Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kenijski Lew w aucie z drugiej ręki

Marek Ponikowski
Jeden z kenijskich rajdowców, który jeździł z Joginderem Singhem, ocenia, że pilot nie był mu właściwie potrzebny. Po treningowym przejeździe wiedział o trasie wszystko i umiał przejechać każdy odcinek specjalny z najwyższą możliwą prędkością.

Wielkanoc roku 1965. Na ulicach Nairobi tłumy szaleją. Kenijskim policjantom w mundurach przypominających jeszcze czasy kolonialne z trudem udaje się utrzymać wąski pasek asfaltu, po którym pokryte błotem i kurzem samochody uczestników East African Safari Rally mogą dojechać do rampy z transparentem "Finish". Emocje gapiów są w pełni usprawiedliwione. W tej piekielnie trudnej imprezie rajdowej po raz pierwszy wygrywają miejscowi zawodnicy, bracia Joginder i Jaswant Singh, Hindusi urodzeni w Kenii. To powód do dumy zarówno dla rodowitych Kenijczyków, jak i dla bardzo licznej w tym kraju hinduskiej mniejszości. Wśród wiwatujących mało kto wie, że wyczyn braci Singh ma jeszcze jeden niezwykły aspekt: zwycięstwo wywalczyli w samochodzie "z drugiej ręki", który przed rajdem miał na liczniku prawie 70 tysięcy kilometrów.

***
Gdy w 1921 r. zakładano Wschodnioafrykańskie Stowarzyszenie Automobilistów, zapisało się do niego około tysiąca osób - cztery piąte wszystkich właścicieli aut zarejestrowanych w brytyjskich koloniach - Kenii, Tanganice i Ugandzie. Część z nich myślała o uprawianiu sportu samochodowego. W 1936 roku udało się zorganizować wyścig - maraton z Nairobi do Johannesburga w Afryce Południowej. Na pierwszy rajd trzeba było znowu czekać - aż siedemnaście lat. Rozegrano go na drogach Kenii, Ugandy i Tanganiki z okazji koronacji królowej Elżbiety II. Do startu dopuszczono tylko całkowicie seryjne samochody podzielone na klasy według cen. Dopiero od roku 1960 wraz z przyjęciem nazwy East African Safari wprowadzono powszechnie stosowane przepisy i regulaminy sportowe. Dekolonizacja sprawiła w tym samym czasie, że afrykański rajd przestał być ekskluzywną rozrywką dla zamożnych Anglików, a skala jego trudności stała się wyzwaniem dla europejskiej czołówki kierowców. Walory promocyjne safari zaczęli doceniać także producenci. Od roku 1963 rajd uzyskał status jednej z eliminacji mistrzostw świata w tzw. kategorii konstruktorów.
***
Samochodem, w którym Joginder Singh odniósł przed pół wiekiem swoje zwycięstwo w East African Safari, było szwedzkie Volvo PV 544, przypominające kształtem produkowaną na Żeraniu Warszawę M20. Pierwszy model Volvo z samonośnym nadwoziem zaczęto konstruować jeszcze w latach wojny, ale trudności materiałowe, odczuwalne nawet w neutralnej Szwecji, spowodowały, że produkcja modelu noszącego oznaczenie PV 444 ruszyła dopiero w roku 1947. Auto miało początkowo silnik 1,4 l o mocy 40 KM. W roku 1958 nastąpiła modernizacja. Model o oznaczeniu PV 544 otrzymał silnik o pojemności 1,8, panoramiczne szyby, a także - jako pierwszy samochód na świecie - trzypunktowe pasy bezpieczeństwa. Dobrze spisywał się na rajdowych trasach Europy, zwłaszcza w rękach czołowego kierowcy fabrycznego teamu, Toma Trany. W latach 1963-64 Trana i jego koledzy z zespołu uczestniczyli w East African Safari. Mocno sfatygowane auto szwedzkiego asa trafiło potem w ręce Jogindera Singha.
***
Najstarszy syn emigranta z indyjskiego Pendżabu (rocznik 1932) po skończeniu szkoły średniej w Nairobi terminował w warsztacie samochodowym ojca, mechanika z Bożej łaski, który potrafił podobno wszystko - od ciesielstwa i wyrobu mebli po wykonanie narzędzi ślusarskich, trudnych do zdobycia w pierwszych latach powojennych. Joginder naśladował ojca we wszystkim, także w brawurowym prowadzeniu samochodu. W pierwszym rajdzie wystartował jednak dopiero w wieku lat dwudziestu siedmiu. Jego pilotem został młodszy brat Jaswant. Czy jednak pilot był mu naprawdę potrzebny? Jeden z kenijskich rajdowców, który jeździł czasem z Joginderem Singhem, ocenia, że odznaczał się on niewiarygodną pamięcią szczegółów trasy. Po jednym przejeździe treningowym wiedział o niej wszystko i umiał przejechać każdy odcinek specjalny z najwyższą możliwą prędkością. I chyba nie było w tym przesady, skoro po głośnym sukcesie w East African Safari w roku 1965 zwyciężył w tym rajdzie, powszechnie uważanym za najtrudniejszy na świecie, jeszcze dwukrotnie, w latach 1974 i 1976, czyli w czasach, gdy rajd Safari był eliminacją World Rally Championship i skupiał całą światową elitę kierowców. Stawał na starcie 22 razy, do mety dojechał 19-krotnie, z reguły na czołowych miejscach. Za brawurowy styl jazdy zyskał przydomek "Latającego Sikha". Współobywatele nazywali go "Simba wa Kenya" - "Kenijskim Lwem".
***
Jeden z biografów uważa, że o wielkości Jogindera Singha więcej niż zwycięstwa i tytuły mówi przypadek z rajdu w roku 1971, gdy w kilka godzin po starcie do pierwszego etapu uległ awarii mechanizm sterowania skrzynią biegów w jego fabrycznym Fordzie Escorcie RS 1600. Okazało się, że auto może się poruszać tylko na wstecznym. Joginder ruszył więc "pod prąd", na odległy o cztery kilometry punkt serwisowy Forda. Minęło go po drodze około siedemdziesięciu samochodów. Na miejscu okazało się, że serwisanci zostali przez kierownictwo ekipy Forda skierowani do wspierania drugiego fabrycznego auta z Finem Hannu Mikkolą za kierownicą. Przypadek Singha uznano za beznadziejny. Kierowca i pilot wraz z dwoma mechanikami, którzy nie zdążyli jeszcze odjechać, wymontowali skrzynię biegów i z pomocą podstawowych narzędzi, głównie młotka, przywrócili jej jako taką sprawność. Singh rozpoczął szaleńczy pościg. Na metę etapu dotarł jako trzeci, po wyprzedzeniu ponad stu samochodów. Kary za spóźnienia na punktach kontroli czasu zepchnęły go jednak na szesnaste miejsce w końcowej klasyfikacji.
***
W Kenii Joginder Singh traktowany był niczym narodowa relikwia. Żaden Kenijczyk, nawet uwielbiany prezydent Jomo Kenyatta, nie rozsławił swego kraju tak jak "Latający Sikh". W kenijskich wioskach dzieci kleciły z kawałków drewna i puszek rajdowe samochody i z okrzykiem "Joginder!, Joginder!" udawały, że się ścigają. W roku 1980 Singh po raz ostatni wystartował w swoim rajdzie. Krótko potem wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie osiedlił się jego syn. Półtora roku temu zmarł w Londynie na atak serca.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki