Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

WYBORY 2011: Sejm IV kadencji, czyli triumf i sromotna klęska lewicy

Ryszarda Wojciechowska
Wersal się skończył - do Sejmu, z 10-procentowym poparciem, weszła Samoobrona. I jak widać - nie zamierzała wychodzić
Wersal się skończył - do Sejmu, z 10-procentowym poparciem, weszła Samoobrona. I jak widać - nie zamierzała wychodzić Przemek Świderski
Rywingate i mercedes Pęczaka. Bez Wersalu, ale z Big Brotherem. Triumf i sromotna klęska SLD. Przeczytajcie o Sejmie IV kadencji.

Noc 23 września 2001 roku. W hałasie wyborczym przebijają się słowa muzycznego przerywnika - "Serduszko puka z lewej strony. Serduszko kolor ma czerwony". Radość w sztabie SLD jest wielka. Leszek Miller triumfuje. Wywindował w końcu partię przegranych do władzy. Kiedy w telewizji podają wstępne wyniki, lewicowi działacze podskakują z radości. Ale po chwili łapią się ze zdumienia za głowy, widząc, ile ugrały Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. Komuś się nawet głośno wyrwało: Jezus Maria, ale się porobiło.

WYBORY 2011: PKW wylosowała numery list komitetów wyborczych: PiS z "jedynką", PO z "siódemką"

Rzeczywiście, porobiło się. Tamte wybory radykalnie zmieniły dekoracje na politycznej scenie. Do Sejmu nie weszła Akcja Wyborcza Solidarność, która wcześniej przez cztery lata rządziła. Mandatu nie wywalczyła sobie także Unia Wolności. Za to na polityczne salony przedostały się polityczne ekstrema: Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. Ostatecznie wynik wyborczy wyglądał następująco: SLD-UP - 41 proc. głosów, PO - 13, Samoobrona - 10, PiS- 9,5, PSL - 9, LPR - 8.

Pod koniec października 2001 roku powstaje rząd koalicyjny SLD-UP-PSL, z Leszkiem Millerem na czele. Ta koalicja rozpadnie się w marcu 2003 roku, po wyjściu z niej ludowców.

Miłe złego początki

Jeszcze w sztabie wyborczym Marek Borowski, na moje pytanie - czy nie boi się, że SLD za cztery lata odejdzie w niesławie, odpowiadał: Nie zajmowałbym się polityką, gdybym zakładał, że wszystko popsujemy. Nie dopuszczam takiego wariantu, że za cztery lata podstawię sobie stołek, przywiążę do haka w suficie sznur i powieszę się... oczywiście politycznie.

WYBORY 2011. Biedroń: Leszek Miller oszukuje wyborców

W niecałe trzy lata później to Marek Borowski wyprowadzi część polityków z Sojuszu i założy Socjaldemokrację Polską. Sojusz rozbity, "Borówki" na swoim - komentowano. A Borowski i pozostali działacze nowej SdPL tłumaczyli, że nie odpowiada im linia starej partii. Dlatego nie chcą dalej w niej tkwić.

Zanim doszło do rozłamu w partii, po drodze było kilka afer, które pokazały, jak bardzo potrafią się przenikać światy polityki, biznesu i mediów. Publicyści, którzy podsumowywali IV kadencję, pisali, że władza ludzi Sojuszu wydawała się absolutna. Mieli swojego premiera, parlament, prezydenta, kluczowe pozycje w biznesie, a do tego dominację w mediach publicznych. "To sprawiło, że armia Millera miała poczucie kompletnej bezkarności. »Właściciele PRL« ulegli złudzeniu, iż stali się właścicielami III Rzeczpospolitej" - pisano w "Polityce" o rządach SLD.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Przychodzi Rywin do Michnika

Pod koniec grudnia 2002 roku wybucha afera Rywina, zwana na wzór amerykańskiej Watergate - Rywingate. "Gazeta Wyborcza" ujawnia, że znany producent filmowy Lew Rywin, powołując się na premiera, nakłaniał redaktora naczelnego Adama Michnika do wręczenia łapówki w zamian za korzystne regulacje legislacyjne w zmienianej ustawie o radiofonii i telewizji. 10 stycznia 2003 roku Sejm, na wniosek PiS, powołuje pierwszą w historii III RP specjalną komisję śledczą do zbadania tej afery. Przesłuchania przed komisją najważniejszych polityków w kraju są transmitowane przez stacje telewizyjne. Zainteresowanie mediów graniczy chwilami z szaleństwem. Nic dziwnego, że większość polityków wchodzących w skład komisji wyczuwa szansę na bycie gwiazdą. Obrady i przesłuchania przypominają chwilami show. Komisja stworzyła pierwszych politycznych celebrytów.

Pomorze: Szykuje się kilka ciekawych pojedynków wyborczych

- Pani poseł, proszę wybaczyć, ale obawiam się, że pani owies uderzył do głowy - tak mówił Bogdan Lewandowski (wtedy jeszcze SLD, potem SdPL) do koleżanki z komisji, Renaty Beger (Samoobrona). Owies miał, niestety, swoje podstawy. Bowiem sama posłanka stwierdziła wcześniej w wywiadzie dla tabloidu, że lubi seks jak koń owies. W tej samej rozmowie pochwaliła się kurwikami w oczach, które dostrzegał jej mąż. Nic dziwnego, że potem przylgnęło do niej określenie: po kurwikach ją poznacie (i jeszcze po biało-czerwonym krawacie, które nosiła cała Samoobrona).

Inny cytat z tej komisji, który stał się sławny, zawdzięczamy duetowi Leszek Miller - Zbigniew Ziobro. Kiedy śledczy z PiS próbował docisnąć premiera, usłyszał: - Pan jesteś zerem. Anita Błochowiak (SLD) też nie chciała być gorsza. Przesłuchiwany przez nią Adam Michnik mówił: - Kolorowe skarpetki to symbol walki ze stalinizmem, wszyscy bikiniarze chodzili w kolorowych skarpetkach. A ona odpaliła: - Mówi się, że pedały też.

WYBORY 2011 - wszystko o październikowych wyborach parlamentarnych

Ale największą i najpoważniejszą karierę w tej komisji, bez pomocy owsa, skarpet czy zera, zrobił Jan Maria Rokita (wtedy jeszcze w PO). Komisja ds. afery Rywina przyniosła mu wkrótce tytuł najpopularniejszego parlamentarzysty. Jego popularność podciągnęła też słupki sondażowe Platformy Obywatelskiej. Ale jak mówi stare polskie przysłowie - wszystko dobre, co się dobrze kończy. No, może nie dla Rywina. Komisja zakończyła pracę w kwietniu 2004 roku. Powstało kilka raportów. Ostatecznie Sejm, po różnych zawirowaniach, odrzucił raport Błochowiak i przyjął, jako ostateczny, raport Zbigniewa Ziobry - najdalej idący w oskarżeniach. Mówiący o tym, że była grupa trzymająca władzę. Polityk PiS postulował w nim m.in. postawienie przed Trybunałem Stanu prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i premiera Leszka Millera. Jednak po przejęciu władzy przez PiS w 2005 roku i objęciu przez Ziobrę funkcji ministra sprawiedliwości żaden z tych wniosków nie został zgłoszony.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Pan Samochodzik i referendum

Kolejne dwie komisje śledcze, które w tej kadencji powołano, nie wzbudzały już takiego zainteresowania. Nie przyciągały już tak medialnej uwagi. Ani komisja w sprawie PKN Orlen, ani do zbadania okoliczności prywatyzacji PZU.

Wybory 2011: Jacek Kowalik z SLD wystartuje z trzeciego miejsca

Również sprawa łódzkiego barona SLD Andrzeja Pęczaka nie przyniosła lewicy chwały. Wszystko zaczęło się od zatrzymania biznesmena lobbysty Marka Dochnala, który uwielbiał opowiadać w kolorowych mediach o swoim luksusowym życiu i przechwalać się znajomościami, m.in. z królową Elżbietą II. Zatrzymanemu przedstawiono zarzut wręczenia Andrzejowi Pęczakowi korzyści majątkowej i osobistej, wartej co najmniej 295 tys. zł, oraz prawa użytkowania luksusowego samochodu i telefonu komórkowego. Potem postawiono też zarzuty samemu Pęczakowi, któremu tabloidowe media przyczepiły określenie "Pan Samochodzik" (z powodu mercedesa, którego dostał od Dochnala; Pęczak miał się żalić, że co to za luksus, skoro nawet firanek w tym aucie nie ma).
Była jeszcze afera starachowicka, dotycząca przecieku tajnych informacji z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji do osób podejrzanych o kontakty z przestępcami. Ta afera z kolei spowodowała weryfikację kadr w SLD. Pod naciskiem opinii publicznej i mediów premier Leszek Miller zrezygnował 6 marca 2004 roku z przewodzenia partii, a szefem rządu przestał być 2 maja 2004 roku. Dzień po tym, jak Polskę wprowadził do Unii Europejskiej.

WYBORY 2011 - wszystko o październikowych wyborach parlamentarnych

Bo powiedzmy jednak uczciwie - rządy Sojuszu Lewicy Demokratycznej w latach 2001-1005 to także dobre strony rządzenia - wzrost gospodarczy, spadek bezrobocia, umocnienie złotówki, no i przede wszystkim wstąpienie Polski do Unii Europejskiej. Poprzedziło je referendum akcesyjne (7-8 czerwca 2003), w którym aż 76,87 proc. głosujących opowiedziało się za naszym wejściem. Frekwencja wyborcza wynosiła wówczas prawie 60 proc. Potem już takiej wyborczej frekwencji nie udało się powtórzyć w żadnych wyborach.

Poselska kronika kryminalna

To, co zwraca w tamtej kadencji uwagę, to egzotyka posłów. Posłowie z kroniki kryminalnej stanowili sporą grupę. Media w tamtym czasie pisały, iż sądząc po liczbie procesów i wniosków o uchylenie immunitetu, parlamentarzyści stanowią środowisko dużo bardziej kryminogenne niż reszta społeczeństwa. I następnie wyliczały, że w przypadku posłów chodziło o fałszerstwa, wyłudzenia, korupcję, utrudnianie śledztwa, namawianie do fałszywych zeznań, pomówienia, jazdę po pijanemu. O pozbawienie immunitetu prokuratura zwracała się do Sejmu często, np. w przypadku Renaty Beger czy Andrzeja Jagiełły. Zdarzało się, że Prezydium Sejmu próbowało nakłonić posłów do stawiania się w sądzie, jak to było w przypadku Danuty Hojarskiej z pomorskiej Samoobrony. Najboleśniej, jak się okazało, sprawy sądowe dotykały właśnie posłów Samoobrony.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Ale nie tylko kronika kryminalna charakteryzowała tamtą parlamentarną kadencję. Również brutalizacja języka i stosowanie bon motów, którymi posłowie zaczęli się przerzucać. Kto mocniej, kto dowcipniej, byle cytowano, powtarzano albo przynajmniej zauważono. Jedni nad tym mocno pracowali, innym się, podobno, wyrywało.

25 kandydatów na senatorów zarejestrowano na Pomorzu

"Wysoki Sejmie... nie po raz pierwszy mi staje" - zaczął z mównicy sejmowej sędziwy Józef Zych (PSL) i po chwili, słysząc wybuch śmiechu, poprawił się: "przychodzi mi stawać przed Izbą..."
Wicepremier Marek Pol przeszedł do historii IV kadencji nie tylko z tego powodu, że otwierał każde 10 metrów autostrady, ale przede wszystkim z okazji zapewnienia, że najlepszym gazem jest gaz własny (dostał za to Srebrne usta w nagrodę). Kazimierz Kutz też nie bawił się w elegancję. I mówił publicznie: Nie mogę słuchać skamlenia, ile wybito szyb w ministerstwie. Dla nich motłoch przyszedł i nasrał do salonu. Artur Zawisza wołał z mównicy pod adresem posłów lewicy: "Małczat, sobaki!". Ale lewicowy poseł Bogdan Lewandowski nie chciał milczeć i o posłance LPR Annie Sobeckiej wyraził się, że gdyby głupota umiała latać, to posłanka byłaby pierwszym orłem Rzeczypospolitej. Wspomniana już Renata Beger z Kofiego Annana zrobiła Kofana Anana. I tak można by jeszcze długo wyliczać.

Papkin Sejmu i inni

To był Sejm różnych osobliwości. Mieliśmy także swoją reprezentację z Pomorza. Jednym z bardziej znanych wówczas posłów był Robert Strąk z Ligi Polskich Rodzin, który swoje kredo poselskie oparł - jak złośliwie mówiono - na dzieciach poczętych, ale nienarodzonych. Prowadził w tym względzie własną krucjatę, wojując z Kobietami na Falach, czyli z holenderskim statkiem Langenort - kliniką aborcyjną, która zawinęła do Władysławowa. Bombardował ją, wspólnie z działaczami Młodzieży Wszechpolskiej, jajkami i wydmuszkami z czerwoną farbą. Poseł wojował też z artystką Dorotą Nieznalską, zarzucając jej pracy "Pasja" obrazę uczuć religijnych. Ale równie głośna była inna historia z jego udziałem. Otóż jakiś podchmielony obywatel w słupskiej restauracji nazwał go kartoflem. Chociaż sam poseł utrzymywał, że pod jego adresem padło słowo idiota. Było to podczas kolacji, którą poseł spożywał z kobietą. Jego honor został tak nadszarpnięty, że aż interweniowała policja. Obywatela, który najpierw spożył, a potem obraził, odwieziono do izby wytrzeźwień. Za te słowne wykopki groził mu wyrok.

WYBORY 2011 - wszystko o październikowych wyborach parlamentarnych

Pełna egzotyka to także poseł Lech Zielonka (najpierw Samoobrona, a potem niezrzeszony). To człowiek, który chciał wmówić na poważnie dziennikarzom, że łatwiej napisać scenariusz filmowy niż wydoić krowy. Przez dwa lata mamił nie tylko brukowe media tym, że pracuje nad scenariuszem "Jędrek na salonach" (bohaterem miał być oczywiście Andrzej Lepper). Zielonka już nawet sobie wybrał aktora do głównej roli (Andrzej Grabowski), ulubionego reżysera (Jerzy Gruza). Pisał do końca kadencji, a może i dłużej. Zyskując przydomek Papkina Sejmu.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Celebryci wystąp...

Jolanta Banach (posłanka IV kadencji, najpierw w SLD, potem w SdPl) mówi, że jej zdaniem, była to kadencja przejściowa. Z polityki odeszli tacy eksperci jak Ryszard Bugaj, Wiesława Ziółkowska czy Jan Lityński. Czyli ci, którzy za Maksem Weberem uważali politykę za misję. A na ich miejsce do Sejmu wchodził np. Sebastian Florek - bohater Big Brothera.

- To była pierwsza kadencja, gdy sięgnięto po celebrytów. Zaczynała się era celebracji i tabloidyzacji polityki - mówi Banach.

Przyznaje, że większość posłów wówczas wyostrzyła język polityki. Andrzej Lepper z mównicy sejmowej zapowiedział, że w parlamencie Wersalu nie będzie. I nie było. Jolanta Banach wspomina, że nawet Donald Tusk stał się wówczas w wymowie ostrzejszy. Na dowód przypomina jego określenie Danuty Waniek - caryca mediów. I to, że chciał ją postawić przed Trybunałem Stanu za to, że podjęła uchwałę, iż nie można łączyć funkcji w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji z funkcją wiceszefa publicznej telewizji.

- Media już wówczas interesowały się przede wszystkim sejmowymi happeningami - wspomina. - Pamiętam debatę o uwolnieniu czynszów, jaką toczyliśmy na sali obrad. Bardzo ważną dla ludzi, dla ich życia. Ale mediom jawiła się ona raczej jako senna, ospała. Dopiero kiedy na mównicę wkroczył Andrzej Lepper z tubą, czyli własnym nagłośnieniem, wszyscy dziennikarze zbiegli się z sejmowych korytarzy, żeby to nagrywać. Znajomy reporter z TVP na moje pytanie, czy on też musi ten cyrk nagrywać, odparł: Muszę być tam, gdzie się coś dzieje.

Dla Jolanty Banach była to także kadencja wielkiego dorobku. Wejście do Unii Europejskiej poprzedzone zostało ciężką pracą.

WYBORY 2011: Jolanta Kwaśniewska poparła Dorotę Gardias

- Pamiętam to ślęczenie niemal do rana w komisjach, w których pracowało się nad ustawami dostosowującymi nasze prawo do prawa unijnego. Tę niezliczoną liczbę aktów, ustaw, rozporządzeń.

Odejście części posłów z SLD i stworzenie SdPl komentuje dziś tak: - Odeszłam z Markiem Borowskim, ponieważ chciałam znaleźć się w partii, która nie zmienia tożsamości ideowej. A SLD już tego nie zapewniał. Pamięta, jak wtedy ten rozłam komentowano. Jedni twierdzili, że odeszli, bo Borowskiemu śniła się prezydentura i chciał budować własne zaplecze. Inni, że statek o nazwie SLD tonie, więc oni jak szczury uciekają z okrętu. Dzisiaj - jak mówi - to odejście z politycznego punktu widzenia było błędem.

- Trzeba było partię zmieniać od środka, a nie rozbijać - kończy.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Wieszczenie kaczyzmu

Joanna Senyszyn (SLD), wówczas debiutantka w Sejmie, już na początku stwierdziła, że Sejm to nie jest kraina łagodności - jak jej wmawiali koledzy z większym stażem. Przyznaje, że egzotyka w ławach poselskich była znaczna. I przypomina pewną historię z kanapkami.

- Zaplanowano głosowania nad poprawkami do budżetu od 18 do 2-3 w nocy. Wtedy tak się długo czasami pracowało. Ale marszałek Borowski obiecał między godziną 21 a 22 przerwę na kawę, herbatę i kanapki. Mija 21 - nic. 22 - to samo. Marszałek przerwy nie robi. Na sali pojawiają się szmery - co z tą przerwą. Borowski tłumaczy, że są niewielkie komplikacje. I przerwa będzie później. Rzeczywiście, po 23 ogłasza ją wreszcie. Idziemy więc do kantyny. Czekają na nas obiecane kanapki. Ale co się okazało? To już była druga porcja, którą pracownicy musieli dla nas przyszykować. Pierwsza bowiem... zniknęła. Jak się okazało, została przez kilkudziesięciu posłów wyniesiona do pokoi w hotelu sejmowym. Pod pretekstem, że wychodzą na papierosa, szli do kantyny, pakowali kanapki do woreczków foliowych i znikali. Udało im się wynieść kanapki dla ponad 400 posłów - wspomina posłanka.

Joanna Senyszyn przyznaje, że sama należała do tych, którzy używają ostrego języka i stosują pewne happeningi. Kiedy poseł Strąk wyszedł pewnego dnia na mównicę i zaczął ją okupować, dołączyła do niego, mówiąc, że w ramach kampanii wyborczej (oboje wówczas startowali do Europarlamentu) też sobie z nim postoi. Potem napisała limeryk. "Pewien poseł z miasta Słupska o czerwonych marzy dupskach. Dobiera się chętnie. I nader namiętnie. Taka zeń niewyżyta Nadieżda Krupska. "

WYBORY 2011: W Gdyni Biedroń zmierzy się z Millerem

To ona powiedziała pod koniec kadencji: widmo kaczyzmu krąży nad Polską.
- Co prawda dziennikarze Igor Zalewski i Robert Mazurek twierdzili, że oni pierwsi użyli słowa kaczyzm, ale ja im odpowiedziałam, że sukces ma wielu ojców, a tylko matka może być pewna.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki