Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiele lat w naszej i sojuszniczej obronności zmarnowaliśmy

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Element zachowawczości, nie powinien mieć miejsca, kiedy sytuacja na wschodzie wymusza wręcz zdecydowane, konsekwentne a niekiedy nawet ryzykowne działania. Błąd przepłacenia za wyrzutnie rakiet czy samoloty i przeszacowania ich liczby jest czymś znacznie mniej niebezpiecznym niż rezygnacja z ich zakupu – mówi prof. Krzysztof Kubiak, politolog, historyk wojskowości z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, kmdr por. rez. marynarki wojennej.
Element zachowawczości, nie powinien mieć miejsca, kiedy sytuacja na wschodzie wymusza wręcz zdecydowane, konsekwentne a niekiedy nawet ryzykowne działania. Błąd przepłacenia za wyrzutnie rakiet czy samoloty i przeszacowania ich liczby jest czymś znacznie mniej niebezpiecznym niż rezygnacja z ich zakupu – mówi prof. Krzysztof Kubiak, politolog, historyk wojskowości z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, kmdr por. rez. marynarki wojennej. Jakub Steinborn
Element zachowawczości, nie powinien mieć miejsca, kiedy sytuacja na wschodzie wymusza wręcz zdecydowane, konsekwentne a niekiedy nawet ryzykowne działania. Błąd przepłacenia za wyrzutnie rakiet czy samoloty i przeszacowania ich liczby jest czymś znacznie mniej niebezpiecznym niż rezygnacja z ich zakupu – mówi prof. Krzysztof Kubiak, politolog, historyk wojskowości z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, kmdr por. rez. marynarki wojennej.

Kilkuletni proces wejścia Polski do NATO kończyły oficjalne uroczystości, w czasie których obok biało-czerwonej flagi podniesiono barwy Sojuszu Północnoatlantyckiego.

To było wielce symboliczne wydarzenie, które ostatecznie zakończyło wyjście Polski z sowieckiej strefy wpływów. Nie ulega wątpliwości, że w odczuciu żołnierzy pełniących służbę był to gigantyczny przełom, jako że większość z nas rozpoczynała swoją przygodę z wojskiem jeszcze w czasach Układu Warszawskiego. Pamiętaliśmy również bardzo dobrze, że samo rozwiązanie Układu Warszawskiego nie było tożsame z wyprowadzeniem wojsk sowieckich z Polski. Do tego doszły, już w okresie późniejszym, olbrzymie napięcia, które nie znajdowały odbicia w przestrzeni medialnej, związane z wycofaniem zachodniej grupy wojsk, wtedy już rosyjskich, z terytorium zjednoczonych Niemiec przez Polskę. Potem mieliśmy kilka ładnych lat czegoś, co się ładnie nazywało budowanie interoperacyjności ze strukturami sojuszniczymi, czemu służył program Partnerstwa dla Pokoju. I potem nastąpiło to symboliczne, wspólne podniesienie natowskiej i polskiej flagi. Wszyscy czuliśmy się jak biegacze na mecie, którzy pokonali bardzo długi dystans.

Polskie elity polityczne, zaraz po upadku komunizmu, rozwiązaniu Układu Warszawskiego były właściwie zgodne co do akcesji naszego kraju do NATO. Koncepcje zachowania neutralności, formuły pośredniej zwanej roboczo NATO-bis zostały dość szybko zarzucone.

Nasze elity zdołały prawidłowo zidentyfikować międzynarodowe procesy i włączyć bardzo skutecznie wysiłki zmierzające do członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim. Zdołano przekonać państwa zachodnie, a przede wszystkim Stany Zjednoczone do tej koncepcji. A pamiętać trzeba, że nie cały, amerykański establishment polityczny przyklaskiwał koncepcji rozszerzenia NATO. I obecnie mamy reminiscencję takiego sposobu myślenia, które za przykład można uznać twierdzenia Elona Muska, który zakomunikował niedawno, że gdy przestał istnieć Układ Warszawski, NATO powinno samo się rozwiązać. Na początku lat 90 XX w. wśród aliantów istniał problem ze zdefiniowaniem misji Sojuszu. I tutaj jest pewien wkład polskich elit, iż te bardzo niebezpieczne tendencje zostały w porę powstrzymane.

Czy z perspektywy niedawnych słów Donalda Trumpa o NATO, głosach różnych polityków, nie tylko amerykańskich należy uznać Sojusz za wciąż skuteczne narzędzie odstraszania? Nadal będzie zabezpieczał nasz kraj i region?

To smutne i wyjątkowo niepokojące, że dziś największe zagrożenia dla Sojuszu generowane są nie przez środowisko zewnętrzne, a przez serce polityczne najsilniejszego państwa. Oczywiście Trump nie jest samowładnym tyranem, cesarzem. Jest on w systemowy sposób ograniczany przez amerykański system polityczny, konstytucję, zobowiązania międzynarodowe, a nawet biurokrację dyplomatyczną i administracji. Niemniej owe zapowiedzi Trumpa dotyczące NATO są same w sobie bardzo niebezpieczne, wprowadzają potężną dozę drgań i tak już niestabilny układ międzynarodowy. Z jednej strony powoduje to konieczność wzięcia przez Europę większego ciężaru obronnego na swoje barki. I mamy dowód w postaci deklaracji Komisji Europejskiej o przestawieniu części przemysłu na wojenne tryby. Tyle że to zapowiedź w 700 dniu wojny. To samo w sobie jest znamienne. Poza tym, za tym spodziewanym osłabieniem obecności amerykańskiej w Europie idzie fala „antyjankesizmu” obecnego zarówno w polityce francuskiej, jak i w polityce niemieckiej. We Francji są środowiska, które uważają, że Stany Zjednoczone w dużym cudzysłowie „ukradły” Francji pozycje w koncercie mocarstw. A w Niemczech są grupy, które pamiętają, że jakby nie patrzeć, to Amerykanie dwukrotnie postawili tamę pewnym europejskim projektom niemieckim, w 1917 roku i roku 1941. Dziś Niemcy nie przypominają w żadnym stopniu Niemiec wilhelmińskich czy nazistowskich, ale tego typu resentymenty historyczne również wpływają na niemiecką politykę. Poza tym pamiętajmy, że tak naprawdę równowaga w wymiarze światowym gwarantowana jest przez amerykański potencjał jądrowy, który jest znacznie potężniejszy niż arsenały francuski czy brytyjski.

Wojsko Polskie przechodzi ewolucyjny proces przeobrażenia z modelu ekspedycyjnego.

Od co najmniej od wojny gruzińskiej sytuacja międzynarodowa, na którą odpowiedzią był wcześniejszy kształt naszych sił, zaczęła się dramatycznie pogarszać. A rok 2014 to był już przełom. Uważam, że ten czas został w dużej mierze zmarnotrawiony dla polskiej i sojuszniczej obronności. Nawet pomijając zakupy uzbrojenia, to mamy przecież aspekt wysiłku planistycznego. Krótko mówiąc, nie przygotowywaliśmy się na zły scenariusz przez wiele lat. A i potempotem gdy wojna na Ukrainie wybuchła na pełną skalę, w dużej mierze podjęliśmy działania improwizowane. W tej chwili zdaje się to normować, ale znów pojawiają się niebezpieczne głosy, które znam z czasów minionych 25 lat, także w establishmencie wojskowym. Słyszymy, że najpierw musimy zdefiniować zagrożenia, a potem dopiero kupować sprzęt... Na wszystkich bogów! Czy naprawdę musimy ponownie definiować zagrożenia? Taki element zachowawczości, nie powinien mieć miejsca, kiedy sytuacja na wschodzie wymusza wręcz zdecydowane, konsekwentne a niekiedy nawet ryzykowne działania. Błąd przepłacenia za wyrzutnie rakiet czy samoloty i przeszacowania ich liczby jest czymś znacznie mniej niebezpiecznym niż rezygnacja z ich zakupu. W kontekście rozważań ilościowych pamiętajmy, że potrzebny jest nie tylko sprzęt, który natychmiast trafi w ręce żołnierzy, ale również rezerwa wojenna przeznaczona na pokrycie strat.

CZYTAJ TEŻ: NATO to wielce pomocna skrzynka z narzędziami

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki