Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co się bać bezzębnego wodza

Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
W czasach środkowego Gierka popularne były radiowe rozważania samozwańczego profesora mniemanologii Jana Tadeusza Stanisławskiego o wyższości świąt Wielkanocy nad świętami Bożego Narodzenia. Za środkowego Tuska (choć niektórzy liczą, że to już jego schyłek) narodził się nowy dylemat: o niższości symboli komunistycznych od nazistowskich - względnie na odwrót. Burzę tę wywołał prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, który - nie wiedzieć czemu - miał fantazję doczepić nazwisko Lenina do bramy gdańskiej stoczni.

Popełnił błąd, a zarzucono mu zbrodnię. Zbrodnię propagowania symboli komunistycznych, na co jest odpowiedni paragraf w kodeksie karnym. To fakt, że argumenty za decyzją pana prezydenta są jeszcze bardziej wątłe niż szanse ukończenia przebudowy ul. Słowackiego przed Euro 2012, ale zamieszanie wokół tej sprawy zdecydowanie przerosło jej znaczenie. Nagle podniosły się głosy, że Polacy są niekonsekwentni, a może nawet ślepi na jedno oko w kwestiach moralności, bo na Hitlera się krzywią, a Lenina utuliliby do piersi.

Czytaj także: Stocznia Gdańsk: Protest przeciw napisowi ''im. Lenina'' [ZDJĘCIA]

Tymczasem większa wyrozumiałość dla symboli komunistycznych bierze się nie z jakiejś "lewackiej propagandy", ale z historycznego i życiowego doświadczenia milionów rodaków, którzy "ustrój powszechnej sprawiedliwości i szczęśliwości" osobiście pamiętają w wersji soft, z kabaretem Laskowika i komediami Barei. Gdyby komunizm obalono krótko po śmierci Stalina, gdzieś w połowie lat 50., z pewnością pozostawiłby po sobie jednoznacznie złowrogie wspomnienie. Ba, w takiej sytuacji dałoby się pewnie przeprowadzić tak upragnioną przez niektórych Norymbergę dla czerwonych. Ale kto wie, czy komunizm nagle przerwany, osądzony i skazany miałby w oczach swoich wyznawców walor męczeński i nadal silną moc przyciągania.

Czytaj także: Kaczyński w Gdańsku: Lenin to jeden z największych ludobójców [ZDJĘCIA]

Komunizm rozmiękczony po 1956 roku przeróżnymi rewizjonizmami, poszukiwaniem "ludzkiej twarzy", zasłonami dymnymi koniecznymi, mimo zimnej wojny, w relacjach z Zachodem - rozpoczął powolne gnicie. Fakt, że było przy tym sporo smrodu, w którym musiały żyć jeszcze prawie dwa pokolenia mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej. Niemniej - po pierwsze - lepszy taki smrodek od mrozu i głodu stalinowskich łagrów, a po drugie - dzięki temu komunizm mógł się wypalić do cna, zawalić pod własnym ciężarem na oczach wszystkich zainteresowanych. Niezależnie od dyskusji historyków i politologów na temat roli Ronalda Reagana czy Jana Pawła II, komunizm się skończył po prostu dlatego, że był niezdolny do przeżycia. Jego niewydolność ekonomiczna sprawiła, że ideologia lepszego jutra straciła swoją uwodzicielską moc. Wraz z wymieraniem związanych z nim emocjonalnie przez dawniejsze życiowe wybory fanatyków legnie on nieodwołalnie na śmietniku historii - by użyć ulubionej formuły towarzysza Uljanowa. Takie pojedyncze przypadki jak syn pani marszałkini Nowickiej, wychwalający oprawców z Katynia, należy raczej uznać za patologię będącą raczej przejawem jakichś problemów natury osobowościowej niż za faktyczny wybór ideologiczny.

Jacek Friedrich, historyk sztuki z Uniwersytetu Gdańskiego: Stocznia "im. Lenina" to turystyczne disco polo

Z nazizmem to już zupełnie inna bajka. Zawierał on proste przesłanie nienawiści do obcych, które doskonale się adaptuje do zmiennych warunków społecznych, ekonomicznych, demograficznych i co rusz się odradza w różnych okolicznościach przyrody. A to w Białymstoku, a to znów w Krakowie. W dodatku nazizm nie zbankrutował, ale został zduszony siłą militarną, co może rodzić wśród jego wyznawców chęć odwetu.

A co do samego Lenina, to od dawna pełnił on rolę figury satyrycznej, przedmiotu mniej lub bardziej wybrednych żartów i swoistej przewrotnej ikony kontrkultury. Weźmy choćby okładkę pierwszej płyty zespołu Big Cyc "Z partyjnym pozdrowieniem", na której widnieje wódz rewolucji październikowej z efektownym punkowym irokezem zamiast łysiny. Albo piosenkę zespołu Elektryczne Gitary "Głowy Lenina znad pianina". Kogoś to gorszyło? Czy to można uznać za propagowanie totalitaryzmu? Karać sprawców czy może razem z nimi wcisnąć wodzowi czapkę leninówkę na oczy i wytargać go za bródkę? Wybór należy do Państwa.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki