Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strzały zza ucha. Prezydent Sopotu i jego Pegasus – prawda czy mit?

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Strzały zza ucha. Prezydent Sopotu i jego Pegasus – prawda czy mit?
Strzały zza ucha. Prezydent Sopotu i jego Pegasus – prawda czy mit? Przemysław Świderski
W ostatni piątek gruchnęła wieść, że Jacek Karnowski padł ofiarą inwigilacji „pisowskich służb”. Że agenci CBA włamali mu się do telefonu i zainstalowali szpiegowskie oprogramowanie. Informację podała „Gazeta Wyborcza”… 10 lat wcześniej, ten sam Karnowski, został rzekomo zaatakowany przez hakerów, powiązanych z sopocką opozycją. Rzecz działa się w maju 2013 roku tuż przed referendum, którego organizatorzy chcieli pozbawić prezydenta Sopotu władzy.

Jacek Karnowski spokoju zazna najprawdopodobniej dopiero na emeryturze. Bo teraz na spokój raczej się nie zanosi. Nie ma tygodnia, żeby sopockiego włodarza nie nękały jakieś ekstraordynaryjne problemy. A to pożary domów w Sopocie, a to wizyta prezydenta USA w Warszawie, na której Karnowskiego nie mogło przecież zabraknąć, a to gospodarskie podróże po Polsce… I jak by tego było mało, „troska o Polskę” zmusiła go jeszcze do uprawiania polityki zagranicznej.

Wycieczka za 115 tysięcy

Na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku dwie delegacje sopockich samorządowców udały się do USA. Wojaż kosztował podatników bagatela 115 tys. złotych. Do tej sumy należy jeszcze doliczyć honorarium byłego ambasadora RP, Ryszarda Schnepfa, który za kolejne 12 tysięcy złotych sporządził Karnowskiemu 12-stronicową ekspertyzę. Oczywiście za ten dokument również zapłacili sopocianie.

Wcześniej pisaliśmy: Jacek Karnowski ze współpracownikami był w USA. Sopot za wyprawę zapłacił kolosalne pieniądze

O zleceniu dla Schnepfa poinformowało polskieradio24.pl. Kosztowną wycieczkę wyśledził trójmiejski portal trójmiasto.pl. Z uzyskanych przez dziennikarzy informacji wynika, że prócz głównego lokatora sopockiego ratusza, w eskapadę do Nowego Jorku, Nowego Orleanu, Memphis i Waszyngtonu udali się również inni eksperci od spraw zagranicznych - wiceprezydent miasta Magdalena Czarzyńska-Jachim, pracownicy Biura Promocji i Komunikacji Społecznej, Biura ds. Kontaktów Samorządowych, delegat BART, jeden z miejskich radnych oraz wspomniany już były dyplomata – w sumie osiem osób.

I być może nie byłoby z tym problemu – w końcu nie na takie rzeczy sopoccy urzędnicy wydają krocie - gdyby nie fakt, że reprezentowanie Polski na arenie międzynarodowej i kreowanie polityki zagranicznej państwa jest wyłączną prerogatywą Prezydenta RP. Konstytucja mówi także, iż Prezydent RP współdziała we wspomnianym obszarze z Prezesem Rady Ministrów i ministrem spraw zagranicznych. Nie wspomina natomiast ani słowem o prezydentach miast - nawet tak bardzo miłujących praworządność i demokrację, jak prezydent Sopotu.

Nic więc dziwnego, że nie tylko w nadbałtyckim kurorcie podniósł się rwetes. W końcu chyba każdy poleciałby sobie do Ameryki pogadać z tym i z owym, o tym i o tamtym. Zwłaszcza za darmo, w godzinach pracy.

Wywracanie kota ogonem

I prawdopodobnie dlatego w Sopocie zapachniało kolejną aferą - no bo jak można wydać 127 tysięcy złotych z kasy miasta - w zasadzie na nic? Zwłaszcza przed wyborami, kiedy każde, nawet najmniejsze podejrzenie o marnotrawstwo pieniędzy podatników, może być wykorzystane przez polityczną konkurencję…

A w przypadku Jacka Karnowskiego, uzurpującego sobie rolę wyborczego języczka uwagi i przyszłego ministra, mogłoby oznaczać cios ostateczny. Zwłaszcza w kontekście nienajlepszych relacji z szefem Platformy Obywatelskiej, Donaldem Tuskiem, który nie może mu darować kompromitującego wręcz sondażu sprzed kilku dni, z którego miało rzekomo wynikać, iż ruch „Tak! Dla Polski” ma poparcie przeszło 30 procent ankietowanych.

Co w takim przypadku najlepiej zrobić? Oczywiście odwrócić kota ogonem. I to właśnie Karnowskiemu najprawdopodobniej doradzono - żeby przykrył swoją transatlantycką ekskursję czymś, co odciągnie uwagę opinii publicznej… I stąd piątkowa histeria „Gazety Wyborczej” z Pegasusem. Stąd buńczuczne wypowiedzi partyjnych kolegów prezydenta Sopotu: że mają „milion dowodów na to, że PiS wykorzystuje prokuraturę, służby, podsłuchy, do tego, żeby wpływać na wynik wyborów”. I że „zaatakowali podsłuchami i represjami opozycję, by móc dalej kraść”.

Po takich popisach platformerskiej wierchuszki wydanie oświadczenia przez Karnowskiego, o tym, że „miejsce polityków PiS jest w więzieniu”, i że „z pisowskim bezprawiem trzeba skończyć”, było jedynie kwestią czasu. Tym bardziej, że odgrywanie „biednego i sponiewieranego misia” Karnowski, w swojej wieloletniej karierze, uskutecznia już nie pierwszy raz.

Kochanie przez opluwanie

Tak było w 2008 roku po wybuchu „afery sopockiej” i nie inaczej w maju 2013 roku, gdy grupa sopockich działaczy miejskich próbowała zwołać referendum odwołujące Karnowskiego ze stanowiska.

Wówczas, a dokładnie 13 maja 2013 roku, jacyś bliżej nieznani nikomu „hakerzy” włamali się na „oficjalny fanpejdż” sopockiego urzędnika. Włamywacze usunęli z niego wszystkie hagiograficzne treści i zastąpili je fałszywymi informacjami, z których miało wynikać, że „Katarzyna Tusk kupiła sopockie molo za pieniądze z afery Amber Gold”. Domniemani przestępcy dopisali także kilka epitetów pod adresem ówczesnego premiera.

Karnowskiemu wystarczyło to, żeby o włamanie oskarżyć swoich politycznych oponentów – lidera ruchu „Kocham Sopot”, sopockich działaczy PiS i… mnie jako właściciela gazety „Riviera”.

Prezydent Sopotu napisał wówczas na jednym z portali społecznościowych, co następuje:

„Dziwnym trafem pierwsze info o zaatakowaniu mojej strony znalazło się na FB gazetki popierającej Kocham Sopot. Szkoda, że „kochanie” naszego pięknego miasta realizują przez opluwanie innych i manipulacje."

W dalszej części oświadczenia dorzucił jeszcze:

„...obserwuje wściekłe ataki opozycji w Polsce czy w Sopocie, która nie przebiera w środkach. To nie tylko kłamstwa - typu zawyżanie zadłużenia miasta czy złe obliczenia dotyczące śmieci. To przede wszystkim pomówienia, szantaże, oszczerstwa i donosy. I jak patrzę, że robią to ludzie, z którymi kiedyś współpracowałem, którzy współfinansują kłamliwą gazetkę, która oczernia myślących inaczej, to wymiękam! A kryją się na co dzień pod szyldem ze słowem; „Kocham” czy „Sprawiedliwość”..." (pisownia cytatów zgodna z oryginałem)."

Na tym polega ta gra

Karnowski zapowiadał dekadę temu - podobnie jak obecnie – „tępienie agresji w polskim życiu politycznym” i że „winnym nie odpuści”. Oczywiście atak „hakerów” na swoją „intelektualną własność”, bardzo skrupulatnie wykorzystał do upozowania się na ofiarę „układu zamkniętego”.

Wkrótce okazało się, że referendum nie dojdzie do skutku i sprawa „włamania” uschła. Jak będzie tym razem? Zapewne podobnie – jak tylko dziennikarze dostaną nowy temat a złość Tuskowi minie, Karnowski powstanie z kolan, otrzepie kolana i cała polityczna zabawa zacznie się od początku.

Bo przecież na tym polega ta gra.

ZOBACZ TEŻ: Strzały zza ucha: Wolność słowa po lewacku [OPINIA]

Polecjaka Google News - Dziennik Bałtycki
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki