MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedała firmę i jest bankrutem. 3 mln zł dotąd nie dostała

Łukasz Kłos
Firma MDL nie zapłaciła Marcie Majewskiej 3 mln zł
Firma MDL nie zapłaciła Marcie Majewskiej 3 mln zł Archiwum
Marta Majewska do niedawna prowadziła poważny biznes. Dziś jest bankrutem. Od ponad roku bezskutecznie czeka na przelew 3 mln zł za sprzedaż nieruchomości. To dorobek całego jej życia. Dłużnikiem jest gdańska spółka MDL (większość jej udziałów należy do Tadeusza Zdunka, właściciela sieci salonów samochodowych).

Ziemia wraz z budynkami stały się własnością spółki, za którą ta nie zamierza jednak zapłacić. - Jestem bezsilna i zrozpaczona - mówi Majewska. - Miesiącami zapewniano mnie, że pieniądze będą, ale trzeba jeszcze zaczekać. Wierzyliśmy, bo kto by nie wierzył w zapewnienia przedstawicieli spółki, w której większościowym udziałowcem jest znany i poważany przedsiębiorca, a doradcą były minister finansów?!

Czytaj też: Kowale: Zapłacili za mieszkania, a deweloper ich zwodzi

Przedstawiciele MDL twierdzą, że za fiasko transakcji odpowiedzialna jest "druga strona". - Wraz z zakupem mieliśmy otrzymać także komplet dokumentacji, pozwalający uruchomić w tym miejscu zakład utylizacji opon - mówi prezes spółki Sławomir Dudziak.

Majewska twierdzi, że to kłamstwo, a "temat dokumentów" jest tylko wymówką. - Te dokumenty stały się ważne dopiero, gdy wspólnicy MDL po prostu się ze sobą pokłócili - odpowiada i stwierdza, że padła ofiarą wewnętrznych sporów w spółce.

Tymczasem Urząd Skarbowy domaga się od niej zapłaty podatku od dochodu, którego nigdy nie uzyskała. Chodzi o ponad pół miliona złotych. Tych pieniędzy Marta Majewska nie ma. W środę złożyła w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez właścicieli spółki MDL.

Wszystko jest na sprzedaż

Pomysł na sprzedaż zakładu w Rajkowych pod Pelplinem pojawił się kilka lat temu. Spółka MAS, należąca do Marty Majewskiej i jej znajomego, produkowała tam mączkę rybną. Większość towaru szła na eksport - do Rosji. Majewska przyznaje, że swego czasu były z tego dobre pieniądze. Z czasem koniunktura jednak spadła. Po wejściu do UE interes się popsuł. Na firmy z branży nakładano coraz to bardziej rygorystyczne wymogi. Majewska ze wspólnikiem doszła więc do wniosku, że interes trzeba zamknąć, a zakład sprzedać.
Początkowa wycena nieruchomości była obiecująca. Z zamówionego przez MAS operatu wynikało, że zakład w Rajkowych wart jest 8 mln zł. Końcówka pierwszej dekady nie sprzyjała jednak sprzedaży. W 2008 roku kryzys dał się we znaki przedsiębiorcom. Kupców nie było, a wartość fabryki z miesiąca na miesiąc spadała. Początkowe ambicje szybko trzeba było przewartościować. O 8 mln zł zapomniano, a coraz częściej się mówiło, że za 3 mln zł "też będzie dobrze".

- Stało się dla nas jasne, że samą nieruchomość trudno będzie sprzedać. Trzeba było znaleźć sposób, pomysł na to, co można by prowadzić tam dalej - wspomina Majewska. - Po jednej z podróży do Niemiec mój wspólnik stwierdził, że nasz zakład nadaje się do prowadzenia w nim recyklingu opon. Nie mieliśmy pieniędzy na konieczne modernizacje, ale postanowiliśmy wyremontować obiekt, by był bardziej atrakcyjny dla kupujących. Zaciągnęliśmy więc pożyczkę pod zastaw zakładu, którą sfinansowaliśmy remont.

Holender na horyzoncie

Wkrótce wspólnik nawiązał kontakt z Czesławem Lakarewiczem, specjalizującym się w obsłudze inwestycji, właścicielem sopockiego biura Gota Fresca. Lakarewicz szukał właśnie dogodnej lokalizacji dla biznesu pewnego holenderskiego przedsiębiorcy.

Nieruchomość w Rajkowych miała się okazać idealnym miejscem. Majewska dostrzegła w pomyśle sprzedaży zakładu Holendrowi szansę na rychłe pozbycie się balastu w postaci nierentownej działalności i na rozpoczęcie nowego rozdziału w swoim biznesie.

Równocześnie Gota Fresca zajęła się przygotowaniem niezbędnych pozwoleń do prowadzenia recyklingu opon. Lakarewicz przekonał właścicieli spółki MAS, że łatwiej sprzedadzą nieruchomość, jeśli pozwolą mu przygotować inwestycję pod klucz.

- Projekt był znakomity. Gdyby przedsięwzięcie się udało, mielibyśmy na Pomorzu najnowocześniejszy, a pewnie i największy zakład utylizacji opon - twierdzi dziś Lakarewicz. - To był biznes przyszłościowy, bo regulacje unijne wymuszają na nas profesjonalny recykling opon.

Lakarewicz podkreśla, że do uruchomienia zakładu utylizacji opon konieczne było uzyskanie tzw. warunków zabudowy i uzgodnień środowiskowych.

- Zgodnie z prawem, o te dokumenty nie musi występować właściciel. Może to być dowolna osoba w kraju. Dlatego złożyłem stosowne wnioski - tłumaczy.

I rzeczywiście - w pelplińskim magistracie Gota Fresca figuruje jako wnioskodawca koniecznych pozwoleń. By usprawnić formalności, Lakarewicz postarał się od obojga właścicieli MAS o upoważnienie do odbioru wszelkich dokumentów, a także do składania ofert, prowadzenia negocjacji w imieniu spółki oraz prezentacji należącej do niej nieruchomości. Słowem - stał się formalnym pełnomocnikiem w sprzedaży nieruchomości.

Niestety, zanim jeszcze doszło do rozmów o biznesowych szczegółach transakcji, Holender zmarł.

Auta wchodzą w opony

Czesław Lakarewicz postanowił więc znaleźć innego inwestora, który zechciałby wejść w recyklingowy biznes. Tak trafił na Tadeusza Zdunka, przedsiębiorcę znanego z handlu samochodami (należy do niego m.in. sieć salonów motoryzacyjnych). W biznesowych kręgach to postać bardzo poważana.

W rozmowie z nami opowiedział, jak doszło do jego zaangażowania się w przedsięwzięcie: - Pan Lakarewicz, wraz z małżonką, za pośrednictwem mojego znajomego, zwrócili się do mnie z propozycją udziału w inwestycji. Stwierdzili, że potrzebują kogoś o znanym nazwisku i z sukcesami w biznesie, bo to uwiarygodni przedsięwzięcie. Stwierdzili też, że mają odpowiednią nieruchomość z kompletną dokumentacją niezbędną do uruchomienia zakładu. Po namowach zgodziłem się. Zaznaczyłem jednak, że nie mam zamiaru inwestować w nią własnych środków, bo z całej grupy inicjatywnej tylko ja je posiadałem. Zapewniono mnie więc, że finansowanie będzie ze środków unijnych i kredytu i że są banki, które to sfinansują.

Ustalono więc, że do realizacji inwestycji powołana zostanie nowa spółka. Stosowny akt założycielski podpisano w czerwcu 2010 roku. Cztery miesiące później, w październiku, gdański sąd gospodarczy zarejestrował spółkę pod nazwą "MDL sp. z o.o.".
Większościowym udziałowcem został Zdunek (51 proc. udziałów). W gronie wspólników znaleźli się poza nim także Czesław Lakarewicz, jego żona oraz czwarty wspólnik. Udziałowcy wyłonili czteroosobowy zarząd. Prezesem został Sławomir Dudziak (ojciec czwartego udziałowca), a jego zastępcą żona Lakarewicza. Członkami zarządu zostali też sam Lakarewicz oraz Ryszard Mering (zaufany Tadeusza Zdunka). - Chcieliśmy też się włączyć w realizację tego pomysłu na biznes, bo to był świetny projekt! Największy, jaki dotychczas przygotowywaliśmy - podkreśla Lakarewicz.

Blask ministra

W pozyskaniu kapitału dla oponiarskiego przedsięwzięcia miał początkowo pomóc warszawski dom maklerski NWAI. Nad szczegółami finansowymi czuwał osobiście ekspert, a zarazem jeden z członków rady nadzorczej NWAI - Mirosław Gronicki. Ten były minister finansów w rządzie Marka Belki jest doświadczonym finansistą. Kiedy w przeszłości Belka był członkiem Rady Nadzorczej Banku Millennium, głównym ekonomistą banku był właśnie Gronicki. Obecnie pełni on funkcję doradcy prezesa Narodowego Banku Polskiego (notabene prezesem NBP jest Marek Belka). Gdańską spółkę MDL Gronicki również zgodził się wesprzeć doradztwem finansowym.

Pojawiła się więc realna szansa na powodzenie przedsięwzięcia, a przez to i na sfinalizowanie sprzedaży zakładu w Rajkowych. - Nazwiska takich osób jak panowie Zdunek czy Gronicki gwarantowały sukces transakcji. Mało tego! Żebyśmy nikomu innemu nie sprzedali tej nieruchomości, kupujący podwyższyli cenę o 300 tysięcy złotych! - wspomina Marta Majewska.

Podpisanie aktu notarialnego ustalono na 28 lutego 2011 roku. W kancelarii stawili się Marta Majewska wraz ze swym wspólnikiem oraz reprezentanci spółki MDL: Sławomir Dudziak (prezes) i Ryszard Mering (członek zarządu). W dokumencie kupujący, poza zapłatą za sam zakład, zobowiązali się też spłacić wierzycieli spółki MAS. Łącznie MDL miał zapłacić wszystkiego 3,2 mln zł - tyle wynosiła ostateczna cena ustalona w akcie. Zgodnie z odpowiednim zapisem, pieniądze miały wpłynąć na konto najpóźniej 10 maja 2011 roku. Nie wpłynęły.

- Jeszcze wtedy nie czułam niepokoju. Po prostu, zadzwoniłam do zarządu, by ustalić, skąd opóźnienie w płatności - relacjonuje sopocka bizneswomen.

Bez szampana

W odpowiedzi miała usłyszeć, że pieniądze wkrótce będą, że musi się jeszcze uzbroić w cierpliwość. Zaproponowano kolejne spotkanie u notariusza. Zarząd MDL nalegał, by w formie aktu przedłużyć termin spłaty o dodatkowe miesiące. Według nowych zapisów, zapłata za kupioną nieruchomość miała zostać uiszczona do 29 lipca 2011 roku.

- Zgodziłam się na to z tych samych względów, dla których byłam przekonana, że ta transakcja musi się udać - mówi Majewska. - Ponadto prezes Dudziak oraz pan Mering w obecności notariusza zobowiązali się pokryć wszelkie odsetki, jakie wynikną z dalszej zwłoki w płatnościach.
Mijały kolejne tygodnie, ale na wskazanych w akcie rachunkach bankowych nie pojawiały się oczekiwane pieniądze. W końcu spółka MDL przekroczyła także drugi termin, o którego wyznaczenie zabiegała.

- Początkowo jeszcze rozmawiano ze mną, odbierano moje telefony. Słyszałam kolejne zapewnienia, że pieniądze wkrótce zostaną przelane, że transakcja będzie rychło sfinalizowana, a ja będę mogła wreszcie otworzyć szampana. I nic.

Z kolejnymi tygodniami słabła cierpliwość wierzycieli spółki MAS. Od Marty Majewskiej i jej wspólnika coraz bardziej stanowczo dopominali się uregulowania długów. - Nie mieliśmy już z czego ich spłacić. Zakład w Rajkowych to był jedyny majątek naszej spółki. Tą sprzedażą chcieliśmy zamknąć działalność firmy, spłacając wszystkie nasze zobowiązania - mówi Majewska.

Papiery niezgody

Tymczasem przedstawiciele spółki MDL twierdzą dziś, że to druga strona jest winna własnym kłopotom. - Próbowaliśmy się porozumieć z obojgiem wspólników spółki MAS. Bezskutecznie - twierdzi Sławomir Dudziak, prezes spółki MDL. - Co ustaliliśmy z panią Majewską, to zanegował później jej wspólnik, a jak z nim udało się coś uzgodnić, to nie znajdowało akceptacji u pani Majewskiej.

Dudziak zaznacza jednak, że nie to jest bezpośrednią przyczyną fiaska transakcji.
- Przede wszystkim państwo nie dopełnili warunków umowy - twierdzi dalej Dudziak. - Wraz z zakupem mieliśmy otrzymać także komplet dokumentacji pozwalający uruchomić w tym miejscu zakład utylizacji opon.

Chodzi o wspomniane wcześniej uzgodnienia środowiskowe i warunki zabudowy, konieczne dla otworzenia zakładu utylizacji opon. - Są niezbędne do rozpoczęcia inwestycji, a do dziś ich nie otrzymaliśmy - zaznacza Dudziak.

W chwili sporządzania pierwszego aktu notarialnego dokumentacja była przygotowana. Szkopuł w tym, że w żadnym ze sporządzonych w tej sprawie aktów nie ma słowa o tym, by wpłata pieniędzy uzależniona była od jej przekazania. Warunek przedstawiony przez Dudziaka nie ma więc formalnych podstaw. Prezes ma tego świadomość: - Przystąpiliśmy do umowy w dobrej wierze, licząc na to, że kontrahent przekaże nam dokumentację po zawarciu umowy - podkreśla.

- To nie była żadna sprzedaż wiązana! Pan Dudziak mija się z prawdą, twierdząc, że w jakikolwiek sposób zobowiązywaliśmy się do przekazania dokumentacji związanej z inwestycją - ripostuje Marta Majewska. - Nasze rozmowy dotyczyły wyłącznie sprzedaży nieruchomości i tak został sporządzony akt notarialny. Dokumentację, wraz z pozwoleniami wszelkiego rodzaju, przygotowywał pan Lakarewicz na swoją firmę. Dogadał się z panami Dudziakiem i Zdunkiem w sprawie powołania firmy i ją stworzyli. Te dokumenty stały się ważne dopiero wtedy, gdy panowie po prostu się ze sobą pokłócili. Jednak spory wewnętrzne w spółce MDL nie mają nic wspólnego z podpisanym aktem notarialnym.

W środę, 18 kwietnia, Marta Majewska złożyła zawiadomienie do prokuratury. Czuje się oszukana przez zarząd MDL sp. z o.o. Twierdzi, że to jedyne środki prawne, na jakie ją aktualnie stać.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki