Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strzały zza ucha. Drugi najstarszy zawód świata

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Wiceprezydent Piotr Grzelak i prezydent Aleksandra Dulkiewicz kontestują opinię sądu
Wiceprezydent Piotr Grzelak i prezydent Aleksandra Dulkiewicz kontestują opinię sądu Jakub Steinborn
Kiedy tydzień temu pisałem felieton na temat rozkręcającej się wraz z postępem kampanii wyborczej spirali nienawiści, miałem nadzieję, że politycy opozycji osiągnęli już dno, którego nie da się przebić.

Myślałem, że po samobójczym strzale, jakim był atak na najwyższy autorytet moralny Polaków - św. Jana Pawła II, środowiska liberalno-lewicowe opamiętają się i przeproszą suwerena. Jednocześnie intuicja podpowiadała mi, że tak się nie stanie. I niestety, przeczucia mnie nie zawiodły. Salto mortale nad trumnami trwa w najlepsze. Tym razem pretekstem do awantury stał się proces zabójcy prezydenta Gdańska.

16 marca zapadł wyrok w sprawie mordercy Pawła Adamowicza. Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał, że Stefan Wilmont nie jest chory psychicznie. Odrzucił także argumenty obrony, jakoby oskarżony cierpiał na schizofrenię. Sąd przyjął jednak ustalenia biegłych, że podsądny ma zaburzenia osobowości o charakterze dyssocjalnym i narcystycznym - deficyty te manifestują się m.in. psychopatycznymi zaburzeniami osobowości, brakiem empatii i lekceważeniem norm społecznych. Wilmont dostał najwyższą z możliwych karę - dożywocie.

Mord nie był polityczny

Sankcji nie złagodził fakt, że w opinii dwóch biegłych psychiatrów, w chwili popełniania morderstwa zabójca miał „w znacznym stopniu ograniczoną możliwość rozpoznania znaczenia swojego czynu i pokierowania swoim postępowaniem”. Odczytująca uzasadnienie wyroku przewodnicząca składu orzekającego, sędzia Aleksandra Kaczmarek podkreśliła, że „Stefan Wilmont działał całkowicie sam. Nie ma żadnych dowodów, które wskazywałyby na to, że ktokolwiek zlecił mu zabójstwo prezydenta, a wszelkie doniesienia medialne na ten temat są nieprawdziwe”. Zaznaczyła także, iż prezydent Adamowicz był w odczuciu mordercy „symbolicznie odpowiedzialny za doznaną krzywdę. Wskazać jednak trzeba, że motywacja oskarżonego nie była polityczna”.

Stwierdzeniem tym sędzia Kaczmarek jednoznacznie obaliła, powtarzaną od czterech lat niczym mantrę, tezę opozycji, jakoby Wilmont był fanatycznym zwolennikiem Prawa i Sprawiedliwości, i że na życie gdańskiego samorządowca targnął się z pobudek ideologicznych.

I na tym w zasadzie cała historia powinna się zakończyć - sprawca został surowo i w mniemaniu opinii publicznej sprawiedliwie ukarany, trafi do więzienia i najprawdopodobniej nigdy go nie opuści… A jednak tak się nie stało - pomimo wyjątkowo sumiennej pracy śledczych, biegłych i samego sądu.

Sprawiedliwość, jak to często w III RP bywa, okazała się więc rzeczą relatywną - prawdą, którą można naginać w zależności od potrzeb… Natychmiast bowiem po ogłoszeniu wyroku „polowanie na czarownice” ruszyło ze zdwojoną siłą. Głos zaczęły zabierać osoby, które poza złożeniem kondolencji rodzinie, powinny milczeć, zamiast tańczyć nad trumną „przyjaciela”.

Fabryka pogardy pracuje

Jako pierwszy odezwał się szef klubu Koalicji Obywatelskiej, Borys Budka: „Dla mnie to było zabójstwo polityczne, bo bezpośrednio przed nim ten zabójca wykrzyczał określone zdania. Mówił, kogo nienawidzi, jakiej formacji” […] „Dalej podtrzymuję, że siewcą tej nienawiści, tej propagandy były media rządowe. Wszyscy widzieliśmy reportaże na temat śp. Pawła. Widzieliśmy, jak propagandyści zatrudnieni w mediach państwowych gonili za nim, jak budowano tę atmosferę”.

Kolejny kontestator sprawiedliwości to Aleksandra Dulkiewicz. Obecna prezydent Gdańska, na jednym z portali społecznościowych napisała tak: „Zabójca prezydenta @gdansk Pawła Adamowicza Stefan W. skazany na dożywocie. Wyrok jest nieprawomocny. A fabryka pogardy, hejtu pracuje dalej i szczuje na myślących inaczej. Tylko my obywatelki i obywatele możemy to zatrzymać kartą wyborczą i codzienną troską o demokrację”.

Zawtórował jej wiceprezydent, Piotr Grzelak - znany m.in. z publicznych oskarżeń Polaków o współwinę za wywołanie hekatomby II wojny światowej. Jego wpis na Twitterze brzmiał następująco: „Dzisiejszy wyrok, choć ważny, nie może zamknąć sprawy zabójstwa Prezydenta Pawła Adamowicza. Po ponad czterech latach od tragedii, która się wydarzyła na oczach setek ludzi i która była transmitowana przez stacje telewizyjne, morderca został skazany na dożywocie. Nadal jednak sprawiedliwość nie dosięgła tych, którzy siali i niestety nie przestają siać, nienawiść, dzieląc Polskę i Polaków. Hejt nadal zabija, a polityczne przyzwolenie na jego stosowanie rozbija polską wspólnotę”.

Asystę gdańskim włodarzom zapewnił oczywiście prezydent Sopotu, Jacek Karnowski: „Dożywocie - sprawiedliwa kara, ale nie wróci Ojca, Syna, Męża, Brata, Przyjaciela… nie dotyczy też tzw. Telewizji Publicznej i radia pełnych hejtu i nienawiści, która zabija dalej”.

Swoje dorzucił również inny sopocianin, Donald Tusk: „Paweł Adamowicz został zamordowany dlatego, że przez długi czas nie tylko anonimowi hejterzy gdzieś w sieci, ale wielka państwowa, PiS-owska machina starała się wmówić ludziom, że był on wcieleniem zła”.

Nie zawiódł też Tomasz Lis. W internetowym wpisie napadł na dziennikarzy TVP Info w swoim niepowtarzalnym stylu: „Niezależnie od wyroku na zabójcę Pawła Adamowicza nie mamy prawa zapomnieć o odpowiedzialności tych, którzy go inspirowali i siali nienawiść, różnych Sitków i ich przełożonych, nawet jeśli w nagrodę pojechali do Waszyngtonu”.

Sprawiedliwość po naszej stronie

Takich wpisów w internecie są setki, jeśli nie tysiące. Ich autorzy ukrywają się przeważnie pod pseudonimami. W komentarzach próżno szukać empatii wobec żony, dzieci i brata zamordowanego. Nie ma też oczywiście najmniejszego śladu współczucia dla matki i rodzeństwa zabójcy. A przecież dla tej rodziny 13 stycznia 2019 roku również pozostanie na zawsze najtragiczniejszym dniem w życiu.

Są za to plugastwa, impertynencje i groźby. I zapowiedzi wsadzania dziennikarzy TVP i ich „mocodawców” do więzienia… Nieważne, że osadzeni w jednej celi z zabójcą zeznali, że Stefan Wilmont w więzieniu nie oglądał telewizji publicznej. Nieważne, że po odbyciu kary za napad na bank nie miał w domu telewizora. Najmniejszego znaczenia nie ma nawet to, co wydając wyrok powiedziała sędzia Kaczmarek… No bo przecież „sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.

Polityków autoramentu Budki, Tuska, Dulkiewicz czy Karnowskiego prawdopodobnie nic nie jest w stanie powstrzymać przed wykorzystywaniem do celów politycznych i tej, i podobnych tragedii. Ich bezrefleksyjne komentarze dowodzą jedynie, że ludzie tacy nie posiadają żadnych skrupułów, żadnych zasad. Że nie są w stanie pojąć, iż ich żądza władzy może doprowadzić do kolejnych dramatów - zresztą zaledwie kilka godzin po zakończeniu rozprawy Wilmonta, 37-letni gdańszczanin został zatrzymany przez policję za znieważenie i kierowanie gróźb wobec jednego z obrońców zabójcy.

Skąd zatem ta bezmyślność? Skąd ten brak refleksji? Czy wynika jedynie z tego, że… - jak mówił w Polskim Radiu 24 Dawid Wildstein - politycy opozycji „posiedli ponurą umiejętność pasożytowania na czyjejś śmierci, hienowatego tańczenia na grobie”?

A może w ich mniemaniu jedynym zadośćuczynieniem za śmierć Adamowicza byłoby natychmiastowe oddanie władzy przez Prawo i Sprawiedliwość?

Prześwietlamy majątek Adamowicza

W roku 2018 Paweł Adamowicz ogłosił start do wyborów samorządowych z list własnego komitetu „Wszystko dla Gdańska”. Decyzja ta oznaczała rozpad środowiska gdańskiej Platformy. Obóz Adamowicza tworzyli m.in. Aleksandra Dulkiewicz, Piotr Grzelak oraz byli członkowie Ruchu Młodej Polski.

Na czele grupy oponentów, ubiegającego się o reelekcję prezydenta, stanął Jarosław Wałęsa i Agnieszka Pomaska. Politycy ci obawiali się, że nieprawidłowości w deklaracjach majątkowych Adamowicza i tocząca się przeciw niemu sprawa sądowa, może oznaczać - w przypadku skazania prezydenta - wprowadzenie do ratusza PiS-owskiego komisarza, który skrupulatnie prześwietli miejską dokumentację.

Aby do tego nie dopuścić, zaczęto namawiać Adamowicza do rezygnacji ze startu w wyborach, jednocześnie gwarantując mu w zamian biorące miejsce na liście do Parlamentu Europejskiego. Równolegle z obietnicami w zaprzyjaźnionych z Platformą Obywatelską mediach ruszyła kampania medialna, mająca na celu przetrącenie prezydentowi kręgosłupa.

Jak zwykle w awangardzie demokracji znalazła się „Gazeta Wyborcza”. Oto kilka tytułów z tamtego okresu: „Gdzie się podziało pięć mieszkań prezydenta”, „Paweł Adamowicz wciągnął pieniądze córek do swoich oświadczeń majątkowych”, „Od kogo prezydent Paweł Adamowicz (z żoną) otrzymał milion złotych…”, „Prześwietlamy majątek Pawła Adamowicza”, „Po Warszawie czas na Gdańsk. PO spiera się o małą Sycylię”, „CBA sprawdza Adamowicza. Tego samego dnia jego teściowa usłyszała zarzuty”.

W podobnym tonie Adamowicza atakował „Newsweek”, którego redaktorem naczelnym był wówczas wspomniany Tomasz Lis. Należący do koncernu medialnego Ringier Axel Springer tygodnik wieszczył: „Podejrzany Adamowicz. Prezydentowi Gdańska grożą 3 lata więzienia”. Liberalnym gigantom sekundowały inne „wolne media” - m.in. Wirtualna Polska, tvn24.pl oraz portale Onet, Fakt24 i naTemat.

Pamięć krótsza niż życie

Pod koniec lutego 2018 roku, na wspólnej konferencji z Grzegorzem Schetyną, Lech Wałęsa powiedział: „Apeluję do mojego przyjaciela Adamowicza, żeby słuchał swojej partii i nie robił rozłamu. Niech nie robi podobnych układów, to nie służy porozumieniu”. Wówczas padło też słynne zdanie: „Dwie kadencje i do domu”.

Wkrótce okazało się, że kandydatem Platformy na prezydenta Gdańska będzie syn byłego prezydenta, Jarosław. W chwilę później młody Wałęsa zaatakował buntownika wprost: „niech Paweł Adamowicz tłumaczy się z walizki z pieniędzmi”.

Takich „aktów przyjaźni” było oczywiście o wiele więcej… Ale o tym nikt już nie pamięta. Łatwiej przecież oskarżać politycznych wrogów o swoje grzechy niż się do nich przyznać.

„Politykę uważa się za drugi najstarszy zawód świata. Doszedłem do wniosku, że jest bardzo podobny do pierwszego”. Autorem tej sentencji był prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan. Ten niekwestionowany pogromca komunizmu wypowiedział ją 45 lat temu. Być może widząc to, co obecnie wyprawiają polscy postkomuniści i liberałowie, zaryzykowałby twierdzenie, że oba te zawody stały się niemal tożsame.

Polecjaka Google News - Dziennik Bałtycki
od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki