Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś bluzgi zajęły miejsce politycznych bon motów

Ryszarda Wojciechowska
Piotr Smoliński, Bartek Syta
Spirala brutalnej mowy nakręca się. Ale ten agresywny, czasami pełen nienawiści język już dawno wyszedł poza polityczny świat. Teraz karmią się nim także tak zwani celebryci. To ich czas, specjalistów od kłusownictwa seksualnego i od „ludzkich śmieci”. To czas prawdziwych patriotów i prawdziwych mężczyzn, przynajmniej w internecie. To tam ich agresywne teksty są najczęściej czytane i komentowane.

Jak bardzo język rozmowy publicznej zmienił się, może świadczyć ranking ostrych powiedzeń i cytatów, które wybrali czytelnicy Wirtualnej Polski dokładnie przed 10 laty. Wówczas zwyciężył Leszek Miller ze swoim stwierdzeniem, że „bracia Kaczyńscy są nie tylko z tej samej partii, ale z tego samego jaja”. Na drugim miejscu znalazł się Roman Giertych, tłumaczący Andrzejowi Lepperowi: „Panie Lepper, nie wie pan, że z dwóch panów świnków lub dwóch pań świnek nie będzie małych świniątek?”. A trzecie miejsce zajął Bogdan Pęk za przeróbkę poezji ludowej, przy czym jego wersja brzmiała tak: „W Poroninie na jedlinie wiszą gacie po Leninie. Kto chce w Unii awansować, musi gacie pocałować”.

Dziś ta naparzanka słowna wygląda zupełnie inaczej i dotyczy zupełnie innych tematów.

Niedawno złotą myślą popisał się Rafał Ziemkiewicz - prawicowy publicysta i autor książek science fiction. Komentując dyskusję wokół programu Rodzina 500+, napisał na Twitterze: „Macie rację, samotnym te 500 złotych należy się jeszcze bardziej. Kłusownictwo seksualne pochłania kasę strasznie...”.

Wokół tego kłusownictwa seksualnego zagotowało się. Ale niesłusznie, bo przecież Ziemkiewicz to znany wielbiciel kobiet. Rozkosznie i rubasznie potrafi pewne rzeczy dotyczące kobiet skwitować. Wcześniej wiele hałasu narobił inny jego wpis: „No cóż, kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej, niech rzuci pierwszy kamień”. W ten sposób podsumował wydalenie z zakonu trójmiejskiego zakonnika podejrzanego o gwałt na nietrzeźwej dziewczynie. Część internautów nazwała go wtedy szambonurkiem, ale on, niezrażony i wzmocniony wpisami prawdziwych mężczyzn, zamieścił kolejny wpis, a właściwie pytanie do oburzonych „tłitem” o wykorzystaniu nietrzeźwej kobiety. „A jak facet rano trzeźwieje obok kaszalota, też ma prawo skarżyć ją o gwałt?”.

***

Spirala brutalnej mowy nakręca się. To czas specjalistów od kłusownictwa seksualnego i od „ludzkich śmieci”. Czas prawdziwych patriotów i prawdziwych mężczyzn. To ich agresywne teksty są najczęściej komentowane w internecie

Jeszcze ostrzejszego języka używa Mariusz Pudzianowski, były strongman, znany z tego, że najszybciej donosił na miejsce betonowe walizki, a także z tego, że wywijał na parkiecie w „Tańcu z gwiazdami”. Tym razem dał się poznać jako komentator rzeczywistości. Pudzianowski obecnie jest biznesmenem i ma firmę transportową. I to od niej wszystko się zaczęło. Jeden z jego tirów zaatakowali uchodźcy, którzy chcieli się przedostać z Calais do Wielkiej Brytanii. Strongmana poruszyło to tak, że zamieścił wpis mówiący o tym, że dla takich ludzi nie ma żadnej tolerancji. Bo są to osoby, do których pasuje określenie „ludzkie śmieci”. Do wpisu dołożył też zdjęcie wielkiego kija bejsbolowego, z którym - jak czytamy - jest gotowy na przyjście uchodźców oraz na to, by przeprowadzić im „przyspieszoną naukę asymilacji”.

Na to zareagowała Joanna Grabarczyk z organizacji HejtStop, zgłaszając ten wpis do prokuratury jako nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych. Pudzianowski w odpowiedzi nazwał ją „zakompleksioną, sfrustrowaną kobietą, szkodzącą normalnym ludziom”. Zalecił kurs odchudzania online i do wpisu dołączył mem, na którym jest zdjęcie Grabarczyk z podpisami „Judeopolonia”, „antypolonizm”, „Kapuś systemu” itd. I jeszcze dodał pod adresem HejtStop: „Skierowaliście w moją stronę topór wojenny, droga fundacjo, ale moja artyleria w postaci Narodu Polskiego jest o wiele cięższa. Tanio skóry nie sprzedam. Polska górą”.

I rzeczywiście prawdziwi patrioci zalali Pudzianowskiego zapewnieniami, że ma rację i tak trzymać. Tak pisać.

W tej sprawie zareagował też Paweł Kukiz, komentując: „Nie dziwię się pani Joannie... Gdybym był na jej miejscu, to też marzyłbym (marzyłabym) o imigrantach w kontekście sylwestrowej nocy”. Nawiązał tym samym do sprawy sylwestrowych ataków seksualnych na kobiety w Kolonii, których sprawcami byli imigranci. Potem przepraszał za te słowa, ale w swoim stylu. „Usunąłem wczorajszy wpis, który ku mojemu zaskoczeniu, oburzył niektóre nowoczesne środowiska. Nie było moją intencją urażenie uczuć pani Joanny Grabarczyk. Zakładałem, że jej otwartość i tolerancja nie znają granic rasowych. Jeśli się pomyliłem, przepraszam”.

Ale też wpisy z tej drugiej strony, w obronie Joanny Grabarczyk, nie należały do eleganckich. Tomasz Kammel np. zabrał głos i prawdziwie po męsku zwrócił się do Pudziana: „Byłeś parę razy w »Pytaniu na śniadanie« i pokazałeś, że masz głowę na karku. Teraz pokazujesz, że masz pałę. Wielką, drewnianą pałę. Proszę cię, przestań, bo zacznę wierzyć, że głowa służy Ci tylko do jedzenia”.

Rzeczywiście, głowa odpada.

Ale też agresywnego języka używają kobiety. Po powołaniu podkomisji śledczej do zbadania katastrofy smoleńskiej była premier Ewa Kopacz, pytana o komentarz, powiedziała, że komisja będzie działać pod przyjętą tezę. Tę jej wypowiedź podsumowały dwie zwolenniczki PiS. Irena Szafrańska, celebrytka „dobrej zmiany” i prawicowego Twittera, na Facebooku stwierdziła, że była premier wygląda jak „nieboszczka po trzeciej ekshumacji”, a Joanna Lichocka napisała, że raczej jak Michael Jackson. Te eleganckie wypowiedzi równie elegancko skomentował inny celebryta, Tomasz Lis, pisząc, że „PiSladies uważają, że Jaruś gwarantuje im urodę i mózg”.

To tylko przykłady z ostatnich dni. I pewnie ta słowna naparzanka będzie się rozwijać w najlepsze.

Medioznawca profesor Wiesław Godzic jest podobnego zdania. Twierdzi, że nasz naród jest jak lawa. Pod powierzchnią jako takiej układności wszystko buzuje. I od czasu do czasu się wylewa. Wystarczy, że poseł powie do posłanki „Proszę się nie walić w łeb” i już otwiera się kolejna furtka. A powiedział to w końcu elegancki Ryszard Petru.

Dla profesora ten agresywny, brutalny język Pudzianowskiego i jemu podobnych to nowy wzorzec, który pozwala nie tylko zwrócić na siebie uwagę, ale też wygrywać wybory i odnosić sukcesy. To nowy typ macho. Natomiast cała reszta to słabeusze, niedorajdy, humaniści w okularkach.

Taki wzorzec, jego zdaniem, jest już zaszczepiany dzieciom w szkole. To uboczny produkt kapitalizmu, który w Polsce nastał przed 26 laty. Przeciwstawia mu się słabiutki głos Kościoła, który niekiedy też bywa brutalny, i głos humanistów, którzy nie są teraz dobrze widziani w społeczeństwie, bo zdaniem tych macho, humaniści społeczeństwo zmiękczają. A społeczeństwo ma być teraz silne, gotowe do walki.

- Będzie jeszcze gorzej i brutalniej. Jeszcze bardziej umocni się przekonanie, że tylko silny odnosi sukces. Silny na wielu płaszczyznach, także tej dotyczącej społecznej debaty. Już teraz jakikolwiek dialog jest trudny, bo rozmowa wymaga traktowania drugiego człowieka jak partnera, a nie odpowiedzi: „Nie chce mi się z tobą gadać, bo mówisz głupoty”. Tak naprawdę podzieleni jesteśmy nie na dwie Polski, tylko na 36 milionów Polsk - twierdzi profesor Godzic.

Opowiada też anegdotę z młodości, kiedy jego pokolenie obowiązkowo uczyło się języka rosyjskiego. I chcąc nie chcąc, coś tam z tej nauki języka zostało.

- Kiedyś po wielu latach miałem zrecenzować w tym języku sztukę, która mi się nie podobała. I wie pani, że ja nie znałem słów, które pomogłyby wyrazić niepochlebną opinię? Bo nas takich negatywnych słów nie uczono. Wtedy wszystko, co się działo w Związku Radzieckim, musiało mieć pozytywny wydźwięk. W ten sposób poznałem rosyjski okrojony. W Polsce obecnie jest odwrotnie. Już dzieci stykają się z językiem złym, oznaczającym dominację, siłę, agresję. Język partnerstwa, dialogu, miłości będzie im coraz mniej znany. I to jest ogromnie niebezpieczne - kończy.

Pisarka Krystyna Kofta uważa, że ta językowa brutalizacja zaszła już tak daleko, że nie da się jej zatrzymać. Nie ma od niej odwrotu.

- Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby coś się zmieniło. To polityka coraz bardziej wyzwala tę brutalność. Ujawnia nasze kompleksy i nacjonalizmy. Ten pogardliwy język w stosunku do kobiet związany jest z systemem autorytarnym. Ta prawicowość przy ścianie, jaką teraz mamy, oznacza również antykobiecość. Do głosu dochodzi maczyzm. Ci obecni macho chcieliby, żeby kobiety siedziały w domu i rodziły im dzieci - tłumaczy.

Jej zdaniem, niepokojące jest też to, że nikt tych nastrojów nie uspokaja. Nawet prezydent Andrzej Duda, który - jak mówi pisarka - niby taki łagodny, niby hamletyzuje, jednak czasami podgrzewa temperaturę politycznej mowy.

Zauważa jednak różnicę między językiem, jakiego używa Rafał Ziemkiewicz, a językiem Mariusza Pudzianowskiego. Ten pierwszy obraża na wyższym poziomie, w sposób bardziej wysublimowany. Ale też dużo bardziej niebezpieczny, bo inteligent Ziemkiewicz powinien sobie bardziej, niż były strongman, zdawać sprawę z tego, co jego słowa znaczą i jak mogą ranić.

Ona jednak widzi pewne światełko w tym ogólnym brutalnym jazgocie. - Zauważyłam, że już nie chcę oglądać tych naparzanek i o nich czytać. Biorę do ręki pilota i wyłączam telewizor albo omijam takie teksty w internecie. Co więcej, słyszę, że już wiele osób tak robi - kończy Kofta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki