają jego krewni. Wtedy, w 1940 roku, gdy widział polski zaśnieżony krajobraz po raz ostatni, jechał na wschód towarowym pociągiem z Jaworowa, małego galicyjskiego miasteczka w województwie lwowskim. Polską było dla niego właśnie tamto miejsce, płaskowyż Roztocza, gorące lata i srogie zimy, jodłowe i bukowe lasy szumiące pieśniami o królu Janie Sobieskim, który miał tu swoje ulubione dobra i nawet do wojny z Turkami tutaj się sposobił.

Miasto położone malowniczo nad rzeką Szkło, neogotycki ratusz na rynku, gimnazjum i on w internacie nad stosem książek. Albo na zbiórce harcerskiej czy na podchodach, gdzieś na połoninach. Tak siebie widzi we wspomnieniach. Rodzice z młodszym bratem mieszkają w pobliskiej wsi, starszy brat służy we flotylli pińskiej, potem, w cywilu pływa po morzach i oceanach na "Batorym". Wojna zastaje go na Atlantyku, reszta rodziny stara się jakoś przeżyć pod sowiecką okupacją. Zygmunt nadal uczy się w gimnazjum, ale w lutym 1940 roku tuż przed maturą aresztują go i wrzucają do bydlęcego wagonu. W nieszczęściu jest kropla szczęścia: w wagonie odnajduje tatę, mamę i brata.

***

- Po trzech tygodniach wysadzono nas na małej stacji gdzieś koło Irkucka… - tak zaczynają się syberyjskie opowieści tysięcy Polaków. Dla każdego jest to historia jedyna i niepowtarzalna, tragiczna, pełna łez, ale w gruncie rzeczy podobna do innych, jak podobne są drzewa w syberyjskiej tajdze. Do tego głód, mróz i rozpacz, że to się nigdy nie skończy i żal do Boga, że na taki los skazał. Stacja nazywała się Asiej. Stamtąd powieźli ich saniami dwadzieścia kilometrów w las. Las wielki jak ocean, końca ani początku nie widać, zasypany śniegiem na dwa metry, jak pierzyną przykryty, otulony, a oni rozpakowują swój nędzny dobytek w zimnych barakach, w których wiatr hula na przestrzał. W jednej izbie bez drzwi - trzy rodziny, prycze drewniane, słoma, na korytarzu malutki piecyk, jak na urągowisko. Na kilkaset osób jeden enkawudzista, bo pilnować specjalnie nie trzeba, uciekać nie ma dokąd, nawet jeśli znajdzie się śmiałek, to zabłądzi w tym lodowatym oceanie, zamarznie po drodze.

I zaczęło się ścinanie drzew. Padają - zdaje się - z cichym jękiem sosny potężne jak kolumny podtrzymujące sklepienia w katedrach, spinające niebo… Czy nieboskłon nie zawali się na głowę, gdy naruszona zostanie równowaga w kosmosie, gdy Pan Bóg zerknie na te wyrąbane w mozole polany i zobaczy, co się na świecie wyrabia?

W 1942 roku Bóg spojrzał łaskawiej na nędzników zagubionych w tajdze, bo pojawił się przedstawiciel polskich władz. Powstaje polska armia!!!
Zygmunt nie wahał się ani chwili, ucałował mamę, tatę, brata i jazda: Taszkient, Iran, Irak, ciepło, cieplej, gorąco… Namioty na pustyni, małe oazy, musztra, mundury, wszy, tyfus, zeszyty, książki, trzeba nadrobić zaległości, białe oleandry na skraju miasta, niebo przykurzone piaskiem, nowi koledzy, ale także towarzysze niedoli z zesłania, a nawet przyjaciele z gimnazjum w Jaworowie, szkoła podchorążych, siódmy pułk artylerii przeciwpancernej…

W Palestynie zdaje maturę.
W Egipcie - jak Słowacki, którego dopiero co się uczył - rozmawia z piramidami.

"Piramidy, czy wy macie
Takie trumny zbawicielki,
Aby naród cały, wielki,
Tak na krzyżu, w majestacie
Wnieść, położyć, uśpić cały
I przechować na dzień chwały?"

Ale kiedy ten "dzień chwały" nadejdzie? Siedząc przed namiotem, dostrzega zbliżającego się cywila. Scena jak z Biblii, kiedy to do siedzącego w kucki Abrahama podeszli dwaj nieznajomi. Ten przybysz był jednak znajomy. O Boże, czy to nie fatamorgana? Nagle w Egipcie, na pustyni widzi brata! Nie tylko widzi, ale ściska go, całuje z dubeltówki. - "Batory" zawinął do Port Saidu i przyjechałem, by cię zobaczyć.

Przegadali całą noc: - Zygmunt coś opowiada, ale czy ktoś, kogo wojna zastała na Atlantyku i nigdy nie był w sowieckiej tajdze, może zrozumieć, pojąć, wyobrazić sobie ten mróz, od którego pękają z trzaskiem grube drzewa, głód skręcający kiszki, to poniżenie, upodlenie… No, ale żyją, żyją i jest z nimi najmłodszy brat, który zarabia na chleb.

***

W styczniu 1944 Zygmunt ze swoim siódmym pułkiem ląduje w Neapolu. Maszeruje na północ... Alianci od kilku miesięcy bezradnie tkwią przed niemiecką Linią Gustawa, a najtwardszym orzechem do zgryzienia są umocnione pozycje w masywie Monte Cassino, blokujące drogę do Rzymu. W trzech kolejnych bitwach nie dali im rady Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi…

Natarcie polskich żołnierzy rozpoczyna się 11 maja w nocy. Gdy myśli teraz o tym ataku, legenda miesza się z realiami, silny ostrzał artyleryjski, smugi ognia jak błyskawice przecinają ciemność, twarze wykrzywione bólem wychylają się z mroku, ranni na noszach skręcają się z bólu… Maki? Nie widział maków, ale jeśli tam rosły, to w istocie piły krew, pot i łzy, przeżyć, nie dać się zaskoczyć, koledzy padają, a "wróg się kryje jak szczur". Trupy, setki trupów… Pojęcia takie jak chwała, odwaga, honor wydają się jakieś bezwstydne, gdy widzi się ludzkie szczątki leżące jedne przy drugich, jedne na drugich, jedne pod drugimi. Zygmunt Kunc jest dowódcą działonu, przeciwpancerne działa stoją u podnóża góry, dlatego pewnie udaje mu się z tej bitwy wyjść cało.
Mimo wielkiego poświęcenia i odwagi żołnierzy, tak odwagi, bo jednak to pojęcie się broni, natarcie się nie powiodło. Dopiero następne, w kilka dni później, kończy się sukcesem. Biało-czerwona flaga powiewa na ruinach klasztoru benedyktynów. Zygmunt nawet nie widzi tej flagi, bo ma swoje zadania do wykonania. "Jakże straszliwy widok przedstawia pobojowisko. Naprzód zwały niewystrzelonej amunicji wszelkiego kalibru i każdej broni. Wzdłuż ścieżki górskiej - bunkry, schrony, Białe taśmy wytyczają rozminowaną drogę. Gdzieniegdzie stosy min. Trupy żołnierzy polskich i niemieckich splecione w ostatnim śmiertelnym zwarciu" - pisze we wspomnieniach dowódca II Korpusu, generał Władysław Anders.

***

Jego wojska mają ścigać nieprzyjaciela i zdobyć Ankonę, miasto leżące nad Adriatykiem w północnych Włoszech - takie są rozkazy.

Walki są ciężkie. Posuwają się małymi krokami, śpią na stanowiskach na siedząco. Gorąco, słońce pali, wielkie muchy łażą po rannych i poległych, odór trudny do zniesienia wlecze się za wojskiem… Pod koniec lipca wkraczają do miasta.

- Z mojego punktu widzenia ważny jest sierpień - wspomina - Pierwszego otrzymałem awans na porucznika, drugiego - krzyż Virtuti Militari, wyciąga z kieszeni legitymację, bym uwierzyła, że to prawda, co opowiada, a trzeciego sierpnia - zostałem ciężko ranny. Obok działa wybuchł pocisk artyleryjski. Leży i patrzy w niebieskie niebo, chmury wirują, kręcą się, uciekają…

"Bitwa o Ankonę była jedyną samodzielną operacją Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie w czasie drugiej wojny światowej - pisze historyk. - Generał Anders ujawnił swój kunszt dowódczy. Cała operacja została przeprowadzona według zasad napoleońskich, czego Anders uczył się we francuskiej Wyższej Szkole Wojennej".

Zygmunt Kunc nie cieszy się ze zwycięstwa, bo leży w polowym szpitalu. Odłamek utkwił w kręgosłupie, prawą stronę ciała ma sparaliżowaną. Jezu, myśli, mam dwadzieścia dwa lata i co, już koniec życia? Będę tak leżał i czekał, aż pielęgniarka mnie przewróci i podstawi basen? Widzi liście kasztanowca, przypomina sobie drzewa rosnące pod domem rodzinnym i ojca, który porusza się z trudem, o lasce… Tata też został ranny na włoskim froncie, tylko że podczas pierwszej wojny światowej. Walczył w armii austriackiej. Po kontuzji praktycznie stracił wzrok. Nie mógł pracować, czytać, normalnie żyć.
Boże mój, czy historia powtórzy się w drugim pokoleniu? To byłby okrutny żart losu… Operacja wyjęcia odłamka z kręgosłupa udała się, wkrótce wrócił na front. W walkach o Bolonię dostaje postrzał w nogę. Wysyłają go nad jezioro Como na rekonwalescencję.
Wtedy dopiero dostrzega, jaki to piękny kraj ta Italia. Pomaga mu w tym Krystyna, Polka oczywiście, żołnierz Armii Krajowej, uczestniczka Powstania Warszawskiego, potem więźniarka obozu Oberlangen. Spotkał ją przypadkiem, a może to raczej ręka Opatrzności postawiła na jego krętej wojennej ścieżce tę niewysoką, ciemnowłosą dziewczynę. Czuł się coraz lepiej, z dnia na dzień przybywało mu energii i nawet zaczął uczyć się tańczyć, Krystyna była rozrywana w kasynie oficerskim i nie mógł patrzeć jak tańczy z innymi… Po latach samotności nareszcie był ktoś bliski, ktoś, do kogo można się było przytulić. Zaręczyli się po dwu miesiącach, snuli plany życiowe, powrót do Polski wydawał się tak bliski i realny, wojna się kończyła…

Ale najpierw, w lutym 1945 roku zakończyła się konferencja Wielkiej Trójki w Jałcie. Stalin, Roosevelt i Churchill podzielili świat.

- Zdrada! Polska sprzedana Sowietom! - płakali żołnierze II Korpusu, którzy nie bacząc na trudy i znój maszerowali do tej Polski przez pół świata, których krew wsiąkała w ziemię pod Monte Cassino, pod Ankoną i Bolonią. I teraz, u kresu wojny okazuje się, że nie mają dokąd wracać, bo ich ziemie zabrał Stalin. Jak żyje się w Związku Sowieckim, wiedzieli dobrze, sprawdzili na własnej skórze.
I tak zamiast "dnia chwały", o którym pisał Słowacki, doczekali dnia goryczy.

Wstrząśnięty generał Anders wysyła 13 lutego 1945 roku telegram do prezydenta Raczkiewicza. Oświadcza w nim, że "wobec tragicznego komunikatu ostatniej konferencji trzech w Jałcie, melduję, że 2-gi Korpus nie może uznać jednostronnej decyzji, oddającej Polskę i naród na łup bolszewikom. Zwróciłem się do władz sojuszniczych o wycofanie korpusu z odcinków bojowych, bo nie mam sumienia żądać w obecnej chwili od żołnierza ofiary krwi".

Podobne oświadczenie Anders kieruje do dowódcy ósmej armii amerykańskiej. 15 lutego generał zostaje wezwany do kwatery jej dowódcy. Generał McCreery komunikuje mu, że ze względów operacyjnych nie może wycofać Korpusu z frontu. Podobne oświadczenie złożył generał Mark Clark, dowódca piątej armii. Generał Anders na wezwanie prezydenta Raczkiewicza udaje się do Londynu. 21 lutego spotyka się z Churchillem, który oświadcza, że rząd brytyjski nigdy nie gwarantował Polsce jej granic wschodnich.
- Anglia ma dosyć własnego wojska i nie potrzebuje pomocy żołnierzy polskich. Może pan generał zabrać swoje dywizje. Obejdziemy się bez nich - mówi premier rządu Wielkiej Brytanii.

***

Zygmunt i Krystyna biorą ślub 15 czerwca 1946 roku w bazylice w Loretto. Wesele urządzili w kasynie oficerskim. Nie było wesoło, bo ani państwo młodzi, ani goście nie mieli pojęcia, co będzie dalej. Powrót do komunistycznej Polski wydawał się im niemożliwy. Smutno było tym bardziej, że z kraju doszły złe wieści. Zmarła matka Krystyny, a ojciec Zygmunta nie dojechał z ZSRR do Polski, zginął pod kołami pociągu w wypadku niedaleko granicy.

***

Londyn wydawał się jedynym miejscem, gdzie będzie można żyć. Był tam już Marian, ten brat, który pływał na "Batorym". Ożenił się ze Szkotką, kupił dom w Londynie i oferował im pokój na początek… Z matką Zygmunt spotkał się dopiero w 1958 roku, gdy przyjechała zobaczyć wnuczkę. Sam zdecydował się na przyjazd do Polski dopiero w tym roku. Na grób matki przede wszystkim. Czemu tak późno?

- Czytała pani książki Olgierda Terleckiego? - odpowiada pytaniem na pytanie. - To mój kolega z gimnazjum i z II Korpusu. Przeszliśmy - jak się to mówi - szlak bojowy ramię w ramię. Olgierd po wojnie zdecydował się wrócić do kraju. Wiele razy przyjeżdżał potem do nas do Londynu, był naszym gościem, przyjmowaliśmy go serdecznie, przy winie gwarzyliśmy o tym i owym. Parę lat temu dowiedziałem się, że on to wszystko szczegółowo opisywał w raportach dla bezpieki…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki