Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

4 rocznica katastrofy smoleńskiej. Dwie rzeczywistości - Macierewicza i Laska, prawda tylko jedna

Jarosław Zalesiński
Czwarta rocznica tragedii smoleńskiej to także kolejna odsłona debaty na temat przyczyn katastrofy, ale debatę tę prowadzono tym razem według innego scenariusza niż w poprzednich latach.

Modlitwa i kwiaty pod pomnikiem w kwaterze smoleńskiej na Powązkach, uczczenie w Sejmie parlamentarzystów, którzy byli uczestnikami tragicznego lotu 10 kwietnia 2010 roku, uliczne marsze, ale także - ważne konferencje prasowe, które były kolejnym aktem narodowej debaty na temat przyczyn katastrofy prezydenckiego tupolewa. To wszystko rozegrało się w czwartek w czwartą rocznicę wydarzenia, które najgłębiej podzieliło Polaków po odzyskaniu wolności w 1989 roku, podzieliło na tyle głęboko, że choć żyjemy w jednym kraju, to jakby w dwóch niestykających się ze sobą rzeczywistościach.

Prezydencka salonka

Pierwsza rzeczywistość to konferencja Antoniego Macierewicza, który przedstawił główne tezy kolejnego rocznicowego raportu, jaki opracował prowadzony przez niego parlamentarny Zespół do spraw Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku. Dziennikarze i za ich pośrednictwem odbiorcy stacji telewizyjnych mogli m.in. zobaczyć bogaty katalog zdjęć tych fragmentów tupolewa, na które się rozpadła prezydencka salonka, urządzona wewnątrz kadłuba samolotu. Wedle ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza, fragmenty te, porozrywane i osmalone, dowodzą, że to właśnie w tej części samolotu nastąpił wybuch. Dodatkowym dowodem na eksplozję miało być rozrzucenie fragmentów salonki na wrakowisku, ich oddalenie od siebie o blisko 30 metrów.

Macierewicz wrócił też do głoszonych już przedtem tez, że odnalezienie fragmentów samolotu jeszcze przed brzozą jest dowodem na to, że bezpośrednią przyczyną katastrofy była eksplozja, a nie - zahaczenie o brzozę skrzydłem tupolewa. O tym, że to nie brzoza odpowiada za dramatyczny przebieg końcówki lotu, przekonywał też gość konferencji, inżynier Glenn Jorgensen z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego. Według sporządzonej przez niego niegdyś symulacji, ewentualne uszkodzenie skrzydła tupolewa nie mogłoby być przyczyną półbeczki, którą według tez raportu Jerzego Millera, wykonał tupolew po zderzeniu z brzozą, a na chwilę przed uderzeniem w ziemię.

Zagraniczne nie znaczy dobre

Największe zdziwienie w tym wszystkim budzi obecność na konferencji inżyniera Jorgensena, kolejnego zagranicznego eksperta zespołu Antoniego Macierewicza. Nawet tylko jako tako obeznani z toczącą się dyskusją na temat przyczyn katastrofy wiedzą przecież, że symulacja Jorgensena została zakwestionowana przez polskiego niezależnego eksperta prof. Grzegorza Kowaleczkę. Wykazał on Jorgensonowi błędy i uproszczenia w jego symulacji. Jorgensen zgodził się z uwagami Kowaleczki, skorygował założenia swojej symulacji i w efekcie kąt przechylenia samolotu w ostatnim momencie lotu wyniósł 94 stopnie, a nie 34, jak poprzednio. Zdaniem prof. Kowaleczki, który zresztą otrzymał w swoim wyliczeniu podobną wartość, i tak sens sporządzania podobnych symulacji jest więcej niż wątpliwy. - Nawet bardziej dokładne modele używane w symulatorach lotu muszą być weryfikowane i modyfikowane w oparciu o wyniki badań w locie - pisze w swojej ekspertyzie prof. Kowaleczko. Antoni Macierewicz, zapraszając Jorgensena, świadomie zignorował dyskusję między duńskim inżynierem i polskim profesorem. I jakby zapomniał, czym się skończyła współpraca z innym zagranicznym ekspertem konferencji smoleńskiej, Chrisem Cieszewskim, który na podstawie analizy zdjęć satelitarnych twierdził, że brzoza została ścięta przed 10 kwietnia. Wystarczyło, by do Smoleńska wybrali się inni naukowcy z laserowym dalmierzem i zwykłą metrówką, by z tych teorii nic się nie ostało.

Niewidoczny wybuch

Na zwołanej w czwartek konferencji powołanego przez premiera Tuska, a kierowanego przez Macieja Laska zespołu ekspertów, których zadaniem jest tłumaczenie opinii publicznej przyczyn i okoliczności katastrofy, teoriom Jorgensena poświęcono najmniej uwagi. Widzowie konferencji mogli za to obejrzeć równie bogatą galerię zdjęć wrakowiska i fragmentów salonki. Tyle że zdjęcia te dowodziły przeciwnej tezy: nie nosiły śladów wybuchu. - Gdyby w salonce doszło do eksplozji- zdroworozsądkowo dywagował przy tym Maciej Lasek - i to jeszcze przed brzozą, nie mogłyby one leżeć tak blisko siebie, jak odnaleziono je na wrakowisku.

Inni eksperci przypomnieli, że żadne z funkcjonujących do samego końca urządzeń rejestrujących nie zanotowało jakiegokolwiek wybuchu, także znajdujący się pod podłogą salonki czujnik ciśnienia, który musiałby zanotować gwałtowny wzrost tego parametru. Odnieśli się także do wątpliwości związanych z tym, że fragmenty tupolewa odnaleziono jeszcze przed brzozą. Według ekspertów Laska, żaden z tych fragmentów nie pochodził z wnętrza kadłuba, nie dowodzą więc one wybuchu, a tylko tego, że tupolew zahaczał już wcześniej o drzewa, co dobrze widać na wykonanych po katastrofie zdjęciach.
Jedno zmieniło się w stosunku do ubiegłego roku: tezy zespołu Antoniego Macierewicza natychmiast spotykają się z kontrtezami ekspertów Michała Laska. A zwykły rozsądek może każdemu pomóc w szukaniu odpowiedzi, kto tu błądzi, a kto ma rację.

Wersja zamachowa
Raport zespołu Antoniego Macierewicza "Cztery lata po Smoleńsku" można przeczytać na stronie internetowej www.smolenskzespol.sejm.gov.pl

Wersja katastrofy
Materiały opracowywane przez ekspertów Macieja Laska, w tym m.in. polemikę prof. Kowaleczki z inżynierem Jorgensenem, można przeczytać na stronie www.faktysmolensk.pl

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki