Dumam o Ryszardzie Kapuścińskim, bo czytam jego kolejną biografię, tym razem pióra Mirosława Ikonowicza - "Hombre Kapuściński". Ikonowicz był kolegą Kapuścińskiego. Razem studiowali, razem pracowali w Polskiej Agencji Prasowej, choć wyrażenie "razem pracowali" nie oddaje istoty działalności dziennikarskiej, w szczególności korespondentów wojennych (obaj nimi byli), którzy ex definitione są skazani na samotność.
Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.
Porównując tę biografię z książką Artura Domosławskiego "Non-fiction", odnoszę wrażenie, że Ikonowicz rozumie Kapuścińskiego o wiele lepiej. Zapewne wynika to z podobieństw życiorysów obu dziennikarzy, być może także z podejścia do bohatera.
Ikonowicz po prostu lubi Kapuścińskiego, co nie znaczy, że przedstawia go jako świętego, że pisze hagiografię, ale czytelnik przekonuje się w miarę czytania, że Ikonowicz wie z autopsji, jak wyglądały życie i praca dziennikarza w PRL. Młodszy pewnie o pokolenie Domosławski napisał po prostu sensacyjną książkę, która się dobrze sprzedała. Sądzę, że warto Ikonowicza przeczytać - choćby dla rozdziału "Angola, czego Kapuściński nie napisał". Następne pokolenia będą się być może spierać o reportaże Kapuścińskiego, ale nie ulega wątpliwości, że jego książki będą czytane.
Szkoda tylko, że Ryszard - mój Mistrz - nie napisze już kolejnej, tej o Idi Aminie, krwawym dyktatorze Ugandy, o którym mówiono, że był hańbą Afryki. Jak twierdzi inny znakomity reporter, Wojciech Jagielski, w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego", trylogia o władzy: "Cesarz" i "Szachinszach", wraz z książką o Aminie, stanowiłaby murowany zestaw do literackiego Nobla.
Monika Czalej-Pujol śpiewa "Stabat Mater" Ortegi, a ja myślę o Alinie Pienkowskiej, której dziesiąta rocznica śmierci przypadła w październiku.
Podczas niedawnego spotkania przyjaciele wspominali tę drobną dziewczynę w wielkich okularach, której zasługi dla odzyskania przez Polskę niepodległości są nie do przecenienia. Kończę pisać biografię Aliny "Miłość w cieniu polityki". Bardzo mi brak Tadeusza Skutnika, którego zwykle przed drukiem prosiłam o przeczytanie swoich książek, bo nikt jak on nie potrafił dostrzec wszystkich plusów i minusów tekstu!
Tadzio odszedł w czerwcu zeszłego roku. I znowu brzmi Händel. Jakże wspaniale gra i śpiewa Cappella Gedanensis tę wielką muzykę!
CZYTAJ INNE FELIETONY/ BLOGI:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?