To jest państwo prawa?! To jest demokracja?!! To jest sprawiedliwość?!!!
Henryk Trojak mówi samymi wykrzyknikami.
- Jeśli ktoś nie był członkiem Solidarności, a pobito go, aresztowano, skazano i zmuszono do emigracji w stanie wojennym, to już dziś nikogo nie obchodzi? Zwykły obywatel jest śmieciem! Nikt nawet "przepraszam" nie powie - denerwuje się Henryk Trojak, niegdyś mieszkaniec Tczewa, dziś Nadrenii-Westfalii w Republice Federalnej Niemiec. Na poważnym stanowisku kierowcy jednego z ministrów tego landu. - Trzymam za pana kciuki, Herr Trojak - powiedział mu minister przed wyjazdem do Gdańska.
Trojak był kierowcą autobusu, pracował w WPK, czyli Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacji. Żył jak inni, polityką się nie interesował, do partii nie należał, do Solidarności się nie zapisał. Miał fajną, młodą żonę i małego synka oraz sporą rodzinę, która dawała mu poczucie wspólnoty. Tylko ojciec był jakiś dziwny.
- Nauczyciel zawodu, ale z reżimem związany - mówi Henryk Trojak.
Grał na gitarze w kapeli na weselach i chrzcinach. Pozytywna opinia z wojska (dwie odznaki: "Wzorowy Żołnierz" i "Wzorowy Kierowca") i z zakładów pracy. Żona była dyżurną ruchu na dworcu PKP w Gdańsku, ale gdy urodził się synek, wzięła urlop wychowawczy. Pożyczka dla młodych małżeństw pomogła im się urządzić. Spokojni, statystyczni obywatele PRL, żyjący w mieście średniej wielkości. Ani za, ani przeciw, liczył się spokój.
31 sierpnia 1982 roku, kiedy Polska pogrążona była w mrokach stanu wojennego, a rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych wisiała nad władzą jak czarna, gradowa chmura, Henryk Trojak przyszedł do pracy na czternastą.
- Heniek uważaj, coś się dzieje na E-16 (czyli drodze prowadzącej przez Tczew z Gdańska na południe) - ostrzegł Trojaka kolega. - Mnóstwo radiowozów tam stoi.
Siadł za kierownicą autobusu. Trasa linii "3", Czyżykowo - Suchostrzygi, prowadziła przez całe miasto i przecinała E-16. Dwa kursy zrobił normalnie, ale za trzecim razem, gdy dojechał na pętlę w Czyżykowie, już się działo, oj działo...
Kobiety lamentują, dym gryzie w oczy, milicyjne suki jadą na sygnałach, z dala słychać strzały. Kierowcy odmawiają jazdy.
- Heniek, musisz jechać! - woła dyspozytorka. Autobus pełen ludzi, wszyscy krzyczą, proszą, by już ruszać. Każdy chce jak najszybciej znaleźć się w domu, dzieci pozbierać, żeby któreś nie oberwało przez przypadek, zamknąć drzwi, schować się...
- Widzisz, co się dzieje!
- Dam ci dwie konduktorki do pomocy...
Na Bałdowskiej autobus Trojaka wjechał niemal w sam środek nawalanki. Zatrzymał go kontroler ruchu i skierował w inną stronę. Jednak zza płotu wypadli zomowcy, wyrzucili pasażerów z autobusu i zaczęli sortować: kobiety i dzieci na prawo, mężczyźni na lewo, młodych mężczyzn z miejsca pałami lali. Bili tak mocno, że ci padali jak ścięci...
Trojak siedzi za kierownicą autobusu i patrzy na to zomowskie widowisko, wreszcie nie wytrzymuje. Zaklął, a może nawet coś tam krzyknął.
Dwu zomoli wpada do środka: Ty ch..u! Jazda na komendę! Podjechał pod komendę MO, chciał zdjąć tablicę informacyjną z autobusu, rzucili się na niego, pobili, wrzucili do piwnicy. Ciemno jak w grobie, nic nie widzi, słyszy jakieś jęki... Wzrok powoli się oswaja, ludzie leżą ściśnięci jak szprotki w puszce, do celi z dwoma betonowymi legowiskami wtłoczono trzydzieści osiem osób.
Siedzieli tam trzy dni i trzy noce, bez jedzenia i picia.
Czasem strażnik wyczytywał jakieś nazwisko.
- Trojak, wychodzić!
Na korytarzu szpaler zomowców wali pałami ile wlezie.
- Krótkie rękawki miałem, bo to lato, nim doszedłem na drugie piętro, tak byłem pobity, że nie wiedziałem, jak się nazywam - opowiada. - Słyszę, że w którejś celi kobiety śpiewają. - Cicho kurwy! ryczą strażnicy.
Drugiego września odbyła się rozprawa. Trojaka oskarżono o przewożenie demonstrantów i ubliżanie funkcjonariuszom MO.
Skazany został błyskawicznie na rok więzienia. "Za to, że w dniu 31 sierpnia 1982 roku w Tczewie znieważył funkcjonariuszy MO słowami s-syny, gestapo i innymi, tj. przestępstwo z art. 236 kk. Sąd Wojewódzki w Gdańsku wyrokiem z dnia 28 października 1982 zaskarżony przez obrońcę wyrok sądu pierwszej instancji utrzymał w mocy".
- Świadkiem był tylko jeden esbek, nie dopuszczono świadków obrony, czyli dwu konduktorek, które ze mną jechały. No i wyszło, że jestem bandytą i wrogiem publicznym numer jeden.
- Błagałam dyrektora WPK o pomoc - wspomina Elżbieta Trojak. - To był porządny człowiek, chciał pomóc, poszedł na komendę, ale tam o mało go nie pobili. Wzięłam adwokata i dopiero po dwu tygodniach dowiedziałam się, że mąż siedzi w więzieniu w Starogardzie. Potem przeniesiono go do Bydgoszczy.
Będziemy się odwoływać - uspokajał panią Elżbietę adwokat. Rada Państwa ułaskawiła Trojaka i wyszedł z więzienia po trzech miesiącach. Gdy przyjechał do Tczewa, pojawili się koledzy z Solidarności: wracaj Heniek do roboty. Przyjęto go w WPK jakby nigdy nic. Leczył się w parafii kościoła Świętej Brygidy, bo od tego bicia coś złego stało się z jego mięśniami. Przyjeżdżała lekarka z Poznania, która zapisywała odpowiednie medykamenty i masaże. Palce miał tak pokiereszowane, że o grze na gitarze musiał zapomnieć.
Ale to nie koniec przygód z MO i SB zwykłego obywatela PRL.
W domu zaczęli nachodzić go tajniacy. Koledzy można powiedzieć, bo wychowali się na tej samej ulicy. - Słuchaj sk....synu: albo wypier...asz, albo coś złego ci się może przytrafić... Straszyli żonę, robili rewizje, dziecku pieluszki przetrząsali. Pojawiali się także, gdy wychodził do pracy i przepytywali żonę. Nazwisko, imię ojca, imię dziadka, nazwisko panieńskie babki...
- Szwaby jesteście, macie niemieckie papiery, to spieprzajcie do Reichu.
Wreszcie Henryk Trojak pękł. Jego i żonę zmuszono do zrzeczenia się polskiego obywatelstwa. Gdy podpisali dokumenty, esbek ucieszył się: Teraz jesteście w Polsce powietrzem! Wyzwał ich od gestapowców i wręczył paszporty. W jedną stronę.
W Niemczech przeszli drogę wszystkich, którzy w latach osiemdziesiątych wyjechali z Polski. Obóz przejściowy, nauka języka, szukanie pracy i swego miejsca w życiu. Mieli szczęście, spotkali perkusistę z kapeli, z którą w Tczewie grał na weselach. Już był tu urządzony, namówił ich, żeby pojechali do Nadrenii-Westfalii. Najpierw prowadził autobusy, potem woził owoce, wreszcie został kierowcą Paula Spiegla, prezydenta Centralnej Rady Żydów w Niemczech. To była dobra praca, Herr Spiegel był bardzo szanowanym w Niemczech człowiekiem. Jeździł z nim opancerzonym autem po całej Europie. Teraz Henryk Trojak jest kierowcą ministra w rządzie krajowym Nadrenii-Westfalii. Siedem lat na tę pracę czekał i doczekał się.
Synów wychował na porządnych ludzi, ale są Niemcami. Jeden jest zawodowym wojskowym, drugi policjantem. A mogli przecież być Polakami, gdyby ich rodziców nie wyrzucono w stanie wojennym z kraju. Jednak żyje mu się dobrze, synowie ustawieni, żona zdrowa, o co więc chodzi?
- O sprawiedliwość, pani Szczepuła, o sprawiedliwość.
W internecie przeczytał informację, że 18 listopada 2007 roku weszła w życie nowelizacja ustawy "o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego".
Umożliwia ona występowanie do sądów o uznanie nieważności wyroków sądów w takich sprawach, a także o odszkodowania. Więc pomyślał sobie, że trzeba unieważnić ten absurdalny wyrok z 1982 roku, choć działaczem opozycji nie był. Wysłał papiery do sądu i otrzymał wezwanie na 28 kwietnia. Przyjechał do Gdańska. Wysoki Sąd zapytał, czy był działaczem związkowym. Gdy powiedział, że nie, odrzucił jego wniosek. Przyszedł do redakcji, by wylać swoje żale i zapytać, czy to sprawiedliwe? Przecież bito go, poniżano, skazano i wyrzucono z kraju bez powodu.
- Nie chcę pieniędzy. Chodzi mi o zniesienie wyroku i o słowo "przepraszam".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?