Ktoś powie: co w tym nadzwyczajnego? Od lat jasne było, że teren miedzy śródmiejskimi ulicami Władysława IV, Obrońców Wybrzeża, Armii Krajowej i Abrahama jest własnością prywatną nie po to, by zawsze był tam zapuszczony skwer, ale wszystkich cieszyło, że jeszcze nic tam nie powstaje. Zastanawiające było co innego: samo powstanie w sąsiedztwie kolejnego budynku budzi pytania, wątpliwości i w szczególności obawy sąsiadów, ale równie wielkie budziła zapowiedź stworzenia ogólnodostępnego parku. I to jest największy znak czasu w Gdyni, gdzie ideę zieleni w śródmieściu po prostu – wynaturzono. W mieście, gdzie prezydenci z dumą ogłaszają budowę parku w istniejącym parku, a głównym elementem tej budowy jest wlanie gigantycznej ilości betonu w celu stworzenia parkingu, w takich deklaracjach szuka się drugiego dna. W mieście, które przez ostatnie lata przyzwyczaja nas do zieleni w donicach stojących na betonie, wszystko nabiera specyficznego znaczenia. Nic wiec dziwnego, że tutaj jest podobnie, zwłaszcza gdy mieszkańcy mają przez oczami Plac Unii – nową inwestycje dewelopera, który w Gdańsku potrafił zrobił urokliwy Garnizon, a w Gdyni wybrał opcję „więcej betonu, bracia!”.
Jak tu potoczy się sytuacja – zobaczymy. Na razie jest już pierwszy sukces: okazało się bowiem, że w naszym mieście nie tylko jest potrzeba rozmowy, ale i możliwość. Nie mówię oczywiście o spotkaniach z udziałem włodarzy, bo jesteśmy w Gdyni, a tu się z ludźmi raczej nie rozmawia tylko pisze się w „Ratuszu” czy na miejskim portalu. Chodzi o spotkanie i rozmowę zainteresowanych stron, czyli sąsiadów inwestycji i inwestora. Ponieważ mieszkańcy mieli dużo pytań i niepokojów prosząc o pomoc środowisko Gdyńskiego Dialogu, pojawiła się propozycja organizacji spotkania z deweloperem, w wąskim gronie, bez wiecowania, z konkretnymi pytaniami i jasnymi deklaracjami i podsumowaniem tego, co zostało powiedziane. Deweloper miał też pewne obawy, zapewne spodziewając się politycznej hucpy i taniej sensacji, ale zaufał naszej propozycji i do spotkania doszło.
Po owocach ich poznacie – jak mówi znany cytat, wiec nie ocenię oczywiście inwestycji przed jej realizacją, ale spotkanie już mogę. I tu mam same dobre wiadomości: nadal potrafimy i chcemy rozmawiać. Nadal zdarza się, że na zadane pytania ludzie otrzymują bardzo precyzyjne odpowiedzi bez bajania i okrągłych słów. Nadal ludzie próbują sobie ufać mimo życiowych niepowodzeń: jedni przyjmując wyjaśnienia, inni – pokazując mieszkańcom w zaufaniu szczegóły, których jeszcze nie komunikują. Nagle okazuje się, że w jednej sali siedzą ludzie, którzy słuchają siebie nawzajem, rozumieją i dopuszczają wzajemnie dobre intencje. I nie chodzi o to, że nagle deweloper udaje, że nie realizuje komercyjnego projektu – bo oczywiście realizuje.
Mieszkamy w dziwnym mieście, gdzie zabetonowane place nazywa się terenami zielonymi, drzewa sadzi się w donicach i gdzie składa się obietnice nawet nie próbując ich dotrzymywać. W tej odwróconej rzeczywistości coraz trudniej wierzyć nam sobie nawzajem i mieć ochotę na rozmowę, a na dodatek okazuje się, że w Gdyni łatwiej na konkretną i szczerą rozmowę z mieszkańcami namówić … dewelopera niż prezydenta miasta. Aż mnie korci, by podsumowując ten tekst napisać: panie prezydencie, odwagi! Mieszkańcy chcą i potrafią rzeczowo rozmawiać jeśli się ich poważnie traktuje! – tylko podejrzewam, że nie o brak odwagi tu chodzi, a o poważniejsze kłopoty.
ZYGMUNT ZMUDA – TRZEBIATOWSKI
*A ponadto uważam, że Polanka Redłowska nie powinna być sprzedana, Norman Davies powinien być Honorowym Obywatelem Gdyni, a mądry dialog może uratować świat.
Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?