Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Ekonomia nicnierobienia

Piotr Dominiak
Publiczne środki powinny być wydawane z sensem i przynosić pożytek wszystkim obywatelom. Pod takim zdaniem podpisze się każdy, nawet urzędnik. Może z tym ostatnim przesadziłem.

Drzewica była kiedyś znana z racji ulokowania w niej słynnych zakładów Gerlacha. Zastawy stołowe tam produkowane cieszyły się zasłużoną sławą. Obecnie firma, której początki sięgają 1760 roku, a szczyt jej rozwoju (jeśli chodzi o rozmiary zatrudnienia) przypadł na dekadę lat 70. XX wieku, praktycznie nie istnieje. Z kilku tysięcy pracowników ostało się kilkudziesięciu. Firma przeżyła wojny napoleońskie, powstania, dwie wojny światowe, komunizm, a poległa w starciu z transformacją. Jej upadek spowodował zapaść gospodarczą miasteczka.

Jedyną, do niedawna, atrakcją był sztuczny tor do kajakarstwa górskiego. A całkiem niedawno oddano do użytku Regionalne Centrum Kultury. Sfinansowane głównie ze środków unijnych. W tymże centrum jest wiele sal służących różnym rodzajom działalności, biblioteka oraz sala kinowa na 300 miejsc. I z nią właśnie jest problem. Nie żeby stała pusta. Wręcz przeciwnie - ludzie walili z całej okolicy. To źle. Okazało się, że UE zdecydowała się na współfinansowanie (w tym kosztów VAT) obiektu, pod warunkiem że obroty będą niewielkie. Znaczy - liczyła, że ludzie nie będą korzystać, że trzeba będzie ich ciągnąć wołami. Gdyby wiedziała, że na kulturę jest takie zapotrzebowanie, to, oczywiście, grosza by nie dała. Władze gminy zmuszone zostały do ograniczenia liczby seansów, żeby broń Boże nie przekroczyć progu, powyżej którego musiałyby same zapłacić VAT, i to nie od nadwyżki, ale za cały obiekt. To przerasta możliwości budżetowe. Pozornie prostym rozwiązaniem byłoby obniżenie cen biletów (choć i tak są niskie) albo wpuszczanie widzów za darmo. Niestety, nie da się, bo trzeba płacić dystrybutorom filmów. Lepiej żeby sala stała pusta. To się nazywa ekonomia nicnierobienia.

Rozumiem, że fundusze unijne nie mogą służyć biznesowi. Ale skoro ich celem jest dążenie do rozwoju kultury mieszkańców prowincjonalnych ośrodków, to należałoby zachować nieco rozsądku. Jego brak oznacza przekreślenie szlachetnych celów. Ten przykład to skrajny przypadek bezmyślności biurokracji. Znam ich wiele, tylko trochę mniej spektakularnych. W powstałych na uczelniach obiektach finansowanych przez UE nie można prowadzić działalności komercyjnej. Nie można wynajmować sal ani wynająć powierzchni na zorganizowanie bufetu dla studentów. Nonsens, ale tu da się go jakoś ominąć. W Drzewicy manewru chyba nie ma. Kino, przyciągając ludzi nie tylko z Drzewicy, dawałoby pracę kasjerom, bileterom, ale także sprzedawcom napojów, kiełbasek i popcornu z okolicznych obiektów handlowych i gastronomicznych. Coś by drgnęło w lokalnej gospodarce. Czy podatnik europejski by na tym stracił? Czy kultura powinna być skromnie dawkowana, żeby warto było ją wspierać?

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki