Henryk Tronowicz: - To już która z rzędu hollywoodzka komedia, gdzie akcję osadzono w Las Vegas? Tylko że do żadnej z nich nie można zastosować znanego porzekadła o Neapolu...
Gabriela Pewińska: - ...zobaczyć Las Vegas i umrzeć, że się uśmieję, pozwoli Pan.
Henryk Tronowicz: - Nie wiem, jak to tam jest w rzeczywistości, ale te filmowe spacery po Las Vegas wywołują tylko chandrę. A po obejrzeniu tej komedii, w ogóle odechciewa się myśleć o tym porąbanym mieście grzechu i rozpusty.
Gabriela Pewińska: - Rozpusta - miła sprawa, Panie Henryku.
H.T.: - Lecz chyba twórcy chcieli nam zafundować film o miłości.
G.P.: - Tylko im nie wyszło? Cóż, wszystkie filmy są o miłości, jakby tak się bliżej przyjrzeć. Tu akurat mamy czterech panów po sześćdziesiątce, przyjaciół z dzieciństwa. Jadą do miasta grzechu na wieczór kawalerski jednego z nich. Ów (Michael Douglas) na stare lata żeni się z oseskiem, panienką, której oświadczył się na pogrzebie kolegi. Oryginalne.
H.T.: - Przed laty, Billy (Douglas) i Paddy (De Niro) kochali się w tej samej dziewczynie. A raczej ona kochała ich obu. Po czym wybrała jednego.
G.P.: - Cóż, kino takie historie uwielbia!
H.T.: - Zadra przez całe półwiecze skrobie serce Paddy'ego, mimo że wybranka ich obu zdążyła zejść z tego świata.
G.P.: - Z powodu jej pogrzebu zadawnione pretensje nabrały dodatkowej siły.
H.T.: - Billy postąpił niegodnie, bo nie pofatygował się na pochówek, a nieboszczka wyraziła życzenie, aby to on pożegnał ją nad mogiłą. Wyraziła je expressis verbis, rzecz jasna za życia.
G.P.: - Expressis verbis można, istotnie, wyrażać tylko za życia, Panie Henryku.
H.T..: - No, ale gdzie tu komedia?
G.P.: - Ależ kino ryczy ze śmiechu! Szczególnie bawi fakt, że starszym panom udało się wyrwać spod czułej opieki kochających żon i dzieci i wreszcie zacząć żyć. To raczej dramat!
H.T.: - Czarna komedia?
G.P.: - Bohaterowie zramoleli, by tak rzec, na własne życzenie. Zadekowali się w trumnie za życia. Las Vegas przywróciło im tchnienie. Na bardzo żywotnych w filmie wyglądają zwłaszcza Morgan Freeman i Kevin Kline. Gorzej z Douglasem. W błękitnym golfiku, ze sztuczną opalenizną jest jak odlany z wosku. Zgrywa młodzika. Dość żałośnie, przyzna Pan.
H.T.: - Goguś, jak zwykle. Lekko mydłkowaty. Ja bym w tej roli widział Jacka Nicholsona! Do spółki z De Niro stworzyliby fantastyczny duet!
G.P.: - Nie lubię Nicholsona, choć trzeba przyznać, że aż tak nie spierniczał na stare lata.
H.T.: - Wracając do "Last Vegas", ciekawe, na inteligencję jakiego widza autorzy liczą? Im głupiej, tym śmieszniej? Co by powiedzieli pensjonariusze domu starców? Niedawno w podobnej kategorii tematycznej oglądaliśmy znakomitą komedię wyreżyserowaną przez Dustina Hoffmana "Kwartet".
G.P.: - Myślę, że pensjonariusze domu starców tylko czekaliby, by ktoś ich do Las Vegas wyciągnął. Ochoczo zagraliby w ruletkę, a wygrane 100 tysięcy dolarów przerżnęli na wino, kobiety i śpiew. Jestem za!
Morgan Freeman w czerwonym garniturze tańczący do słynnego przeboju Earth Wint & Fire - warto zobaczyć film Jona Turteltauba tylko dla tej sceny.
H.T.: - Podeszły wiek bywa zabawny i taki był film Hoffmana.
G.P.: - Freeman nie był zabawny, był męski jak cholera. Jego bohater przypomniał sobie, że przede wszystkim jest mężczyzną, nie dziadkiem.
[b]H.T.: - To facet, który starości nie przyjmuje do wiadomości.
G.P.:[/b] - O! To samo Kevin Kline. Grany przezeń bohater to rubaszny przystojniacha, który, jednak, jak mówi jego żona, dawno stracił blask w oku. Dlatego na wyjazd do Las Vegas zaopatruje go w kopertę z... wiagrą, prezerwatywą i karteczką: "Niech to, co zdarzy się w Las Vegas, zostanie w Las Vegas".
H.T.: - Żona wymarzona?
G.P.: - Beznadziejna! Babcia wysyła dziadka do klubu na grę w durnia. Panie Henryku... Potraktowała go jak starego piernika! Jak dzieciaka, którego wysyła się na karuzelę!
H.T.: - Akurat w tym, że czterech bezprzykładnie znudzonych emerytów skrzykuje się do Las Vegas na uroczystość weselną jednego z nich, nie ma chyba niczego nagannego.
G.P.: - Każda okazja jest dobra, by wyrwać się z czułych szponów zatroskanych synków i córek, by zacząć normalnie żyć.
H.T.: - Mają nieprzepartą ochotę raz w życiu pohulać w kasynie.
G.P.: - Dziewczynom przyglądają się jak krytycy sztuki obrazom w galerii. Marzą im się łóżkowe przygody...
H.T.: - Bohater Kevina Kline'a pracowicie kombinuje, jak by zwabić którąś młódkę do sypialni... Biedak nie przewiduje tylko, że w decydującym momencie zmysły prysną...
G.P.: - Po czym rozpalonej dziewczynie tłumaczy, że seks z nią byłby w jego życiu wydarzeniem niebywałym. Sęk w tym, że jak o każdym wielkim wydarzeniu musiałby, jak to robi od czterech dekad, opowiedzieć żonie... Ktoś powiedział, żona to kobieta, która nas całuje, gdy wracamy z pracy, aby się przekonać, że byliśmy na piwie... Ach te żony, Panie Henryku!
H.T.: - Pani interpretacja podnosi mnie na duchu i trochę poprawia moje spojrzenie na ową komedię.
Rozmawiali:
[email protected]
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?