Wiele osób uważa, że skoro ktoś wygrał wybory, to dostał mandat do podejmowania samodzielnie decyzji, a jedynym ograniczeniem jest prawo. Krótko mówiąc, skoro wyborcy go wybrali, to ponosi odpowiedzialność, ale i ma prawo do decydowania w każdej sprawie dotyczącej miasta. Niektórzy nazywają to „demokracją jednego dnia” czyli sytuacją, gdy tylko dzień wyborów jest momentem wyrażania opinii przez mieszkańców, a potem już mają działać zatrudnieni przez nich urzędnicy. Niezadowoleni mieszkańcy mogą czekać na kolejne wybory. W myśl tej zasady, jeśli prezydent Gdyni zamierza coś zrobić, to może, a mieszkańcy mogą zabiegać o zmianę jego decyzji. Zatem tysiące gdynian powinny przekonywać jednego człowieka, by zmienił swój plan i nie podejmował danej decyzji, a on zawsze może powiedzieć: „sorry, nie przekonaliście mnie”. To założenie, że to prezydent jest władcą i decydentem, a mieszkańcy – wnioskodawcami i petentami. Prosimy, wnioskujemy, namawiamy, manifestujemy – a prezydent w swej przenikliwości zrobi, jak uważa. Zlikwiduje szkołę – pyk, skasuje przestanek autobusowy – siup, sypnie monetami zawodowym kopaczom – i już!
Co do zasady jest inaczej – to mieszkańcy są podmiotem, a do realizacji zadań zatrudniają urzędników, zlecając im robotę. Powinni oni dostać listę zadań (obietnic wyborczych) i je, punkt po punkcie, realizować. W naszym mieście niestety tak nie jest, rządzi demokracja jednego dnia.
Nie pamiętam od dwudziestu lat sprawy, w której było tak wiele jednoznacznie przeciwnych głosów mieszkańców Gdyni. Chodzi oczywiście o Polankę Redłowską – miejsce spotkań i spacerów ludzi niezależnie od wieku i płci, dla której ma być uchwalony plan pozwalający na zabudowę części terenu. Po szerokiej akcji społecznej, nagrywaniu filmów, piosenek, akcji #wojtekniesprzedawaj, dyskusjach, ogromnej liczbie uwag do planu miejscowego, nie da się udawać, że mieszkańcy nie mają w tej sprawie zdania. Mają niezwykle spójne i zgodne – nie sprzedawać, nie komercjalizować, nie ograniczać dostępu! Przez 20 lat nie widziałem takiej determinacji jak teraz, by ich głosu nie uszanować. Mieszkańcy mówią, piszą, krzyczą – a prezydencki taran jedzie. Skąd mieszkańcy mają wiedzieć co jest dla nich dobre? Po to jest prezydent – ON PO PROSTU WIE i zrobi po swojemu.
Ktoś zapyta: Skąd ten upór? Czy nie lepiej łaskawie zgodzić się na postulaty mieszkańców i posłuchać głosu ludu? Odpowiedź przynosi lektura budżetu Gdyni. W miejskiej kasie pusto, nowe długi rosną, a poprzednie trzeba spłacać – pieniądze są na gwałt potrzebne. Dlatego należy je pozyskać sprzedając grunty, choć w tym wypadku oznaczać to będzie gwałt na Polance Redłowskiej – przestrzeni unikalnej rodzaju. Gdy ją stracimy, skutki będą nie do naprawienia. To działanie przypominające akcje talibów niszczących tysiącletnie zabytki. Skutki ich szaleństwa nie zostaną naprawione już nigdy. I tak jak zniszczone posągi Buddy można jedynie wspominać, tak i nam zostanie Polanka na sentymentalnych fotkach, a na spacer pojedziemy… do Wejherowa.
Panie prezydencie Wojciechu Szczurku, serio, to chciałby Pan po sobie zostawić naszym dzieciakom? Chce Pan zostać zapamiętany niczym obłąkany talib niszczący to, co wartościowe? Tak po prostu zignorować głosy ludzi, którzy Pana zatrudnili?
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?