Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książki z zakurzonej półki: Małgorzata Tusk, „Między nami”. Przełykanie zdechłej żaby

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Małgorzata Tusk, Wydawnictwo: Znak, Kraków 2013, stron: 400, ISBN: 9788324028573
Małgorzata Tusk, Wydawnictwo: Znak, Kraków 2013, stron: 400, ISBN: 9788324028573 fot. archiwum
Dekadę temu ukazała się dziwna książka - spowiedź żony ówczesnego premiera Donalda Tuska. Pani Małgorzata pisała w niej tak: „Co za gnojek. Co on ze mną robi. Całe życie mi spieprzył”. Wytknęła też mężowi, że nie sprawdza się w swojej roli. I przy okazji przyznała do zdrady: „Znalazłam. Zakochałam się, tak po prostu, nie wiadomo kiedy. Znowu ktoś zwracał na mnie uwagę…”. I nie ukrywam, że ten właśnie passus skłonił mnie do sięgnięcia po „Między nami”.

Małgorzata Tusk, „Między nami”

Jest rok 2013. Sam początek listopada… Za rok mają się odbyć wybory samorządowe. Od głosowań parlamentarnych i prezydenckich minęły dopiero dwa lata. Platforma Obywatelska ma pełnię władzy, już drugą kadencję - większość w Sejmie i w Senacie, Bronisława Komorowskiego w charakterze strażnika żyrandola oraz Donalda Tuska w fotelu premiera. Afera podsłuchowa „u Sowy i Przyjaciół” wybuchnie dopiero za rok. W tym mniej więcej czasie Tusk zadeklaruje także swoje najsłynniejsze kłamstwo: „Nie wybieram się do Brukseli”. Był to więc - politycznie - czas zupełnie jałowy… I w takim właśnie momencie pojawia się na rynku książka sygnowana przez panią Małgorzatę Tusk.

Autobiografie tzw. celebrytek są ostatnią rzeczą, jakie zdarza mi się czytać. „Między nami” jednak kupiłem. I to mimo wysokiej ceny, jak za takie „dzieło” - wspomnienia żony premiera kosztowały bowiem aż 44,90 zł.

Kupiłem bynajmniej nie dlatego, że mnie interesowały przygody pani Małgosi. Powodem był Wojciech Fułek - sopocki samorządowiec, poeta i wieloletni zastępca prezydenta miasta Jacka Karnowskiego. A przy okazji domniemany kochanek pani premierowej.

Fułek interesował mnie jednak z innego powodu. W roku 2010 mocno mu kibicowałem, bo jako jedyny odważył się rzucić Karnowskiemu rękawicę. I o mały włos nie wysadził go z prezydenckich kapci… W pierwszej turze wyborów samorządowych Fułek dostał jedynie 20 głosów mniej niż Karnowski. Była to więc różnica zaledwie jednej dziesiątej procenta! Taki wynik zwykle motywuje do walki każdego polityka. A jednak po pierwszej turze Fułek dał za wygraną. Drugi etap kampanii jedynie markował i czekał… na telefon od Tuska.

Po co? Czy naprawdę liczył, że dawny przyjaciel usunie mu z drogi kontrkandydata oskarżonego wówczas o korupcję? Że zgodzi się na przejęcie władzy nad Sopotem przez ruch Kocham Sopot, złożony z odszczepieńców z Platformy Obywatelskiej? Albo że - co chyba najbardziej naiwne - przebaczy mu intymny związek z własną żoną?

Małgorzata Tusk w swojej autobiografii nie wyjaśnia żadnej z tych rzeczy. Ani czemu Fułek - nie doczekawszy się rozmowy z jej mężem - podwinął ogon i już nigdy nie wystąpił jawnie przeciwko Karnowskiemu. Ani dlaczego, mając początkowo przewagę w Radzie Miasta, dopuścił do jej utraty i zachowywał się tak, jakby się czegoś bał? I to do tego stopnia, że nawet najbliżsi współpracownicy zaczęli go podejrzewać o to, że jest czymś szantażowany, i że w zamian za pokorę „ktoś” przyznał mu status nietykalnego lidera „koncesjonowanej opozycji”.

Autorka „Między nami” nawet nie wymieniła nazwiska swojego byłego „przyjaciela”. Napisała tylko, że się w kimś zakochała i „była znowu szczęśliwa”, ale że ostatecznie wybrała męża, bo ten zaimponował jej „zdobyciem sanek dla synka”. Nie wspomniała także, że po latach Tusk odegrał się na Fułku za ten romans, stawiając na Karnowskiego. Ani że jej mąż swojego byłego rywala nazwał w mediach „bardziej poetą niż prezydentem miasta”, człowiekiem „ambitnym, ale mającym kłopoty z podejmowaniem decyzji”.
Od zakończenia miłosnej przygody do publikacji „Między nami” minęły trzy dekady. Sprawa przyschła, a Tuskowie chyba przełknęli tamtą zdradę. Skąd więc pomysł na wskrzeszenie dawno zdechłej żaby? Dla pieniędzy? Dla sławy? Z próżności? Żaden z tych powodów nie wydaje się trafiony. Więc może dla ocieplenia wizerunku męża? Ale po co, skoro Tusk od lat robi wszystko, by być postrzeganym jako polityczny twardziel?

Sięgając ostatnio po 400-stronicowe dzieło pani Małgorzaty, pomyślałem, że być może podczas pierwszej - nie ukrywam - bardzo powierzchownej lektury czegoś nie zauważyłem. Na przykład jakichś smaczków dotyczących meandrów polityki ogólnokrajowej albo zagranicznej. Ale niczego, poza stekiem marketingowych andronów, nie znalazłem. Jeśli nie liczyć osobliwego opisu momentu, w którym premier dowiaduje się o katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem.

Na relację z tragedii, w której zginęła elita polityczna III RP, pani Małgorzata poświęciła 33 linijki tekstu. Napisała tak:

„Słyszałam, jak Donek zarządził natychmiastowe posiedzenie rządu. Tuż po tym zadzwonił ponownie minister Sikorski i zaczął czytać listę pasażerów, wszyscy już wiedzieliśmy, że to lista ofiar. Donek słuchał zdrętwiały, nagle zaczął szlochać i dłuższą chwilę nie mógł się uspokoić. - Tam był Maciek i Aram - rzucił tylko łamiącym się głosem. Przytuliliśmy się mocno do siebie, Donek powiedział, że nie wie, kiedy się znowu zobaczymy, i pojechał”.

Znacznie więcej miejsca zajmują opisy kawiarnianych pogaduszek z sopockimi przyjaciółkami pani Małgosi. Autorka pisze o wychowywaniu dzieci, pichceniu przysmaków w kuchni i temu podobnych banałach.

I tu znowu zadałem sobie pytanie - kogo to w ogóle obchodzi? Przecież to samo mniej lub bardziej sprawnie mógłby napisać każdy, kto ma dzieci i normalną rodzinę. Tyle tylko, że żadna szanująca się oficyna nie wydałaby takiej książki.

Od żony szefa rządu czytelnik ma prawo oczekiwać czegoś więcej - minimalnego przynajmniej wglądu za kulisy władzy. U pani Małgosi nie ma jednak polityki - jeśli nie liczyć narzekań na niedobrych Kaczyńskich, którzy brużdżą szlachetnemu Donkowi…
A jeżeli już znajdujemy skromne opisy podróży dyplomatycznych, to w stylu: „W salonie pozbawionym ostentacyjnego przepychu podano nam herbatę ze świeżą miętą i ciasteczka. Pokazano mi trzymiesięcznego synka księżniczki i ukochanego psa emira, który w zasadzie przedstawił się sam. Był to ogromny, pełen gracji przepiękny pies myśliwski rasy saluki”.

Rozważania pani Tuskowej zamyka pouczająca scena małżeńska:
„Niedawno siedzieliśmy wieczorem we dwoje, czytając. Donek nagle podniósł głowę znad książki i powiedział, że znalazł genialne zdanie o nas. ‘Bez ciebie byłbym nikim, a ty beze mnie stałabyś się kimś innym’. Pomyślałam wtedy, że lubię się taką, jaką jestem przy nim. Ale nie powiedziałam mu tego na głos”.

I niechaj kurtyna nad tą parą litościwie zapadnie.

CZYTAJ TAKŻE:
Książki z zakurzonej półki: Judith Arlt, „Mój Konwicki”. Szwajcarski klucz do Konwickiego

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki