Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy rodzice zastępczy oddają dziecko? Kubuś i inne maluchy trudne do kochania

Dorota Abramowicz
sxc.hu
Przed dwoma laty Kubuś stał się bohaterem mediów. Smutne, ciemne oczy chłopca ze zdjęcia patrzyły na czytelników tabloidu, piętnującego okrutną matkę, która skazała dziecko na straszny los. Nietrudno było się wzruszyć, oglądając telewizyjny reportaż o małym pacjencie Kliniki Pediatrii, Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci Pomorskiego Centrum Traumatologii w Gdańsku, który poszukuje kochających rodziców.

Nie ukrywano, że chłopiec urodził się z wadą przewodu pokarmowego. Że przeszedł pięć bardzo poważnych zabiegów chirurgicznych. I że skazany jest na pompę, która podaje mu pożywienie w formie kroplówki przez specjalny cewnik do żyły głównej.

Kilka miesięcy później odtrąbiono sukces. Pojawiły się kolejne zdjęcia Kubusia, tym razem w ramionach młodej kobiety, której towarzyszył ciemnowłosy mężczyzna.

- Po przejściu specjalistycznych kursów państwo Z. stali się rodziną zastępczą dla Kubusia - poinformowała gazeta.

Pani Ewa Z. mówiła dziennikarzom, że Kubuś jest dla nich jak prawdziwy syn. Opowiadała, jak bardzo kocha chłopca i że zachęca inne rodziny, by dały ciepło domowego ogniska potrzebującym dzieciom.

Dziś trzeba od nowa wszcząć poszukiwania domu dla Kuby. Do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku trafiła informacja od państwa Z., że zamierzają zrzec się opieki nad chłopcem.

Po zalogowaniu do Piano przeczytaj, co stanie się teraz z Kubusiem i co muszą przeżywać inne dzieci, które są oddawane przez rodziców zastępczych.

Pani Z. nie chce rozmawiać z dziennikarzem.

- Proszę dzwonić do MOPR - oznajmia krótko i odkłada słuchawkę.

Gdyby nie tragedia w Pucku, gdzie rodzice zastępczy zabili dwoje powierzonych swojej opiece dzieci, o wiele łatwiej byłoby rozmawiać o Kubusiu. A tak cień tamtej tragedii pada na wszystko, co związane jest z rodzicielstwem zastępczym.

- Nie można porównywać obu spraw - powtarzają rodzice, lekarze, pracownicy socjalni.

Sprawy są różne, ale problem jeden. To wielki problem dzieci niechcianych.

Święto w szpitalu

- Kuba za dużo przeszedł, nie chcemy mu zaszkodzić - mówi dr Agnieszka Szlagatys, zajmująca się w gdańskiej klinice "dziećmi z pompą". Dlatego w artykule nie pojawi się prawdziwe imię Kubusia, a dane rodziny zastępczej zostaną zmienione.

- Nie można nakazać miłości do dziecka, tego nie damy rady odgórnie zadeklarować... - zawiesza głos lekarka.

Profesor Barbara Kamińska, kierująca Kliniką Pediatrii, Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci PCT, dodaje, że tak pokaleczone psychicznie jak Kubuś dzieciaki często latami muszą korzystać ze specjalistycznej pomocy, a trauma, jakiej doświadczyły, odzywa się nierzadko w dorosłym życiu.

- Czy nie można było zaoszczędzić Kubie kolejnego odrzucenia? - pyta.

Lekarze niejednokrotnie pełnili rolę nieformalnych opiekunów ciężko chorych maluchów, od których odwrócili się biologiczni rodzice. Dzieci, skazane na żywienie pozajelitowe, traktowały szpital jak dom. Mówiły "mamo" do pielęgniarek, "ciociu", "wujku" do lekarzy. Bawiły się na szpitalnym korytarzu, na spacer chodziły na dziedziniec za budynkiem. Nie wiedziały, jak wyglądają prawdziwe mieszkanie, ulica, park, plaża.

Znalezienie nowej rodziny dla dziecka było dla wszystkich świętem.

Przed 10 laty napisałam o porzuconym przez rodziców Michałku. Kilka rodzin wzruszyło się artykułem, nawet odwiedziło chłopca, ale tak naprawdę obdarzyło go miłością polsko-szwedzkie małżeństwo z dwójką dzieci. Było w tym trochę z cudu i wiele ze zwyczajnej, ludzkiej dobroci. Dziś Michał, mimo choroby, jest szczęśliwym, kochanym przez bliskich nastolatkiem.
Potem była Patrycja. Rodzice nie podołali opiece nad chorym dzieckiem, odwiedzali je coraz rzadziej, aż wreszcie, w 2007 roku zrzekli się praw do niego. Szanse na adopcję były minimalne.

Marzena Kowalik, mama trzech synów, o Patrycji dowiedziała się od znajomej lekarki. Powiedziała o niej mężowi, potem okazało się, że ktoś z rodziny zna panią z Legionowa, która zaadoptowała dwójkę chłopców z zespołem krótkiego jelita. I daje radę.

Pewnego dnia pojechali do szpitala. Zobaczyli jasnowłosą, ufną dziewczynkę. Wyglądała jak aniołek...

Teraz Patrycja ma na imię Anielka i jest czwartym dzieckiem państwa Kowalików. A pani Marzena, jako wiceprzewodnicząca komisji rewizyjnej Fundacji "Żyć z Pompą", pomagającej m.in. dzieciom żywionym pozajelitowo, uważnie śledzi losy Kubusia w rodzinie zastępczej.

- Popełniono błąd - mówi zdecydowanie. - Zbyt szybko zdecydowano o przekazaniu dziecka tej rodzinie. Wiem, że nie chciał tam iść, że nawet pojawił się pewien konflikt w gronie personelu medycznego w tej sprawie. Niestety, zadecydowano inaczej.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Zazdrość i wsparcie

Ewa Zając, kierownik Wydziału Pomocy Dziecku i Rodzinie w gdańskim MOPR, kilkakrotnie zaznacza, że ośrodek stale współpracuje z rodziną Z. I absolutnie nie skreśla jej jako rodziny zastępczej.

- Na ich decyzji zaważyła zmiana sytuacji rodzinnej - tłumaczy Ewa Zając. - Na świat przyszło drugie dziecko państwa Z. Kubuś źle na to zareagował, próbuje zwrócić na siebie uwagę, na przykład kiedy zastępcza mama karmi niemowlę, idzie napić się wody. Chociaż wie, że nie może tego robić, bo będzie miał biegunkę. Jest zazdrosny i pani Z. twierdzi, że boi się o małe dziecko.

Zazdrość o młodsze rodzeństwo jest jednak czymś naturalnym, o czym dobrze wiedzą dziesiątki biologicznych rodzin. I rozwiązują ten problem, czasem z pomocą innych, nie burząc kruchego poczucia bezpieczeństwa małego człowieka.

- Ewa Z. dzwoniła do mnie, skarżąc się na brak wsparcia ze strony opieki społecznej - słyszę od mamy Anielki. - Doskonale ją rozumiem, czasem mam wrażenie, że dla tego typu instytucji najważniejsze jest, by ktoś wziął do domu chore dziecko. I kłopot z głowy. Mówi pani o asystencie rodzinnym? Od innej matki zastępczej, opiekującej się chorymi dziećmi, usłyszałam, że przysłano do niej młodziutką osobę zaraz po dwudziestce, bez żadnego doświadczenia życiowego. I to ma być pomoc dla rodziny w kryzysie?

Obowiązująca od stycznia tego roku ustawa o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej została już w czerwcu, ze względu na koszty, znowelizowana. Obowiązek przydzielania rodzinom asystenta oraz koordynatora został zmieniony na "fakultatywny". Tymczasowo zrezygnowano też z obowiązku zatrudniania osoby do pomocy w sprawowaniu opieki nad dziećmi lub pomocy w gospodarstwie w zastępczej rodzinie zawodowej lub niezawodowej, w której przebywa więcej niż troje dzieci.

Ustawa zrzuciła na barki powiatów obowiązki, a budżet państwa nie dołożył odpowiedniej kwoty na ich realizację. Zamiast przewidywanych na wprowadzenie nowych przepisów w życie 390 mln zł samorządy otrzymały tylko około 60 mln zł.

Najgorzej jest w biednych powiatach, gdzie brakuje nie tylko na asystentów i koordynatorów, ale także szkoleń nowych rodzin zastępczych. Wcześniej tym zadaniem zajmowało się na Pomorzu osiem ośrodków, ale po wejściu w życie nowych przepisów powiaty zostały same. Mogą oczywiście zlecić szkolenie osobom z zewnątrz, ale nie stać ich na to. I kółko się zamyka.

Jednak bogatsze Trójmiasto, jak deklarują pracownicy tutejszych ośrodków, nie skąpi na szkolenia oraz na zatrudnianie koordynatorów i asystentów.

- Wspieramy rodzinę Z. - mówi Ewa Zając. - Nie zapominajmy jednak, że Kuba potrzebuje stałej pomocy dorosłej osoby. Do tej pory towarzyszył im pracownik socjalny, teraz zapewniliśmy im pomoc doświadczonego koordynatora. Zaproponowaliśmy także czasowe zatrudnienie dodatkowej osoby, która zastąpi panią Z. w obowiązkach, gdy będzie zajęta opieką nad małym dzieckiem. Nie wyrazili na to zgody. Na szczęście Kubuś zaczął chodzić do zerówki, odprowadza go do szkoły nasz pracownik.

Matka złapała oddech.

Nie oznacza to jednak, że Kuba zostanie u państwa Z.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Z daleka od bajki

Opieka nad chorym dzieckiem nie przypomina scenariuszy amerykańskich filmów familijnych. To nie tylko nierzadko wstawanie po nocach, stres, służba 24 godziny na dobę.

- Niełatwo zajmować się dzieckiem, które nie jest zdrowiutkim, różowym bobasem - wzdycha dr Agnieszka Szlagatys. - To są dzieci trudne do kochania. Bywa, że występują u nich zaburzenia zachowania. Często rodzice biologiczni nie są w stanie podjąć wyzwania, a cóż dopiero obcy ludzie.

- Większość rodzin zastępczych to wspaniali, poświęcający się dla dzieci ludzie - mówi prof. Barbara Kamińska. - Niestety, zdarzają się osoby traktujące opiekę jedynie jako sposób zarobkowania. To problem, który został zamieciony pod dywan.
Stąd tak ważny jest dobry wybór kandydatów na rodzinę zastępczą.

Henryka Krzywonos-Strycharska, która wraz z mężem Krzysztofem stworzyła dla tuzina porzuconych dzieci dom rodzinny, mówi, że trzeba po prostu wiedzieć, komu oddaje się dzieci.

- Przez pewien czas uczestniczyliśmy z mężem w pracach rady działającej przy ośrodku adopcyjnym, która kwalifikowała rodziny do adopcji - wspomina. - Czasem trzeba było powiedzieć "nie".

"Nie" mówiono tym, którzy pytali, ile mogą na tym zarobić. Tym, którzy się spodziewali dobrze ułożonych, grzecznych, niesprawiających kłopotów młodych ludzi.

- Dzieci po przejściach moczą się w nocy - mówi legendarna tramwajarka Solidarności. - Jeśli ktoś się brzydzi przewijania, zmiany pościeli, prania pieluch, to powinien zrezygnować z tej pracy. A już oglądanie się na pieniądze dyskwalifikuje.
Pamiętam przypadek rodziny z Władysławowa, która prosiła o finansowe wsparcie remontu domu przed przyjęciem dzieci. Od początku byłam przeciwna tej kandydaturze, czułam, że coś jest nie tak. Przegłosowano mnie. Tamta rodzina dzieci oddała już po dwóch miesiącach.

Wymagania rosną w przypadku rodzin specjalistycznych, przejmujących opiekę nad chorym dzieckiem. Hanna Jasiukiewicz ze Stowarzyszenia Rodzin Zastępczych i Adopcyjnych "Pelikan" w Gdańsku opowiada, że podczas szkoleń kandydatów na specjalistycznych rodziców zastępczych radziła, by urealnić cel, przed jakim stają uczestnicy szkoleń.

- Celem nie może być jedynie stworzenie rodziny - tłumaczy. - Celem jest taka opieka nad dzieckiem, by zapewnić wszystkie jego potrzeby - emocjonalne i zdrowotne.

Kto zabiera i oddaje

Rodzina Z. nie jest wyjątkiem. W prowadzonym przez siostry zakonne domu pomocy społecznej w Bielawkach spotkałam w czerwcu Andrzeja i Basię. Spędzili kilka miesięcy w rodzinie zastępczej, która postanowiła się ich pozbyć. Siostry opowiadały, jak długo i ciężko goiły się u dzieci rany po kolejnym odrzuceniu.

- Nie można do jednego worka wrzucać wszystkich rodzin, które rezygnują z opieki nad dzieckiem - mówi Hanna Jasiukiewicz.

- Ile ludzi, tyle przyczyn.

- Bywały już takie przypadki w Gdańsku - przyznaje Ewa Zając, kierownik Wydziału Pomocy Dziecku i Rodzinie w gdańskim MOPR. - Rodziny rezygnowały z różnych względów, nawet zdrowotnych. Jedna z matek zastępczych, która zapadła na chorobę nowotworową i musiała się rozstać z dziećmi, powiedziała ostatnio, że myśl o powrocie do dzieci mobilizuje ją do walki z nowotworem.

Cezary Horewicz, rzecznik gdyńskiego MOPS, mówi, że spośród zawodowych rodzin zastępczych w ostatnich sześciu latach nie zrezygnowała ani jedna. Za to wśród rodzin niezawodowych były dwa takie przypadki.

- Jeden dotyczył chłopca, o którym przed czterema laty było głośno w całej Polsce - mówi Horewicz. - To był chory na mukowiscydozę Jaś, którego urodziła i porzuciła w Polsce obywatelka Białorusi. Dziecko było leczone w Gdańsku, groziła mu deportacja. Zajęła się nim mieszkanka Gdyni. Niestety, opieka nad ciężko chorym chłopcem przerosła jej możliwości.
Ostatecznie sąd w Lublinie zadecydował o przekazaniu chłopca matce. Dziecko, uznane przez ojca Polaka, nie zostało deportowane, więc i matka mogła pozostać w Polsce.

Drugi gdyński przypadek to oddanie przed dwoma laty kilkuletniej, zdrowej dziewczynki. Zastępcza rodzina argumentowała, że po roku opieki nad dzieckiem zrozumiała, że nie jest to jej powołanie.

- Rodzina, biorąc do domu chore, skrzywdzone dziecko, powinna wiedzieć, w co wchodzi - twierdzi Henryka Krzywonos. - Jeśli mówisz "A", to dochodzisz do "Z". Koniec. Kropka.

Świat czeka na Kubę

Nie wiadomo jeszcze, jak się potoczą losy Kubusia. Choć gdański MOPR deklaruje, że liczy na zmianę postanowienia państwa Z., przygotowuje inne rozwiązania. O pomoc poproszono rodziców z Fundacji "Żyć z Pompą", którzy się kontaktują z panią Ewą i rozpuścili już wici o poszukiwaniu nowej rodziny dla Kuby.

- Udało się znaleźć młodych ludzi, którzy się przejęli historią życia Kubusia - mówi Beata Stawicka, prezes Fundacji "Żyć z Pompą", prywatnie - mama Stasia, który także urodził się z wadą przewodu pokarmowego. - Rodzina przechodzi szkolenie.

To jednak nie oznacza, że skończy się wędrówka chorego chłopca po kolejnych domach.

- Kubuś jest dzieckiem zgłoszonym do adopcji zagranicznej - wyjaśnia Ewa Zając. - Zjawiła się nawet chętna rodzina z Hiszpanii, ale tamtejszy rząd nie wyraził zgody na przyjęcie chorego chłopca.

Teraz papiery Kuby zostały wysłane do Stanów Zjednoczonych.

Dane chłopca i zastępczych rodziców zostały zmienione

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki