Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieści nie tylko o śmierci: Życie jest piękne, nawet na wózku

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
fot. Krzysztof Maria Załuski
Umówili się „U Bin Ladena”. W tym barze, w którym spotkał się poprzedniego wieczoru z Anną. To miejsce nawet jak na brazylijskie standardy trudno było nazwać barem - parę desek podpartych metalową, skorodowaną konstrukcją, lada zbita z jakiś skrzyń i toaleta z prysznicem nad brudną muszlą klozetową… Ale tu było najbliżej z wioski olimpijskiej. Tu wieczorami spotykali się wszyscy sportowcy i dziennikarze.

Max zjawił się punktualnie o dziewiątej. Śledczy, który poprosił go o spotkanie już na niego czekał. Był bez munduru - śniady, lekko skośnooki metys około trzydziestki, typowy carioca. Tylko legitymacja z napisem Polícia Federal do Brasil, którą na ułamek sekundy pokazał Maxowi, uwierzytelniała jego profesję.

Pił piwo prosto z butelki. Wskazał mężczyźnie ławkę naprzeciwko siebie i podsunął drugą litrową w termoizolacyjnym pojemniku. Ostrzegł, że piwo jest mrożone.

- Wie pan, o czym chciałbym porozmawiać? – zapytał po chwili płynną angielszczyzną.

Max pokiwał głową. Tamten spojrzał na zegarek i zapalił papierosa.
- Trener Anny powiedział mi, że wczoraj byliście tu we troje. Czy zauważył pan u niej coś niepokojącego? Jakieś objawy lęku, załamania, depresji? Cokolwiek, co mogłoby zapowiadać jej znikniecie?

Max próbował przypomnieć sobie szczegóły tamtego wieczoru. Ale nic nie przychodziło mu do głowy… Anna była uśmiechnięta, wręcz rozpromieniona.
- Co się tak patrzysz? To ja… - powiedziała, gdy zbliżał się do jej stołu.

Uśmiechnął się do niej i spuścił wzrok. Niepełnosprawność zawsze go peszyła. Kalectwo kogoś takiego jak ta kobieta, jeszcze bardziej. Może dlatego, że tak niezasłużone, a jednocześnie tak naturalnie wyeksponowane. Maks pomyślał nawet, że Anna jest wręcz ze swojej niepełnosprawności dumna. Jakby chciała wykrzyczeć całemu światu: „patrzcie jak mnie los doświadczył, a mimo to tyle osiągnęłam”.

Miała długie, blond włosy i delikatną, pokrytą cętkami piegów, twarz. Do tego niebieskie oczy i szczupłą wysportowaną sylwetkę. Mimo swoich trzydziestu sześciu lat wyglądała nadal jak nastolatka. Gdyby nie wiedział, że nie ma nóg i jest od pasa w dół sparaliżowana, uznałby ją za wyjątkowo atrakcyjną. Zastanawiał się nawet, czy to zasługa mdłego oświetlenia, czy ilości wypitego alkoholu.

Kilka dni wcześniej umówili się na rozmowę. Anna była niekwestionowaną faworytką do złotego medalu w łucznictwie na wózku. Omówili z trenerem warunki wywiadu - że Max nie będzie pytał o nic intymnego, tylko o sport, o zawody, treningi, o satysfakcję z medalu… Ale Annie się nie udało. Kontuzja, której uległa w samolocie z Warszawy do Rio niespodziewanie odnowiła się tuż przed wczorajszym finałem.

- Siedzieliśmy tu wczoraj kilka godzin – powiedział Max. - Przy tym samym stole. Ona tu, gdzie ja teraz siedzę, a ja na pana miejscu. Przez jakiś czas rzeczywiście był z nami trener Anny. Próbowałem zadawać jej pytania, ale coś nam nie szło. Starałem się ją rozśmieszyć, jakoś zachęcić. Ale ona była spięta i jakby nieobecna. Dopiero gdy trener poszedł do hotelu, trochę się wyluzowała. Powiedziała mi, że nie ma zaufania do mężczyzn, a zwłaszcza do dziennikarzy. Bo interesuje ich jedynie to, czy i jak uprawia seks, albo czy po stracie nóg myślała o samobójstwie i dlaczego się nie zabiła. Potem jednak się rozluźniła i opowiedziała mi o wypadku w toalecie podczas lotu z Warszawy.

Podłoga była mokra i śliska. Anna przesiadała się z muszli na wózek i akurat wtedy samolot wpadł w turbulencje. Upadła na bark i solidnie się potłukła. Rezonans magnetyczny wykazał naderwanie mięśnia nadgrzebieniowego i zerwanie podłopatkowego. Uraz okazał się na tyle poważny, że przez dwa tygodnie odbyła tylko jeden trening na Sambódromo. I kiedy już wydawało się, że wszystko jest w porządku, znowu upadła. Tym razem pod prysznicem. Po tym wypadku trener nawet nie chciał słyszeć o jej starcie. Ale jakoś zdołała pokonać swój ból i jego opór. Po rundzie rankingowej była piąta w klasyfikacji. W fazie finałowej – druga.
- Dlatego jestem taka szczęśliwa z tego medalu - uśmiechała się do Maxa, relacjonując zawody. - Naprawdę niewiele brakowało, a wróciłabym do Polski z niczym. To był cud, że udało mi się zdobyć to srebro… Mówią, że do trzech razy sztuka. Tym razem się to nie sprawdziło. Może w Tokio, za cztery lata, uda mi się zdobyć wreszcie złoto.

A potem jeszcze powiedziała, że ten medal dedykowała swoim rodzicom, a zwłaszcza ojcu. Bo to on zawsze ją wspierał, dodawał sił i mobilizował do walki.

- Wiesz, przed wylotem do Rio włożył mi do torby czekoladę z napisem: „Dasz radę” – uśmiechnęła się do siebie, a po dłuższej chwili zapytała - Chciałbyś, żebym opowiedziała ci prawdę o swoim życiu? Byłbyś pierwszym dziennikarzem, któremu to opowiadam. Chcesz? Tylko proszę cię, niech to zostanie między nami.
- Będę milczał jak grób - Maks uderzył się trochę teatralnie w piersi.

Opowieść Anny była jak historia o Kopciuszku – o dziewczynie, która dobrze zaczęła, ale źle skończyła. I niestety, w finale tej opowieści, nie ma happy endu.

- Chce pan tego słuchać? – zapytał Max.
Policjant skinął głową.

Anna urodziła się w roku 1981, w górach, na południu Polski. Tam chodziła do szkoły. Tam też rozpoczęła się jej przygoda ze sportem. Na nartach nauczyła się jeździć mając trzy lata. Miała podobno wyjątkowy talent - w dziesiątym roku życia była już w kadrze młodzików. Mając osiemnaście lat - w reprezentacji Polski. Latem dwutysięcznego pojechała na zgrupowanie nad morze, do Władysławowa. W dzień odbywały się treningi, wieczorami libacje. Po jednym z takich wieczorów, pokłóciła się ze swoim chłopakiem. Wzięła butelkę wina i poszła nad morze. Po drodze wstąpiła do jakiegoś baru. Tam wypiła jeszcze kilka shotów i pochwaliła się komuś, że jest z kadry narodowej w narciarstwie alpejskim. I że przygotowuje się do olimpiady.
Do obozu wracała wzdłuż torów kolejowych. Kilka razy się potknęła. Wreszcie upadła. Wydawało jej się, że ktoś ją uderzył. Straciła przytomność. Obudził ją dopiero łoskot zbliżającego się pociągu i ból. Mając zaledwie dziewiętnaście lat Anna została kaleką. Potem przez lata myślała tylko o śmierci. Nie wstawała z łóżka, nie wychodziła z domu, nie chciała jeść… Oprzytomniała dopiero kiedy na raka zmarła jej matka. Wkrótce ojciec namówił ją na łucznictwo. Zgodziła się, bo nie chciała robić mu więcej przykrości.

- A czy skarżyła się, że ten stan, ta depresja, jej czasem powraca? – policjant przerwał Maksowi opowieść.
Mężczyzna zaprzeczył ruchem głowy.
– Wie pan, ja z nią spędziłem tylko dwa wieczory. I była raczej w dobrym nastroju – powiedział. - Owszem, opowiadała, że tamten wypadek to była tragedia. Ale i tak dziękowała Bogu, bo mogła stracić również ręce, a nawet życie. Mówiła mi też, że po śmierci matki zrozumiała, że opatrzność dała jej drugą szansę, i że musi ją wykorzystać. A ten medal miał być właśnie dowodem na to, że można osiągnąć wszystko, trzeba tylko bardzo chcieć.

Policjant znowu zapalił papierosa i przez dłuższą chwilę patrzył na wioskę olimpijską, na kilkunastopiętrowe wieżowce i na mury oddzielające je od faveli. A potem obaj obserwowali starca, który wynosił z zaplecza plastikowe worki ze śmieciami. Wracając uśmiechnął się do nich i zapytał, czy podać im jeszcze piwo. Obydwaj podziękowali. W chwilę później policjant wstał od stołu i wręczył Maxowi wizytówkę.

Max szedł wzdłuż ściany palmowego zagajnika. Omijał rozdarte przez psy worki, sterty śmieci i kałuże. Potem skręcił w ulicę, na której końcu był jego hotel. Jeszcze pod prysznicem zastanawiał się, dlaczego Anna zniknęła. I co się właściwie stało?
O siódmej rano obudził go telefon. Policjant, z którym rozmawiał poprzedniej nocy poinformował go, że Anna się odnalazła. Zanim Max zdążył zapytać, gdzie teraz jest i jak się czuje, policjant powiedział mu, że ona nie żyje. - Fale wyrzuciły jej ciało na plażę w pobliżu Jardim Oceânico. To dosyć daleko od wioski olimpijskiej – powiedział. – Zdoła pan do południa dojechać na komisariat? Adres jest na wizytówce.
- Jestem o coś podejrzany…?

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki