Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artur Dziambor: Wolnościowcy nie rozbiją Konfederacji, ale ją wzbogacą

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
Artur Dziambor
Artur Dziambor fot. Adam Jankowski
- Musieliśmy się regularnie tłumaczyć z brzmiących proputinowsko wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego. I to nagle stało się głównym przekazem naszej partii i doprowadziło do obecnych spadków sondażowych. Musieliśmy twardo zareagować - mówi poseł Artur Dziambor z partii Wolnościowcy.

Dlaczego pan, wraz z dwoma innymi politykami, odszedł z partii KORWiN i utworzył w ramach Konfederacji nową partię - Wolnościowcy? Niedawno mówił pan, że nie możecie się zgodzić z wypowiedziami waszego prezesa Janusza Korwin-Mikkego, które są odbierane jako proputinowskie. To główny powód odejścia?
Stwierdziliśmy, że przekaz naszej partii idzie w złą stronę. Po tym, jak Rosja zaatakowała Ukrainę, co oczywiste, opinia społeczna skupiła się na wojnie. Wszyscy zastanawialiśmy się, czy wojna może rozlać się również na Polskę. Tymczasem przekaz kreowany przez Janusza Korwin-Mikkego, dla nas, członków partii KORWiN, był nie do zaakceptowania. Nie mogliśmy się zgodzić z wypowiedziami i analizami naszego prezesa. Jednocześnie musieliśmy się regularnie tłumaczyć z jego słów, wyjaśniać, co prezes miał na myśli. I to nagle stało się głównym przekazem naszej partii i doprowadziło do obecnych spadków sondażowych. Musieliśmy twardo zareagować. Podstawą naszej działalności, jako przedsiębiorców, którzy trafili do Sejmu, jest dążenie do tego, by system podatkowy był jak najprostszy. Żeby podatki i koszty pracy były jak najniższe. O tym chcemy mówić, a nie tłumaczyć się ze słów Janusza Korwin-Mikkego.

Przypomnijmy, Janusz Korwin-Mikke zastanawiał się, skąd wiadomo, że w Buczy mordercami byli Rosjanie, a nie Ukraińcy. Wasza reakcja dotyczyła tej konkretnej wypowiedzi czy całokształtu?
Całokształtu. Prezes wysyłał sygnały, które sprawiały, że można było mieć wątpliwości, kto jest agresorem, a kto ofiarą w tej wojnie. Dla nas ta kwestia jest oczywista. Prosiliśmy go, aby nie tworzył fałszywego wizerunku ludzi, którymi nie jesteśmy. Niestety, te prośby nie odniosły skutku. W tej sytuacji jedynym wyjściem było odłączenie się od niego.

Dlaczego dopiero teraz przeszkadzają wam prorosyjskie wypowiedzi Korwin-Mikkego? Słyszmy je przecież od dawna.
Tydzień przed rozpoczęciem wojny powiedziałam w telewizji, że nie wierzę w to, by Rosja zaatakowała militarnie Ukrainę. Uważałem, że Putin jedynie podbija piłeczkę, straszy. Nie mieściło mi się w głowie, że coś takiego, jak wojna, może się wydarzyć za naszą granicą. Już po wybuchu wojny, w kolejnym moim wystąpieniu telewizyjnym przyznałem, że pomyliłem się co do Rosji. Prezes Korwin- Mikke, który wcześniej chwalił Putina, też powinien był to zrobić. Tymczasem on nadal utrzymuje linię, która brzmi proputinowsko, nie wycofał się z niej. Wcześniejsze wypowiedzi prezesa nam nie przeszkadzały, według nas były niegroźne w kontekście tego, że Rosja przez ostatnie dekady na arenie międzynarodowej była postrzegana jako partner. Poza tym, te opinie Korwin-Mikkego można było wrzucić do kotła z innymi jego ciekawymi wypowiedziami czy dykteryjkami, które były niewinne i nie wpływały na rzeczywistość. Teraz sytuacja się zmieniła. Korwin-Mikke jest posłem i jego budzące wątpliwości wypowiedzi są relacjonowane w mediach na całym świecie. My mamy jasny, klarowny przekaz, stoimy po stronie Ukrainy. Nasza polityka powinna być skierowana w tym kierunku, żeby agresję powstrzymać, a Rosję ukarać. Kreowanie wątpliwości było dla nas niekorzystne, bo powstał dwugłos.

Czy stworzenie nowej partii, działającej w ramach Konfederacji Wolność i Niepodległość, w której jest też Korwin-Mikke, to jest dostateczne odcięcie się od niego? Przecież będziecie nadal z nim współpracować.

Żyjemy w takich realiach, że mała partia chcąc istnieć i być skuteczna, musi funkcjonować w ramach szerszego bloku. To dotyczy każdej strony sceny politycznej w Polsce. Poza tym, my w Konfederacji zgodziliśmy się na taką formułę. Nie chcemy być tylko w opozycji, chcemy mieć realny wpływ na życie w Polsce, a to wymaga zjednoczenia. Wszystkie partie w Polsce to partie, które wywodzą się z wielu środowisk. To dotyczy również ugrupowań Konfederacji. Dla naszego obecnego i potencjalnego elektoratu to jest coś pozytywnego. Są między nami różnice i one w głosowaniach od czasu do czasu się pojawiają. My te różnice akceptujemy. Natomiast nie zgadamy się na to, by wypowiedzi jednego polityka sprawiały, że wszyscy inni muszą tłumaczyć.

Nie można było Korwina wyrzucić?
Konfederacja tak nie działa. Zgodziliśmy się na składkowe funkcjonowanie Konfederacji. Zgodziliśmy się też na takie zasady, że nikt nikogo wyrzucić nie może. Można co najwyżej odejść.

Dlaczego nie odeszliście z Konfederacji?
W 90 proc. zgadzamy się z Korwinem, szczególnie w sprawach gospodarczych. To jedyny polityk mówiący o takich rozwiązaniach rynkowych, które ja jako osoba prowadząca firmę, oczekuję. Po odłączeniu się od Korwina, ale nadal będąc w Konfederacji, mamy większą możliwość zaprezentowania się, jako wolnościowcy. Nas interesuje to, żeby podatki i koszty pracy były jak najniższe i żeby w Polsce można było dogodnie prowadzić biznes. Na tym chcemy się skupić.

Pojawiają się głosy, że stworzenie kolejnej partii w ramach Konfederacji, to początek jej rozłamu.
Jest wręcz odwrotnie. To początek rozwoju Konfederacji. Swój elektorat ma Grzegorz Braun, Ruch Narodowy, Korwin- Mikke, a także my, którzy odwołujemy się przede wszystkim do przedsiębiorców, ale nie tylko. Przecież kwestie gospodarcze są ważne dla wszystkich. A obecnie, w sytuacji szalejącej drożyzny, szczególnie. Ludzie nagle teraz poczują, co to jest inflacja, podwyżka stóp procentowych i dlaczego tworzenie podatków i podateczków jest złe. Będzie coraz gorzej, coraz drożej, będą coraz wyższe kredyty. I to jest ten moment, aby środowisko wolnorynkowe wskazywało, że to, co robi ten rząd, ale i poprzedni, jest zwyczajnie destrukcyjne i złe. To jest ten czas, w którym programy partii należących do Konfederacji, mogą zyskać.

Jeśli chodzi o program polityczny, pomijając kwestię rosyjską, to właściwie czym będzie się różnić od innych ugrupowań należących do Konfederacji?
Różnic jest wiele. Inaczej, niż inni posłowie Konfederacji, głosowaliśmy choćby w kwestii dostępu do marihuany czy w sprawie handlu w niedziele. My jesteśmy za demokracją bezpośrednią, za wetem obywatelskim, za wiążącym referendum. Z kolei np. partia KORWiN odwołuje się do monarchii, co moim zdaniem zawsze było błędem. Niemniej jednak kierunek mamy wspólny. Dla mnie, jako nauczyciela, ważne jest też dążenie do tego, żeby w systemie oświaty wdrożyć radykalne zmiany, które kryją się pod hasłem - bon oświatowy.

To znaczy, że jesteście za całkowitym urynkowieniem oświaty?
Tak, i to nie jest nowa propozycja. Pierwszy o tym pisał amerykański ekonomista Milton Friedman. Nie byłoby jednego przymusowego podręcznika, jednego programu nauczania i jednej właściwej formuły prowadzenia zajęć. Szkoły miałyby swobodę i mogłyby we własny sposób edukować dzieci, ale musiałyby robić to tak, by uczniowie osiągnęli pewien poziom wiedzy. Ten poziom byłby określony certyfikatami, podobnymi do świadectw maturalnych. W tym systemie nie byłoby karty nauczyciela, a dyrektorzy byliby właścicielami firm, pracodawcami. To oni ustalaliby pensje nauczycielom, a nie minister. Dyrektor mógłby lepiej wynagradzać tych nauczycieli, którzy na to zasługują. W związku z tym, nauczyciele byliby lepiej wynagradzani i opłacałoby im się dobrze pracować. Takie zasady obowiązują w prywatnych szkołach językowych i zdają egzamin. Przypomnę, że wiem co mówię, bo od lat prowadzę tego typu szkoły. Dziś mamy sytuację patologiczną, w której to minister edukacji decyduje co roku, jakie są zarobki w oświacie.

Czy w systemie, według pana koncepcji, biednych będzie stać na dobre szkoły?
Tak. W tym systemie państwo nadal będzie miało konstytucyjny obowiązek edukacyjny i zwykły obywatel nie będzie płacił za wykształcenie dzieci. Szkoły byłyby prywatne, ale nadal byłyby finansowane przez państwo. Funkcjonowałby podobnie, jak prywatne przychodnie, które mają kontrakty z NFZ. Proponujemy, aby bon oświatowy pochodził z podatku celowego. Otrzymałby go rodzic, a następnie przekazałby go tej szkole, którą wybrałby dla swoje dziecka. To krok w kierunku poprawy konkurencyjności szkół - te najlepsze miałyby szansę na najwyższe zarobki i rozwój. Dziś sytuacja jest taka, że faktycznie wartościową wiedzę dzieci nabywają na zajęciach pozaszkolnych, a do szkół chodzą po oceny i świadectwa, i po to, żeby przejść system edukacji wymagany przez państwo. To jest chory system i trzeba to zmienić. Szkoły powinny realnie kształcić i mieć za to zapłacone. Przy okazji bonu dodam, że przebudowy wymaga cały system podatkowy - podatek dochodowy powinien zostać zlikwidowany. Zamiast tego, należy wprowadzić podatki celowe, właśnie np. na oświatę.

Czy popieracie trzynaste i czternaste emerytury?
Nie. Wsparcie dla emerytów można przygotować łatwiej i bardziej opłacalnie. Wystarczy odpodatkować emerytury - seniorzy dostaliby wówczas w skali roku więcej niż wynosi 13. czy 14. emerytura. Co prawda została wprowadzona wyższa kwota wolna od podatku, a więc cześć emerytur faktycznie została odpodatkowana z podatku dochodowego, ta skala powinna być jednak dużo szersza. Niestety, rząd na taki kierunek się nie zdecyduje, bo to byłoby dla niego niekorzystne politycznie. Trzynastka wypłacona do ręki jest przez emeryta bardziej zauważalna. To samo można powiedzieć o 500 plus, które mogłoby polegać na tym, że państwo zabiera rodzicowi mniej pieniędzy w ramach podatku. Ale ludzie by się do tego przyzwyczaili, nie zauważyliby 500 plus w takiej formule. A teraz na świadczenie pieniężne czekają i dziękują partii rządzącej za tak wielką dobroczynność.

Ekonomiści powtarzają, że świadczenia socjalne tylko podkręcają inflację. Z kolei rząd wyjaśnia, że w sytuacji tak wysokich cen, trzynastki i czternastki, są skutecznym wsparciem dla ludzi najgorzej sytuowanych. Zgadza się pan z rządem?
Absolutnie nie. Minister Marlena Maląg niedawno powiedziała, że czternastki to odpowiedź PiS na inflację. Zgodnie z tym tokiem myślenia, odpowiedzią na moją otyłość byłaby wizyta w McDonald’s. Pieniądze wypłacane w ramach świadczeń są puste, dodrukowane. Ich pojawienie się na rynku pobudzą inflację. Ale PiS nie zrezygnuje ze świadczeń socjalnych, bo straciłoby poparcie.

W ostatnim czasie, gdy trwa wojna na Ukrainie, strzelnice i sklepy z militariami są wręcz oblegane. Pan proponuje, by iść w tym kierunku i wprowadzić ułatwienia w dostępie do broni.
Tak, ale najpierw trzeba zacząć od edukacji. Popieram propozycję ministra edukacji Przemysława Czarnka, który chce przywrócić w szkołach przysposobienie obronne. Najpierw trzeba wyedukować społeczeństwo i poszerzyć świadomość na temat korzystania z broni, a potem można pomyśleć nad ułatwieniem dostępu do broni. Mój przyjaciel ma strzelnicę i namówił mnie na kurs strzelania. Jeszcze przed wojną na Ukrainie zapisałem się na szkolenie i będę ubiegał się o pozwolenie na broń do celów sportowych. Będę wiedział, jak ten proces wygląda i co warto w nim poprawić. Nie chciałbym dawać broni do ręki wszystkim chętnym tak, jak to było na Ukrainie w pierwszych dniach wojny. Należy najpierw doprowadzić do tego, że ludzie potrafią się tą bronią posługiwać.

Osoby, które krytykują tę propozycję, przywołują przykład amerykański. W USA dostępność do broni jest większa, ale też jest więcej wypadków z jej użyciem. Co jakiś czas słyszymy o szaleńcach, którzy strzelają do ludzi na amerykańskich ulicach czy w szkołach. Nie boi się pan, że u nas mogłoby być podobnie?
Nie możemy się porównywać do Amerykanów, którzy broń mieli od zawsze. To inne społeczeństwo, inna kultura. W Polsce mamy zarejestrowane 650 tys. sztuk broni. Podejrzewam, że drugie tyle to broń czarnoprochowa, która nie wymaga rejestracji. A więc mamy ponad milion sztuk broni. Tak naprawdę kupno broni nie jest wyjątkowo trudne. Ilu mamy szaleńców, którzy biegają z bronią po ulicach? Ile jest wypadków z użyciem broni? Owszem, zdarzają się, ale jest ich stosunkowo mało. Stwierdzenie, że jeśli ludzie będą mieli łatwiejszy dostęp do broni, to będą się nią zabijać, jest fałszywe. Ludzie mają powszechny dostęp do noży, a jednak regularnie się nimi nie mordują.

Każdy człowiek siadający za kierownicą jest potencjalnym mordercą. Chociaż wypadki mają miejsce, to jednak nie możemy mówić o masowych mordach na drogach. Szczególnie teraz, gdy trwa woja za naszą granicą, podnoszenie świadomości społecznej na temat broni jest konieczne.

Jednym z waszych postulatów jest wolność słowa i internetu. Niedawno Facebook zablokował konto Konfederacji, tłumacząc to propagowaniem treści antyszczepionkowych i mowy nienawiści. Może Facebook miał rację?
Wcześniej Facebook zablokował profil Janusza Korwin-Mikkego. A dodam, że to był najpopularniejszy w Polsce profil polityka w tamtym czasie. Profil Konfederacji w pewnym okresie też był najpopularniejszy, jeśli wziąć pod uwagę partie polityczne. Z kolei mój profil ma tzw. shadowbana. To znaczy, że profil istnieje, ale nikt go nie widzi. Dostałem go, bo umieściłem na nim zdjęcie z tej słynnej konferencji Kamińskiego i Błaszczaka, którzy prezentowali fotografie z telefonów migrantów, chcących przekroczyć granicę polsko-białoruską. Dodałem do tego komentarz, że takie zdjęcia pozostają z człowiekiem na całe życie. Zablokowano mi profil i oznaczono mnie, jako osobę promującą zoofilię czy jakieś obsceniczne treści. Napisałem odwołanie, tłumaczyłem, że te zdjęcia były pokazywane w telewizji publicznej. Ale Facebook tego nie uwzględnił… Można twierdzić, że Facebook jest prywatną firmą i taką prowadzi politykę. Trzeba jednak pamiętać, że Konfederacja jest partią polityczną i bierze udział w demokratycznych wyborach. Cenzurowanie jej głównego profilu i profilów jej polityków, to wpływanie na wynik wyborczy.

Czy wolność w internecie, według pana, powinna być nieograniczona?
Granice wyznacza prawo, choć ono też jest ułomne. Jeśli ktoś w internecie grozi mi śmiercią, to jest to groźba karalna. A jeśli ktoś zachowuje się niewłaściwie, to zawsze mogę go zablokować. Problem dotyczący cenzurowania treści jest jednak szerszy. Są media, które nie pokazują polityków Konfederacji. Redakcje nas nie zapraszają i o nic nas nie pytają. A jeśli o nas mówią, to tylko źle. Doskonale wiemy, które to redakcje. Czy mają prawo to robić? Tak, bo są prywatnymi redakcjami i taką prowadzą politykę. Natomiast, czy to jest dziennikarsko etyczne i uczciwe? Nie, nie jest. Dziennikarz, nawet jeśli brzydzi się politykiem, powinien chcieć z nim rozmawiać i powinien opublikować jego wypowiedzi. Czytelnik ma prawo wiedzieć, co mówią wszyscy politycy, aby móc podjąć decyzję, na kogo głosować. Można się z nami nie zgadzać, ale nie można odmawiać nam prawa do przedstawiania naszych poglądów czytelnikom, widzom czy słuchaczom. Pół biedy, gdy cenzuruje nas prywatna firma, ale gdy robią to media publiczne, jest to nie do przyjęcia. Tymczasem TVP, która jest publiczną telewizją, nie pokazuje Konfederacji. Wrażenie jest takie, że Konfederacja nie istnieje albo że jesteśmy złymi ludźmi. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji powinna już dawno zadziałać, ale tego nie robi.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki