Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pitawal Pomorski: Te zbrodnie w 2011 r. bulwersowały najbardziej

AT
16-letni Jonatan G. z Ustki i 17-letnia Magdalena Ł. z Sierakowa w maju 2010 roku zabili swoją koleżankę ze szkoły, Anitę B. Sąd skazał ich na 25 lat więzienia
16-letni Jonatan G. z Ustki i 17-letnia Magdalena Ł. z Sierakowa w maju 2010 roku zabili swoją koleżankę ze szkoły, Anitę B. Sąd skazał ich na 25 lat więzienia Archiwum PP
W 2011 roku na Pomorzu wielokrotnie bulwersowały nas sprawy kryminalne. Przypominamy te, które najbardziej utkwiły w pamięci.

Ten, który zamordował dziecko, wciąż cieszy się wolnością. Jak długo jeszcze?

Morderca, zwyrodnialec, okrutna bestia... Tak mieszkańcy Trójmiasta określają sprawcę zabójstwa 13-letniej Izy. Najgorsze jednak jest to, że człowiek ten wciąż pozostaje na wolności.

23 sierpnia 2011 roku mama 13-letniej Izy, zaniepokojona jej przedłużającą się nieobecnością, wyszła z domu w Gdyni Dąbrowie.

Chciała poszukać córki. Wkrótce znalazła nieprzytomną dziewczynkę. To jest dramat, który trudno sobie wyobrazić: dziewczynka wtedy jeszcze żyła, przyjechała karetka, kilkudziesięciominutowa reanimacja się nie powiodła. Dziewczynka zmarła, na oczach swojej matki.

Tamtego wieczoru Iza wyszła z domu, żeby odprowadzić koleżankę na przystanek autobusowy. Droga do przystanku wiedzie przez targowisko. To niecały kilometr. Jednak okolica jest raczej odludna. Giełda towarowa położona jest przy lesie. Po chwili 13-latka sama wracała do domu.
- To miejsce wyjątkowo niebezpieczne - będą potem mówić mieszkańcy Dąbrowy.

Zabójca zaatakował Izę, gdy miała ona do domu nie więcej niż 300 metrów. Wyniki sekcji zwłok budzą szczególną odrazę do sprawcy: to było zabójstwo na tle seksualnym.

Postawiona na nogi policja przeszukiwała gruntownie teren. Funkcjonariusze przejrzeli nagrania z miejskiego monitoringu. Wzywano wszystkie osoby, które mogą coś wiedzieć o sprawie. Przesłuchano kilkudziesięciu świadków, m.in. chłopaka, który kilka miesięcy wcześniej interweniował w podobnym przypadku - spłoszył mężczyznę atakującego w tym miejscu kobietę.

Chłopak podał rysopis napastnika. Czy to ten sam, który zamordował Izę? Nie wiadomo.
- To musi być jakiś miejscowy - mówili mieszkańcy Dąbrowy.

Wkrótce okazało się, że policjanci mają jakiś trop - sporządzono portret pamięciowy napastnika, który się ukazał we wszystkich lokalnych mediach.

Gdynia: Śmierć Izy pozostanie zbrodnią bez kary?

Sprawca musi wiedzieć, jak bardzo zdeterminowani są policjanci, którzy działają pod presją opinii publicznej.
- U nas na Dąbrowie panuje psychoza - mówili mieszkańcy, którzy spotkali się w szkole, do której uczęszczała Iza, z reprezentantami policji i Straży Miejskiej. - Żyjemy w strachu, proszę, złapcie tego człowieka - prosili gdynianie.

- Córka boi się wracać do domu - mówił jeden z nich. - Dzwoni do mnie, płacze i prosi: - Tato, wyjdź po mnie.

- Trudno mi o tej sprawie mówić, bo sam jestem ojcem - odpowiadał podinsp. Radosław Pietrzak, zastępca komendanta policji w Gdyni. - Będziemy szukać tak długo, aż wykryjemy sprawcę. Nie ma żadnego ważniejszego śledztwa w całym województwie. Pracują wszyscy funkcjonariusze, 24 godziny na dobę. Nikt z nas nie śpi spokojnie. Sprawdzamy wszystkie tropy, przeglądamy monitoring, współpracujemy z psychologami. Robimy, co możemy.

Czy policjanci są już na tropie mordercy 13-latki?
- Trwają czynności - lakonicznie informują prokuratorzy. Oczywiste jest, że nie podadzą do publicznej wiadomości ustaleń ze śledztwa. Tylko czy w ogóle takie mają?

Nastoletni zabójcy ze Słupska

Nie chce się wierzyć, że sprawcami tak brutalnej zbrodni byli nastolatkowie, w zasadzie - jeszcze dzieci... Nie dziwi jednak, że zostali surowo ukarani - jak dorośli. 16-letni Jonatan G. z Ustki i 17-letnia Magdalena Ł. z Sierakowa w maju 2010 roku zabili swoją koleżankę ze szkoły, Anitę B.

- Przed zdarzeniem ustalili, że dokonają tego zabójstwa Anity B. i zaczęli się zastanawiać, jak to zrobić - uzasadniał wyrok sędzia Robert Rzeczkowski. W marcu 2011 roku sąd skazał nastolatków na 25 lat więzienia.

- Całą sytuację odpowiednio zaaranżowali - tłumaczył Rzeczkowski. - W pewnym momencie oskarżony, pod pretekstem załatwienia potrzeby, znalazł się za plecami ofiary, natomiast Magdalena Ł. z Anitą B. rozmawiała, żeby ta nie zorientowała się, co się dzieje za jej plecami. Jonatan G. wyciągnął gumowe rękawiczki i wcześniej przygotowany przewód, który zarzucił ofierze na szyję i zaczął ją dusić. W tym samym czasie Magdalena Ł. najpierw zatykała jej usta ręką, a potem przytrzymywała za nadgarstki.

Anita B. straciła przytomność i przewróciła się na ziemię. Zabójcy założyli jej na głowę worek foliowy i związali przewodem.

Słupsk: Sąd utrzymał karę 25 lat więzienia dla nastoletnich zabójców Anity B.

- Oskarżeni działali z zamiarem pozbawienia życia, chcieli ją zabić - skonstatował sędzia. Marcowy wyrok był nieprawomocny. Sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego. We wrześniu tego roku Sąd Apelacyjny w Gdańsku uchylił wyrok w części dotyczącej wymiaru kary i nakazał powtórzenie procesu po przeprowadzeniu dodatkowych badań psychologicznych nastolatków. W ostatnich dniach zakończył się drugi proces - wyrok 25 lat więzienia utrzymano w mocy. To ciągle nieprawomocne orzeczenie, więc sprawa ponownie może trafić do apelacji.

Swoją córkę zepchnęła z mola do lodowatej wody

Kiedy ofiarą jest dziecko, matka zaś zachowuje się jak osoba chora psychicznie, nasuwa się pytanie: Dlaczego musiało dojść do takiej tragedii?

Wtorek, 15 listopada, godz. 8.30, przy molu w Sopocie, w lodowatej wodzie przechodnie widzą pływające dziecko. Nieopodal niego - 34-letnia kobieta kurczowo trzyma się konstrukcji mola... Jakby chciała wejść za dzieckiem do wody? Ratować je?

Jak się okaże, była to matka, która wcześniej wepchnęła trzyletnią Weronikę do wody.

Kiedy dziewczynka zostanie wydobyta na brzeg, nie będzie już żyła. Lekarz stwierdzi, że w lodowatej wodzie dziewczynka mogła spędzić nawet 1,5 godziny. Natomiast wyziębiona matka trafi do szpitala.

Tego dnia przed południem informowała rzecznik policji: - Na razie nie możemy wykluczyć żadnego scenariusza. Równie dobrze mogło dojść do nieszczęśliwego wypadku, jak i do przestępstwa.
Policjanci przeglądali zapisy monitoringu. Mogły zarejestrować ostatnie chwile życia Weroniki.

Następnego dnia przesłuchano matkę i ojca dziewczynki - najpierw w charakterze świadków. Jednak już dzień później matkę dziecka zatrzymano jako podejrzaną.

- Przyznała się do winy. Została też przebadana przez biegłych psychologów. O pozostałych okolicznościach sprawy więcej powiedzieć nie mogę - stwierdziła Barbara Skibicka, szefowa sopockiej prokuratury.

Biegli zeznali, że po jednorazowym badaniu nie są w stanie ocenić, czy kobieta była poczytalna. Ewa K. trafiła więc na obserwację psychiatryczną do szpitala.

Wcześniej usłyszała zarzut zabójstwa.

Jeden z trójmiejskich portali podał, że Ewa K. jest dobrze wykształconą osobą, ukończyła studia. Nie pochodzi z Trójmiasta, tylko z Mazowsza, i w przeszłości leczyła się, m.in. na depresję.

Oskarżony o zabójstwo Kamili odpowie przed sądem

Śmierć Kamili, 17-letniej pelplinianki, była szokiem dla mieszkańców Pelplina. Dziewczyna zginęła w połowie roku. Akt oskarżenia w tej sprawie już trafił do Sądu Okręgowego w Gdańsku. O zabójstwo z artykułu 148 KK został oskarżony zatrzymany zaraz po zbrodni 19-letni Krzysztof S., także pochodzący z tego miasteczka.

Jeśli gdański sąd uzna jego winę, może zostać skazany na 25 lat więzienia, a nawet na dożywocie. Mimo młodego wieku 19-latek miał już kłopoty z prawem. Wcześniej przebywał w poprawczaku.

Według biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej w Gdańsku, 17-latka została uduszona, o czym świadczyły ślady na szyi. W związku z tym że biegli nie znaleźli na jej ciele śladów, które by wskazywały, że walczyła z kimś o życie, wstępnie brano pod uwagę motyw samobójstwa. Przemawiały też za tym rany cięte, które dziewczyna miała na przedramionach. Szybko się jednak okazało, że to nie było samobójstwo, lecz zabójstwo.

W dniu, kiedy dziewczyna została pochowana, zatrzymanemu w tej sprawie Krzysztofowi S. postawiono zarzut zabójstwa młodszej o dwa lata koleżanki. Przyznał się do winy, chociaż podczas śledztwa często zmieniał zeznania.

Policja zatrzymała 19-letniego Krzysztofa S. z Pelplina. Postawiono mu zarzut zabójstwa 17-letniej Kamili

Policja ustaliła, że młodzi ludzie spotkali się dzień przed znalezieniem ciała dziewczyny w pobliżu targowiska miejskiego. Spacerując, doszli na stadion. Na nim miało dojść do nieporozumienia, które się zakończyło tragiczną śmiercią nastolatki. Tam też znaleziono jej ciało.

W śledztwie brano pod uwagę badania histopatologiczne (tkanek) oraz mikroślady i wyniki sekcji zwłok. Wśród materiałów znalazły się również nagrania z monitoringu miejskiego oraz zeznania świadków. Badano także, czy leki brane przez ofiarę nie miały wpływu na jej śmierć. Biegły wykluczył to w ostatniej ekspertyzie.

Zdecydowana akcja policji pozwoliła szybko ująć sprawcę morderstwa

Jak często się zdarza w takich przypadkach, najpierw był komunikat o zaginięciu 23-latki. Potem podano tragiczną informację o odnalezieniu jej ciała.

O zaginięciu Kamili policjanci z Przymorza zostali powiadomieni w poniedziałek, 7 listopada. Usłyszeli, że 23-letnia dziewczyna dzień wcześniej, około godz. 14, wyszła z domu i nie powróciła, nie skontaktowała się z rodziną.

- Do działań zaangażowano policjantów z wydziałów kryminalnego oraz dochodzeniowo-śledczego Komendy Miejskiej w Gdańsku. Policjanci rozmawiali z jej rodziną i znajomymi - mówi Aleksandra Siewert z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. - Równolegle z działaniami poszukiwawczymi policjanci prowadzili czynności operacyjne, gdyż z analizy zebranych informacji wynikało, że kobieta mogła paść ofiarą przestępstwa.

Sprawdzano m.in. okolice Żukowa, bo dotarły informacje, że gdańszczanka może tam przebywać. Tymczasem jednak, ze względu na dobro sprawy, Komenda Miejska Policji w Gdańsku nie chciała zdradzić szczegółów okoliczności zaginięcia ani przebiegu akcji poszukiwawczej. Apelowała jednak o pomoc...

To był wtorek. A już w środę prokurator Ewa Burdzińska poinformowała, że policjanci zatrzymali do wyjaśnienia 28-letniego mężczyznę. - Ustaliliśmy, że może mieć on związek z zaginięciem 23-letniej Kamili. Wnioskujemy o areszt tymczasowy dla niego - mówiła śledcza.

To mogło oznaczać jedno - są przeciw niemu mocne dowody. Tylko co się stało z Kamilą? Dalsze słowa prokuratora zwiastowały najgorsze: - Zarzuty, jakie mu postawimy, będą dotyczyły uprowadzenia i zabójstwa. Ciała jednak jak na razie nie mamy - mówiła Ewa Burdzińska.

Żukowo: Kamila została zamordowana. Zabójca ciało zakopał w lesie

Jak kryminalni wpadli na trop tego chłopaka? Kamery miejskiego monitoringu zarejestrowały Kamilę w jego samochodzie, jak jechali razem w kierunku Żukowa. Tragiczny finał sprawy znany był we wtorek, 15 listopada - w lesie policjanci znaleźli zakopane ludzkie ciało. Wkrótce policja potwierdziła, że są to zwłoki poszukiwanej Kamili.

Co się wydarzyło między dziewczyną a zatrzymanym przez policję 28-letnim chłopakiem o imieniu Grzegorz? Wiadomo, że Grzegorz i Kamila poznali się podczas jednej z akcji charytatywnych. - Kamila była studentką, która chętnie się udzielała w wolontariacie - powiedziała nam osoba związana z rodziną. - Miała plany na przyszłość. Studiowała, miała też narzeczonego, z którym wiązała swoją przyszłość.

Udusił księdza, nie wiemy, dlaczego

Tajemnicą owiane jest to, co się wydarzyło w domu wikarego. Wiadomo tyle, że ksiądz został uduszony, a sprawca tego zabójstwa zabrał mu 560 zł i złoty łańcuszek.

Był marcowy wieczór, kiedy proboszcz parafii św. Krzysztofa, zaniepokojony nieobecnością wikarego na wieczornej mszy, udał się do jego mieszkania. Tam dokonał makabrycznego odkrycia. Wezwana policja przez całą noc zabezpieczała ślady. Wśród nich - komputer uduszonego księdza i jego telefon komórkowy.

Nie minęło kilka dni i sprawca był już w rękach funkcjonariuszy. Okazał się nim 18-letni mieszkaniec wsi w województwie wielkopolskim. Z lakonicznych komunikatów wydawanych przez prokuratora trudno dokładnie odtworzyć to, co się wówczas stało na Zakoniczynie.

Wiadomo, że obaj mężczyźni poznali się przez internet, na serwisie towarzyskim. Ksiądz zaprosił 18-latka. Wyjechał po niego na dworzec. Zjedli razem posiłek. Eryk B. przyznał się do uduszenia duchownego. O tym, że ma do czynienia z księdzem, zorientował się, kiedy wikary już nie żył. Przetrząsając jego pokój, natknął się na zdjęcie księdza w koloratce.

Gdańsk: Zabójstwo księdza z Zakoniczyna. Proces utajniony

Proces, który się rozpoczął 14 listopada, został utajniony. - Sprawa ta dotyczy życia intymnego zarówno pokrzywdzonego, jak i oskarżonego - powiedział sędzia Marek Goc, uzasadniając decyzję, że proces będzie się toczył za zamkniętymi drzwiami. Natomiast przed wejściem na salę rozpraw obrońca Jacek Potulski powiedział dziennikarzom, że Eryk B. "bronił się i działał w obronie koniecznej".

- W zasadzie jest on ofiarą i pokrzywdzonym w tej sytuacji. W żadnym wypadku motyw zabójstwa na tle rabunkowym nie ma tu miejsca - dodał adwokat.

Czytaj więcej na temat zbrodni, które wstrząsnęły mieszkańcami Pomorza w tym roku oraz zobacz zdjęcia w serwisie www.naszemiasto.pl

Dyrektor więzienia zabił skazanego

Gdyby nie wybory parlamentarne, które się odbywały tego samego dnia - 9 października - ta wiadomość zajęłaby czołówki serwisów informacyjnych. Andrzej G., dyrektor Zakładu Karnego w Sztumie, zabił jednego z osadzonych. Śledztwo w tej sprawie nadal trwa.

Szef więzienia pojawił się w Sztumie wczesnym przedpołudniem. Nikogo to nie zaskoczyło, dyrektor ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek dokonywania kontroli pełnienia służby przez podwładnych. Zgodnie z przepisami, nie został skontrolowany na bramie. Udał się na jeden z oddziałów, z celi wyprosił skazanego, pozostał sam na sam z drugim. Po kilku minutach wyszedł bez słowa i udał się do swojego gabinetu.

Więzień, który wrócił do celi, zastał broczącego krwią mężczyznę. Wszczął alarm. Andrzeja G. zatrzymano, nie stawiał oporu.

Gdańsk: Dyrektor więzienia w Sztumie przyznał się do winy (ZDJĘCIA)

To zdarzenie bez precedensu w historii polskiego więziennictwa. Bywały przypadki zabójstw dokonywanych przez strażników, ale nigdy nie uczynił tego dyrektor jednostki. Andrzej G. był podpułkownikiem Służby Więziennej, psychologiem z wieloletnim stażem.

Dochodzenie wykazało, że w sztumskim więzieniu nie złamano żadnych zasad procedury. Wyraźnym tego potwierdzeniem była nominacja nowego dyrektora - został nim ppłk Kazimierz Zima, wcześniejszy zastępca szefa.

Śledztwo prowadzi gdańska Prokuratura Okręgowa. Okazało się, że zabity więzień był bardzo uciążliwy dla administracji ZK, wielokrotnie pisał skargi na złe warunki w więzieniu. Pisma zawsze uznawano za nieuzasadnione.

Andrzej G. przeszedł pierwsze badania psychologiczne, nie dały one biegłym pełnej wiedzy co do jego poczytalności w chwili popełnienia zbrodni. Przebywa na obserwacji.

Czytaj więcej na temat zbrodni, które wstrząsnęły mieszkańcami Pomorza w tym roku oraz zobacz zdjęcia w serwisie www.naszemiasto.pl

Byłej dziewczynie zadał ponad 40 ciosów nożem

Do tragedii doszło w nocy z 4 na 5 lipca w Kwidzynie. 18-letni Hubert K. zwabił swoją rówieśnicę Nikolę w okolice opuszczonego domu, pomiędzy supermarketem Kaufland a Osiedlem Sybiraków.

Ich spotkanie początkowo nie wyglądało jak kłótnia, w którą z czasem miało się przerodzić. Krzyki i dramatyczne wołanie o pomoc usłyszeli sąsiedzi z pobliskiego osiedla. To właśnie oni wezwali policję i karetkę pogotowie.

Chłopak w totalnym amoku zadał dziewczynie ponad 40 ciosów nożem, a potem również sam dotkliwie się okaleczył. Do przyjazdu pogotowia dziewczyna była przytomna. Zmarła w szpitalu niecałą godzinę po zdarzeniu. Była tegoroczną maturzystką.

Prokuratura Rejonowa w Kwidzynie zakłada, że tłem zdarzenia była nieszczęśliwa miłość nastolatków. Kiedyś byli parą i w dość konfliktowy sposób się rozstali. Hubert K. trafił do izolatki, gdzie cały czas pilnowany był przez policję. Jego stan monitorowali lekarze z kwidzyńskiego szpitala.

Tydzień później, decyzją Sądu Rejonowego w Kwidzynie, nastolatek, ze względu na stan zdrowia, na trzy miesiące został umieszczony w specjalnym areszcie śledczym w Bydgoszczy. Obecnie przebywa w areszcie w Malborku, gdzie będzie jeszcze do 7 stycznia.

Kwidzyn: Hubert K., podejrzany o zabójstwo Nikoli, zostaje w areszcie

K. przyznał się do winy, ale przez cały ten czas składał bardzo lakoniczne i niewiele wnoszące do sprawy zeznania. Twierdził, że pamięta wszystko, co się wydarzyło przed i po, ale samego faktu morderstwa już nie.

Najprawdopodobniej jeszcze do końca tego roku sprawę uda się zakończyć aktem oskarżenia. Za morderstwo ze szczególnym okrucieństwem Hubertowi K. grozi kara 25 lat lub dożywotniego pozbawienia wolności.

Zamordował swoją rodzinę, a sam zmarł z wyziębienia

Mała wieś. Dom na uboczu. Przemoc w rodzinie. I trzy ofiary śmiertelne... Do makabrycznej zbrodni doszło w lutym w Borętach - małej wiosce w gminie Lichnowy (powiat malborski). 75-letni Alfred K. zamordował 68-letnią żonę i 45-letniego syna. Sam też zginął.

Początkowo do mieszkańców trafiła dość enigmatyczna informacja o pożarze, który się pojawił w domu stojącym na uboczu. Gdy jednak usłyszeli o ofiarach, zaczęli podejrzewać to, co potem potwierdziło prokuratorskie śledztwo. Mówili, że za zamkniętymi drzwiami od lat dział się dramat.

Boręty: Tragedia w domu na odludziu
Alfred K. był już nawet skazany za przemoc w rodzinie i dostał wyrok, ale wykonanie kary warunkowo zawieszono. Nie wykorzystał tej szansy, poprawy w traktowaniu bliskich nie było żadnej i po kolejnych niepokojących sygnałach docierających z domu sąd miał się zająć odwieszeniem wyroku. Mógł to być jeden z tych czynników, które wyprowadziły mężczyznę z równowagi...

Nim sąd zdążył rozpatrzyć sprawę, 75-latek wymordował bliskich. Prokuratura w Malborku ustaliła, że zrobił to przy użyciu młotka, potem podpalił ciała, a na koniec sam dźgnął się nożem. Jedna z ofiar prawdopodobnie próbowała się bronić. Napastnik miał zdarty naskórek na twarzy.

21 lutego trzy ciała znalazł wnuk, który przyjechał w odwiedziny do dziadków. Natknął się na nie w spalonych pomieszczeniach na parterze budynku. Wstępne ustalenia i przesłuchania mieszkańców wskazywały na to, że sprawcą jest Alfred K., ale dopiero wielomiesięczne badania biologiczne w Zakładzie Medycyny Sądowej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego potwierdziły, co było narzędziem zbrodni, a śledczy złożyli różne ustalenia w makabryczną - jak się okazało - historię.

Śledztwo wykazało, że przyczyną śmierci sprawcy nie było zadanie sobie ciosu nożem. Zdaniem prokuratury, zmarł z powodu hipotermii, na co mają wskazywać m.in. wyniki sekcji jego zwłok i badania chemiczno-toksykologiczne. Najprawdopodobniej przyglądał się, jak dogasający ogień trawi ciała żony i syna... W pomieszczeniu robiło się coraz chłodniej, doszło do wyziębienia Alfreda K. i w konsekwencji - do jego śmierci.

Z powodu śmierci sprawcy prokuratura umorzyła sprawę.

Telefon z lombardu doprowadził do sprawców zabójstwa

Starogardzianin i tczewianka przebywają w areszcie po zabójstwie w Malborku. 64-letni pan Henryk z Malborka może by nadal żył, gdyby kiedyś, trzy lata temu, nie wynajął mieszkania człowiekowi ze Starogardu Gdańskiego. Kolejna wizyta starogardzianina, niestety, zakończyła się tragicznie.

Spokojna ulica w malborskiej dzielnicy Kałdowo - same domki jednorodzinne. Tu mieszkał pan Henryk, bardzo lubiany przez sąsiadów, ale od 17 października już nigdy więcej się nie odwiedzą i nie porozmawiają.

Malbork: Morderstwo w Kałdowie. 64-letni mężczyzna zginął od ran kłutych

Tego dnia w domu 64-latka zjawił się 28-letni mieszkaniec Starogardu Gd. z 18-letnią tczewianką. Zatrzymani w kilka dni po zabójstwie zeznawali, że byli w trasie po Polsce. Poznali się krótko wcześniej u wspólnego znajomego. Ona - na ucieczce z młodzieżowego ośrodka wychowawczego, on - ma rodzinę, ale dał się namówić na wyprawę po kraju.

Przez ten czas mieli żyć z rabunków. Gdy pojawili się w Malborku, postanowili odwiedzić pana Henryka. 28-latek znał go, wynajmował przecież mieszkanie...

Sprawca był bezwzględny. Ofierze zadano kilkanaście ciosów nożem. Z domu zginęło niewiele - drobna kwota pieniędzy i telefon komórkowy. Właśnie po telefonie policjanci trafili do podejrzanych, bo znaleźli go w jednym z lombardów w okolicy Malborka i potem poszukiwania nabrały tempa.

W tej akcji współpracowali policjanci z Malborka, Tczewa, Starogardu Gd. i kryminalni z komendy wojewódzkiej.

Nie znaleziono narzędzia zbrodni, ale 28-latek przyznaje się do zabójstwa. Jego towarzyszce postawiono zarzut kradzieży i nieudzielenia pomocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki