MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Humanistyczna wartość spoglądania w gwiazdy...

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Obłoki srebrzyste to zjawisko, które można spostrzec późną wiosną i latem wieczorem bądź rano tuż nad horyzontem
Obłoki srebrzyste to zjawisko, które można spostrzec późną wiosną i latem wieczorem bądź rano tuż nad horyzontem Krystian Szczepaniak
Przyroda dała nam fenomen, który można bez problemu obserwować, bez wysiłku, bez kosztownego sprzętu - mówi o obłokach srebrzystych Przemysław Rudź, gdańszczanin, popularyzator astronomii, autor książek edukacyjnych poświęconych kosmosowi. Rozmawiamy też o sierpniowym roju Perseidów, nauce oraz muzyce… bo Przemysław Rudź to wyjątkowy artysta, mający na koncie kilkanaście płyt.

W zeszły weekend chmury przeszkodziły w obserwacji ciekawego, nocnego spektaklu. Był on reklamowany jako „Pomarańczowy Księżyc na niskiej eliptyce”… Widoczny pierwszy raz od 18 lat. Zatem szkoda, że go nie obejrzeliśmy…

Kiedy słyszę o „Pomarańczowym Księżycu na niskiej eliptyce” to mam mieszane uczucia, delikatnie mówiąc, bo to świadczy o tym, że piszący niekoniecznie ma pojęcie o temacie. Czasami natrafiam też w artykułach w informacyjnych portalach internetowych na jeszcze inne sformułowania takie jak: Księżyc Wilczy, Truskawkowy, Kwiatowy, Różowy itd. Owszem, takie nazwy w obiegu popularnonaukowym funkcjonują, tyle że to są zapożyczenia z mitologii indiańskiej i warto o tym wiedzieć. Rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej śledzili to, co się działo na na niebie, odmierzali czas, między innymi poprzez pełnie Księżyca. Jest ich w ciągu roku około 12 - Księżyc obiega Ziemię w ciągu 27-28 dni, czyli mniej więcej co miesiąc. Nawet w naszej ludowej tradycji Miesiąc to zwyczajowa nazwa ziemskiego satelity. Każdy z tych okresów pomagały określać nazwy, przyjęte od roślin, które w czasie poszczególnych pełni Księżyca wzrastały, albo czynności, jakie musieli w tym czasie wykonywać (żniwa, polowania). W tym medialnym obiegu takiego kontekstu brakuje.

Natomiast w zjawisku, o które pytasz, mamy do czynienia z czymś innym. Wiemy, że orbita naszego naturalnego satelity nie jest kołowa, a eliptyczna. Oznacza to, że czasami Księżyc jest bliżej Ziemi, czasem dalej. Pełnie Księżyca, które zachodzą w perygeum jego orbity, czyli w punkcie najbliższym Ziemi, są wizualnie wyraźnie większe od tych standardowych. Efekt ten jest jeszcze bardziej spotęgowany, kiedy Księżyc jest nisko nad horyzontem. Możemy go wówczas porównać z obiektami, które znajdują się na Ziemi, z budynkami, z drzewami... Wschodzący Księżyc wydaje się wówczas rzeczywiście ogromny. Wizualnie jest to zjawisko fascynujące, a przy okazji grubsza warstwa ziemskiej atmosfery tuż nad horyzontem sprawia, że nasz satelita może mieć pomarańczową barwę. I oczywiście szkoda, że chmury zepsuły nam ostatnio ten spektakl. Ale mogę wszystkich pocieszyć - pełnie Księżyca w perygeum występują w ciągu roku kilkukrotnie. Można sobie sprawdzić termin i przygotować się do obserwacji tego zjawiska. Co ważne, one w zasadzie nie wymagają niczego poza dobrą pogodą czy miejscem do obserwacji, choć teleskop na statywie albo lornetka na pewno będą pomocne. W centrum miasta oczywiście obserwacja będzie gorsza - wschodząca tarcza księżyca będzie zasłaniana przez budynki, nie pomoże także poświata miejskich świateł. Natomiast można wybrać się w tereny niezabudowane, nad morze, jezioro, na pobliskie pola płaskich Żuław i napawać się niesamowitym widokiem Księżyca. Wszystkich do tego zachęcam.

Popularność zdobywa również obserwacja obłoków srebrzystych, zwanych z angielska NLC (Noctilucent clouds). I nic dziwnego, bo jest bardzo urokliwe. W dodatku otoczone nimbem tajemniczości - chmury na skraju kosmosu, nie wiadomo jak powstające…
Mamy tu rzeczywiście ciekawy aspekt - wydaje się, że człowiek XXI wieku wie wszystko. Przyrodę przebadaliśmy na prawo i lewo, a obłoki srebrzyste dowodzą, że kwestie meteorologiczne, związane z fizyką atmosfery, muszą być w dalszym ciągu badane. Zgadzam się, że to piękne zjawisko, w dodatku występujące tylko letnią porą, które zachęca do prób obserwacji. Obłoki srebrzyste możemy obserwować po północnej, północno-zachodniej stronie nieba.

Inaczej niż w przypadku perygeum Księżyca.

Kiedy Słońce latem, po zmierzchu, znajduje się kilka-kilkanaście stopni pod horyzontem, jego blask oświetla od dołu górne warstwy ziemskiej atmosfery. Mówimy o mezosferze, czyli warstwie atmosfery położonej na wysokości 80-85 km nad Ziemią. I teraz zagadka: w jaki sposób, na takiej wysokości pojawia się para wodna w postaci lodu, a właściwie jej minimalna, szczątkowa ilość? Sama nie jest w stanie dotrzeć tak wysoko. Naukowcy głowią się, skąd ona się tam bierze. Jedna z teorii wskazuje, że szczątkowa wilgoć resublimuje na tzw. jądrach kondensacji, którym może być pył, który na taką wysokość jest wyrzucany w czasie erupcji wulkanicznych. Inna mówi, że może to być zasługa meteorów i mikrometeorów, spalających się w górnych częściach atmosfery. Niektórzy wnioskują, że nasilenie występowania obłoków srebrzystych powiązane jest z rozwojem technik rakietowych i eksploracji kosmosu, ponieważ rakiety napędzane są wodorem i tlenem, które w wyniku spalania emitują parę wodną. Stąd jej część może właśnie się w mezosferze kumulować, co pokazały nawet eksperymenty z wykorzystaniem prawdziwych rakiet. A może po prostu, w jakiś sposób, przez „dziury” w niższych warstwach atmosfery wilgoć przedostaje się wyżej?

Spektakl z zamarzniętej pary wodnej, działającej jak lustro.

Dokładnie z lodowego pyłu, bo mówimy o zamarzniętych nanocząsteczkach pary wodnej. Ten lodowy pył w świetle dziennym będzie niewidoczny, gdyż ginie w blasku dnia. Dopiero oświetlony od dołu, na tle ciemnogranatowego nieba staje się widoczny. I co istotne, widoczność obłoków srebrzystych jest ograniczona geograficznie. Można je obserwować w równoleżnikowym pasie Ziemi - mniej więcej między pięćdziesiątym a siedemdziesiątym stopniem szerokości, zarówno północnej, jak i południowej. Oczywiście w porze letniej dla każdej z półkul. Ograniczenie jest także czasowe - latem na półkuli północnej obłoki są widoczne od połowy czerwca do końca sierpnia.

Obłoki srebrzyste są pięknym obiektem do fotografowania...

Zdobycze współczesnej technologii są tu rzeczywiście wsparciem w tego typu obserwacjach. Po pierwsze, możemy sprawdzić za pomocą specjalnych aplikacji czy na dedykowanych grupach dyskusyjnych prawdopodobieństwo wystąpienia tego zjawiska danego dnia. W fotografowaniu pomagają również smartfony, bo bardzo wiele z nich ma funkcję time laps, a nawet dłuższe czasy naświetlania, nie mówiąc już aparatach kompaktowych czy większych i bardziej profesjonalnych lustrzankach. Ustawiamy odpowiednią opcję, mocujemy aparat lub smartfon do statywu i możemy cieszyć się rejestrowanym zjawiskiem. Możemy pokusić się o sfotografowanie dynamiki obłoków srebrzystych - one zachowują się fantastycznie. Wszystko faluje, poszczególne warstwy poruszają się, dowodząc że wysokości 80-90 km nad powierzchnią Ziemi nie są martwą strefą. Przy okazji jest to bardzo piękne zjawisko pod względem estetycznym - obłoki mają kolor srebra, różne odcienie błękitu... Przyroda dała nam fenomen, który można bez problemu obserwować, właściwie bez wysiłku, bez kosztownego sprzętu.

Co nas jeszcze czeka na nieboskłonie w najbliższych, letnich tygodniach?

Zacznijmy od tego, że lato w Polsce nie jest zbyt dobrą porą do obserwacji astronomicznych. Są wtedy po prostu białe noce. Nawet późno w nocy jest zbyt widno i trwa to przynajmniej do końca lipca. Potem, w sierpniu, Słońce schodzi już dostatecznie nisko poniżej horyzontu i warunki do obserwacji robią się odpowiednie. I właśnie w sierpniu obserwujemy Perseidy, czyli doroczny rój meteorów, które promieniują z konstelacji Perseusza, od której biorą zresztą swoją nazwę. Zjawisko występować będzie mniej więcej między 8 a 16 sierpnia, z maksimum około 12-14 sierpnia. Warto śledzić, co w temacie obserwacji Perseidów będzie oferowało choćby Hevelianum z Gdańska. Co roku przygotowywana jest specjalna noc, w czasie której będzie można rozłożyć tam się na leżaku i liczyć meteory. To jeden z najaktywniejszych rojów na naszym niebie - w niektórych latach można było dostrzec nawet kilkadziesiąt zjawisk w ciągu godziny. Warunki obserwacyjne na Górze Gradowej w Hevelianum są całkiem dobre, choć to środek miasta i oświetlenie może ten spektakl nieco zaburzać. Natomiast obserwacja sama w sobie, oderwanie się od codzienności, zwykłe spoglądanie w gwiazdy ma wielką wartość humanistyczną. Może przypomnieć nam, że jesteśmy częścią ogromnej kosmicznej układanki. To dlatego warto czasem trochę zwolnić, zatrzymać się i spojrzeć w niebo.

No właśnie - co jest takiego w nieboskłonie, że potrafi pochłonąć zwykłego zjadacza chleba? Marzenia o podróżach kosmicznych, które są dane nielicznym?

Historycy nauki mówią, że to astronomia jest pierwszą nauką przyrodniczą. Ona zrodziła się w umysłach już neandertalczyków, a być może nawet wcześniejszych hominidów. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by ci pierwotni ludzie nie kierowali swojego wzroku w stronę gwiazd. Zatem jeśli spoglądali w niebo, to musieli rozwiązywać zagadki, którymi były dla nich pojawiające się na przemian Słońce, Księżyc, gwiazdy, następstwo dnia i nocy. Ludzie, którzy się tym parali, pierwsi astronomowie, dostrzegli cykliczność zjawisk, dziwnie zapętlony ruch błądzących gwiazd - planet, zdali sobie sprawę z istnienia pór roku, co przecież w ciągu dnia obserwowali na przykładzie zmian w otaczającej przyrodzie. Z tego wzięła się astrologia - ze współczesnego punktu widzenia pseudonauka, ale wówczas ona miała ważne zadanie. Zaczęto zapisywać wyniki obserwacji, zjawisk, pozycje przemieszczających się ciał niebieskich, komet, gwiazd supernowych. Wiedza ludzkości rosła. I kiedy, po przejściu na osiadły tryb życia zaczęła następować specjalizacja - podział społeczny na urzędników, żołnierzy, rzemieślników, rolników, wyodrębniła się grupa filozofów - dzisiejszych naukowców.

Ktoś kiedyś spytał legendarnego pisarza Arthura C. Clarke’a, twórcę Odysei Kosmicznej 2001 i wielu innych wspaniałych powieści, o to, co sprawia, że ludzkość wydaje miliardy dolarów, euro, juanów i rubli na badania przestrzeni kosmicznej, loty załogowe i bezzałogowe również. Clarke odpowiedział, że to skutek genetycznego zaprogramowania ludzkości - to jest dokładnie ta sama ciekawość świata, którą miały pierwsze hominidy. To ona nakazywała im wejść na wzgórze i spoglądać w kierunku horyzontu, podejmować decyzje o wędrówkach. Tę ciekawość świata mamy w genach, we krwi. To jest najlepsza odpowiedź na twoje pytanie.

U ciebie w związku z kosmosem jest jeszcze muzyka - wykonujesz, komponujesz muzykę elektroniczną, masz na koncie koncert w Wilanowie zatytułowany „Odgłosy kosmosu”… Swoją drogą zastanawiam się, skąd u absolwenta wydziału biologii, geografii i oceanologii, klimatologa, wielbiciela astronomii jest jeszcze muzyczna pasja, bardzo aktywna, z koncertami, nagraniami.
To jest stara sprawa, z korzeniami jeszcze w czasach liceum. Grałem wówczas w zespole, który założyliśmy z kolegami, mając świadomość, że członkostwo w kapeli radykalnie zwiększa szanse u płci przeciwnej. To przecież klasyka - Karin Stanek śpiewała, że chłopak z gitarą byłby dla niej parą. Cóż, ja chłopakiem z gitarą nie byłem, tylko z klawiszami. Niemniej w tym roku mam już szesnastolecie działalności w niszy klasycznej muzyki elektronicznej. I kiedy spoglądam wstecz, to ten gatunek zawsze był mi bliski. To jest muzyka przestrzeni, muzyka kosmiczna, skłaniająca do zadumy, do kontemplacji, do metafizycznych rozważań. Takich doznań nie zapewnia muzyka rockowa, muzyka rozrywkowa, a zwłaszcza ta, którą znamy z telewizji czy radia. I odwrotnie - muzyka elektroniczna nie mieści się w standardzie estradowym. Ja oczywiście koncertuję, ale są to koncerty specyficzne, w których nie ma biegania po scenie, tańca, pogo, rytmicznego potrząsania głową. Jest natomiast zaduma, wsłuchanie się i oddanie się opowieści, która płynie ze sceny, muzyki, którą generują syntezatory. Owszem, na syntezatorach bazuje muzyka klubowa, a nawet muzyka biesiadna, której wykonawcy rezygnują z klasycznych instrumentów - perkusji, gitar, saksofonu. Wszystko to zapakowane jest do elektronicznego pudła i gra.

Ale to są dwa światy, w porównaniu np. do twoich utworów mających niekiedy po 20 minut... A również korzystasz z elektronicznych pudeł...

Syntezatory pierwotnie były instrumentami stworzonymi do generowania barw, których nikt nigdy wcześniej nie słyszał. Zawsze to powtarzam. Do generowania wibracji, szmerów, dźwięków zupełnie nowych, innych od pochodzących z klasycznych instrumentów. To takie podejście, kiedy można osadzić te dźwięki w panoramie stereo i stworzyć wrażenie, że otaczają słuchacza ze wszystkich stron. Ja poszedłem tą drogą i staram się swoją muzykę na naszym polskim poletku elektronicznym kultywować. Fascynujące w tym wszystkim jest też to, że jako młody chłopak urodzony w Elblągu, studiujący w Gdańsku, dorastałem, słuchając z kolegami nagrań Exodusu, SBB, Marka Bilińskiego, Mikołaja Hertla i innych polskich twórców tego alternatywnego nurtu. I po latach jest tak, że ja z tymi ludźmi dobrze się znam. Mało tego, wchodzimy czasami w artystyczne kooperacje, koncertujemy razem czy nagrywamy wspólnie płyty. Subiektywnie odbieram to tak, że jeżeli czegoś bardzo się pragnie, konsekwentnie się ku swoim celom zmierza, to swoje wczesne, młodzieńcze marzenia można realizować. I chyba tyle w tym temacie, bo jak mówił Frank Zappa, legendarny gitarzysta, kompozytor, mówienie, czy pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze.

Muzyki się słucha.

Muzyki powinno się słuchać, a ona powinna wywoływać indywidualne osobiste wrażenia u słuchacza. Zwłaszcza gdy chodzi o muzykę elektroniczną, która jest muzyką instrumentalną, w której libretto, warstwa tekstowa nie istnieją. A to, że każdy indywidualnie słuchając tej muzyki może sam dorabiać sobie własne obrazy, rozmyślania, to jest w moim przekonaniu coś bardzo dobrego. To pokazuje wolność tej muzyki, która nie jest skrępowana standardową strukturą: zwrotka, refren, zwrotka refren, mostek plus solówka na zakończenie. Jest to raczej wciągająca historia, z początkiem, rozwinięciem, niebanalnymi zwrotami akcji. W elektronice wszystko jest dozwolone i to jest właśnie siła tej muzyki, przynajmniej z mojej perspektywy.
Zastanawiam się, co teraz przygotowujesz w swojej pracowni i czy będą to suity nawiązujące do kosmosu czy nauki.
Wróciłem niedawno ze zlotu miłośników fantastyki w Waplewie, dorocznego spotkania, które organizuje mój przyjaciel Wojtek Sedeńko. Zagrałem tam koncert dla fanów tego nurtu. Czasem jeżdżę na zloty astronomiczne, czasem jeżdżę na konferencje naukowe, które mają pewną artystyczną „wkładkę”. Ich uczestnicy tworzą środowisko, które jest naturalnie predestynowane do tego, żeby muzykę elektroniczną chłonąć, cenić i po prostu lubić. Oni czują ów pierwiastek metafizyki, tajemnicy, który jest w tej muzyce i jednocześnie jest nieodłączną częścią życia naukowca, albo fana science fiction. A inspiracja kosmosem? Ta jest niemal zawsze.

Pytam, bo w swojej dyskografii liczącej kilkanaście pozycji masz płyty, zwłaszcza nagrane w ostatnich latach Daydreamer/Nightwalker w kooperacji z Romanem Odojem czy Pomeranian Wind z Arturem Wolskim, różnią się od siebie, a na pewno od twoich wcześniejszych solowych produkcji czy kooperacji z Władysławem Komendarkiem lub Vandersonem… Jest to zapewne kwestia inspiracji i jej konsekwencji.

Dobór przyjaciół, z którymi nagrywamy wspólnie płyty, wynika z chęci stworzenia pewnej nowej jakości. Nie jest to łatwe w czasach, w których chyba niemal wszystko zostało już zagrane, wymyślone, w których trudno o kolejną muzyczną rewolucję. Na szczęście nadal mamy możliwość łączenia różnych, muzycznych światów i wrażliwości muzycznych. Taki miks to nie jest zwykłe dodawanie, gdzie jeden plus jeden daje dwa. Dochodzi bowiem artystyczna wartość dodana, która powoduje, że muzyka nie zamyka się w sobie, idzie do przodu, ma „kanały rozwojowe”. Wiedziałem na przykład, że Romek Odoj, gitarzysta rockowy, ma pewne swoje przemyślenia, inspiracje, i podobnie Artur Wolski, więc nie potrzebowaliśmy wiele, żeby podjąć decyzję o kooperacji. Moja zasada jest we współpracy następująca - daję moim współtwórcom całkowicie wolną rękę, nie narzucam niczego. Oni mogą również zmieniać dowolnie szkice, które im podsyłam. Na takim poziomie kooperacji możemy w 100 procentach uznać, że stworzyliśmy autorskie dzieło. W takim demokratycznym, twórczym stylu sprawiamy, że nie powstaje kolejna płyta w określonym nurcie, ale coś zupełnie nowego. Chciałbym nadal tworzyć w taki sposób, choć oczywiście zostawiam sobie czas na dokonania solowe.

CZYTAJ TAKŻE: Ruszamy na wycieczkę po Żuławach. Warto odkryć sekrety regionu – będzie niepowtarzalna okazja

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 7 lat
Wideo

Wyniki pierwszej tury wyborów we Francji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki