Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek na celowniku, czy historia niczym z "Procesu" Franza Kafki

Dorota Abramowicz
Janusz Hirsch: Poczułem się jak bohater "Procesu" Franza Kafki
Janusz Hirsch: Poczułem się jak bohater "Procesu" Franza Kafki Tomasz Bołt
Czuje się osaczony. Odkąd złożył skargę na nieuczciwego wspólnika, ktoś nieustannie pisze na niego donosy, po których nękają go kontrole. Nawet sąd wydał na niego zaoczny wyrok, nie zawiadomiwszy prawidłowo o terminie sprawy...

Kontrolerzy mijają się w drzwiach. Czasem nawet pracują ramię w ramię. Reprezentują urzędy skarbowe, Państwową Inspekcję Pracy, sanepid, Urząd Celny, ZUS, policję. Niektórzy sugerują, że ich wizyta to skutek "obywatelskiego doniesienia", inni wymownie milczą.

- Od trzech lat praktycznie cały czas jestem pod kontrolą - mówi Janusz Hirsch, przedsiębiorca, właściciel firmy Auto-Complex z Przodkowa, restauracji w Kartuzach, hotelu i przedszkola w Baninie oraz od grudnia ubiegłego roku Europejskiej Szkoły Wyższej w Sopocie. - To skutek donosów, które się pojawiły po tym, gdy były wspólnik przejął podstępnie majątek naszej spółki.

O Januszu Hirschu, m.in. laureacie konkursu Gastronom Pomorza i honorowej nagrody "Bursztynowe Usta" za pomoc potrzebującym dzieciom, do września tego roku pisali najwyżej lokalni dziennikarze. Przed miesiącem przedsiębiorca stał się znany w całej Polsce. Tygodnik "Wprost" ujawnił, że wskutek interwencji rzecznika praw obywatelskich śledczy zainteresowali się wcześniejszą skargą Hirscha na przejęcie majątku spółki H&P. W efekcie szczecińska Prokuratura Okręgowa wszczęła śledztwo badające okoliczności nabycia w firmie H&P samochodu przez prokuratora okręgowego w Gdańsku. Śledczy badają, czy bmw 523 nie został przyjęty przez prokuratora Dariusza Różyckiego w ramach łapówki od byłego wspólnika Hirscha, liczącego na pomoc w sprawie żony, oskarżonej o wyłudzenie 800 tys. zł kredytu. Prokurator konsekwentnie zaprzecza oskarżeniom.

Czy przedszkolaki piją wódkę?

Tymczasem od 2009 roku kontrolerzy nieustannie sprawdzają w firmie Hirscha prawdziwość mniej lub bardziej wiarygodnych zarzutów. Niektóre z nich są, zdaniem Hirscha, absurdalne. I aż dziw bierze, że potrafią zmobilizować urzędników do podjęcia kontroli.

- Jeden z donosów informował, że istnieje uzasadnione podejrzenie, iż w przedszkolu w Baninie dzieci piją alkohol - mówi przedsiębiorca. - Argumentowano to faktem, iż przedszkole mieści się w budynku sąsiadującym z Dworkiem Novello i przedszkolaki mają blisko do restauracji. Osiem postępowań wszczęto po skargach, że hałas z hotelu dochodzi do oddalonych o pół kilometra zabudowań. Sanepid pojawił się w restauracji w Kartuzach po doniesieniu, że sześć osób, mieszkających w jednym pokoju hotelowym, skarżyło się na brud i obecność myszy. Mamy tylko pokoje dwuosobowe. W żadnym z nich nie przebywała szóstka gości. Urząd Celny zajrzał do restauracji na wieść o tym, że pod tabliczką z napisem "Ekspozycja" stoją butelki ze starą banderolą. Teraz muszę, mimo wcześniejszej opinii tegoż samego (!) Urzędu Celnego, wskazującego, że taka forma wystawy jest zgodna z prawem, tłumaczyć, że jeśli coś jest "ekspozycją", to nie jest na sprzedaż.
Podczas naszej rozmowy Hirsch wyciąga z grubej teczki dokumenty. Pokazuje ostatnie wezwanie ze skarbówki, która zażądała przedstawienia oryginałów dokumentów sprzed siedmiu lat.

- Mam tylko kopie - rozkłada ręce. - Oryginały zabrał były księgowy. I nie oddał.
Przedsiębiorca twierdzi, że 40-50 kontroli rocznie potrafi rozłożyć nawet dobrze funkcjonującą firmę. Musiał zatrudnić aż trzy kancelarie prawne, by się bronić przed ostrzałem. Już nie liczy spraw sądowych. Stracił zdrowie, ale się nie poddaje.
- Ostatnio jednak ręce mi opadły - wzdycha, kładąc na biurku kolejne papiery. - Okazało się, że zaocznie skazano mnie w procesie, o którym poinformowano mnie trzy dni po ogłoszeniu wyroku.

Zlecenie dla kelnera

W styczniu tego roku w firmie Hirscha pojawiła się kolejna niezapowiedziana kontrola. Tym razem z Państwowej Inspekcji Pracy w Starogardzie Gdańskim.

- To był ciężki miesiąc, gdy ciągły stres w końcu odbił się na moim zdrowiu - wspomina Janusz Hirsch. - Od wielu dni zmagałem się z sięgającą 40 stopni C gorączką, byłem na zwolnieniu lekarskim. Pracownicy poprosili panią inspektor, by przyszła następnego dnia, gdy zostanie wyznaczona osoba, która będzie reprezentować moje interesy w trakcie kontroli.
Dzień po wszczęciu kontroli Hirsch trafił do szpitala w Gdyni Redłowie, gdzie pulmonolodzy stwierdzili zagrażające życiu obustronne zapalenie płuc.

Kontrola trwała. Inspektor zwróciła m.in. uwagę na formę zatrudnienia dwóch kelnerów, którzy pracowali na umowę-zlecenie jedynie w czasie imprez okolicznościowych organizowanych w lokalu Hirscha. Kelnerzy nie mieli zastrzeżeń z tego powodu do pracodawcy, za to pani inspektor - tak.

- Od inspektor ze Starogardu usłyszałam, że pan Hirsch nie ułatwiał nam współpracy, nie odbierał korespondencji, unikał kontaktów - mówi dziś Jolanta Zedlewska, rzecznik Okręgowej Inspekcji Pracy w Gdańsku. - Ustna informacja o chorobie nie jest dla nas wystarczająca, trzeba przedstawić zaświadczenie lekarskie.

- Pani inspektor została poinformowana telefonicznie o sytuacji, jednak zażądała, bym stawił się 6 lutego u niej osobiście - odpowiada Hirsch. - Lekarze nie pozwolili na ryzyko. Kolejne wezwanie przypadło na 20 lutego, jednak nadal chorowałem, leżąc w szpitalu w Gdyni. Zaświadczenie lekarskie dostarczyłem do PIP.
Z Gdyni lekarze wysłali go do specjalistycznego ośrodka w Lublinie. Tam zdiagnozowano rzadką chorobę gastrologiczną, którą jak później stwierdzono, mógł wywołać długotrwały stres. Powiedziano mu, że wymaga kompleksowego leczenia. Do rezultatów kontroli przedsiębiorca ustosunkował się w piśmie wysłanym 14 marca do PIP w Starogardzie Gd. 24 kwietnia otrzymał odpowiedź, że inspektor nie widzi podstaw do uwzględnienia jego racji. Odwołał się do Okręgowej Inspekcji Pracy. W kwietniu i w maju inspektorzy z Gdańska jeszcze raz sprawdzili jego firmę. Stwierdzili m.in. brak barierki przy schodach, którymi dostarcza się towar (barierki nie było od siedmiu lat, wcześniej nikomu to nie przeszkadzało), brak wentylacji w szybie oraz trzech otworów w drzwiach.

- Nie wskazano za to uchybień odkrytych przez panią ze Starogardu - mówi przedsiębiorca. - Wszystkie zalecenia pokontrolne wypełniłem. Byłem pewien, że na tym froncie, przynajmniej do następnego donosu, mam spokój.

Nie wiedział, że już 21 lutego, czyli w czasie gdy był unieruchomiony w szpitalnym łóżku, Państwowa Inspekcja Pracy w Starogardzie wysłała do Sądu Rejonowego w Kartuzach wniosek o ukaranie go.

- Wysłanie wniosku o ukaranie bez poinformowania i wysłuchania przedsiębiorcy nie jest niezgodne z prawem, a do sądu należy poinformowanie osoby zainteresowanej o sprawie - wyjaśnia Jolanta Zedlewska. - Kontrola OIP rzeczywiście wykazała, że wskazane wcześniej uchybienia zostały usunięte, ale nie obejmowała ona wykroczenia, o którym został zawiadomiony SR w Kartuzach.

Został pan skazany

Poniedziałek, 24 września. Na przodkowski adres firmy Hirscha przychodzi wezwanie z II Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Kartuzach na rozprawę główną. "Obecność obowiązkowa pod rygorem przymusowego doprowadzenia" - informuje sekretarz sądowy.

Problem w tym, że wezwanie było na miniony piątek, 21 września.
- Początkowo byłem pewien, że sprawa się nie odbyła - mówi Hirsch. - Jak można sądzić człowieka, który nawet nie wie, że został oskarżony? Potem jednak nadszedł wyrok, wydany w trybie zaocznym. Zostałem skazany na 1200 złotych grzywny. Poczułem się jak bohater "Procesu" Franza Kafki.
Na wezwaniu widnieje data wysłania - 25 czerwca br. I adres w Pępowie, pod którym Hirsch nie mieszka od dwóch lat.
Prezes Sądu Rejonowego w Kartuzach Wojciech Woszczyński wyjaśnia, że we wniosku z Państwowej Inspekcji Pracy nie było adresu Janusza Hirscha. - Początkowo rzeczywiście wezwanie wysłano w inne miejsce - przyznaje. - Pismo do nas wróciło, ale bez adnotacji, że oskarżony już tam nie mieszka. Bywa, że wracają do nas wezwania nieodebrane przez osoby, które w ten sposób próbują uniknąć stawienia się przed sądem. Jednak w tym przypadku ustalono obecny adres pana Hirscha i wysłano kolejne wezwanie.

- Czegoś nie rozumiem - zastanawia się przedsiębiorca. - Sekretariat dysponuje moim adresem. Przecież przed tym samym sądem toczą się sprawy przeciw mojemu byłemu wspólnikowi i jego małżonce, na które zgłaszałem się mimo choroby.
Wyrok zaoczny jest obecnie analizowany przez prawników przedsiębiorcy. A sędzia Woszczyński uspokaja - w związku z zaistniałą sytuacją przedsiębiorca ma prawo złożyć sprzeciw, po którym wyrok zaoczny straci moc. Sprawa rozpocznie się na nowo.

Uprzejmie donoszę

Janusz Hirsch nie ma złudzeń - pojedyncze zwycięstwo nie oznacza, że zakończy się permanentna kontrola firmy. - Póki pisane są donosy, póty będą się pojawiać przedstawiciele wielu instytucji - mówi zrezygnowany. - Dlaczego żaden z adresatów donosów nie wpadnie na myśl, że jego urząd jest wykonawcą aktu zemsty na mojej osobie?

Andrzej Bartyska, rzecznik Urzędu Kontroli Skarbowej w Gdańsku, na pytanie o rolę donosów w pracy jego firmy, na początku prosi, by używać raczej słowa "doniesienia". Ich autorami są konkurenci, sąsiedzi, znajomi, byli małżonkowie i pracownicy.
- Analizujemy całą korespondencję, jaka wpływa do UKS, nawet tę niepodpisaną - wyjaśnia. - Czasem, gdy nie dochodzi do naruszenia prawa podatkowego, przesyłamy ją do innych instytucji, na przykład na policję czy do inspekcji pracy. Kiedy wyselekcjonujemy materiały o potencjalnych wykroczeniach, weryfikujemy je, korzystając z naszej bazy danych. Nie jest tak, że samo doniesienie jest podstawą wszczęcia kontroli, mamy też inne źródła. Ile informacji uzyskanych od obywateli jest przydatnych? Oceniam, że około 5-7 procent.

Rzecznik UKS zgadza się, że kontrole "lubią chodzić stadami". Przypomina jednak, że ustawa o swobodzie działalności gospodarczej wprowadziła zakaz podejmowania i prowadzenia więcej niż jednej kontroli u przedsiębiorcy w tym samym czasie.
- U mnie ten zakaz nie jest przestrzegany, na co mogę przedstawić dowody - twierdzi Hirsch. - I każdego dnia zadaję sobie pytanie - jak to jest, że zatrudniam pracowników. Płacę podatki. I jestem traktowany przez państwo jak potencjalny przestępca.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki