Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gawliński: Jako pięćdziesięciolatek zacząłem patrzeć na świat łagodniejszymi oczami

rozm. Ryszarda Wojciechowska
archiwum
W branży muzycznej każdy orze jak może. Nikt nie zrobi niczego dla idei. Jesteśmy jakby wypruci z tych wszystkich uczuć - mówi Robert Gawliński, lider zespołu Wilki

Dużo wody upłynęło od czasu, kiedy fanki pisały na twoim śmietniku czarnym lakierem do paznokci: "To święty śmietnik, bo tutaj śmieci wyrzuca Robert Gawliński". Pamiętasz jeszcze tę historię?
Pamiętam, ale częściej przypominają mi ją dziennikarze. Ja rzadko robię sobie takie powroty do przeszłości. Jeśli jednak chcesz, możemy się cofnąć...

Chcę, bo Wilkomania na początku lat 90. była niespotykanym w Polsce fenomenem. Od tamtego szaleństwa mogła się młodemu człowiekowi zapalić głowa. Ale Tobie udało się przetrwać.
Wielu przyjaciół odeszło za sprawą heroiny albo innych, ciężkich dragów. Ja też swoje za uszami mam. My jednak nie żyliśmy na maksa. Owszem, próbowaliśmy wszystkiego, powiedzmy, tak na sportowo. Ale nigdy nie przerodziło się to w jakiś ciąg. Wiedzieliśmy, że to po prostu zabija.

Czasami zdarzyło Ci się wyjść na scenę w stanie lekkiego albo cięższego upojenia. Teraz już nie.
Raczej nie. Ale może się zdarzyć, tak jak Januszowi Panasewiczowi, słabszy dzień. Coś wypił, nie zjadł wcześniej obiadu. Potem wyszedł na scenę. My już jesteśmy po pięćdziesiątce i organizm ma prawo czasami się zbuntować (śmiech). W Wilkach panuje jednak zasada, że przed koncertem nie pijemy mocnych alkoholi. Ja zresztą polubiłem wino, koledzy z zespołu trochę piwkują.

No to pełna nuda jak na Wilki. Żadnych skandali, nie tylko pijackich. A dzisiaj, jak nie ma ekscesów, to się nie istnieje.
Wiesz co, ja się cieszę, że wokół nas nie ma takiego szumu. Patrzę na młodych i myślę, że to ich czas. Że to wokół nich powinien być szum, skoro nie ma szumu wokół ich muzyki. Mówię to żartem i serio. Serio, bo rzeczywiście poziom artystyczny młodych zespołów mógłby być nieco wyższy. A żartem, bo jak oni nie zrobią wokół siebie hałasu, to nikt ich piosenek nie puści w radiu, nikt im nie poda ręki. Czasy są o wiele trudniejsze. I z jednej strony szkoda mi ich, a z drugiej, jak słucham jakiegoś numeru, to myślę, fajna zwrotka, nieźle się zaczyna, ale czegoś brakuje, jakiejś kropki nad i. No więc, jak brakuje tej kropki, to trzeba się ratować skandalami. Jeśli skandal powstaje naturalnie, jest fajnie. Ale jak bywa naciągany, to wtedy mamy do czynienia ze skandalistą, a nie artystą.

Nie masz dobrego zdania o celebrytach. Celebra Cię jakoś uwiera?
Nie chodzi o to, że uwiera. Bo taka głupawka jest na całym świecie, niestety. Mam gorsze przemyślenia, jeżeli chodzi o świat. I to, co się teraz dzieje na świecie, bardziej mnie przeraża.

Co Cię przeraża?
To, co robi Putin, na przykład. To jest tak, jakbyśmy się cofnęli do początku XX wieku. Boję się też zalewu niewybrednej rozrywki. Jestem fanem gier komputerowych i widzę, co się chociażby na tym rynku dzieje. Kiedyś takie gry były dla inteligentnych, młodych ludzi. Dziś tworzy się je dla młodych kretynów, którym się nie chce iść do szkoły. Siedzą więc i grają. To wszystko jest tak koszmarnie uproszczone, że ja z przyjemnością wracam do swoich starych gier, które mają charakter, duszę i są skomplikowane. Krótko mówiąc, zamiast się rozwijać, cofamy się, a raczej zwijamy. Mam wrażenie, jakbyśmy na którymś zakręcie historii skręcili nie w tę stronę. I znaleźli w takim miejscu, w którym hoduje się coraz głupsze społeczeństwo.

Gorzko.
Bo to jest społeczeństwo, które ma być jedynie mrówkami robotnicami i coś tam wytwarzać dla rządów, które są raczej iluzoryczne. Tak naprawdę światem rządzą korporacje, które potrzebują tylko mrówek robotnic. Jesteśmy w pułapce. Ale sami sobie tę pętlę założyliśmy na szyję. I boję się, że ta pętla będzie się coraz mocniej zaciskać. Oby to się nie skończyło jakąś totalną wojną albo tym, że kolejny kretyn trafi tym razem nie w samolot, a w stolicę europejską i to nuklearnym pociskiem. Owszem, w czasach powojennych zdarzały się krwawe wojny, jak w Jugosławii. Bratobójcze, smutne. Ale teraz mamy próbę odradzania się mocarstwa. To tak, jakbyśmy przez ostatnich 30 lat cofnęli się niepostrzeżenie o 100 lat.

Ale Ty swoich lęków nie przelewasz na papier. Nie tworzysz manifestów politycznych.
Bo uważam, że artyści powinni się trzymać od polityki z daleka. Nam i politykom razem nie po drodze.

Dlaczego? Artysta, jak każdy, ma prawo wyrażać swoje opinie.
Mnie raczej niepokoi podpieranie się polityków artystami. Im to jest na rękę, żeby się otaczać ludźmi znanymi i podziwianymi. Ale odwrotnie? Dalej nie mamy świadczeń, twórcy stracili też pięćdziesięcioprocentowy uzysk. Niedawno otrzymałem wyliczenie wysokości mojej emerytury. I wyszło, że to będzie 550 złotych. Czy to nie żałosne? Ja w tej chwili tyle miesięcznie płacę za prąd, ponieważ mam duży dom. Unia Europejska też bardziej przypomina mi Związek Radziecki niż prawdziwą unię. To centralne zarządzanie, te idiotyzmy wprowadzane jako rozporządzenia. Więc od polityki jak najdalej.

Mówisz, że w Polsce cała branża muzyczna jest chora. Na czym ta choroba polega?

Powstały, co prawda, związki zawodowe, ale one wciąż niewiele znaczą. Bo teraz każdy orze jak może. Nikt nie zrobi niczego dla idei. Jesteśmy jakby wypruci z tych wszystkich uczuć. Słyszę: - dobra, dobra, jak wy nie chcecie zagrać, to nie grajcie. Ja sobie zagram, bo potrzebuję pieniędzy. Nie ma wspólnoty, wzajemnego myślenia, żeby coś wspólnie poprawić.

To tak jak w innych dziedzinach życia, po prostu nie ma solidarności.
Aż trudno uwierzyć, że 30 lat temu w Polsce narodził się taki ruch. Że byliśmy takim mądrym i solidarnym narodem.

Teraz Solidarność zamknięto w muzeum...
Niestety, a wracając jeszcze do celebrytów, ja nic do nich nie mam. Ale w ich świecie też panuje zasada, że każdy orze jak może. Nie obchodzi mnie, co oni robią, bo to nie jest nic wartościowego ani ciekawego. Nie jestem jednak jakimś ultrasem. Brzydzę się każdym fundamentalizmem i wiem, jak on jest groźny dla całego świata. Czy to jest taki skrajny patriotyzm, czy ultra- katolicyzm, czy ultraislamizm, to ci wszyscy ludzie, którzy za tym stoją, nie mają nic dobrego do powiedzenia światu. Oni chcą świat podzielić i urządzić po swojemu.

31 sierpnia to nie tylko rocznica Porozumień Sierpniowych, ale też Twoich urodzin. To urodziny po pięćdziesiątce i tego się trzymajmy. Boisz się jako artysta upływu czasu?
Nie.

Krótko i po męsku. Ale nie chcesz udawać młodszego?
Nie przymierzam się do liftingu. Ale może w wieku 70 lat coś sobie poprawię ze względów estetycznych. To tak jak z naszym uzębieniem. Kiedy nam się przerzedza, uzupełniamy. Uważam, że człowiek powinien mieć prawo tak się starzeć jak chce. Jeśli ktoś sobie robi lifting, ma do tego prawo. Ja na razie robię trochę więcej skłonów, żeby walczyć z brzuszkiem.

Czuję, że to dobry moment w Twoim życiu, ta pięćdziesiątka...
(Śmiech). Co ty się tak do tej pięćdziesiątki przyczepiłaś.

Przepraszam, mówię jak kobieta...
A ja ci powiem jak Kuba Wojewódzki: "Mnie przeraża 48".

Patrzysz w lustro i co widzisz?
Czasami zmęczonego człowieka, jak na przykład teraz. Ale wczoraj próba, jutro też, pojutrze próba w Sopocie, potem sopocki festiwal, następnie Lubawa, Uniejów. I to tylko jeden tydzień. Przemieszczamy się, gramy i trzeba jeszcze dobrze wyglądać. Poza tym każdy myślący człowiek ma czasami gorsze dni, wątpi, wpada w trudne rozważania, czy nawet w dół. Ja jestem meteopatą i te jesienno-zimowe miesiące z siwym niebem działają na mnie źle. Wtedy muszę wskakiwać w pracę. Najlepiej jest jak nagrywamy płytę. Endorfiny same się wydzielają. Ale jest też tak, że jak napiszę kilka tekstów, to czuję się intelektualnie pusty. Na początku to świetne, nawet euforyczne uczucie. Wtedy lubię sobie jeszcze tę euforię podkręcić, wypijając więcej niż jedną butelkę wina. Potem się wysypiam. I następnego dnia nie wiem, w co ręce włożyć.

Pustka w środku?
Dokładnie, trochę pogram na kompie, wezmę gitarę. Ale wtedy komponowanie nie idzie jak wcześniej. Siedzę więc i myślę: kurde stary, już jestem do d...y. Napisałem trzy teksty i dalej nic, pustka w głowie. Monika się wtedy ze mnie śmieje, próbuje mnie rozbawić. Na szczęście taka refleksja przychodzi rzadko. Wiem, że są artyści, którzy mają takie doły, z których się trudno wygrzebać. Bardzo im współczuję, bo to straszny stan.

Jakąś zmianę zauważyłeś u siebie ostatnio?
Jako pięćdziesięciolatek zacząłem patrzeć na świat łagodniejszymi oczami. Jestem furiatem i wcześniej zdarzało mi się wybuchnąć. Dopiero po dłuższej chwili przychodziła refleksja. Teraz staram się tak nie reagować.

Nie żałujesz pewnych rzeczy, o których wcześniej dziennikarzom powiedziałeś? Na przykład tego, że rzucałeś nożem w żonę, czy tego, że eksperymentowałeś z różnymi medykamentami? Teraz każdy to może wyciągnąć.
No i co z tego? Mam 50 lat, dobrze się czuję, mój zespół jest świetny, jeden z najlepszych w Polsce. Czego mam żałować? Może gdybym chciał zrobić karierę na Zachodzie i to by mi się nie udało, pewnie nie czułbym się tak dobrze. Ale ja nigdy o to nie zabiegałem. Nigdy mi się Ameryka nie podobała. No, może na początku, zachłysnąłem się jak wielu. Ale potem, kiedy ten kraj poznałem, pomyślałem, że to wspaniałe miejsce dla muzyków, ale nie takie znowu cudowne dla ludzi. I jakoś mi odeszło. Gdybym myślał o karierze, to może wybrałbym Anglię. Ale z kolei Anglia jest tak hermetyczna, że tam każdy "foreigner" ma dwa razy gorzej. Jestem więc z siebie zadowolony. Może to była ręka boska, może szczęście, że udało się nam spokojnie przebrnąć. Że nie byliśmy idiotami, którzy się w coś zaplątali na amen, że to rock'n'rollowe życie nigdy nas nie pokonało.

Sukcesem jest to, że Wilkom udaje się trwać już ponad 20 lat na scenie.
Trwanie to chyba najtrudniejsza rzecz w życiu artystycznym. Przychodzą słabsze momenty, trudniejsze lata i trzeba przez to przebrnąć. Bo potem znowu zaświeci słońce, pojawi się jakaś nowa "Baśka" i cyrk się będzie kręcić.

Jak ktoś ładnie powiedział: "Baśka" to przyjaciółka narodu polskiego. I to tyle na ten temat, bo nie lubisz już mówić o tym numerze. A żona menedżer to dobre rozwiązanie? Praca nie wchodzi wam z butami do łóżka?

Tak się działo przez pierwszych dziesięć lat. Potem się nauczyliśmy, żeby te rzeczy od siebie separować.

A synowie, bliźniacy, dają sobie radę z Twoją popularnością?
Bałem się, jak to będzie. Ale ich rówieśnicy nie są naszymi fanami. Wiedzą, że jest taki zespół Wilki, podobnie jak Lady Pank czy Perfect. Ale znają nasze numery tylko dlatego, że ich rodzice tego słuchali. Beniamin gra na gitarze bardzo fajnie, Emanuel na basie, mają swój własny zespół. Chociaż Beniamin czasami gra z Wilkami, zastępując Maćka Gładysza, kiedy on nie może zagrać. Drobna rotacja w zespole i odrobina świeżej krwi nawet pomaga, jest jakimś nowym doświadczeniem. Potem wszyscy wracają na swoje miejsce i jest spokój.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki