Obraz, a właściwie musical, powstał w 1964 roku. Obejrzałem go dopiero w latach 70. Na szczęście krnąbrny miś, kradnący kosze piknikowe w parku Yellowstone, nie postawił na nogi peerelowskiej cenzury i dzieciaki mogły podziwiać w kinie gafy przesympatycznego zwierzaka. Do dziś obejrzałem ten film kilkanaście razy i dalej nie mam dosyć.
Powróćmy do wiosennych wspomnień. Przygody wesołego misia zaczynają się od obrazka przedstawiającego jaskinię, w której śpi wraz z przyjacielem, dużo młodszym i szczuplejszym niedźwiadkiem, o wdzięcznym imieniu Bubu. Ze sklepienia jaskini spadają krople wody. To w wiosennym słońcu topi się śnieg pokrywający miejsce zimowego odpoczynku niedźwiedzi. Kilka kropel wpada do ucha Bubu, który obudziwszy się, opuszcza legowisko i szczęśliwy wybiega do lasu. Później budzi misia Yogi i dalej w zawrotnym tempie zaczyna toczyć się akcja, która powiedzie naszych bohaterów przez całą Amerykę aż do Nowego Jorku. Szczerze polecam osobom w każdym wieku. W przeciwieństwie do dzisiejszych animowanych komercyjnych produkcji, obraz sprzed prawie 50 lat broni się znakomicie.
Przeczytaj inne komentarze Jarka Janiszewskiego
Nieprzypadkowo wspomniałem o przesympatycznym filmie, zaczynającym się wiosną. Ja także, niczym miś Bubu, chciałbym zachwycić się pierwszymi promieniami słońca i przyrodą, która daje chęć do życia. Niestety, choćbym nawet miał kraść kosze piknikowe z misiem Yogi, za diabła nie mogę się oddać kontemplacji pędów młodej trawy. Nie pozwala na to duszna atmosfera stworzona przez rodzimych polityków. Ich wrzaski, podłe insynuacje i jątrzące wypowiedzi nie dają okazji, aby napawać się cudowną wiosną. Miałem tę przykrość, że oglądałem ostatnią debatę sejmową poświęconą katastrofie smoleńskiej. Jako felietonista mam smutny obowiązek śledzenia niejednokrotnie żałosnych widowisk. Tu obejrzałem pseudopolityków, którzy zamiast mądrze spierać się na mównicy, woleli tupać nogami, walić rękami o poręcze i ryczeć jak bawoły. Tak się zachowują kibole, a nie ludzie, którzy dostali mandat, aby nas reprezentować. Na szczęście, kiedy zmieniłem kanał, trafiłem na rozmowę z Robertem Lewandowskim. "Nasz" niemiecki piłkarz z niezwykłą skromnością opowiadał, że wychodząc na boisko pragnie nie zawieść kibiców, którzy całymi rodzinami przychodzą na mecze Borusii Dortmund.
Podobny komentarz widziałem na kanale niemieckiej telewizji. Jakże było mi przyjemnie, gdy Robert płynnym niemieckim opowiadał o wydarzeniach na boisku.
Ciekawe jaki procent polskich parlamentarzystów jest w stanie wykrztusić na żywo kilka zdań w obcym języku. Ci, którzy tupali ostatnio w sejmie, wolą rozmawiać nogami.
Najważniejsze, że przyszła prawdziwa wiosna. Ona, Yogi oraz Bubu dają nadzieję na sympatyczny rok. A politycy przeminą jak poranny kac. Trzeba tylko przygotować inteligentnego klina.
CZYTAJ INNE FELIETONY/ BLOGI:
- Subiektywny ranking Tomasza Rozwadowskiego
- Cotygodniowe raporty Henryka Tronowicza
- Felietony Barbary Szczepuły
O TYM SIĘ MÓWI NA POMORZU:
Felieton ''Tymczasowa hurraestetyzacja miasta'' Tomasz WróblewskiegoDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?