Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gabriel Narutowicz to polityk dużego formatu. Rozmowa z Markiem Andrzejewskim

rozm. Marek Adamkowicz
Narutowicz stał ponad partyjnymi podziałami. Jako prezydent chciał łączyć, a nie dzielić
Narutowicz stał ponad partyjnymi podziałami. Jako prezydent chciał łączyć, a nie dzielić Rep.
Chociaż zamach na Gabriela Narutowicza miał miejsce 90 lat temu, to powinien być przestrogą również i dla nas. Nie można stwarzać klimatu sprzyjającego politycznym mordom. Z profesorem Markiem Andrzejewskim o nietuzinkowej osobowości pierwszego prezydenta Rzeczpospolitej, rozmawia Marek Adamkowicz.

W niedzielę, 16 grudnia, minęło równo 90 lat od tragicznej śmierci Gabriela Narutowicza. Pamiętamy go jako pierwszego prezydenta Rzeczpospolitej, ofiarę mordu politycznego i… to chyba wszystko.
Rzeczywiście. Gabriel Narutowicz przeszedł do historii głównie przez swoją tragiczną śmierć. A przecież był on cenionym w Europie fachowcem w zakresie budownictwa wodnego, profesorem renomowanej Politechniki w Zurychu, ministrem robót publicznych i ministrem spraw zagranicznych.

Imponująca jest ta wszechstronność. Można jednak powiedzieć, że historia Narutowicza była niezwykła od kołyski. Urodził się przecież na tzw. Litwie Kowieńskiej.
Narutowicz przyszedł na świat w 1865 r. w Telszach na Żmudzi, czyli na obszarze niejednolitym narodowościowo. W jego domu, dworku kresowej szlachty, były kultywowane polskie tradycje o czym świadczy udział jego ojca i przyrodniego brata w Powstaniu Styczniowym. Jego rodzony brat, Stanisław, był bardziej niż Gabriel związany z Litwą i od 1917 r. zasiadał w Radzie Litewskiej - Tarybie.

Cieniem na młodości położyła się jednak przedwczesna śmierć ojca.
Niewątpliwie tak. Jan Narutowicz zmarł, kiedy Gabriel i jego brat Stanisław mieli zaledwie kilka lat. Dlatego też ciężar ich wychowania spoczął na matce, Wiktorii z domu Szczepkowskiej…

… która - dodajmy - była postacią nietuzinkową. To ona pchnęła Gabriela w świat, do nauki?

Wiktoria Narutowicz była, jak na ówczesne warunki, kobietą oczytaną, znającą kilka języków. Swoje nie do końca zrealizowane ambicje przeniosła na synów. Chcąc zapobiec ich rusyfikacji wybrała dla nich niemieckie gimnazjum w nadbałtyckiej Lipawie. Natomiast studia Gabriel Narutowicz podjął w St. Petersburgu na wydziale matematyczno-fizycznym tamtejszego uniwersytetu. Z uwagi na pogarszający się stan zdrowia musiał je przerwać. Jego wyjazd do Szwajcarii, do Davos, wiązał się właśnie z poważnymi problemami zdrowotnymi. Po dojściu do sił zdecydował się - z uwagi na klimat - na podjęcie studiów na Politechnice w Zurychu.

W Szwajcarii pomagał Polakom prześladowanym przez carat. Podobno nawet był związany z robotniczą partią Proletariat.
Podobnie jak w czasie pobytu St. Petersburgu, Narutowicz obracał się w środowisku polskiej młodzieży. Wielokrotnie służył rodakom pomocą materialną. Natomiast jego lewicowości bym nie wyolbrzymiał. Miał kontakty z osobami o zapatrywaniach lewicowych, ale sam był bardziej "człowiekiem środka". Mówiąc o jego aktywności społecznej, trzeba przede wszystkim wspomnieć o zaangażowaniu w latach I wojny światowej w prace Komitetu Generalnego Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Komitet działał w Vevey, a związani z nim byli m.in. Henryk Sienkiewicz i Ignacy Paderewski. Narutowicz był też autorem artykułu na temat kwestii polskiej, który ukazała się na łamach opiniotwórczej "Neue Zurcher Zeitung". W publikacji tej bronił aktu 5 listopada 1916 r., czyli zapowiedzi władz niemieckich i austro-węgierskich utworzenia Królestwa Polskiego. Mimo pewnych zastrzeżeń, Narutowicz oceniał, że manifest ten jest korzystny dla sprawy polskiej.

Głos Narutowicza w sprawach polskich wydaje się tym ważniejszy, że na przełomie XIX i XX w. był on jednym z najbardziej znanych Polaków na Zachodzie, a to za sprawą swojej działalności zawodowej.
Trzeba wyraźnie podkreślić, że Narutowicz był wybitnym inżynierem, bardzo kreatywnym projektantem i budowniczym wodnych elektrowni, który wniósł duży wkład w rozwój tej dziedziny. Był także cenionym pedagogiem. Kwestie trudne, skomplikowane wykładał w sposób jasny, zrozumiały. Natomiast nie był typowym uczonym i jego dorobek naukowy jest niewielki. Narutowicz był wybitnym, pełnym innowacyjnych rozwiązań praktykiem i błędne jest charakteryzowanie jego jako wybitnego naukowca.
Jesienią 1919 r., będąc u szczytu sławy, zamknął emigracyjny rozdział w swoim życiu i powrócił do kraju.

Wrócił do Polski właściwie rok później. Jego żona, Ewa z Krzyżanowskich, zmarła po ciężkiej chorobie w lutym 1920 r. Choć śmierci żony można się było spodziewać, to jednak stanowiła ona duży cios. Było to kolejne nieszczęście, których zresztą los Narutowiczowi nie szczędził. Jego córka, Anna, zachorowała jako dziecko na zapalenie opon mózgowych, przez co do końca życia była niepełnosprawna. Narutowicz był zmuszony oddać ją pod opiekę zakonnic w Chełmnie, gdzie zmarła w 1987 roku w wieku 80 lat. Niczym szczególnym nie wyróżnił się też syn Stanisław, który zmarł w Szwajcarii w latach pięćdziesiątych.

Jaki obraz Polski miał Narutowicz po przeszło 30 letnim pobycie w Szwajcarii?
Dostrzegał on ogromne zapóźnienia cywilizacyjne Polski i uważał, że trzeba skoncentrować się na ich nadgonieniu. W widzeniu Rzeczypospolitej Narutowicz miał sporo wspólnego z budowniczym Gdyni, Eugeniuszem Kwiatkowskim. Dla niego celem nadrzędnym była budowa silnego gospodarczo i demokratycznego państwa.

W grudniu 1922 r. Narutowicz zdecydował się kandydować w wyborach prezydenckich. Faworytem nie był, a mimo to wygrał...
Jego kandydaturę wysunęło PSL "Wyzwolenie". O najwyższy urząd w Rzeczypospolitej ubiegało się pięciu kandydatów. Całkiem niespodziewanie w ostatniej turze, kiedy pozostało ich już tylko dwóch, Narutowicz pokonał kandydata prawicy Maurycego Zamojskiego. Wygrał dzięki głosom partii PSL "Piast", której reprezentujący wiejski elektorat posłowie, nie mogli głosować na największego obszarnika.

Zastanawiam się, Panie profesorze, skąd tak duża agresja wobec demokratycznie wybranego prezydenta? Zdaje się, że piastując funkcje ministerialne nie spotykał się z tego rodzaju atakami.
Wcześniej Narutowicz nie był obiektem ataków. Jego zwycięstwo stanowiło dla prawicowych ugrupowań szok. Operowały one argumentem, że Narutowicz otrzymał mniej "polskich" głosów, niż Zamojski. Rzeczywiście, na Narutowicza głosowali przedstawiciele mniejszości narodowych, ale przecież byli oni polskimi obywatelami i mieli, przynajmniej formalnie, takie same prawa jak parlamentarzyści narodowości polskiej. Zaraz po wyborze Narutowicz stał się obiektem zmasowanych ataków. Przeciwnicy nie przebierali w środkach. Zamachowiec, artysta malarz Eligiusz Niewiadomski, był w pełni poczytalny i osobiście nie żywił do Narutowicza jakiejkolwiek urazy! Decydując się na ten obcy polskiej kulturze politycznej krok chciał "pomóc" Polsce. Niewiadomski był skrajnym nacjonalistą, który miał swoistą wizję odrodzonej ojczyzny. Dodam jeszcze, że zamach miał miejsce, kiedy emocje zaczynały opadać, a Narutowicz prowadził zaawansowane rozmowy nad utworzeniem rządu, w skład którego weszliby i przedstawiciele atakującej go prawicy. Wykazał tym samym, że stoi ponad partyjnymi podziałami i jest politykiem dużego formatu.

Wyciągnęliśmy wnioski z tamtej tragedii?
Sądzę, że chociaż zamach na Narutowicza miał miejsce 90 lat temu, to powinien być przestrogą również i dla nas. Absolutnie nie można stwarzać klimatu sprzyjającego politycznym mordom. W życiu publicznym, mimo istniejących różnic, nie powinno się zapominać o szacunku dla politycznych adwersarzy.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki