Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witajcie na Mauritiusie, w raju Marka Twaina!

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Cap Malheureux to po francusku Przylądek Nieszczęścia. To tu w roku 1810 rozpoczęła się inwazja Brytyjczyków na wyspę. Dziś jest to jeden z najchętniej odwiedzanych jej zakątków
Cap Malheureux to po francusku Przylądek Nieszczęścia. To tu w roku 1810 rozpoczęła się inwazja Brytyjczyków na wyspę. Dziś jest to jeden z najchętniej odwiedzanych jej zakątków fot. Krzysztof Maria Załuski
W największym skrócie Mauritius można opisać jako krainę o bezkresnych plażach, palmach kokosowych i seledynowych lagunach, otoczonych rafami koralowymi. Wyspę niekończących się plantacji trzciny cukrowej, niespotykanych nigdzie indziej roślin, cudownych kwiatów i malowniczych, choć filigranowych w porównaniu do Alp, gór. Mauritius to miejsce, w którym, jakimś ponadnaturalnym, być może boskim fortelem, różne niegdyś kultury, smaki, aromaty i ludzkie rasy stały się nieomal monolitem.

Większość przewodników turystycznych po tej wyspie rozpoczyna się od słów Marka Twaina: „Najpierw Bóg stworzył Mauritius, a dopiero potem raj - na jego wzór i podobieństwo”. Problem w tym, że przypisywanie tego cytatu najwybitniejszemu amerykańskiemu pisarzowi przełomu XIX i XX wieku nie do końca jest uprawnione.

W rzeczywistości bowiem autor „Przygód Tomka Sawyera” w swoich dziennikach pod datą 8 kwietnia 1896 r. pisał o Mauritiusie następująco: „To jedyny kraj na świecie, w którym nie trzeba nikogo pytać ‘Jak podoba ci się to miejsce?’ I to jest rzeczywiście duże wyróżnienie. Tutaj bowiem każdy opowiada o swoim kraju, nie czekając na to pytanie. Wszyscy sami opowiedzą ci o wszystkim. Z jednej z takich opowieści można dowiedzieć się, że Mauritius został stworzony jako pierwszy, a dopiero potem powstał raj, i że to raj jest kopią Mauritiusa. Ktoś inny opowie ci z kolei, że to przesada; że dwóm największym wioskom, Port Louis i Curepipe, brakuje rajskiej doskonałości; że nikt z własnej woli nie zamieszka w Port Louis, i że Curepipe jest najbardziej wilgotnym i deszczowym miejscem na świecie”.

Mauritius – afrykańska perła na Oceanie Indyjskim

Mauritius – afrykańska perła na Oceanie Indyjskim. ZDJĘCIA

Na szczęście dla Mauritiusa i jego mieszkańców to niewątpliwe nadużycie, a właściwie kłamstwo, które powtarzane tysiące razy stało się faktem, nie jest pozbawione znamion prawdy. Bo ta niewielka zielona wysepka, zagubiona w otchłaniach Oceanu Indyjskiego, rzeczywiście jest wyjątkowo urokliwa.

Od Dina Arobi do Île Maurice

Mauritius geograficznie jest częścią Afryki. Leży w archipelagu Maskarenów na południowo-zachodnim Oceanie Indyjskim - 900 km na wschód od Madagaskaru i prawie 200 km na północny wschód od francuskiego La Réunion; od wybrzeży Mozambiku dzieli go zaś prawie 2000 km. W skład Republiki Mauritiusu prócz głównej wyspy wchodzi także Rodrigues, archipelag Cargados Carajos i Wyspy Agalega.

Jako pierwsi dotarli tu Arabowie. Stało się to w roku 975 n.e. podczas jednej z handlowych wypraw po Oceanie Indyjskim. Miejsce to najprawdopodobniej nie przypadło im do gustu, bo go nie zasiedlili. Jedyny ślad, jaki po tamtym wydarzeniu pozostał w kronikach, to nazwa - Dina Arobi (Wyspa Bezludna). Wiadomo również, że wyspę penetrowali Malajowie. W jakim celu i jak intensywnie, niestety, nie wiadomo.

Ostatecznie Mauritius został odkryty w 1505 roku przez Portugalczyków. A konkretnie przez żeglarza Domingo Fernandeza Pereirę, który nazwał go Ilha Do Cerne (Wyspa Łabędzi). Inny Portugalczyk, Don Pedro Mascarenhas, grupie wysp znanych obecnie jako Mauritius, Rodrigues i Reunion, nadał nazwę Mascarenes… Portugalczycy nie zostali tu jednak długo, ponieważ tak jak ich poprzednicy nie byli zainteresowani kolonizacją archipelagu. Wyspę Łabędzi wykorzystywali jedynie jako port i miejsce do pozyskiwania świeżej żywności.

Na stałe osiedlili się na Mauritiusie dopiero Holendrzy. W roku 1598 w Grand Port wylądowała ich eskadra pod dowództwem admirała Wybranda Van Warwycka. I to właśnie on - na cześć księcia Maurice’a Van Nassau - zmienił wyspie nazwę na Mauritius… Do próby stałego osadnictwa doszło jednak dopiero w roku 1638. Osad było kilka, ale żadna z nich nie przynosiła spodziewanych zysków. Dlatego w roku 1710 Holendrzy ostatecznie opuścili wyspę. Dzięki nim trafiły tu trzcina cukrowa, zwierzęta domowe, jelenie i… szczury. Holendrom przypisuje się także wycięcie wszystkich drzew hebanowych i wybicie gigantycznego nielota - ptaka dodo, będącego obecnie symbolem wyspy.

Okres francuski i brytyjski

Po exodusie Holendrów Mauritius pozostawał długo niezamieszkany. W 1715 roku kapitan Gillaume Dufresne D’Arsel zajął wyspę i ogłosił ją własnością Francji. Nadał jej także nową nazwę - Isle de France.

Na jej gubernatora wyznaczono Denisa Denyona. Wkrótce rozpoczęto też intensywne osadnictwo w Port North West (Port Louis) i Port South East (Grand Port). Na wykarczowanych połaciach ziemi posadzono kukurydzę, tytoń i ryż. Wkrótce jednak uprawy te zostały zniszczone przez cyklony.

Za rządów kolejnego gubernatora, Bertranda Mahé de Labourdonnaisa, zbudowano drogi oraz szpital cywilny i wojskowy - istniejący notabene do dziś. Wzniesiono także siedzibę rządu, liczne prochownie, sklepy, magazyny, nowy port, kanały oraz linię fortyfikacji i baterii do obrony stolicy. Do ich budowy i obsługi sprowadzono z Francji kolonistów, a z Afryki niewolników.

Osadnicy uprawiali trzcinę cukrową, pszenicę, ryż, bawełnę, kawę i indygo oraz zbudowali pierwszą fabrykę w Pamplemousses. Bertrand Mahé de Labourdonnais założył także Pamplemousses Garden i ogród botaniczny Chateau de mon Plaisir. Z Filipin trafił tu pieprz, cynamon i inne azjatyckie przyprawy. Na wyspę przybyli także pierwsi rzemieślnicy i rolnicy z Indii. Ich zadaniem było prowadzenie robót publicznych i uprawa ziemi.

Wkrótce Ile de France stała się dobrze prosperującą kolonią. Co nie mogło oczywiście nie zwrócić uwagi innej europejskiej potęgi kolonialnej - Wielkiej Brytanii.

Brytyjczycy podjęli kilka prób podboju Mauritiusa. Początkowo bezskutecznych. Dopiero podczas wojen napoleońskich w roku 1810 udało im się opanować wyspę. Inwazja przyszła z północy - od strony urokliwego Cap Malheureux. Napastnicy, mimo że mniej liczni, dysponowali większą ilością dział. Bitwa zakończyła się ostatecznie klęska Francuzów.

Brytyjczycy, aby zyskać przychylność mieszkańców wyspy, zagwarantowali im, że ich zwyczaje, prawa, język i kultura będą respektowane. Ile de France przemianowano jednak na Mauritius i - na mocy traktatu paryskiego z 1815 roku - formalnie wcielono do Brytyjskiego Imperium.

Sir Robert Farquar, który został pierwszym gubernatorem, dokonał szybkich zmian społecznych i gospodarczych. Jedną z nich była ustawa znosząca niewolnictwo - abolicja weszła w życie w roku 1835.

Wyzwolenie niewolników miało rewolucyjne znaczenie demograficzne i gospodarcze. Spowodowało bowiem konieczność sprowadzenia z Indii dużej liczby robotników kontraktowych do pracy na polach trzciny cukrowej. W wyniku tamtej fali imigracji Hindusi do tej pory stanowią najliczniejszą grupę etniczną na wyspie.

Od niepodległości do dobrobytu

Mauritius pełnej niezależności doczekał się w 1968 roku. Wcześniej, po konferencjach konstytucyjnych, które odbywały się w Londynie w roku 1955 i 1957, na wyspie wprowadzono ustrój ministerialny, a 9 marca 1959 roku odbyły się pierwsze wybory powszechne. Sześć lat później miała miejsce ostatnia z serii konferencji, które utorowały Mauritiusowi drogę do niezawisłości.

Ostatecznie 12 marca 1968 roku Brytyjczycy oddali Maurytyjczykom władzę nad wyspą. Jej pierwszym premierem został lekarz Seewoosagur Ramgoolam Kushwaha, nazywany do dziś ojcem narodu. Dokładnie 24 lata później, 12 marca 1992 roku, wyspa stała się republiką - członkiem brytyjskiej Wspólnoty Narodów.

W ciągu 55 lat, jakie minęły od uzyskania niepodległości, Mauritius przeszedł długą drogę od postkolonialnego ubóstwa do stosunkowo wysokiego dobrobytu.

Republika Mauritiusu jest obecnie jednym z niewielu krajów w regionie mogących pochwalić się demokracją w stylu zachodnim, wolnymi wyborami i przestrzeganiem praw człowieka. Dzięki inwestycjom w turystykę, rolnictwo, przetwórstwo ryb oraz sektory finansowy i włókienniczy, a ostatnio również informatyczny na wyspie pojawiło się wielu zagranicznych przedsiębiorców. Stabilność polityczna, doskonały klimat i wysoki poziom bezpieczeństwa pozwoliły wyspiarzom osiągnąć jeden z najwyższych w Afryce wskaźników wzrostu PKB.

W ostatnich latach kraj staje się także jedną z głównych destynacji turystycznych - wyspę odwiedzają głównie Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy. Podróżnych przyciągają stosunkowo niskie ceny, wspaniały klimat, turkusowe laguny oraz pierwszorzędnie przygotowane plaże. Nie bez znaczenia są także bezpieczne i czyste hotele, oferujące szereg usług SPA i znakomitą infrastrukturę sportową.

Wysoki poziom sektora turystycznego potwierdzają międzynarodowe nagrody i lawinowy wzrost liczby gości. W rankingach popularności wyspa zajmuje już trzecie miejsce w regionie i 56 na świecie. Pościg za sąsiednimi Seszelami i Malediwami na moment przerwała pandemia COVID-19. Po dwuletniej zapaści Mauritius złapał jednak oddech i popyt na rajskie wczasy ponownie rośnie.

11 godzin i 50 stopni Celsjusza

Na Mauritius trafiłem sześć lat temu. W styczniu 2017 roku. Polska zasypana była wówczas śniegiem. Temperatura nad ranem spadała do 20 stopni poniżej zera… Kiedy po 11 godzinach lotu z Warszawy nasz samolot znalazł się na płycie lotniska Sir Seewoosagur Ramgoolam International Airport, jako pierwsza zaszokowała mnie temperatura. Mimo że dochodziła czwarta rano, termometry wskazywały prawie 30 stopni Celsjusza. Powietrze było gęste i wilgotne. Zapachniało tropikiem, jaki pamiętałem z Brazylii.

Na Mauritiusie spędziłem trzy najbardziej pamiętne tygodnie w moim życiu. Zobaczyłem w zasadzie wszystko, co można było zobaczyć - Ziemię Siedmiu Kolorów w Parku Narodowym Chamarel, Ogród Botaniczny Pamplemousses, wyspę Ile aux Cerfs, plaże, Belle Mare, Fic en Flac i Gris Griss, Park Black River Gorges i Przylądek Nieszczęścia, czyli Cap Malheureux.

Pojechaliśmy też na safari i na rafę koralową.

Zakochaliśmy się w tym kraju bezprzytomnie. W jego spokoju i tolerancji, w przyrodzie i w kuchni. I w ludziach - cichych i przyjaznych. I w tym, że nie ma tu żadnych zagrożeń - nawet ze strony zwierząt i owadów. Bo na Mauritiusie nawet skorpiony nie są jadowite… Ale to w sumie nie powinno dziwić, bo przecież w raju wszystko musi być idealne.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki