Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan troglodyta

Dariusz Szreter, szef magazynu Rejsy
Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Jak świat światem, ludzie wygadywali różne głupstwa w imię zdrowego rozsądku, a czasem nawet czystego rozumu. Taki Parmenides (ok. 540-470 p.n.e.) twierdził, że ruch nie istnieje, a jego uczeń Zenon (ok. 490-430 p.n.e.) dowodził logicznie, że strzała wypuszczona z łuku nie ma prawa dotrzeć do celu, choć w targanej konfliktami antycznej Grecji wielu jego rodaków miało okazję boleśnie, a niejednokrotnie ze skutkiem terminalnym, przekonać się, że jednak jest inaczej.

Ten filozoficzny wstępik posłużył jako rozgrzewka przed schwyceniem byka za rogi. Zresztą cóż to za byk? Zwierzę polityczne, które od lat w wyborach zdobywa poparcie rzędu jednego procentu, to nawet nie byczek. Kurczak raczej. Jak się już Państwo domyślają, chodzi o Janusza Korwin-Mikkego i jego niesławną wypowiedź o niepełnosprawnych sportowcach. Właściwie to w kontekście ostatnich informacji na temat stanu jego zdrowia można by darować sobie jakikolwiek komentarz w tej sprawie. Z drugiej strony, być może jest to przedostatnia szansa, żeby odnieść się do tej postaci, było nie było, w jakimś tam stopniu nieustannie towarzyszącej odrodzonej w 1989 polskiej demokracji.

Jako skrajny konserwatysta i liberał, niewątpliwie JKM mógł ze swoimi przemyśleniami sprawiać odświeżające wrażenie na części opinii publicznej, przez lata karmionej komunistyczną propagandą. Recepty były proste jak budowa cepa, a jednocześnie pobrzmiewały paradoksalnie i prowokacyjnie, a sam ich autor pozował na ekscentryka. I tak dla większości stał się nieco zabawnym, nieszkodliwym klaunem ożywiającym debatę. Wydarzenia wiosny 1992 roku pokazały jednak, że nie był on aż tak nieszkodliwy, jak można by sądzić. Zgłoszona przez niego z głupia frant uchwała lustracyjna doprowadziła w efekcie do słynnej "nocy teczek" 4 czerwca i upadku rządu Jana Olszewskiego.

Potem, gdy nowy system wyborczy, wprowadzający pięcioprocentowe progi poparcia, wyeliminował z parlamentu kanapowe partie w rodzaju Korwinowskiej UPR, jej liderowi, poza kampaniami prezydenckimi, w których brał obowiązkowy udział, w sferze publicznej pozostało jedynie życie felietonisty. Nadal mało kto brał go na serio, a jego manifestowana na każdym kroku pogarda dla demokracji uchodziła za nieszkodliwą pozę, a w najgorszym razie - fobię. Niby z racji osiągnięć gospodarczych, ale niebezpieczna granica została przekroczona.

Potem był jeszcze niesławny felieton, w którym dowodził, że w ostatecznym rozrachunku 6 mln ofiar Hulocaustu wyszło narodowi żydowskiemu na dobre. Strunę przeciągnęły jednak skandaliczne wystąpienia odmawiające niepełnosprawnym prawa do integracji. Agresywne nie tylko w sferze teoretycznej, ale także w bezpośrednim kontakcie z konkretnymi ludźmi: nastoletnią dziewczynką w czasie prawyborów w 2010 roku oraz senatorem Libickim w ostatni piątek.

Na powszechne oburzenie w związku z jego wypowiedziami i zachowaniem Korwin-Mikke odpowiada, że jest to motywowane polityczną poprawnością, a autorzy nieprzychylnych mu komentarzy nie chcą podjąć merytorycznej dyskusji. Tylko jak dyskutować ze skrajnym społecznym darwinizmem, w myśl którego pełnia praw przysługuje tylko najsilniejszym? Wizja społeczeństwa, jaką propaguje JKM, odzwierciedla stosunki międzyludzkie panujące w epoce jaskiniowej, ale postęp ludzkości polega właśnie na tym, że z tej jaskini wyszliśmy. Pozostaje więc były pan poseł rzecznikiem partii troglodytów. I obyśmy więcej nie musieli słuchać ani jego, ani o nim.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki