Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdynia: Kierowcy autobusów i trolejbusów boją się koronawirusa, ale nie ma zgody na dodatkowe środki bezpieczeństwa. Będzie paraliż kursów?

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
ZKM w Gdyni/www.gdynia.pl
Kierowcy autobusów i trolejbusów komunikacji miejskiej w Gdyni boją się zarażeń koronawirusem. Proszą o przywrócenie strefy bezpieczeństwa w pojazdach powiększonej o pierwszy rząd siedzeń, jak w pierwszych tygodniach walki z pandemią.

Przedstawiciele władz Gdyni i organizatora przewozów z ramienia Zarządu Komunikacji Miejskiej nie chcą się jednak na to zgodzić. Konsekwencją może być wkrótce poważny konflikt, perturbacje w dalszym funkcjonowaniu transportu publicznego w mieście, łącznie z problemami z zapewnieniem obsady dla wszystkich kursów.

Jak mówi nam jeden z kierowców, w marcu, gdy przypadków zachorowań na koronawirusa było w całej Polsce kilkaset, strefa buforowa między kabiną w pojazdach, a pasażerami, wynosiła ponad metr. Nikt nie mógł nie tylko wsiadać przednimi drzwiami do autobusów i trolejbusów oraz kupować w nich karnetów, ale także przebywać na pierwszym rzędzie siedzeń.

- Obecnie dzień w dzień wykrywanych jest ponad dwadzieścia tysięcy przypadków, a strefa bezpieczeństwa wynosi zaledwie 80 centymetrów - zauważa kierowca. - I to w środku pojazdu! Po co więc te wszystkie ostrzeżenia, aby zachowywać dystans 1,5 metra, nawet na świeżym powietrzu? My nie mamy żadnej możliwości, aby stosować się do takich środków ostrożności. Na dodatek wielu pasażerów za nic ma obowiązek zakrywania ust i nosa. Siadają na siedzeniach tuż koło kabiny kierowcy, a gdy zwracamy im uwagę, śmieją nam się w twarz. Boimy się dalej tak jeździć. Tymczasem przedstawiciele władz Gdyni i ZKM niestety nie chcą nam pomóc.

Trwa głosowanie...

Czy kierowcy w Gdyni mają rację domagając się powiększenia strefy bezpieczeństwa w autobusach i trolejbusach?

Inny z kierowców, który interweniował w tej sprawie w redakcji „Dziennika Bałtyckiego”, informuje, że po pomniejszeniu strefy bezpieczeństwa nie ma dnia, aby w pojazdach nie dochodziło do sprzeczek z pasażerami.

- Całe grupy głównie młodych osób nie chcą zasłaniać ust i nosa – mówi. - Nie reagują na żadne uwagi. Mnóstwo pasażerów podchodzi bez maseczek wprost pod kabinę kierowcy, bo np. nie mają wiedzy, że nie można w pojeździe kupić biletu. Inni zadają pytania w stylu, gdzie mają wysiąść, aby było najbliżej do przychodni. Kiedy zgłaszam te incydenty do przedstawicieli ZKM, otrzymuję informację zwrotną z nadzoru ruchu, że to nie moja sprawa i mam kontynuować kurs. Tak dalej to wyglądać nie może, bo wkrótce wszyscy kierowcy będą chorzy na koronawirusa.

Stanisław Taube z komisji współdziałania organizacji związkowych, reprezentującej pracowników komunalnych spółek przewozowych, uważa, że konflikt będzie tylko narastał. Jak dodaje, jego konsekwencją może być nawet wstrzymywanie kursów.

- Jeden z kierowców źle się poczuł i już w ten piątek po konsultacji z lekarzem zszedł z trasy z podejrzeniem koronawirusa – mówi Stanisław Taube. - Zaczną chorować też inni, lub będą kierowani na kwarantanny, jeśli nie zapewni się im większego bezpieczeństwa. Nie będzie też miał kto ich zastąpić. Jeśli nie dojdzie do porozumienia w kwestii powiększenia do bezpiecznych rozmiarów strefy buforowej, jest też moim zdaniem kwestią czasu, aż przestraszeni kierowcy zaczną z różnych powodów brać zwolnienia lekarskie, dni wolne i kombinować, jak unikać kursów. To grozi paraliżem całej komunikacji miejskiej w Gdyni.

Przedstawiciele załogi trzech komunalnych spółek przewozowych już na początku października przesłali pisemną prośbę o ponowne powiększenie strefy bezpieczeństwa dla kierowców. Otrzymała ją wiceprezydent miasta Katarzyna Spychała. Nie zgodziła się jednak na powiększenie strefy bezpieczeństwa. Wyjaśniła przedstawicielom komisji współdziałania organizacji związkowych, że jej zdaniem aktualnie obowiązująca strefa buforowa jest optymalna zarówno dla kierowców, jak i pasażerów. Związkowcy zawodowi jednak nie odpuszczali. 23 października skierowali do Katarzyny Spychały kolejne pismo. Próbowali dowiedzieć się m.in., kto wydał opinię, iż zwiększenie strefy bezpieczeństwa w autobusach i trolejbusach do stanu z marca 2020 roku nie wpłynie istotnie na zagrożenie zarażenia się koronawirusem przez kierowców.

- Na to pismo już nie doczekaliśmy się odpowiedzi – twierdzi Stanisław Taube. - Gdy próbowałem interweniować telefonicznie, odesłano mnie po dalsze wyjaśnienia do Zarządu Komunikacji Miejskiej jako do organizatora przewozów.

Jednak także Hubert Kołodziejski, dyrektor ZKM w Gdyni, nie widzi potrzeby powiększenia strefy bezpieczeństwa w autobusach i trolejbusach. Uważa, że byłoby to niekorzystne dla pasażerów.

- Aktualnie wydzielona strefa bezpieczeństwa, wyłączone z użytku pierwsze drzwi oraz przestrzeń przy kabinie kierowcy, zdaje się być optymalną - twierdzi Hubert Kołodziejski.

Jak dodaje, pojemność pojazdów komunikacji miejskiej została bardzo mocno ograniczona. Wynosi obecnie tylko 50 procent miejsc siedzących, lub 30 procent wszystkich przy zachowaniu co drugiego niezajętego.

- Ewentualne zwiększenie strefy bezpieczeństwa o cztery miejsca, czyli w niektórych pojazdach aż o 15 procent, istotnie pogarszałoby warunki przewozu pasażerów - informuje Hubert Kołodziejski. - A przecież do tego służą środki komunikacji miejskiej.

Według dyrektora ZKM pasażerowie na pierwszych siedzeniach, najbliżej kierowcy, gdzie przebywać mogą maksymalnie dwie osoby, nie zagrażają bezpieczeństwu prowadzącego pojazd. Tym bardziej, że przebywa on za szybą kabiny. Dodatkowo pasażerowie ci, podobnie, jak inni w pojeździe, zobowiązani są do noszenia maseczek, a kierowca dokładnie ich widzi.

- Może na bieżąco upominać podczas obserwacji wnętrza pojazdu osoby, które nie stosują zakrycia ust i nosa - uważa Hubert Kołodziejski.

Dyrektor ZKM w Gdyni jest ponadto zdania, że kierowcy wcale nie są bezradni, kiedy widzą w pojeździe pasażerów bez nakrycia ust i nosa, którzy dodatkowo nie reagują na wezwania i nie zamierzają wysiąść z pojazdu. Na takie sytuacje ZKM opracował specjalne procedury.

- W sytuacji gdy kierowca zauważa pasażerów niezasłaniających ust i nosa, może im zwrócić uwagę - twierdzi Hubert Kołodziejski. - Najlepiej poprzez odtworzenie komunikatu fonicznego z przypomnieniem tego obowiązku. Jeżeli nie przyniesie to skutku, kierowca może droga radiową zgłosić dyspozytorowi centrali ruchu ZKM postój i poprosić o wezwanie służb porządkowych. Zazwyczaj presja i niezadowolenie pozostałych współpasażerów powodują, że osoba, ignorująca początkowo obowiązujące nakazy, zasłania usta oraz nos. Wówczas podróż może być kontynuowana.

Kierowcy są jednak zdumieni tego typu argumentami.

- Nie za bardzo wiem, skąd dyrektor Kołodziejski ma podobne informacje i wie lepiej od nas, jak reagują pasażerowie przy okazji podobnych sprzeczek - mówi jeden z nich. - To nie on siedzi za kółkiem autobusów i trolejbusów, tylko my. W przypadku podjęcia decyzji o przymusowym postoju na przystanku złość pasażerów bardzo często skupia się na nas. Wyzywają kierowców od najgorszych. Wykrzykują, że mamy się nie wygłupiać i dalej jechać, bo spieszą się do pracy, szkoły, czy na spotkanie. Tymczasem my nie jesteśmy od tego, aby wdawać się w dyskusje i sprzeczki z pasażerami, fundowane nam przez organizatora przewozów. Mamy być skoncentrowani, spokojni i bezpiecznie prowadzić pojazd. Awantury z pasażerami temu niestety nie sprzyjają. Tak, jak już wspomniałem, na wstrzymywanie kursów wbrew temu, co uważa dyrektor Kołodziejski, nie zgadzają się też jego podwładni z centrali ruchu. Każą nam ruszać z przystanków i straszą karami.

Stanisław Taube zapowiada, że jeśli problem nie zostanie rozwiązany, możliwe są dalsze kroki ze strony przedstawicieli załóg komunalnych spółek przewozowych i kierowców.

- Taka sytuacja jest nie do pomyślenia - mówi Stanisław Taube. - Urzędnicy Ratusza i dyrekcja ZKM pozamykali się w budynkach, chronionych przez strażników miejskich. Nikogo tam nie wpuszczają. Niektórzy w ogóle nie wychodzą z domu pracując zdalnie. Jak gdzieś się wybierają, to samochodami, lub też wożeni są służbowymi autami przez kierowców. A i tak część z nich zachorowała na koronawirusa. Jednocześnie twierdzą, że podchodzenie pasażerów do kierowców w pojazdach komunikacji miejskiej na odległość zaledwie kilkudziesięciu centymetrów nie jest zagrożeniem dla ich zdrowia. To śmieszne. Zobaczymy jednak, co powiedzą, kiedy kierowcy zaczną chorować lub zbuntują się i nie będą chcieli dalej jeździć. Ciekawe kto wtedy weźmie na siebie winę, jak mnóstwo osób w Gdyni nie będzie miało jak dojechać do szkoły i pracy? Winowajcami będą znowu kierowcy?

Przedstawiciele załogi komunalnych spółek przewozowych mówią, że teraz o pomoc w sprawie przywrócenia większej strefy bezpieczeństwa w pojazdach poproszą radnych Gdyni.

- Teoretycznie sprawują kontrolę nad urzędnikami, a nawet nad prezydentem miasta, niech więc przemówią im do rozsądku – zapowiada Stanisław Taube. - Jeśli to nie poskutkuje, zobaczymy, co dalej. Na pewno jednak tak tej sprawy nie zostawimy.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki