Złośliwości nie są moim żywiołem, poszedłem wiec na prelekcję, niezwykle ciekawą i merytoryczną, o jednych kwestiach wiedząc coś więcej, innych mniej, a innych – w ogóle i było to cenne doświadczenie. W opowieściach o wielu pomysłach czy ideach, których nigdy nie zrealizowano, pojawiał się oczywisty powód, który je zniweczył, czyli wojna. Dramatyczny, nienegocjowalny akord, który zeruje plany, marzenia i projekty, całkowicie zmieniając rzeczywistość. A po tej wojnie świat też już był inny i niekoniecznie sprzyjający powrotowi do wcześniejszych planów. I oczywiście, można nawet przyjąć z ulgą, że niektóre projekty się nie ziściły, a inne okazały się niedostosowane do realiów błyskawicznie rosnącego miasta – natomiast powód jest taki, z którym trudno dyskutować.
A co powinien powiedzieć prelegent zajmujący się niezrealizowanymi W OSTATNICH LATACH inwestycjami, poza wymienieniem ich długiej listy? Jaki tu niedyskutowalny dramatyczny powód ich braku powinien wybrzmieć? Jaka wojna okazała się kluczowa? Jakie zmiany ustrojowe? A może epidemie? Afery? Jaki światowy spisek lub jakie wydarzenie uniemożliwiło zbudowanie lodowiska, wielokrotnie już obiecanego gdynianom (wiceprezydent Łucyk niemal łkał ze wzruszenia zapowiadając pierwsze ślizgi na 2017 rok) ? Jak ocenić katastrofę lotniska, za które gdynianie zapłacili 100 milionów i nadal płacą? Dlaczego w świecie, gdzie wszyscy budują bezkolizyjne przejazdy przez tory, Gdynię, dumne dziecko Rzeczypospolitej, przerosła budowa choćby jednego? Czemu miały służyć opowieści o basenie olimpijskim? I wreszcie – po co robić wizualizacje obwodnicy Witomina, wiedząc doskonale, że miasto jest zadłużone po uszy i tego nie zrobi?
Możemy przypominać sobie opowieści o Nowej Węglowej, ulicy Jana Nowaka – Jeziorańskiego, dla fantastów mamy nawet historie toru F1 – i znów, ucieszyć się z braku realizacji niektórych megalomańskich inwestycji a zmartwić brakiem innych, bardziej oczekiwanych, nie zmieni to jednak faktu, że ich nie ma i raczej prędko nie będzie. I oczywiście można teraz słuchać tyrad o kwestiach terenowo- prawnych, o kosztach, zmianach prawa, trudnościach z wykonawcami, złym rządzie, niesłownych ministrach, nieprzyjaznych marszałkach czy niesłownych dyrektorach kolei, wrednej Komisji Europejskiej, która nie rozumie, o spiskach, niecnych knowaniach, kryzysach, cyklistach i masonach…
Boje się szukać jednej wspólnej przyczyny tych wszystkich porażek i zaniechań, bo wszystkie te wątki łączy tylko jedno: władze miasta, niezmiennie od ćwierćwiecza decydujące o tym co się dzieje i nie dzieje w Gdyni. Decydujące autorytarnie i samodzielnie, więc ponoszące wyłączną i samodzielną odpowiedzialność. I choć nie lubię prostych, uogólniających odpowiedzi, to tu nie mogę uwolnić się od przekonania, że ten trop nie jest wcale nieuprawniony. I wtedy jeszcze bardziej się boję, co może nas czekać dalej. Chyba, że wiosna przyniesie przesilenie i zamiast wojny, to pokojowa zmiana pozwoli na pisanie nowych rozdziałów opowieści o naszym mieście.
*A ponadto uważam, że Polanka Redłowska nie powinna być sprzedana, Norman Davies powinien być Honorowym Obywatelem Gdyni, a zasiedziała władza to prawie jak wojna.
Najlepsze atrakcje Krakowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?