Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Odrzania” Zbigniewa Rokity - podróż po ziemiach wyobrażonych

Dariusz Olejniczak
Dariusz Olejniczak
Gdańsk jest w ujęciu Z. Rokity jednym z miast „odrzańskich”, podobnie jak część dzisiejszego woj. pomorskiego
Gdańsk jest w ujęciu Z. Rokity jednym z miast „odrzańskich”, podobnie jak część dzisiejszego woj. pomorskiego Przemek Świderski
Pewien mój znajomy sformułował najkrótszą, a przy tym chyba najtrafniejszą recenzję tej książki: Ni to esej - bo zbyt powierzchowna, ni to reportaż - bo zbyt powierzchowna. „Odrzania. Podróż po Ziemiach Odzyskanych” Zbigniewa Rokity taka właśnie jest. Wiedzą o tym, ci którzy ją przeczytali, choć niewielu ma odwagę powiedzieć to głośno.

W oficjalnych opiniach o książce Rokity dominują balansujące na granicy grafomanii mini tyrady, jak ta Dariusza Rosiaka: „Po II wojnie światowej Polska wchłonęła potężną część Niemiec. Rozpoczął się jeden z największych eksperymentów demograficznych w Europie XX wieku. Odrzania to wyznanie miłości Zbigniewa Rokity do ziemi i ludzi, którzy byli i ciągle są obiektem tego eksperymentu, fascynująca wyprawa w głąb świata odzyskanego, który pozostaje zagadką”. (Jakiż to eksperyment trwa ciągle od 1945 roku? Jakiż to świat został odzyskany i przez kogo?).

Albo kolejna, Jana Holoubka: „Zbigniew Rokita jest prawdziwym odkrywcą Odrzanii - krainy, o której miałem nikłą wiedzę, mimo że wielokrotnie w niej byłem. Ta książka to fascynująca podróż w czasie i przestrzeni po ziemiach przyłączonych do Polski po 1945 roku. Pomysł, język, humor i w końcu absolutna miłość autora do Odrzanii sprawiły, że ja - rodowity Wiślanin - nie mogłem się oderwać od lektury. Niezwykle ważna książka, która może pomóc zrozumieć współczesną Polskę”.

Ja natomiast nie mogę pozbyć się wrażenia, że te wykwintne bon moty to forma ucieczki od rzetelnego zmierzenia się z materią literacką oferowaną nam przez autora „włóczęgowskiego poematu reporterskiego”. Wygodne, zgrabne i wymijające.

Geograficzny miszmasz

Autor podzielił Polskę na dwie nieistniejące krainy - Odrzanię i Wiślanię. Toponomastyka nie takie rzeczy wytrzymywała, ale przyznam, że ja zdzierżyć nie mogę. Zawarte w tytule i wielokrotnie powtarzane wewnątrz słowo na „O”, stanowiące w książce Rokity coś w rodzaju lejtmotywu i osnowy wywołuje u mnie odruch, na „o” - odpycha mnie swoją umiarkowaną estetyką.
No cóż, skoro Rokita mógł wymyślić taki twór, ja mam prawo go nie akceptować. Na potrzeby tego tekstu muszę go jednak tolerować.

Na mapie widniejącej po wewnętrznej stronie okładki widzimy, że ta kraina obejmuje m.in. Wrocław i Szczecin, ale też Elbląg. Co to jednak za Odrzania, której jedna czwarta stanowi enklawę rozlokowaną między Gdańskiem od północy, a Suwałkami od wschodu i Łomżą od południa? Z Odrą ta część „literackiej krainy” nie ma nic wspólnego, a jedynym punktem zbieżnym tego co wzdłuż rzeki, z tym co wśród jezior, jest „poniemieckość” tych terenów.

W książce autor swobodnie fastryguje regiony i miasta, starając się nadać im cechy wspólne, ba! napisać ich wspólną historię. To rzecz jasna nie żaden grzech. Byłby to może nawet pomysł nowatorski i odświeżający w nikłym dyskursie wokół dziejów i tożsamości ziem zwanych odzyskanymi, gdyby nie poprzestać na takim historycznym widzeniu spraw. Bowiem, o ile z okrucha historii bierze się w ogóle koncepcja łączenia np. Szczecina z Opolem, o tyle wciąż ta historia się toczy, choć niekoniecznie zbieżnym torem…

Owo spojrzenie niemal wyłącznie przez pryzmat historii sprawia, że trudno pozbyć się wrażenia, iż Odrzania jest krainą, nomen omen, historyczną - zaprzeszłą, byłą, nieistniejąca już dzisiaj. Że cała podróż przez kolejne miasta i miasteczka, to podróż wyłącznie po śladach historii.

Gdyby jednak Zbigniew Rokita nieco więcej uwagi w przemyśleniach i rozmowach poświęcił współczesności, obawiam się, że koncepcja Odrzanii nie wytrzymałaby, już nie tyle próby czasu, ile zderzenia ze współczesnością. Byłaby to książka nie o żadnej wydumanej krainie z rzeką w nazwie, a o terenach, które stały się Polską w 1945 roku i trwają w jej granicach do dziś. Jakby tego było mało, cała koncepcja Odrzanii, podawana na kolejnych stronach wydawnictwa jako pewnik, niemal dogmat, rozpada się z hukiem w ostatnim zdaniu książki. Jak ono brzmi nie zdradzę, bo może ktoś zechce całość przeczytać. W zamyśle autora być może miało to zdanie stanowić pewną klamrę, literacki suspens, pretekst do refleksji wieńczący dzieło - cóż, chyba nie wyszło.

Moment w historii

Mam tę przewagę nad sporą częścią czytelników „Odrzanii”, że jestem podwójnie odrzański (tak mógłby mnie przedstawić Zbigniew Rokita). Jak dotąd pół życia spędziłem w Wałbrzychu, a pół w Gdańsku. Przyznam, że trudno mi - wręcz nie potrafię - znaleźć, ani związków Wałbrzycha z Gdańskiem, ani też obu tych miast z Odrą (sam z Odrą nie czuję się związany w żaden sposób, co najwyżej z czarną wałbrzyską Pełcznicą, cuchnącą rzeką lat 70. i 80., no i z gdańską Motławą rzecz jasna). Poza oczywiście tym, że dwa miasta mają w swych historiach okresy niemieckie i powojenne - poniemieckie. Co za tym idzie, ich dzisiejsi mieszkańcy przechowują w zbiorowych pamięciach wspomnienia tego, co przez Niemców tu pozostawione, co jeszcze służy w domach jako przedmiot użytku wciąż codziennego (lustra, solniczki, zastawy, sztućce itd.) i co nie służy już niczemu, bo albo rozpadło się ze starości, albo jest li tylko artefaktem schowanym w jakiejś szufladzie (pocztówki, monety, skrawki gazet, zdjęcia itd.). Bywa, że dzisiejsi mieszkańcy - fakt, z biegiem lat coraz mniej liczni - przechowują w pamięciach niknące, przezroczyste sylwetki Niemców, którzy tu byli, a którzy odeszli.

Oba miasta mają też historię własną, odrębną, nie przystającą jedna do drugiej właściwie wcale. Ujmując to w skrócie, Gdańsk ma długą, całkiem dobrze opisaną historię polską, krzyżacką (pruską), gospodarczo zaś związany był z Hanzą, natomiast Wałbrzych przechodził z rąk Piastów, do rąk niemieckich, czeskich, a przecież miastem prywatnym też bywał.

Kolejna rzecz - ważna z przyczyn społecznych, kulturowych: Wałbrzych to drzewiej przemysł wydobywczy i hutniczy, Gdańsk to po dziś dzień przemysł morski i stoczniowy (nawet jeśli już nie w takiej skali, jak kiedyś). Gdańsk sowieccy sołdaci zrównali z ziemią, Wałbrzycha II wojna światowa właściwie nie dotknęła.

Po części inni też byli osadnicy zasiedlający każde z tych miast po II wojnie. I w Gdańsku, i w Wałbrzychu osiedlali się np. Kresowianie deportowani z terenów zajętych przez Sowietów. Przyjeżdżali i tu i tu Żydzi (w Wałbrzychu byli to m.in. niedawni więźniowie uwolnieni z pobliskiego obozu Gross Rosen). W Gdańsku nie było jednak repatriantów-górników z Francji i Belgii, a w Wałbrzychu Pomorzan i nielicznych Polaków ocalałych z Wolnego Miasta Gdańska.

Odmienności populacyjne są ważne. Przybysze osiedlali się w rzeczywistości zastanej i przejmowanej, ale przecież przywozili ze sobą doświadczenia własne i tworzyli codzienność nowych „małych ojczyzn” na nowo. Nie robili tego w oderwaniu, a raczej w oparciu o swoje biografie indywidualne i zbiorowe.

Jakkolwiek trywialne jest przerzucanie się z autorem książki historycznymi porównaniami, wyszukiwanie oczywistych różnic, to jednak mają te porównania i różnice znaczenie w dyskusji o krainie zwanej Odrzanią. Spoiwo tej krainy jest, moim zdaniem, dość kruche i z biegiem lat ulega erozji. Wrócę do kwestii historii - nie będzie zbyt ryzykownym stwierdzenie, że jeśli kiedykolwiek istniała jakakolwiek Odrzania, to był to ledwie moment w historii i ten moment minął bezpowrotnie.

Tak, Wałbrzych i Gdańsk to dwie zupełnie inne historie, dwie zupełnie inne krainy. Nawet tuż-powojenne, poniemieckie losy tych miast różniły się od siebie znacznie. Te różnice mają nawet charakter formalny. Zapisane są w oficjalnej państwowej powojennej nomenklaturze. Wałbrzych to Ziemie Odzyskane (ministerstwo tychże ziem powołano 13 listopada 1945 r., a pięć dni później doprecyzowano, jakie tereny wchodzą w ich skład). Gdańsk to „tereny przyłączone do Polski” (i nie uznawane za poniemieckie ze względu na status Wolnego Miasta Gdańska) na mocy dekretu z 30 marca 1945 r. o utworzeniu województwa gdańskiego.

Wspólnota kataklizmu

Oczywiście rozumiem, że Odra nie jest czynnikiem twórczym, ale raczej symbolem - kręgosłupem, wzdłuż którego przebiegają terytoria Odrzanii, czy też - jak mawia autor - Polski Odrzańskiej. Chcąc zrezygnować z pojęcia „Ziemie Odzyskane” musiał zaproponować coś w zamian. Tyle, że ja tego pomysłu nie kupuję. Domyślam się, że urodzony w Gliwicach Zbigniew Rokita, postrzega zachodnią część naszego kraju przez pryzmat tej rzeki. Tam ona jest właściwie „na wyciągnięcie ręki”, a z niewielka pomocą Kanału Gliwickiego to wręcz „pod nosem”. Dla niego to byt faktyczny, żadna abstrakcja. Dla takich jak ja - z Wałbrzycha, Zgorzelca, czy Nowej Rudy - Odra to temat dość odległy, a „Polska Odrzańska” to ho ho...

Co innego we Wrocławiu, albo Szczecinie! Tam Odra ma znaczenie! Odnoszę jednak wrażenie, że opisując szerzej kwestię tego, jak rzeka łączy oba te miasta, musiałbym nazbyt odejść od spraw wyimaginowanej Odrzanii. I byłaby to wiodąca przez minione dekady wycieczka do współczesności. Nie twierdzę, że nie warto by jej przedsięwziąć, ale to już przy innej okazji.

A co łączy Szczecin, Świnoujście czy Koszalin z Gdańskiem? Raczej wspólnota morza, wybrzeża, regionu szeroko rozumianego Pomorza, aniżeli rzeki. Choć i ta łączność nie zawsze bywa oczywista.

Jest taki fragment w książce Rokity, w którym autor odnosi się do potocznie rozumianej współczesności i znajduje czynnik jednoczący mieszkańców nadodrzańskich miejscowości (i tych bardziej od rzeki oddalonych, ale rozlokowanych w zasięgu jej dopływów, rozlewisk itp.) - to powódź w roku 1997. Tak, dla sporej części ówczesnych mieszkańców niegdysiejszych „ziem odzyskanych” powódź była czynnikiem jednoczącym, ale czy na tym jednorazowym doświadczeniu można budować narrację o współczesnej „Odrzanii”? Kataklizmy zwykle jednoczą ludzi, ale na krótko, na czas, gdy ktoś jest w potrzebie, gdy trzeba kogoś wesprzeć, komuś współczuć, podzielić się z kimś swoim nieszczęściem.

Kilka akapitów dalej Rokita powraca na utarte szlaki, czyli w stronę tego co poniemieckie i zauważa, że lata 90. były czasem gwałtownego odkrywania i przywracania do głównego nurtu historii i literatury poniemieckich narracji na Ziemiach Odzyskanych (i narracji opowiadającej o niemieckiej, czy raczej obejmującej okres Wolnego Miasta Gdańska, przeszłości Gdańska). Tak rzeczywiście było, a jeśli chodzi o Gdańsk, było to szczególnie wyraźne. I co? Znowu zostajemy z refleksją, że spoiwem „Odrzanii” jest historia, to co minione. Dlaczego więc mamy wierzyć, że Odrzania trwa wciąż, tu i teraz?

Fastryga jest słaba

Gdyby, zgodnie z zapewnieniem Jana Holoubka, książka Rokity miała „pomóc zrozumieć współczesną Polskę”, musiałaby być interdyscyplinarną monografią opartą na solidnej metodologii, tymczasem „Odrzania” nie ma w sobie nic z takiego przedsięwzięcia. To raczej garść refleksji, danych historycznych, urywków rozmów i wspomnień. I żaden to grzech pisać takie książki. Ale żeby nadawać im cechy literacko-dokumentalistycznego objawienia?! Mam problem z tym, że autor przekonuje nas do wizji rozmytej, niejasnej, opartej na niekoniecznie mocnych przesłankach. Bo nie za mocna jest ta narracja o Odrzanii, fastryga jest słaba i grozi zerwaniem. Szwy uwierają - przecież wiemy, że Gdańsk leży u ujścia Wisły stanowiącej oś drugiej krainy wyimaginowanej przez Rokitę i wspomnianej w książce jako przeciwwaga dla Odrzanii - Wiślanii!

Ani to „poemat”, ani „włóczęgowski”. Raczej opowieść o tym, jak bardzo autor stara się utrzymać w nurcie „literatury małych ojczyzn” i jeszcze o tym, że w poszukiwaniu drogi ku temu wiodącej, wędrowiec czasem trafia na manowce.

„Odrzania. Podróż po Ziemiach Odzyskanych”, Zbigniew Rokita, Wydawnictwo Znak Literanova, 2023

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki