Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce: Public relations mają słabe public relations

Piotr Dominiak, ekonomista
Wizyta prezydenta i premiera na miejscu zbrodni w Łodzi została określona jako czysto polityczna i PR-owska. Czyli z gruntu nieszczera, wręcz fałszywa. Takie bowiem znaczenie nadawane jest dzisiaj w Polsce obu tym przymiotnikom. Jeśli ubolewamy teraz nad zdziczeniem u nas społecznych obyczajów, to nadawanie słowom sensu innego, niż miały one pierwotnie, jest jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy. To bardzo źle zarówno dla działalności publicznej, jak i dla biznesu.

O tym, że przymiotnik "polityczny" ma pejoratywny wydźwięk, pisałem kilka razy. Nikt nie pamięta, że słowo wywodzi się od greckiego "politikos" - społeczny. Działanie polityczne to zatem działanie społeczne, czytaj - prospołeczne, na rzecz innych, górnolotnie - dla dobra ogółu. Politycy od wielu pokoleń zrobili wiele, by zaprzeczyć pierwotnemu znaczeniu słowa. Ale chyba nigdy nie było ono tak jednoznacznie dyskredytowane jak w ostatnim dwudziestoleciu w Polsce.

Dyskredytowane przez samych polityków. Co najśmieszniejsze, nie dostrzegają oni, że określając działanie oponentów mianem politycznego, czyli fałszywego, dyskredytują tym samym profesję, którą sami uprawiają. Jeśli bowiem ich działania politycznymi nie są, to jak je określić? Szczere? Uczciwe? A więc apolityczne, znaczy - aspołeczne?

Z public relations jest podobnie. Koncepcja zrodziła się z chęci lepszego, bardziej przejrzystego komunikowania się z otoczeniem. Chodziło o to, by wyjaśniać różnym grupom społecznym (publikom) charakter i istotę działań organizacji społecznych, przedsiębiorstw, a także instytucji politycznych. Wyjaśniać i podtrzymywać dobre relacje z nimi. I podobnie jak ze słowem "polityczny", mamy obecnie u nas całkowicie opaczny przekaz związany z PR. Można rzec, że PR ma słaby PR.

Dlaczego? Tu znowu wiele winy leży po stronie tych, którzy ów PR uprawiają. Profesjonalistów, którzy zamiast uczciwie komunikować, wciskają kit publiczności. Jeśli ktoś z Lepperów robi polityków, stosując narzędzia wymyślone w zupełnie innej intencji, to oczywiście szkodzi samej idei PR. Mam również przekonanie, że dość powszechne w Polsce traktowanie PR jako jednego z obszarów marketingu bardzo zaszkodziło społecznemu odbiorowi tej koncepcji. Należę do tych, nielicznych niestety, którzy od lat, gdzie mogą, tłumaczą, że PR i marketing to nie to samo. Bez wielkich skutków. I mamy to, co mamy.

Obawiam się, że za chwilę stanie się to samo z CSR (Corporate Social Responsibility - społeczną odpowiedzialnością biznesu). Koncepcja zrodzona z chęci bardziej prospołecznego nastawienia przedsiębiorstw, skłonienia ich do działań na rzecz otoczenia, a nie tylko dla własnych korzyści, zaczyna się instrumentalizować. W szkołach biznesu na zajęciach z CSR uwaga koncentruje się na tym "jak", a nie "po co". Im więcej o społecznej odpowiedzialności się mówi, tym mniej wydaje się pozostawać z istoty jej idei.
Słowa, określenia, idee wykoślawiają się w trakcie ich "eksploatacji". A prawdę mówiąc, wykoślawiamy je my sami i potem dziwimy się, że obyczaje dziczeją. Nie obyczaje, my.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki