Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książki z zakurzonej półki: Paweł Huelle, „Mercedes-Benz”, czyli platoniczna przygoda z instruktorką

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Paweł Huelle, „Mercedes-Benz”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2002, str. 137
Paweł Huelle, „Mercedes-Benz”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2002, str. 137 fot. arch.
Paweł Huelle do polskiej literatury wszedł przebojem w roku 1987. Jego „Weisera Dawidka” okrzyknięto nie tylko najwybitniejszym debiutem lat osiemdziesiątych, ale i najlepszą książką dekady. Pisarz stał się z dnia na dzień niemal klasykiem.

Wydawało się, że po tak głośnym debiucie Huelle pójdzie za ciosem i w krótkim czasie napisze kolejną ważną powieść. Zwłaszcza że i wiekiem był do tego predysponowany - w chwili publikacji „Weisera Dawidka” liczył już sobie trzydzieści wiosen.

Tak się jednak nie stało. Huelle milczał długo. Dopiero po czterech latach ukazały się „Opowiadania na czas przeprowadzki” - napisane poprawnie, ale dla miłośników gdańskiego pisarza stanowiące jednak pewien zawód. Potem były „Wiersze”, „Pierwsza miłość i inne opowiadania” oraz „Inne historie”.

W roku 2001, nakładem Wydawnictwa Znak, ukazała się kolejna książka Pawła Huellego - „Mercedes-Benz”. Powieść liczy niewiele ponad sto stron. Czy to zarzut? I tak, i nie. W tym czasie pisarz publikował interesujące eseje w „Gazecie Wyborczej”, świadczące o ogromnej erudycji, zwłaszcza w drążeniu dziejów starożytnego świata.

„Mercedes-Benz” niewątpliwie wciąga czytelnika. Mimo stosowanej przez autora techniki pisania „jednym tchem”, bez akapitów i prawie bez kropek, powieść czyta się gładko. W powieści tej Huelle świadomie wzoruje się na „Wieczornej lekcji jazdy” Bogumiła Hrabala, czego zresztą nie ukrywa, określając wielkiego Czecha jako swego mistrza. Świadczy o tym też podtytuł książki: „Z listów do Hrabala” oraz pierwsze słowa powieści, w których Huelle wprost zwraca się do Hrabala, pisząc: „Kochany panie Bohumilu”.

O czym jest ta książka? Najtrafniej byłoby może powiedzieć: o romansie, którego nie było. Autor (gdyż Huelle utożsamia się tutaj z narratorem) po raz pierwszy w życiu zasiada za kierownicą „malucha”, aby, pod okiem przystojnej instruktorki, odbyć niezwykły rejs ulicami Gdańska. Kursanckie jazdy trwają od pierwszej do ostatniej strony powieści, przy czym Huelle pedantycznie odnotowuje mijane ulice, skrzyżowania, ronda itp., co, mówiąc prawdę, nie ma dla akcji powieści żadnego znaczenia i świadczy co najwyżej o przywiązaniu autora do rodzinnego miasta. W czasie tych jazd mają miejsce drobne wydarzenia; a to ktoś zajechał „maluchowi” drogę, a to adept kursu nie potrafi wepchnąć się w nurt pojazdów przy wjeździe na główną ulicę, a to przeżywa pierwszą, drobną zresztą kraksę. To wszystko też nie ma znaczenia, jest tylko poprawnie zarysowanym obrazkiem.

Naprawdę ważne jest to, co dzieje się między instruktorką a kursantem, dość wyraźnie zafascynowanym uroczą panną Ciwle. Należałoby oczekiwać romansu, może dramatu - historie miłosne zawsze fascynują czytelników. Jest nawet parę momentów, kiedy wydaje się, że już, już i autor opowie nam o swoim udanym lub nieudanym romansie. Ale nic takiego nie następuje. Relacje mężczyzny i kobiety zostają rozegrane na płaszczyźnie platonicznej, a w ostatniej scenie narrator widzi, jak panna Ciwle wsiada do swego samochodu z nowym kursantem. Tym, co może oczarowywać czytelnika, są opowieści sprzed lat, którymi Paweł Huelle bawi swą instruktorkę. Opowieści właśnie w stylu hrabalowskim. One stanowią o uroku książki. Huelle wydaje się być zakochanym w przeszłości i potrafi po mistrzowsku oddać atmosferę początków XX wieku: epokę wytwornych dam, szarmanckich kawalerów, wspaniałych niklowanych limuzyn, które dla ówczesnych miłośników motoryzacji były tym, czym dla dorastającego dziś pokolenia komputery. To nic, że większość tych opowieści to wytwory fantazji wytrawnego łgarza, opowiedziane z przymrużeniem oka, niby bajki dziadunia. Czytając, chcemy wierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. I zderzenie na przejeździe kolejowym, i zawody balonowe, i wszystko inne, stylizowane na Hrabala.

Mniej zachwycają pijackie marszruty po Gdańsku, od knajpy do knajpy, choć i tu możemy z pobłażaniem machnąć ręką, bo „Mercedes-Benz” nie jest przecież powieścią realistyczną, nie taki był zamysł autora. Huelle chciał popisać się w niej finezją i sprawnością warsztatową. I to mu się w pełni udało.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki